Rozdział 21. Jej codzienność.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 💚🖤Hohohohohoho! 💚🖤

Witam Was wszystkich w tę mikołajkową noc, bądź ranek w nowym rozdziale Romansu! 

Postanowiłam, że nie będę kijowym Mikołajem, który nie przynosi prezentów!

Sama nie wierzę w to, że rozdział jednak się pojawił, najpierw w mojej głowie, potem w pliku, a ostatecznie tutaj, gotowy do publikacji.

Nie wiem, czy zadziałała magia naszego świata, tego Pana w czerwonej czapie powyżej, czy takie po prostu było zrządzenie losu, ale jednak się udało!

A ja jestem szczęśliwa, że mogłam dotrzymać danego słowa.

Na pewno pojawiła się w moim życiu innego rodzaju magia. Magia, za którą jestem wdzięczna i będę zawsze.

Magia przyjaźni.

Chciałabym podziękować Atramentovej i Red_x_Raven za wsparcie, które zmobilizowało mnie do napisania rozdziału. 

Dziękuję, że poczułam dzięki Wam magię.

Kocham i przesyłam Wam wszystkim dużo ciepła w tę grudniową noc

Justinemariem 💚🖤



Kenilworth przywitało ich ciepłem, rozchodzącym się po ich wystawionych do słońca twarzach oraz tajemnicą zaklętą w starych, średniowiecznych murach.

Po zameldowaniu się w Gospodzie pod „Samotnym Hipogryfem" i zostawieniu Franka w pokoju przeznaczonym dla Hermiony, zabrali wszystkie dokument oraz narzędzia, potrzebne do stworzenia podwalin architektury scen, na których miały odbyć się wszystkie wydarzenia Kongresu i gotowi do pracy, ruszyli w stronę zamku. 

Hermiona postanowiła zapakować także zapas wody oraz przekąsek, ponieważ była przekonana, że nie będę mieli czasu na powrót go gospody na zjedzenie jakiegokolwiek ciepłego posiłku, co spotkało się ze zdziwieniem i dezaprobatą Dracona, który owszem czuł się zaangażowany w cały projekt, ale jednak liczył, że ten wyjazd będzie dla nich przede wszystkim formą złapania chwili oddechu. 

Hermiona spokojnie tłumaczyła mu, że nie mogą myśleć o tym wyjeździe egoistycznie i najpierw muszą wypełnić swojej obowiązki, a dopiero w dalszej kolejności będą mogli odpoczywać. 

Maszerowali szybkim krokiem w stronę znajomej zaczarowanej altany, która stanowiła przejście pomiędzy światami. Z rosnącym w sercu podekscytowaniem, Hermiona wspominała chwile, kiedy była tutaj pierwszy raz, a Draco pokazywał jej magię, tego odgrodzonego od oczu zwykłych ludzi miejsca. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, chociaż za wszelką cenę, pragnęła zachować profesjonalizm i nie pozwolić na to, aby emocje wygrały z jej naturą nastawioną na realizację zobowiązań. 

A jej natura krzyczała, że powinna teraz zająć umysł projektami i notatkami czarodziejów, którzy tygodniami trudzili się nad pracami trzymaną teraz przez nią w niewielkiej teczce. 

Teraźniejszość krzyczała, że nie powinna tracić nawet chwili, będąc tutaj razem z mężczyzną, który ją uszczęśliwiał.

Ukradkiem jednak, spoglądała na Dracona, chcąc znaleźć potwierdzenie w jego gestach, że również tak jak ona, przeżywa to, że są tutaj całkiem sami.

Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła na swojej dłoni, dotyk jego ciepłych palców i już nie miała wątpliwości, że oboje są w tym razem.

Zadrżała mimowolnie, gdy wyszeptał tuż nad jej uchem hasło runiczne wyryte w pamiętającym wieczność kamieniu.

„Czekam na Ciebie po drugiej stronie świata".

Czy mogła właśnie teraz, w swoim rozdygotanym emocjami sercu, przyznać, że ona czekała przez całe życie właśnie na niego? 

Czy tragiczna historia miłosna Roberta Dudleya i królowej, która go odtrąciła będzie złym zwiastunem ich przyszłości? Przekreślała ją, wyciągając na wierzch wszystko, co ich rożni, spychając w niebyt to, co ich tutaj przywiodło?

Hermiona wierzyła, że tylko miłość mogła sprawić, że dwoje tak obcych sobie ludzi, stało teraz obok siebie, dostosowując rytm swojego serca do ukochanego. 

Miłość dotykała każdego człowieka, bez względu na to, czy posiadł umiejętność posługiwania się magią, czy był tego pozbawiony. Ich zadaniem było teraz wytrwać w tym razem, bez względu na to, z jakimi wyniszczającymi huraganami będę musieli się zmierzyć, aby przetrwać.

Wyszli z altany, patrząc z zachwytem na to samo miejsce, które przed chwilą opuścili, ale wzbogacone przepychem magicznego świata. Ruiny zamku, teraz w cudowny sposób zamienione w okazałe mury budowli ponownie zrobiły na Hermionie ogromne wrażenie, ale nie wyrażała głośno swojego zachwytu, przypatrując się jedynie z podziwem okazałemu zabytkowi.

Magiczne stworzenia przechadzające się po rozległym terenie, przypatrywały się im leniwie, zajęte swoją codziennością.

 W oddali dostrzegła rodzinę jednorożców, które z mądrością wypisaną w ich jasnych oczach, ostrzegały ich rżeniem i tupotem kopyt, że nie powinni się zbliżać do nich, wchodząc na ich terytorium. Powiodła wzrokiem w stronę linii lasu, zarysowującego się na horyzoncie, gdzie zobaczyła coś co ją zaintrygowało.

– Widzisz tamto zwierzę? – powiedziała szeptem, wskazując różdżką w stronę okazałych drzew, których konary nachylały się nad błoniami, zmęczone ogromem lat trwania na ziemi.

– To chyba wampus* – odpowiedział Draco przyciszonym głosem. – Niebezpieczne i fascynujące zwierzę. Przypomina pumę albo kuguara, jest niesamowicie szybki. Potrafi hipnotyzować, a nawet posiadł umiejętność podobną do legilimecji. Nie sądziłem, że żyje również tutaj, bo zwykle osobniki tego gatunku były znajdowane w Ameryce Południowej.

– Jestem tak zaskoczona twoją wiedzą, że ciężko jest mi w tym momencie wydusić choćby słowo. Ty i wiedza o magicznych zwierzętach? Hagrid byłby wniebowzięty, gdybyś kiedykolwiek na lekcji wykazał zainteresowanie...

– Nigdy nie mógłbym tego zrobić – odpowiedział Draco bez cienia zażenowania. – Ojciec miał inne plany, a ja się chciałem mu przypodobać, zarachowując się tak, jak tego ode mnie oczekiwał.

– To znaczy, że kolejną rzeczą, którą się o tobie dowiaduję jest to, że lubisz zwierzęta?

– Od dziecka. Podręcznik Skamandera był moją ulubioną książką w dzieciństwie, ale wszystko się zepsuło, gdy Dumbledore postanowił, że nauczycielem Opieki nad magocznymi stworzeniami będzie ten wyrośnięty ... – zatrzymał się, zanim pozwolił sobie na obrażenie go w jej obecności. – Nauczycielem będzie Hagrid. Musiałem udawać, ale to nie była dla mnie pierwszyzna. 

– To dlatego zaopiekowałeś się Frankiem?

– Tak, ale wiem, że u ciebie będzie mu lepiej. Jestem chodzącym egoistą, pewnie zapomniałbym o tym, że on też potrzebuje jedzenia.

– Jestem pewna, że nie, bo nie jesteś egoistą tylko przez wiele lat sprawiałeś takie wrażenie.

– Nie wybielaj mnie i mojego zachowania.

Hermiona patrzyła na zmarszczone brwi mężczyzny i odczuła na swojej dłoni mocniejszy uścisk, ale przetrwała to, dając mu chwilę na wyciszenie emocji. Odwróciła wzrok w stronę otaczających ich budynków, składających się na kompleks zamku.

Ruiny Kenilworth dostępne dla oczu mugoli sprawiały, że miała ochotę zbadać jedynie architekturę tego miejsca i dowiedzieć się czegoś więcej o jego historii.

Zamek Kenilworth odsłonięty w pełnej krasie i swoim niezaprzeczalnym pięknie, wołał do niej, chcąc opowiedzieć jej tragiczną historię dwójki kochanków i niespełnionej, bolesnej miłości. Mury kiedyś tętniące życiem, zapraszały ją do poczucia całym sercem tej opowieści, z którą tak dotkliwie zapoznawała się w swojej teraźniejszości. 

Czy historia Hermiony Granger i Dracona Malfoya miała szansę na szczęśliwe zakończenie?

Świadomość tego, że miłość do Dracona będzie rozrywać jej serce, odbierała jej siłę, ale pomimo wszystko chciała tego spróbować. 

Oboje zasługiwali na tę szansę.

Ponownie podniosła wzrok na Dracona, który odszedł kilka kroków, oceniając wzrokiem przestrzeń, skupiony na zadaniu, jakie ich czekało. 

Próbowała sobie odpowiedzieć, dlaczego tak szybko pozwoliła sobie na rozlanie się tego uczucia w swoim sercu, ale nie wiedziała, jak ubrać to wszystko, co im się przydarzyło, w odpowiednie słowa. 

Po prostu, bez niepotrzebnych rozmyślań, przyznała sama przed sobą, że Draco Malfoy stał się powodem, dla którego chciała dalej żyć.

W swoich pustych do tej pory dłoniach, ściskała jego, pokazując mu, że jest z nim, na dobre i na złe. Była gotowa trwać przy nim i stać u jego boku, nawet gdyby przeżywał chwile zwątpienia.

Błagała w myślach, żeby jej na to pozwolił.

Pracę rozpoczęła od sporządzenia notatek i uwag związanych ze sposobami przeniesienia czarodziejów pomiędzy światami, ponieważ oboje z Draconem zgodnie stwierdzili, że jedna altana nie wystarczy. W pierwszej kolejności trzeba będzie wyznaczyć kolejne punkty, które pozwolą uczestnikom imprezy na swobodne przekroczenie granic. Hermiona zaznaczyła różdżką tekst na czerwono, który wskazywał na konieczność odseparowania Kongresu od naturalnego środowiska, zamieszkałych w Kenilworth magicznych stworzeń tak, żeby nie ucierpiały na skutek poczynań czarodziejów. One tutaj były pierwsze i nie powinny dotykać ich jakikolwiek negatywne skutki działań ludzi.

– Nie podoba mi się to – mruczała Hermiona, siedząc na kocu i przekładając kolejne pergaminy. – Nie wiem, dlaczego jest tutaj tyle nieścisłości. 

– O jakich nieścisłościach mówisz? – zapytał spokojnie, leżąc na kocu z założonymi pod głową rękami.

– Co o tym myślisz? – zapytała i wcisnęła mu w ręce dokument, a kolejny rzuciła mu na głowę, chcąc w ten sposób przerwać jego błogą chwilę lenistwa. Potrzebowała jego opinii tu i teraz, gdyż w jej wnętrzu panika urosła do niebotycznych rozmiarów – Dziesięć scen, o których wiemy i jedenasta, która na razie owiana jest tajemnicą. Na każdej z tych odkrytych symboliczne pokazanie tradycyjnego i nowoczesnego spojrzenia na wybrane zagadnienia, które mają przykuć uwagę turystów i zaproszonych gości. Ale czegoś wciąż mi tutaj brakuje.

– Nie wspominają o wojnie – powiedział przelatując wzrok tekstem. 

– Dlaczego? – zapytała. – Dlaczego to pominęli? 

– Pewnie mieli dobry powód. Odkryją to później.

Hermiona podniosła się z koca, otrzepując kurz z nóg. Zakryła dłonią oczy, aby spojrzeć na błonia rozciągające się tuż za zamkiem. 

Kenilworth ją rozpraszało, a otoczenie zmuszało ją do snucia marzeń, które teraz powinna odłożyć na dalszy plan. Podeszła kilkadziesiąt stóp, aby mogła objąć wzrokiem całą przestrzeń. Wszystko wydawało się być odpowiednie, ale coś się jej nie zgadzało.

Każda ze scen miała być okryta z trzech stron kolorowym namiotem. Nietrafionym pomysłem było ustawienie każdego z nich na planie koła z centralną estradą, na której miały odbywać się główne wydarzenia. Jej zdaniem takie ustawienie zostało błędnie zaplanowane, ponieważ uniemożliwiało swobodny przepływ widzów, ale kim ona była, żeby narzucać architektom i twórcom pomysłu swoją wolę.

Lekko wzdrygnęła się, gdy poczuła jego dłonie na swojej talii. Pomimo pewności, że są tutaj całkiem sami, jego otwarte okazywanie jej uczuć, wciąż ją krępowało, gdy znajdowali się na otwartej przestrzeni.

– Nie mogę sobie tego wyobrazić – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. – Te wszystkie kolorowe namioty cyrkowe? Plan zakłada, że ustawiono by je na planie koła, tak, aby można było jednocześnie uczestniczyć i obserwować wydarzenia na kilku scenach. To nie jest głupi pomysł, ale nie widzę tego, po prostu mi się to nie podoba. Czy ty to widzisz? 

– Widzę, bo na pergaminach są gotowe projekty. Zawsze ci mówiłem, że masz ciasny umysł...

– Och, przestań już – żachnęła się, trącając go boleśnie w ramię. – Miałam wystarczającą wyobraźnię, żeby założyć, że będziesz dla mnie odpowiednim mężczyzną... 

– To znaczy, że musiałaś dużo o mnie rozmyślać.

– NIE KAŻDA ROZMOWA DOTYCZY CIEBIE DRACO!

– A szkoda – odpowiedział, śmiejąc się cicho. – Przestań panikować tylko powiedz, co wymyśliłaś, bo widzę, że cię to dusi

– Słuchaj, to nie może tak wyglądać – powiedziała z rezygnacją w głosie, wracając do tematu. – Te założenia są całkowicie beznadziejne. Sceny będą zbyt blisko siebie, a te przejścia pomiędzy nimi, będą potęgowały uczucie stłoczenia. Labirynt ma złą symbolikę. Kręte ścieżki, prowadzące do ukrytych zaułków wprowadzą tylko niepotrzebny zamęt i niepokój. Powinniśmy pokazać naszą otwartość. A nie uwypuklać, to jak ciężko jest czasami zrozumieć naszą brytyjską odmienność, zamknięcie. Odizolowani od Europy na wyspie, pogłębiamy tylko niepotrzebnie to mylne postrzeganie naszej społeczności – przygryzła dolną wargę, skupiając się nad tym, jak to wszystko powinno wyglądać. 

– Masz lepszy pomysł? – usłyszała jego pytanie, ale nie chciała odpowiadać, bo jej wizja całkowicie kłóciła się z projektami. 

– Mam – odparła, pozwalając sobie na ciche westchnienie. 

– Pokaż mi – zaśmiał się cicho prosto do jej ucha, przygryzając delikatnie jego płatek. – Przemądrzaj się, Granger, kręci mnie to.

I pokazała mu, używając kilku skomplikowanych zaklęć, skupiła się ukazując mu to, co zrodziło się w jej głowie.

Utkwiwszy wzrok w jego zachwyconym spojrzeniu, wiedziała, że zrozumiał tę wizję i pomoże jej wszystko zmienić tak, żeby jej wersja stała się jedyną słuszną dla całej czarodziejskiej społeczności.


***


Gdy pracowała, czuła na sobie jego czujne spojrzenie, ale gdy podnosiła wzrok, on wciąż uciekał. Obserwowała go, gdy podniósł się i podszedł do torby, w której z zapałem czegoś szukał. Wrócił do niej po kilku minutach z niewielkim, czarnym urządzeniem i kucnął tuż obok. 

Hermiona spojrzała na niego z konsternacją wymalowaną na twarzy, gdy za chwilę błysnął flesz, a z urządzenia buchnął magiczny pył osiadając na rozłożonych przed nią pergaminach.

 Zrozumiała, że Draco zrobił jej zdjęcie, ale wciąż milczał, nie chcąc zdradzić powodów swoich poczynań.

– Dlaczego? – zapytała, podpierając brodę dłonią.

– Jesteś piękna, a ja chciałem to utrwalić. Dostałem ten aparat od Hithrope, gdybym potrzebował coś udokumentować i właśnie taka potrzeba się pojawiła.

– Nie wiem, czy coś takiego miała na myśli.

Draco spojrzał na nią z pobłażaniem, wywołując na jej twarzy uśmiech, żeby za chwilę wykonać kolejne zdjęcie, zatrzymując ten moment w kadrze.

Odłożyła pergaminy, aby zbliżyć się do niego i usiąść tuż obok. Wypowiadając zaklęcie, wyrwała mu aparat z ręki i przelewitowała go kilka stóp dalej. 

– Obejmij mnie – ponagliła go. – Zróbmy sobie wspólne zdjęcie.

– Nie lubię zdjęć – odparł, przyciągając ją jednak posłusznie do siebie ramieniem. 

– Nie musisz lubić – odpowiedziała, podnosząc głowę, aby spojrzeć mu prosto w oczy.

W tym samym momencie przycisk aparatu został wciśnięty, wykonując zdjęcie. Po wywołaniu tego dnia wykonanych fotografii, każde z nich zabrało swoją kopię i postanowiło, bez wiedzy drugiego, nosić je zawsze przy sobie, aby w czasie zwątpienia przypomnieć sobie o tym, co jest dla nich od teraz najważniejsze.



***



Po ciężkim dniu Hermiona weszła do pokoju i jednym machnięciem różdżki, zapaliła świece w pomieszczeniu, rozjaśniając mrok. 

Podeszła do balkonu i otworzyła szeroko drzwi, aby wpuścić trochę świeżego, chłodnego, nocnego powietrza. Mieli otrzymać dwa dni, gdzie mogli się poznać, ale rzeczywistość zweryfikowała jej plany, dokładając całą masę pracy, z którą uporali się dopiero tuż przed zapadnięciem zmierzchu. 

Ostatnie godziny spędzone w towarzystwie Dracona, dały jej wiele odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale wciąż czekała na poważną z nim rozmowę. Chciała, żeby określił się, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Nie oczekiwała od niego deklaracji, a jedynie wskazówek, wspólnego uzgodnienia, jakie działania powinni podjąć w pierwszej kolejności, aby ostatecznie być razem.

Pragnęła tego i chciała z nim być, chociaż wyobraźnia nie podsuwała jej pięknych, radosnych obrazów. Spodziewała się, że będzie ciężko, ale obecnie też nie było jej łatwo, więc przyjęła to ryzyko, godząc się z nim. 

Zastanawiała się co ją do niego przywiodło i sprawiło, że podjęła decyzję w swoim sercu. 

Przede wszystkim przez ostatnia lata czuła dojmującą samotność. Objawiała się dziwną pustką, pomimo że w pokoju, w którym przebywała było pełno ludzi. Obecność Rona oraz jego rodziny, czy Harry'ego albo innych przyjaciół z Hogwartu przestała jej wystarczać. Coraz częściej łapała się na tym, że w ich towarzystwie, tęsknie wyglądała przez okno lub bez wyrzutów sumienia sięgała po jakąkolwiek lekturę, aby zatopić się w czytaniu i przenieść się, choćby na chwilę gdzieś indziej, w jakiegokolwiek inne miejsce, w którym czuła cokolwiek, co zajmowało jej umysł. 

Bolesne ukłucie zazdrości dotykało ją w czasie, gdy ukradkiem obserwowała na ulicy trzymające się za ręce pary, które skradały sobie wzajemnie gorące pocałunki, spragnione swojej bliskości.

 Ona tej bliskości z Ronem nie miała już od dawna i chociaż świadoma była tego, że z biegiem czasu, wszystko się zmienia, to w tym przypadku, wiedziała, że straciła to bezpowrotnie. 

Tęsknota za miłością popchnęła ją w ramiona człowieka, który był równie tego spragniony, jak ona.

Pojawił się, wlewając w jej duszę nadzieję na lepsze jutro.

Z początku niewinny flirt, zamienił się w niepohamowaną lawinę tego jedynego uczucia, które spotyka się na swojej drodze tylko raz w życiu i nie powtórzy się ono już nigdy. 


Czekała na Dracona, który obiecał, że za chwilę do niej dołączy. Szybko poszła do łazienki i ściągnęła nieświeże ubranie, zostawiając je na podłodze. Odkręciła wodę i weszła pod chłodny strumień. Poczekała aż krople dotrą do każdego skrawka jej ciała, aby mogła zmyć z siebie pot, kurz i trud całego dnia. Pod zamkniętymi powiekami, przewijała obrazy związane z bliskością Dracona, której miała okazję ostatnio doświadczać. Zrobiło jej się gorąco na samą myśl, gdy przypominała sobie jego natarczywe dłonie, budzące jej ciało do życia.

– Mam nadzieję, że myślisz o mnie, gdy masz tak rozanieloną minę – usłyszała jego głos i raptownie otworzyła oczy, tracąc równowagę na śliskiej powierzchni kabiny. 

W ostatniej chwili złapała za sznur od prysznica i zaczęła się przewracać, ale w tym samym momencie, Draco wszedł jedną nogą pod prysznic i złapał ją za łokieć, ratując przed bolesnym stłuczeniem tylnej części ciała. 

– Co ty byś beze mnie zrobiła? – zapytał, stawiając ją jednym ruchem do pionu. 

– Gdybyś mnie nie straszył, to nie przewracałabym się, jak najgorsza łamaga – sapnęła, czerwieniąc się ze złości.

– Czekam na ciebie w pokoju – powiedział, puszczając do niej oko. Wyszedł z łazienki, dokładnie zamykając za sobą drzwi. 

Hermiona miała nadzieję, że zostanie, a ona będzie miała okazję zaprosić go do dołączenia do niej, ale zrozumiała, że wcale nie miał na to ochoty. Wyszła szybko spod prysznica i za pomocą czarów, wysuszyła mokre ciało i włosy. Nałożyła wcześniej przygotowaną sukienkę na cienkich ramiączkach i zastanawiała się, co powinna zrobić dalej. 

Nie wiedziała, w jaki sposób powinna traktować dzisiejszy wieczór, a później noc, bo była pewna, że spędzą ją razem. Wyciągnęła szczotkę i jednym wprawnym zaklęciem zmusiła ją do rozczesywania jej skręconych włosów, a sama zaczęła w niewielkiej kosmetyczce szukać czegoś, co pomogłoby poczuć się lepiej i atrakcyjniej. Wyciągnęła tusz do rzęs i pomadkę w kolorze ciemnej brzoskwini. Odłożyła te akcesoria i spojrzała ponownie w swoje odbicie, zadając sobie dziesiątki pytań, ale na żadne nie znalazła odpowiedzi.

„Czy właśnie idę na randkę z Draconem Malfoyem? Czy idę z nim tylko do łóżka?" 

Złapała szczotkę do włosów która z zapałem rozczesywała jej lekko skręcone pukle i ją również odłożyła. 

Byli na samym początku ich wspólnej drogi, ale na skutek okoliczności, w jakich zrodziło się ich uczucie, ominął ich etap oczarowywania partnera. Wiedziała, że już w tym względzie zrobiła swoje i nie musi się już na siłę starać. Makijaż lub jego brak nie zmieni niczego w tym, w jaki sposób Ślizgon na nią patrzył.

Pragnęła być blisko niego. Po prostu.

Wyszła z łazienki i odszukała go wzrokiem w pogrążonym w tańczących półcieniach pomieszczeniu.

 Leżał na boku i z zainteresowaniem przyglądał się trzymanemu w dłoni czarnemu urządzeniu z dziesiątkiem przycisków, z których niektóre były kolorowe. Znowu był ubrany luźno, w krótkie spodenki i koszulę z krótkim rękawem w kolorze kości słoniowej i ten styl zdecydowanie jej odpowiadał. Mroczny znak, blady, na jego jasnej skórze, pozostawał praktycznie niewidoczny, a ona odetchnęła z ulgą wiedząc, że kolejny raz czuł się z nią na tyle swobodnie, że nie zasłaniał go bandażami. Miał mokre włosy, co oznaczało, że musiał się odświeżyć, zanim do niej przyszedł. 

Teraz czekał na nich wspólny wieczór, którego podświadomie się bała. W Dover dali się ponieść namiętności, ale teraz musieli odnaleźć się w zwykłej codzienności, decydując się najpierw na wspólnie spędzony czas. Frank skakał po narzucie, przykrywającej łóżko i usiłował złapać różnokolorowe motylki, wylatujące z różdżki Dracona.

Ten widok rozbudzał w jej sercu ciepło.

Otrzymali w prezencie czas, którego pragnęli, ale nie wiedzieli, w jaki sposób go wykorzystać.

– To pilot do telewizora – powiedziała, siadając tuż obok niego na samym skraju łóżka. 

Draco spojrzał ze skupieniem na duże, ciemne urządzenie, stojące na komodzie. Potem przeniósł wzrok na trzymany w ręku przedmiot, a potem bezradnie na Hermionę. Zrozumiała że próbował samodzielnie rozwiązać zagadkę mugolskiego sprzętu.

– Jeżeli powiem, że jestem ciekawy, jak to działa, to będziesz się bardzo śmiać? – zapytał.

– Gdybyś chodził na mugoloznawstwo, to byś...

- Gdybym zapisał się na mugoloznawstwo, Hogwart zatrząsłby się w posadach.

Hermiona spojrzała na niego z rozbawieniem, wyrywając mu z dłoni pilota. Nacisnęła duży, czerwony przycisk i czekała aż telewizor się uruchomi. Czuła na sobie przeciągłe spojrzenia Dracona, które dłużej zatrzymywały się na jej dekolcie lub na odkrytych udach, ale udawała, że wcale nie zdaje sobie z tego sprawy. Podobało jej się to i odczuwała narastające podniecenie i ekscytację na myśl o tym, że wciąż tak mocno na siebie działają. 

– Po co tutaj ten osprzęt?

– Sprzęt, telewizor po prostu. 

– W czarodziejskim hotelu? 

– Może poza sezonem przyjmują też mugoli, a oni nie są w stanie wytrzymać bez tego choćby jednego wieczoru. Co chcesz oglądać? – zapytała, przerzucając kanały. 

– Oni się ruszają – powiedział Draco ze zdziwieniem, obserwując sceny w telewizji. – Tak jak na naszych zdjęciach. Czy oni znają jakieś tajniki magii?

– Nie, tak działa telewizja. Najogólniej rzecz ujmując, obraz jest zarejestrowany przy pomocy takiego urządzenia, które nazywa się kamerą telewizyjną, a dźwięk za pośrednictwem mikrofonu. Pod postacią sygnału jest on potem transmitowany do dowolnego miejsca, zlokalizowanego w zasięgu transmisji. Następnie sygnał ten odbierany jest przez telewizor, który ponownie przetwarza go na obraz oraz dźwięk. 

– To brzmi skomplikowanie – odpowiedział, nie rozumiejąc tak naprawdę nic z tego, co do niego mówiła.

– Draco, mugole żyją obok nas, funkcjonują na podobnym poziomie. Nie posiedli wiedzy o magii i mocy, ale są inteligentni i za pomocą wynalazków ułatwiają sobie życie, jak mogą. My mamy świstokliki, oni samoloty. 

– Ta telewizja jest całkiem ciekawa – odparł, przypatrując się z konsternacją programowi, na którym się zatrzymała. – Czy oni gotują?

– Tak – odpowiedziała spokojnie. – Moja mama uwielbia ten program i ogląda każdą edycję, brytyjską i australijską, odkąd mieszkają na drugim końcu świata.

– Ja też gotuję – powiedział, wypinając dumnie pierś. 

– Cudownie, bo ja nie – zaśmiała się, gdy spostrzegła, że usiadł i wpatrywał z zainteresowaniem w ekran, na którym kucharz tłumaczył, w jaki sposób przyrządzić odpowiednio pierś z kaczki.

– Nie tęsknisz do tamtego świata? – zapytał ze szczerą ciekawością. – Ja nigdy w życiu nie chciałbym żyć jak mugol, ale ty mogłaś wybrać.

– Nie tęsknię – odpowiedziała sięgając po menu oraz różdżkę. – Mogłam wybrać i wybrałam, ale dzięki mojemu pochodzeniu mam szersze spojrzenie niż ty. Nigdy nie traktowałam tego jako moją wadę, jestem taką samą czarownicą, jak ty czarodziejem.

– Nie złość się. Nie miałem nic złego na myśli – powiedział spokojnie, siadając na łóżku. Znalazła się pomiędzy jego nogami, oparła się plecami swobodnie o jego klatkę piersiową – Chodź tutaj – dodał i otoczył ją ramionami, przyciągając ją do siebie bliżej. – Zamówmy coś do jedzenia. Na co masz ochotę?

Poczuła, że opiera brodę na jej ramieniu i leniwie przygląda się daniom w trzymanym przez nią menu. 

– Ja wezmę grillowanego kurczaka, potrójnie pieczone chipsy z cebulowymi krążkami i sałatą – usłyszała jego głos tuż przy głowie. 

– Ja nie mogę się zdecydować – mruknęła, przesuwając leniwie palec po liście dań, z których żadne nie przemawiało do niej na tyle mocno, żeby podjęła ostateczną decyzję. 

– Jak to nie wiesz – powiedział z rozbawieniem, kładąc palec na jej własnym, przesunął je razem na drugą stronę. – Ziemniaki z pietruszką, filet z halibuta i duszone grzyby na maśle. Są ziemniaki, więc powinnaś być zachwycona.

– Raczej nie – odparła, podnosząc głowę w stronę okna, gdy usłyszała niepokojący odgłos. – Po prostu coś mi wybierz. Sprawdzę, co to było – dodała, wstając. 

Podeszła do otwartych drzwi balkonowych i wyszła na zewnątrz. Zakryła ramiona dłońmi, chcąc zakryć się przed nieprzyjemnym powiewem wiatru. Spojrzała na żeliwną balustradę, okalającą balkon, aby dopiero po chwili dostrzec w mroku letniej nocy, siedzącego na niej puchacza z listem przywiązanym do nóżki. Podeszła do niego po rozgrzanej słońcem dnia betonie i wyciągnęła rękę odbierając przesyłkę. 

Ściskała w dłoniach list od swojego narzeczonego i nie mogła zapanować nad drżeniem rąk, które rozchodziło się na całe ciało. Wyrzuty sumienia, rosnące z każdą kolejną sekundą, odbierały jej możliwość zaczerpnięcia głębszego oddechu, a ściśnięty ze stresu żołądek potęgował uczucie dyskomfortu.

– Co się stało? – zapytał Draco, wychodząc za nią. – Co to jest? – zadał kolejne pytanie, widząc, że kobieta trzyma w dłoniach list. – Od Hithrope?

– Od Rona – odpowiedziała głosem osłabionym od negatywnych emocji, które się w niej nagromadziły. 

– Po prostu mu odpisz – odpowiedział Draco, opierając się o futrynę. – Nie rozumiem twojego zdenerwowania – dodał, patrząc na jej spiętą zmartwieniem twarz. 

– Po tym, jak się z tobą przespałam, niczego nie będę mogła zrobić „po prostu", w szczególności w relacji z Ronem – odpowiedziała, mijając go w progu.

Usiadła ze zrezygnowaniem na krześle przy dębowym biurku i wciąż drżącymi dłońmi zaczęła rozpakowywać przesyłkę.

– Nie wiem, czy powinienem ci zostawić przestrzeń, czy ci w tym teraz pomóc. Nie wiem, czego teraz ode mnie oczekujesz. Musisz mi powiedzieć.

– Sama tego nie wiem – odparła, wczytując się w słowa napisane starannym, znajomym pismem. 

– Jestem tutaj – powiedział, siadając na łóżku. 

Hermiona wiedziała o tym, że teraz jej życie jest podzielone. Raz była z Ronem, w domu, w którym miała kiedyś założyć z nim rodzinę. 

Raz z Draconem, w pracy, w miejscu, gdzie mogła odkrywać z nim rodzące się pomiędzy nimi uczucie. 

Ciągnięcie tego stanu w nieskończoność, kłóciło się z jej moralnością i musiała z tym skończyć. 

Teraz musiała się skupić nad tym, jak rozstać się z Ronem, tak żeby, jak najmniej go to zabolało. Łudziła się, że ich uczucie wygasało od dłuższego czasu i łatwiej będzie mu się z tym pogodzić. 

Podniosła wzrok i przyjrzała się uważniej mężczyźnie, który skradł jej całe serce. Dostrzegała w nim coś, czego nigdy nie widziała w swoim narzeczonym, ale nie potrafiła tego nazwać. 

Siedział niedaleko niej, ale czuła go tak mocno, jakby stał tuż obok, dodając jej otuchy. Patrzył w stronę telewizora ze skonsternowaną miną, jedną ręką głaszcząc Franka, który położył się tuż przy jego nodze. 

Sięgnęła po pergamin i pióro, chcąc jak najszybciej napisać list i móc cieszyć z tych kilku godzin, które im pozostały przed nadejściem kolejnego dnia. Odepchnęła od siebie ciężkie myśli powiązane z niedaleką przyszłością, bo zamartwianie się nimi nie przyniosłoby jej niczego dobrego. 

Podjęła już decyzję i dopuściła się czynności, oznaczających tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Rozstanie z Ronem było nieuniknione.

Nosiła w swoim sercu nadzieję, że mężczyzna, którego pokochała znajdzie w sobie odwagę i stanie u jej boku, przezwyciężając wszystkie przeciwności, związane ze światem zewnętrznym oraz nim samym. 

Skupiła się na tym, aby jak najbardziej naturalnym tonem oddać to, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni, kiedy nie była w domu. Pamiętając o ostatniej kłótni, która się pomiędzy nimi wywiązała tuż przed jej wyjazdem do Dover, uznała, że kilka zdań na temat pracy w zupełności zaspokoi ciekawość jej narzeczonego, a ona dzięki temu nie będzie miała wyrzutów sumienia związanych z oficjalnym tonem listu. Włożyła pergamin do koperty i zaczęła ją zaklejać, gdy sobie o czymś przypomniała. Przerwała czynność i wyjęła kartkę, przyglądając się jej z rozwagą. Zapomniała podpisać się pod tekstem, nie chcąc używać stałego zwrotu, kończącego korespondencję z Ronem.

Przygryzła dolną wargę i ponownie spojrzała na Dracona, próbując odnaleźć w jego postawie odpowiedź. W tym samym momencie spojrzał na nią, posyłając jej kojące spojrzenie.

Draco wzbudzał w jej sercu spokój. Uśmiechnęła się do niego i już wiedziała, w jaki sposób poradzić sobie z wątpliwościami. Dopisała na końcu tekstu swoje imię, nie będąc w stanie dopisać kłamstwa w postaci tych dwóch ważnych słów i wykonała wszystkie czynności związane z wysłaniem listu. Nie kochała Rona i nie zamierzała go dłużej okłamywać.

Po odesłaniu sowy, stała jeszcze chwilę na balkonie i patrzyła ze spokojem na pełnię księżyca, który ją fascynował. Jego jasnych blask, rozświetlał czerń nocy, dając nadzieję na to, że zawsze można odnaleźć drogę. Wędrówka tego ciała niebieskiego po nieboskłonie przypomniała jej własną, zwracając uwagę na to, że pomimo tego ciągle powtarzającego się cyklu można się zatrzymać. Ona to zrobiła, wybijając się rytmu, którym podążała od wielu lat. Pomimo wszystkich trudności, które na nią czekały, była w tym momencie szczęśliwa i zdeterminowana, żeby walczyć o swoje szczęście. 

– Pojawiło się jedzenie – usłyszała jego głos, ale nie odwracała się w jego stronę. Zamknęła oczy i pozwoliła sobie na jeszcze chwilę samotności, czerpiąc energię ze srebrnego blasku oraz świeżego powiewu wiatru.

Wraz odlotem sowy, pozwoliła sobie na postawienie pierwszego kroku na drodze do nowego życia.

Wróciła do pokoju i usiadła na łóżku, patrząc z uznaniem na to, co przygotował Dracon. Na narzucie stał duży stolik na krótkich nóżkach, na którym były ułożone zamówione dania oraz wino i kwiaty w niewielkim, smukłym wazonie.

– Postarałeś się – powiedziała, posyłając mu spojrzenie pełne uznania. – Można powiedzieć, że widać, że ci zależy.

– Owszem, zależy mi. Zamówiłem ci to samo, co sobie tylko oczywiście masz pieczone ziemniaki – odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. Skierował różdżkę w stronę butelki z winem i szepcząc odpowiednią inkantację, wyciągnął korek i nalał alkohol do kieliszków – Zależy mi na tym, żebyś zjadła, bo wydaje mi się, że schudłaś. 

– To chyba dobrze – odparła swobodnie, opierając brodę na ramieniu. – Mężczyźni lubią szczupłe kobiety.

– Byłaś szczupła, a teraz jesteś chuda. Tylko nie myśl sobie, że wcześniej się gapiłem na ciebie, to po prostu...

– Nie tłumacz się, Draco. Ja też się na ciebie gapiłam już od jakiegoś czasu.

– Wcale ci się nie dziwię. Zawsze przyciągałem uwagę wielu kobiet i jestem przyzwyczajony do łakomych spojrzeń posyłanych w moim kierunku.

– Doprawdy? – zaśmiała się, biorąc kęs kurczaka. – Aleś ty pewny siebie, Malfoy.

– To była kwestia czasu, kiedy się we mnie zakochasz. 

– Muszę przyznać, że szybko zawróciłeś mi w głowie – odpowiedziała, upijając kilka łyków wina. – Ale nie pozostałam ci dłużna. Nigdy nie byłam uwodzicielką, ale dosyć wcześnie zauważyłam, że posyłasz mi maślane spojrzenia.

– Granger, litości...

– Chcesz ziemniaczka? – zapytała, podtykając mu kawałek nabity na widelec. Patrzyła jak przeżuwał ze smakiem, czekając na kontynuowanie tej zabawnej rozmowy.

– Ja nigdy nie posłałbym ci maślanego spojrzenia. Moje stalowe, zimne oczy nigdy by mi na to nie pozwoliły. 

Rozbawiła ją jego ostatnia uwaga, dlatego spojrzała na niego z pobłażaniem, wciąż dziwiąc się temu wszystkiemu, czego właśnie doświadczała. Chciała, żeby tak było już zawsze. 

– Zamówiłeś deser?

– Oczywiście – powiedział, wskazując wzrokiem na talerz zakryty pod małą kopułą. 

– Co takiego?

– Sama sprawdź. 

Odstawiła kieliszek i sięgnęła do przykrywki, po czym podniosła ją do góry, a jej oczom ukazała się sterta truskawek, udekorowanych czekoladą oraz bita śmietana w miseczce. 

– Ty jednak jesteś romantyczny – zaśmiała się, biorąc jedną truskawkę do ust i jedząc ją ze smakiem. – Zamówiłeś nam dwa symbole naszego wątłego, raczkującego związku, ziemniaczki i truskawki. 

– Poczęstujesz mnie jeszcze kilkoma uroczymi epitetami i całkowicie zniszczysz dzisiaj moją męskość, Granger – zażartował z poważną miną, również jedząc truskawkę.


***


Obudziła się w środku nocy i rozejrzała się z przestrachem, szukając po omacku różdżki. Jej nerwowe ruchy sprawiły, że Draco otworzył oczy i wyrwany ze snu, przyciągnął ją do siebie bliżej.

– Puść mnie – warknęła, szybko się wyswobadzając z jego uścisku. – Muszę znaleźć różdżkę.

– Coś się stało? – zapytał z przejęciem, odwracając się w stronę szafki nocnej, aby zaklęciem zapalić światło.

Hermiona stała przy otwartych drzwiach balkonowych z wyciągniętą różdżką i z niepokojem spoglądała w ciemność lipcowej nocy. Miała wrażenie, jakby położyli się spać kilkanaście minut temu, a coś wybudziło ją po krótkiej chwili snu. Poczuła jego silne ręce na swoich ramionach, gdy odsunął ją na bok, mijając ją, przyglądał się z czujnością.

– Nikogo tam nie ma – powiedział spokojnie, patrząc na kobietę, która szczelnie zakrywała się szlafrokiem, mocno ściskając własne, drżące ze strachu ramiona. – Coś słyszałaś?

– Tak. Nie. Nie wiem. Chyba nie. 

– Śniło ci się coś? Może to był tylko zły sen?

– Śmierciożercy – odpowiedziała, podnosząc na niego niepewnie wzrok. – Tylu moich przyjaciół zginęło w tej bezsensownej wojnie. Czasem to wszystko do mnie wraca, szczególnie w nocy. 

Draco spojrzał na nią, ale szybko odwrócił wzrok, czując wstyd i skrępowanie. Podszedł do drzwi i zamknął je szczelnie, otwierając szeroko sąsiadujące z nimi okno. Po chwili uniósł wysoko różdżkę i rozpoczął rzucanie serii zaklęć, mające na celu podniesienie poziomu zabezpieczeń.

– Powinienem pomyśleć o tym wcześniej – powiedział, podchodząc do niej bliżej.

Pozwoliła, aby otoczył ją szczelnie ramionami i zamknął w swoim ciepłym uścisku. Przylgnęła do niego, czerpiąc z tej bliskości siłę, której jej teraz zabrakło. Przy nim wiedziała, że może pozwolić sobie na słabość, ponieważ on też przy niej ją okazywał.  

Hermiona odsunęła go od siebie i powiodła palcami po jego twarzy, zapamiętując tym dotykiem każdy centymetr ciała. 

– Proszę, nie zawiedź mnie. Nie odchodź ode mnie. Potrzebuję cię.

– Ja ciebie też, Hermiono.

- Nie mogę ci obiecać, że codzienność ze mną będzie łatwa - szepnęła  z przejęciem.

- Przyjmę każdą codzienność z tobą. Każda będzie lepsza od codzienności bez ciebie.



*wiedzę o tym magicznym stworzeniu zaczerpnęłam z podręcznika Newta Skamandera, „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro