Rozdział 26. Jego prawda.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Aurorzy po przeprowadzonej akcji odpoczywali w swoim biurze, przygotowując się do dalszych czynności, do których byli zobowiązani po przydzieleniu do pionu dochodzeniowo – śledczego. Niektórzy przeglądali notatki oraz dokumenty i dowody zgromadzone w początkowej fazie postępowania, inni zaś wyciągnięci na sofach i fotelach, zbierali siły przed ponownym wyruszeniem w teren. 

Gonitwa za podejrzanymi wciąż się nie skończyła.

Każde postępowanie wszczyna wystąpienie zdarzenia, które obliguje śledczych do podjęcia pierwszych czynności. Zdarzeniem, które zmusiło aurorów do działania było odkrycie na przedmieściach Londynu, kilku miejsc zbrodni, nad którymi złowieszczo unosiła się czaszka z wypełzającym z jej wnętrza wężem, otulona ciemnozieloną mgłą – znak Lorda Voldemorta i jego zwolenników.

Harry Potter po przybyciu na miejsce, pomimo doświadczenia związanego z latami walki ze złem, zwymiotował widząc to, co ukazało się jego oczom. Był pewien, że Voldemort nie żyje, ale ujrzenie choćby cienia świadectwa jego dawnych zbrodni, wywoływało w nim nagły i niespodziewany ból, z którym nie potrafił sobie poradzić.

Z każdą kolejną minutą aurorzy otrzymywali więcej szczegółów związanych z popełnionymi zbrodniami i Harry wiedział, że to z czym mają do czynienia do złudzenia przypomina czasy, o których większość wolała zapomnieć. Po dokonaniu oględzin domów, w których zamordowano mugoli, zabezpieczono wszystkie możliwe dowody, a wezwana ekipa amnezjatorów rozpoczęła swoje działania związane z modyfikowaniem pamięci świadków tych zdarzeń.

Dopiero po upływie kilku godzin odkryto kolejny dom, naznaczony znakiem, w którym odnaleziono zwłoki małżeństwa, ale tym razem czarodziejów. Ponownie wezwano ekipę magotechników, którzy zabezpieczyli ślady użytej magii oraz ciała, aby dokonać w prosektorium znajdującym się w podziemiach szpitala im Św. Munga, sekcji zwłok.

Harry i Ron, znajdujący się na miejscu, starali się być, jak najbardziej pomocni, ale w związku z brakiem doświadczenia w przeprowadzaniu czynności procesowych, usuwali się z drogi specjalistom.

– Oni wrócili – powiedział Ron, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, poczęstował jednym przyjaciela.

– Nie wiem – odpowiedział Harry. – To wszystko wygląda bardzo podejrzanie. Zupełnie tak, jakby wszystko miało wskazywać na śmierciożerców, ale coś mi tutaj nie pasuje.

Wziął papierosa i drżącymi dłońmi go podpalił, a po zaciągnięciu się nikotynowym dymem, zaczął kaszleć.

– To nie dla ciebie – powiedział Ron, klepiąc go mocno po plecach. – A śmierć do nich pasuje, Harry. Te gnidy, które pozostały na wolności zapewne postanowiły przypomnieć nam o swoim istnieniu.

Patrzyli na największy i najważniejszy dowód wskazujący na winę dawnych zwolenników Voldemorta i z ulgą przyjęli to, że rozpłynął się przed nimi w powietrzu, gdy czarna magia straciła swoją moc. Obaj wiedzieli, że znak ten pozostanie w pamięci tych, którzy z trwogą w sercach na nowo poczuli oddech śmierci i zła. Odwrócili się, gdy oślepił ich blask fleszy reporterów z Proroka Codziennego, chcących jak najszybciej zebrać podstawowe informacje, aby zdążyć przed publikacją porannego wydania gazety.

A potem nastąpił pościg za tymi, którzy mogli być odpowiedzialni za tak makabryczne czyny, które wstrząsnęły do tej pory uspokojoną społecznością czarodziejów. Byli śmierciożercy pozostający na wolności stali się pierwszymi, głównymi podejrzanymi, ponieważ tylko oni potrafili wyczarować Mroczny Znak.

Harry i Ron zostali przydzieleni do drużyny, która miała zatrzymać Dracona Malfoya, Blaise'a Zabiniego i Teodora Notta. Po ustaleniu ich prawdopodobnej lokalizacji, wyruszyli do Dover, uzbrojeni po zęby, gotowi na starcie.

Nie spodziewali się, że w czasie zatrzymania, zmuszeni zostaną do użycia siły, a na ich drodze stanie ich najlepsza przyjaciółka.


***


Od powrotu z Dover Ronald był nieobecny i małomówny, zamknięty w szponach niepewności, która zawsze go całkowicie obezwładniała, starał się poukładać sobie w głowie wszystko, co zobaczył. Harry widząc to, że jego najlepszy przyjaciel jest w kiepskim stanie, uznał, że przyda mu się kubek gorącej kawy i coś do jedzenia.

– Nie zadręczaj się, bo to nie jest to, na co wygląda – powiedział Harry, chociaż sam nie do końca wierzył w słowa, które opuściły jego usta.

Przypomniał sobie scenę z balu, kiedy nakrył Hermionę i Malfoya na rozmowie w ustronnym miejscu i nie wiedział, w jaki sposób powinien ją zinterpretować, chociaż rozum podpowiadał mu prawidłowe rozwiązanie tej oczywistej zagadki.

– A na co wygląda? – zapytał Ron, przeczesując nerwowo ręką włosy. – Pracują razem, to pewnie o czymś rozmawiali, prawda?

– Na pewno – odparł Harry, poklepując przyjaciela pocieszająco po ramieniu. – Musicie porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić.

– Hermiona nie mogłaby z nim...To znaczy...Ona go nienawidzi za to wszystko, co się kiedyś pomiędzy nimi wydarzyło. Prześladował ją i nawet jeżeli mu wybaczyła, to nie mogłaby się z nim z własnej woli...

– Nie wydaje mi się, żeby Hermiona darzyła kogokolwiek nienawiścią – odpowiedział Harry, nie mogąc wyrzucić z głowy obrazów przedstawiających jego przyjaciółkę stawającą w obronie dawnego wroga.

– Dlaczego to zrobiła?

– Była zaskoczona i możliwe, że nie wiedziała nic o ostatnich wydarzeniach – zamyślił się Harry. – Sam mówiłeś, że dużo pracowała i nie wracała do domu z Dover i Kenilworth.

– Nie wracała. Ale dzisiaj zachowywała się tak, jakby jej na nim zależało, a tego nie mogę zrozumieć i racjonalnie wytłumaczyć. Raz był u nas w domu i przyniósł jej kota. Byłem na nią wściekły, ale ona szybko zaczęła rzucać mi w twarz argumentami, przekonywała mnie, że ich dobre relacje wynikają tylko i wyłącznie z konieczności realizacji wspólnych zadań i ceków Kongresu, a ja to ostatecznie przyjąłem, bo byłem zmęczony. Nie chciałem się nad tym dłużej zastanawiać.

– Szkoda, że wcześniej nie udało wam się tego wyjaśnić – stwierdził Harry, zasępiając się coraz bardziej.

– Myślałem, że stanie mi serce, gdy ktoś ją trafił oszałamiaczem – szepnął Ron, odtwarzając wciąż akcję z obozowiska w Dover.

– Taki jest protokół, a wiesz, że nie mogliśmy pozwolić, żeby Malfoy się nam wymknął, niewiele brakowało, a zdecydowałby się na teleportację. Jest jednym z głównych podejrzanych.

– Myślisz, że mogła być pod wpływem imperiusa?

– Nie – odpowiedział Harry szybko, zbyt szybko. Przeczucie podpowiadało mu, że Hermiona z pełną świadomością, wystąpiła przeciwko aurorom. – Stary, naprawdę, musicie porozmawiać, bo rozmowa ze mną niczego nie zmieni, a nie chcę stawać pomiędzy wami – dodał stanowczo Harry. – Wracaj do domu.

– Zrozum, ja nie chcę tam wracać – odpowiedział mu cicho Ron. – Nie chcę usłyszeć tego, co ona może mi powiedzieć. Nie chcę tej prawdy, bo jeszcze nie jestem na to gotowy. 

– To przecież Hermiona, twoja Hermiona, twoja narzeczona – dodał uspokajającym tonem Harry. – Na pewno dojdziecie do porozumienia, nawet jeżeli oznajmi ci, że zaprzyjaźniła się ze swoim wrogiem.

Ron nie odpowiedział tylko wymownie spojrzał w czerń nocy rozciągającej się za oknem. Do tej pory wydawało mu się, że jest pewny swojej przyszłości, bo była ułożona, z góry zaplanowana i czuł się z tym dobrze.

Scena w Dover otworzyła mu oczy na to, że Hermiona nie była wobec niego szczera, ukrywając przed nim sporą część swojego życia, do którego on nie miał dostępu.

Dlaczego to zrobiła?

Zastanawiał się, kiedy nastąpił ten jeden moment, gdy świadomie przestał się tym interesować. Ona oddaliła się od niego, a on jej na to pozwolił. Nie był głupi ani ślepy, tylko sam potrzebował chwili oddechu w pozornie idealnym związku, który tworzyli od lat.

Bardziej go jednak martwiło to, dlaczego to, co robiła Hermiona stało się dla niego tak nieistotne w jego własnej codzienności. Niedawne zaręczyny odsunęły się w czasie, wyblakły w jego wspomnieniach, tracąc zupełnie znaczenie.

Stwierdził, że coś się pomiędzy nimi zmieniło, ale pomimo wcześniejszej obojętności, teraz czuł ból, rozczarowanie i rosnący gniew.

– Wezmę kolejną wartę przy pilnowaniu Notta w Mungu, bo Neville pewnie będzie chciał wrócić do Hanny na noc – postanowił Ron i wstał z zajmowanego dotychczas krzesła, podszedł do wieszaka i ściągnął z niego swoją pelerynę.

– Myślałem, że będziesz chciał wziąć udział w przesłuchaniu Zabiniego albo Malfoya. Terrence mówił, że któryś z nas będzie mógł przedstawić im zarzuty – powiedział Potter, próbując w ten sposób zatrzymać przyjaciela, aby później namówić go do powrotu do Kruszynki, gdzie mogła czekać na niego Hermiona.

– Nie licz na to, że Rodriguez cię do tego dopuści, Harry. Ja wolę iść do Munga.

– A może wróć jednak do domu? – zapytał po raz ostatni Harry, podświadomie dążąc do jak najszybszego pojednania swoich przyjaciół.

– Nie chcę.


***


Wszystko zlewało się w jedną, wielką masę wspomnień, obrazów pełnych cierpienia, podsuwanych przez rozszalałą wyobraźnię oraz pragnień, przesyconych tęsknotą, nie dającą się opisać jakimikolwiek słowami, aby w pełni oddać to, co działo się w sercu i głowie Draco.

Ból trawił jego niedoleczone, wymęczone ciało, sprawiając, że miał ochotę ze sobą skończyć.

Tego były za wiele, jak na jednego, słabego Dracona Malfoya, przyzwyczajonego do wygód, ciszy i świętego spokoju. Nie był bohaterem, na którego próbował się wykreować, rzucając w wir walki z żywiołem w Dover. Zastanawiał się komu i co, chciał w ten sposób udowodnić. 

Odpowiedzią była Hermiona Granger. To dla niej chciał być lepszy, przechodząc przez prawdziwe piekło.

A teraz w podzięce za tak piękne, heroiczne gesty, ponownie ugrzązł w kotle cierpienia.

Nie miał zielonego pojęcia, ile czasu minęło, odkąd został zamknięty w tym zatęchłym, pełnym wilgoci pomieszczeniu, bo chwile spędzone w samotności dłużyły mu się niemiłosiernie.

Starał się skupić na ostatnich wydarzeniach, tych kilku krótkich momentach, kiedy po odzyskaniu przytomności zobaczył Hermionę tuż u swojego boku.

Jej obecność przynosiła mu szczęście i otuchę, której tak bardzo potrzebował.

A teraz jej zabrakło.

A on miał wrażenie, że z każdą kolejną chwilą rozłąki, zapomina o jej zbawiennym wpływie na jego duszę.

Czy mógł oczekiwać, że wciąż będzie trwała u jego boku po tym wszystkim, co się stało?

Czy uwierzy w jego prawdę?

I budziły się w nim złe demony, krążące w jego myślach, zajmujące coraz więcej miejsca, zabijając w nim to, co dobre. Ich podszepty budziły w nim grozę, ale nie mógł przestać ich słuchać. To zło, podpowiadało mu, że nie powinien jej w to wciągać. Nie powinien jej ze sobą wiązać.

A związał ją ze sobą, wyznając jej samolubnie miłość.

Pokochał ją swoim małym, egoistycznym sercem, pragnąc, aby stała jego całym światem.

Chciał z nią odejść i zabrać ją na drugi koniec świata, gdzie mógłby cieszyć się tym, co pomiędzy nimi powstało.

Pokazywać jej, jak bardzo ją pokochał.

Marzył o nowym początku, czystej karcie, bez przeszłości depczącej mu po piętach.

Wiedział, że Hermiona nie zasługiwała na niespokojną przyszłość z jego złą sławą.

Zamierzał pokazać jej, że przecież pomimo całego zła, które w życiu dokonał, wciąż potrafi kochać.

Bo każdy potrafi, bez względu na to, co mu się przytrafiło i jak wiele błędów popełnił.

Ale teraz tkwił w miejscu, gdzie nie było już dla niego nadziei.

Czy miał jeszcze prawo zatapiać się w otchłani ciepłych, nieziszczonych jeszcze marzeń z Hermioną Granger w roli głównej?

Czy miał prawo skazywać ją na ten sam los, którego sam doświadczał?

On na zawsze zostanie śmierciożercą.

Ona jest bohaterką wojenną.

Gdyby została z nim, większość czarodziejów odwróciłaby się od niej, uznając, że popełnia błąd.


Zanim Potter teleportował się razem z nim do Ministerstwa, widział przerażenie odmalowane na jej pięknej i bladej twarzy. Gdy aurorzy miotnęli nim na ziemię, nie zważając na to, że wyląduje w błocie, miał ochotę protestować, ale sam już nie był pewien, jaka reakcja w tych okolicznościach była odpowiednia i pomoże mu się stąd jak najszybciej wydostać.

Chciał krzyczeć, ale nie mógł, zachowując resztki godności. Ból rozrywał jego obolałe ciało, ale nie chciał dać im tej satysfakcji, bo wiedział, że nie może oczekiwać pomocy, w szczególności od Hermiony, która sama była na skraju wytrzymałości.

Bał się jej reakcji, która mogłaby zostać źle odczytana, przez co wpadłaby w większe tarapaty. Poczuł ulgę widząc, że Wood trzymał Hermionę w niedźwiedzim uścisku swoich silnych ramion, bo nie została sama.

Było mu wstyd, gdy słyszał słowa Hithrope, która pomimo niesprzyjających okoliczności, stanęła po jego stronie, próbując mu za wszelką cenę pomóc.


Zamknięty w sali przesłuchań, głośno westchnął przepełniony żalem, którego nie chciał pokazywać nikomu na zewnątrz.

Nikt nie mógł wiedzieć, jak bardzo był przerażony i załamany.

Nie zastanawiał się, dlaczego go to wszystko spotkało. Spodziewał się, że jego życie po upadku Voldemorta nie będzie łatwe i będzie borykał się ze złymi spojrzeniami zranionych i złamanych wojną ludzi, ale nawet w najgorszych koszmarach nie podejrzewał, że zostanie o coś ponownie oskarżony, tym razem niesłusznie.

Ale wciąż nie miał pojęcia o co, a ta niewiedza go zabijała.

Wyobraźnia podsuwała mu najgorsze scenariusze, a w każdym z nich przegrywał, skazany odgórnie na porażkę przez swoją zbrodniczą przeszłość.

Ściskał dłonie tak mocno aż pobielały mu knykcie. Oparł je na czarnym stole z porysowanym, miejscami pozdzieranym głęboko blatem i przez ułamek przeraził się własnych myśli, podsuwających mu sceny, jakie mogły się w tym miejscu rozgrywać.

Podniósł wzrok na otaczające go ściany, wyłożone w całości lustrami, w których odbijały się jego przemęczone, przekrwione oczy.

Patrzył prosto przed siebie, napotykając swoje własne obłędne spojrzenie.

Czy na tym właśnie polegało wyciąganie z człowieka jego najskrytszych prawd, których nawet sam przed sobą nie miał odwagi ujawnić?

Patrzenie na swoje mizerne oblicze, atakujące go z każdej strony, miało sprawić, że poczuje się gorzej, mniej pewnie.

Przez zastosowanie tego zabiegu miały opuścić go resztki odwagi, skrywane gdzieś bardzo głęboko, podsycane tlącym się żarem uczucia do zakazanej kobiety.

Kto mówił prawdę?

A kto kłamał?

Czy był to, Draco Malfoy siedzący na krześle, oparty ciężko łokciami o blat wysłużonego stołu, ściskający mocno głowę w geście rozpaczy, czy raczej odzwierciedlona wiernie jego postać w spokojnej tafli odbijającego wszystko szkła?

– Jestem niewinny – szepnął, wpatrując się w samego siebie pewnie, chcąc wierzyć w moc własnego wyznania.

Jego odbicie zrobiło dokładnie to samo, ale miał wrażenie, że z niego drwiło.

Nikt nie uwierzy w twoją prawdę, Draco. Przyzwyczaj się do tej myśli, zdawało się odpowiedzieć.

– Jesteś śmierciożercą i na zawsze nim zostaniesz.

– Robiłem dobre rzeczy. Ratowałem ludzi w Dover – kontynuował rozmowę z samym sobą. – Nie jestem złym człowiekiem.

To nie wystarczy – odpowiedziało jego oblicze ze zwierciadła głosem przepełnionym irytacją, z wygiętymi w pogardzie ustami. – Jesteś złym człowiekiem, przestań się oszukiwać.

– To nieprawda. Hermiona we mnie coś dostrzegła. Była ze mną szczera.

– Boleśnie się myli i kiedyś za ten błąd zapłaci. Wszyscy się od niej odwrócą.

Nie wiedział, czy to się dzieje w jego głowie, czy te ściany do niego naprawdę mówią. Potarł dłońmi twarz i odwrócił głowę w prawą stronę, aby otrząsnąć się z tego nieprawdopodobnego, obezwładniającego uczucia pochłaniania przez czyste szaleństwo.

Zaczynał wariować, chociaż wiedział, że to dopiero początek tej walki, która na niego czekała. Musiał odnaleźć w sobie siłę.

Jego kolejne lustrzane odzwierciedlenie spojrzało na niego łagodniej, a tuż za nim zobaczył swoją zapłakaną matkę. Serce zaczęło łomotać w jego piersi, przepełnione wzruszeniem, nad którym nie umiał zapanować. Wydawało mu się, że chciała coś mu powiedzieć, przekazać krzepiące słowa, lecz szloch targający jej szczupłymi ramionami jej na to nie pozwalał.

– Mamo, czy ty tutaj jesteś? – wychrypiał, próbując przekonać samego siebie, że to nie może być prawda, lecz chciał się upewnić, czekał na jej głos. – Mamo, odezwij się do mnie. Powiedz im, że jestem niewinny. Oni muszą mnie stąd wypuścić, a ja nie mogę tego przeżywać kolejny raz. Nie mogę trafić do Azkabanu. Nie przeżyję tego kolejny raz.

– Draco, przyznaj się do wszystkiego – jęknęła Narcyza, ocierając łzy spływające po jej bladych policzkach. – Ratuj się, błagam, na pewno dostaniesz mniejszy wyrok, gdy będziesz współpracował.

– Do czego mam się przyznać, skoro jestem niewinny?

– Nikt ci nie uwierzy, synku – szepnęła, kładąc drżące dłonie na jego ramionach, aby po chwili złożyć czuły pocałunek na jego głowie – Posłuchaj mnie, chcę cię ratować, tak jak każda matka ratuje swoje dziecko przed cierpieniem.

– Nawet gdy powiem prawdę? Czy prawda nie będzie moim ratunkiem?

– Czym jest prawda, Draco?

– Nie będę kłamać.

– Nie kłam tylko powiedz prawdę. Przyznaj się do wszystkiego.

– Nie – jego twarde słowa wybrzmiały w pustym pomieszczeniu. – Niczego nie zrobiłem.

– Synku, nie bądź głupcem. Kto stanie po twojej stronie? Kto cię ochroni?

– Hermiona. Ona we mnie wciąż wierzy.

– Przestanie, gdy zrobi się ciężko. Odejdzie od ciebie, a ty zostaniesz sam.

– Zakochałem się, mamo. Zakochałem się w niej, wydaje mi się, że pierwszy raz w życiu. Nie chcę jej stracić. Niczego nie zrobiłem, jestem niewinny.

– Mój ukochany synku – zwróciła się do niego Narcyza, a wyraz jej twarzy nabrał ostrości. – To szlama, a ty jesteś śmierciożercą. To się nigdy nie uda.

Kręciło mu się w głowie i miał ochotę zwymiotować.

Szaleństwo, w którym tkwił, rosło, kłębiło się w nim, zagęszczało powietrze. Nie wiedział, czy to była czarna magia, czy jedynie wytwory jego umordowanego umysłu.

Draco z lustra przed nim znowu zaśmiał się gardłowo, zwracając na siebie jego uwagę.

– Co, w Gryfona się bawisz? Gdyby to widział twój ojciec. Powinienem mu o tym powiedzieć. Draco Malfoy chce być szlachetny! A może robisz to dla tej szlamy i tej śmiesznej miłości? Czy naprawdę łudzisz się, że ona cię wybierze? Czy myślisz, że będzie wciąż cię kochać, gdy o wszystkim się dowie?

– Mój ojciec się o tym nie dowie – powiedział prawdziwy Draco. – O czym niby ma się dowiedzieć? Niczego złego nie zrobiłem.

– Draco.

Usłyszał głos, na który czekał najbardziej. Przeniósł wzrok w lewą stronę i ją tam zobaczył. Stała obok niego, a on nie mógł się powstrzymać i podbiegł do ściany, dotykając palcami lodowatej tafli lustra.

Wyciągnęła dłoń w jego stronę, ale nie był w stanie poczuć na swojej skórze jej dotyku.

Westchnął cicho, ciesząc się tym, że może ją zobaczyć, choć była jedynie pięknym złudzeniem, iluzją, w której pragnął się zatracić. Wyglądała pięknie, dokładnie tak, jak w Paryżu, przykryta błyszczącym materiałem sukni, który szczelnie skrywał jej ciało przed jego stęsknionym wzrokiem.

Przeraził go ból w jej ciemnych, szczerych oczach.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytała, a jej głos przesiąknięty był złością i żalem.

– Niczego nie zrobiłem. Niczego nie zrobiłem przeciw tobie, odkąd zaczęło mi na tobie zależeć – odparł prawdziwy Draco.

Odbicie Dracona w lustrze, stojące tuż obok Hermiony, objęło ją w pasie i boleśnie przycisnęło do siebie.

– Nie bądź śmieszny. Nigdy ci na mnie nie zależało. Potrafisz tylko ranić. Zobacz, co mi robisz – powiedziała, próbując się wyrwać z nieprzyjemnego uścisku Dracona ze zwierciadła. – Zależy ci tylko na moim ciele, chciałeś się mną tylko zabawić.

– To nieprawda. Zależy mi na tobie.

– Rozczarowałeś mnie.

– Nie chciałem tego zrobić – szepnął prawdziwy Draco, nie mogąc dłużej znieść natarczywych rąk Dracona ze zwierciadła, obłapiających Hermionę, która nie mogła się od nich uwolnić.

Prawdziwy Draco był bezsilny, uwieziony w czterech ścianach sali przesłuchań.

– Nie jesteś dla mnie wystarczająco dobry. Nigdy nie byłeś.

– Kocham cię – wyznał cicho. – Zostaw ją – warknął do swojego odbicia. – Nie krzywdź jej.

– To nie ja ją krzywdzę, to przecież jesteś ty, tylko ty ją potrafisz skrzywdzić – odpowiedziało z ironią jego oblicze z lustra. – Nie widzisz tego?

– Ona nie zasłużyła na cierpienie – krzyknął prawdziwy Draco, waląc mocno w szkło otwartą dłonią.

– Zostaniesz sam. Przyznaj się, to będziesz mógł wrócić do świata. Najprawdopodobniej będziesz musiał wyjechać – powiedziała Hermiona z lustra.

– Do czego mam się przyznać?

– Powiedz prawdę – westchnęła, a jej wzrok złagodniał. – A wtedy wrócisz do mnie, może wtedy będziemy mieli szansę.

– Nie jesteś prawdziwa – powiedział cierpko prawdziwy Draco, odsuwając się od niej. – Nie może cię tutaj być. Zostałaś tam, a ja jestem tutaj. Sam.


Świat ponownie zaczął wirować przed jego oczami i wiedział, że dłużej nie wytrzyma. Zrobił krok do tyłu i z drżącymi dłońmi, rzucając ostatnie spojrzenie iluzji przedstawiającej jego prawdziwą miłość, odwrócił się od niej i usiadł ponownie na krześle. Ukrył twarz w dłoniach i chciał zniknąć, ale wciąż tu był.

Nie mógł stąd uciec, chociaż tak bardzo chciał, żeby to wszystko się skończyło.

Docierały do niego głosy. Głos jego własny, matki oraz Hermiony, mieszały się ze sobą, walczyły o uwagę, a on wiedział, że długo tego nie wytrzyma.

Prawda jest niezmienna.

Prawda jest kluczem do jego wolności. Nie może o niej zapomnieć.

Musi zamknąć swoje uszy i głowę przed złymi podszeptami i słabościami.

Musi być silny.

Magia zaklęta w zaczarowanych lustrach miała na celu zabicie w nim ducha walki, skotłowanie jego myśli i doprowadzenie go do ostateczności, ale on postanowił, że się jej oprze.

Samolubnie postanowił to przetrwać.


Z jednej strony pocieszeniem dla niego była świadomość tego, że wciąż jest w Biurze Aurorów, zamiast więzienia czarodziejów, do którego nie zamierzał nigdy więcej trafić.

Zastanawiał się, kto zaprojektował takie pomieszczenie, w którym w oczywisty sposób nie stosowano przemocy, to jednak jego wnętrze doprowadzało zamkniętych w nim więźniów do utraty zmysłów. 

Nad jego głową wirowały, jasne kule światła, przepełnione czerwonym, złowieszczym blaskiem, nie pozwalając mu na przymknięcie oczu, choćby na krótką chwilę.

Za każdym razem, gdy do jego głowy przebijała się myśl o tym, że jest niewinny, kule stawały się większe, jakby jaśniejsze, oślepiająco bolesne, a wydawane przez nie nieprzyjemne, głucho brzmiące dźwięki, zwiększały swoją moc, niszcząc go wewnętrznie.

Wiedział, że długo tego nie wytrzyma, a w chwilach wyczerpania, istniało ryzyko, że zacznie w siebie wątpić.


Sala przesłuchań, w której już kiedyś przebywał, przygniatała go całą swoją niszczycielką mocą, z każdą kolejną godziną silniej i boleśniej.

Na początku jeszcze czekał, wyczulony na każdy dźwięk przypominający skrzypienie drzwi, bądź odgłos rozmowy, ale po jakimś czasie, zrezygnowany, próbował zatopić się w tej wszechogarniającej go ciszy.

Wyciszał swój rozum, aby kolejne magiczne właściwości pokoju, nie aktywowały się i nie dokładały mu udręki. Później zrozumiał, że chcą go w ten sposób stłamsić, zabić w nim ducha walki, zmęczyć, a ostatecznie pokonać, zmuszając do przyznania się do czegoś, czego nie zrobił.

Z odrazą spojrzał na mroczny znak, odznaczający się na jego skórze martwą, złowrogą czernią. Na nowo rozbudzony, przypominający o ciężkich czasach, wypełnionych śmiercią i ludzkim cierpieniem, budził w nim tak samo złe odczucia, jak u tych, którzy od początku stali po dobrej stronie barykady.

Jego cierpliwość się powoli kończyła.

– NIECH KTOŚ TU PRZYJDZIE! – krzyknął nagle, zmuszając swoje ciało do działania. – POTTER! WEASLEY!

Miał wrażenie, że się dusi.

Pomieszczenie, w którym był zamknięty przypominało mu klatkę. Podejrzewał, że może być obserwowany.

Dementorzy nie wisieli nad jego głową ze swoją złowieszczą mocą, ale nie potrzebował ich, aby budziły się w nim najgorsze instynkty. Targały nim złe emocje.

Głód, ból, wstyd, tęsknota, żal, strach wywoływały w nim jeszcze większe poczucie beznadziei, z którymi sobie nie radził.

Podniósł się i odepchnął z impetem krzesło, które przesunęło się, aby za chwilę uderzyć z głuchym łoskotem o ziemię.

Pokrzepiające myśli o Hermionie przestawały mu wystarczać, ponieważ uciekały z jego głowy, a ich miejsce zastępowały te związane z jego wielką, niewiadomą przyszłością. Rósł w nim paraliżujący strach. Oparł dłonie o blat stołu i próbował uspokoić oddech.

Jeszcze niedawno tonąc, walczył o jeden oddech, a teraz nie mógł przestać wciągać ciężkiego powietrza do płuc.

Nic mu nie pomagało.

Nikt nie przychodził.

Wiedział, że dłużej tego nie zniesie. Podszedł do ściany i ponownie przyjrzał się swojemu odbiciu. Nienawidził samego siebie, bo widział tylko słabości, którymi gardził.

Zatrzymał się i pomyślał o Hermionie, zamykając na chwilę oczy, próbował przypomnieć sobie jej zapach, ale w ogromie wzburzenia i targających nim emocji, nie był w stanie tego zrobić.

Żałość przepełniała jego ciało, ale nie pozwolił sobie na piekące łzy nagromadzone w jego pozbawionych koloru, mętnych oczach.

Był śmierciożercą ze złamanym sercem.

Żałował, że złamie też jej serce, bo nigdy tego nie planował.

Nie mógł dłużej na siebie patrzeć, dlatego podniósł pięść i z całej siły, jaka jeszcze w nim cicho drzemała, zaczął okładać swoje odbicie. Krew zaczęła spływać z jego poranionych rąk, a odłamki szkła boleśnie wbijały się w jego ciało, ale to go nie powstrzymywało.

– Malfoy, co ty wyprawiasz do jasnej cholery? – wrzasnął Harry, wbiegając do pomieszczenia z wysoko uniesioną różdżką.

Czarna szata, będąca jego mundurem, powiewała za nim złowieszczo.

Za nim weszło trzech starszych aurorów, którzy czujnie rozglądali się dookoła, przygotowani na odparcie ataku agresywnego oskarżonego.

– Przynajmniej ktoś tutaj przyszedł – stęknął Draco, przyciskając zakrwawioną dłoń do zmatowiałej koszuli, którą wciąż miał na sobie od czasu wyciągnięcia go z morza.

– Jesteś uzbrojony? – zapytał Harry, zbliżając się do niego powoli.

– Co najwyżej w mój cięty język i nigdy nie gasnący urok osobisty – odparł Draco, podnosząc ręce do góry w geście poddania, a krew spływała cienkim strumieniem po jego nadgarstku.

– Mógłbyś ukryć kawałek rozbitego lustra i mnie nim zaatakować, gdy się do ciebie zbliżę.

– Mógłbym, ale wydaje mi się, że mam już wystarczająco dużo problemów i nie potrzebuję kolejnego do kolekcji – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem przepełnionym jadem. – I tak jesteś w lepszej sytuacji, Potter, bo masz różdżkę i gromadę ludzi za plecami. Ja mam tylko zniszczone przez morską wodę ubranie i resztki funkcjonującego umysłu.

Gdy zostali sami, Gryfon uklęknął obok niego na podłodze, wciąż zachowując konieczne środki ostrożności, a gestem zasugerował koledze stojącemu tuż za nim, żeby przyniósł potrzebne eliksiry i bandaże. Unikał wzroku Ślizgona tylko od razu zabrał się do opatrywania jego ran. Najpierw rozpoczął od wyciągania kawałków lustra wbitych w jego bladą skórę, aby potem wypowiadając zaklęcia, zasklepić krwawiące rozcięcia.

– Długo jeszcze mam czekać na podjęcie przez was czynności? Czy wolicie doprowadzić mnie do obłędu przez te lustra i wsadzić od razu do Munga?

– To nie ode mnie zależy – powiedział cicho Harry. – Czekamy na aurora – oskarżyciela z Wizengamotu, który przedstawi ci zarzuty.

– To może przez wzgląd na naszą dawną, wieloletnią znajomość, zdradzisz mi co takiego zrobiłem? – zapytał z ironią Draco.

Harry milczał, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne dyskusje, ponieważ obawiał się, że w ten sposób złamie z góry ustalone protokoły, do których przestrzegania był zobowiązany.

– Nie wiesz, co się stało z Granger, gdy mnie zabraliście? – zapytał Draco niby od niechcenia, lecz głos mu zadrżał, co Harry od razu wychwycił.

– Może ty mi powiesz, Malfoy? Co się stało z Hermioną Granger, którą znałem na wylot, a teraz jej nie poznaję?

– O cokolwiek mnie oskarżycie, Potter, dopilnuj, żeby jej w to nie wciągali.

– Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć ją w to wciągać? Co ona ma z tobą wspólnego poza pracą? Draco nie odpowiedział tylko wymownie zamknął usta, ucinając w ten sposób temat.

– Czy coś was łączy? – zapytał Harry, wstając i patrząc odważnie dawnemu wrogowi prosto w oczy. – Muszę to wiedzieć, jeżeli mam trzymać rękę na pulsie. Jeżeli mam ją ochronić przed tobą i twoim burdelem.

Draco nie wiedział, czy powinien wyznać Potterowi prawdę. Zatrzymał wzrok na szczerych do bólu, zielonych oczach Gryfona i próbował odgadnąć jego intencje.

– Tak, łączy nas wszystko, ale nie waż się wykorzystać tego przeciwko niej i nie pozwól, żeby zrobił to ktokolwiek inny.

– Dlaczego jej to zrobiłeś? – zapytał Harry, starając się przetrawić usłyszane słowa i zamaskować niesmak, który poczuł na samą myśl o tym, czego dopuściła się Hermiona.

– To ona zaczęła, gdy dała mi truskawki, a potem samo się potoczyło i nikt nie był w stanie tego zatrzymać.

Harry chciał kontynuować tę rozmowę, aby wyciągnąć jak najwięcej informacji od Ślizgona, ale przeszkodziło mu wejście aurora. Przywitał się ze swoim przełożonym i zdał mu krótki raport z incydentu z Draconem. Skinął głową na koniec i podszedł do ściany, opierając się o nią, starał się zachować maksymalne skupienie. Całkowicie odechciało mu się prosić szefa o możliwość prowadzenia przesłuchania dawnego znajomego, bo był zbyt zmieszany prawdą, którą przed chwilą Ślizgon mu powierzył. Harry nie miał pojęcia, co z tym wyznaniem powinien zrobić. Postanowił uważnie przysłuchiwać się czynności procesowej, aby wykryć choćby najmniejszą nutę fałszu w jego wyjaśnieniach i zdecydować później.


Siwowłosy, postawny czarodziej z niczym niezmąconą powagą wymalowaną na twarzy, podszedł do stołu i wyczarował krzesło z błękitnym obiciem, na którym po chwili usiadł.

– Panie Malfoy, czy mógłby pan zająć miejsce, ponieważ nie mam dla pana zbyt wiele czasu – powiedział szorstko, mierząc go spojrzeniem pełnym niechęci. – Pana koledzy czekają na spotkanie ze mną.

Harry wyciągnął różdżkę i mrucząc pod nosem odpowiednio zaklęcie, postawił przewrócone wcześniej krzesło Dracona, co spotkało się z dezaprobatą i niezadowoleniem jego szefa.

– Nie spieszył się pan, panie...? – zapytał Draco, stając chwiejnie na nogach, aby za chwilę opaść ciężko na krzesło.

– Nazywam się Edward Rodriguez i w pana procesie będę pełnił funkcję głównego oskarżyciela. Czarodziej wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej peleryny dwie rolki pergaminu i rozłożył je na stole, podając drugi egzemplarz przesłuchiwanemu.

– Przystąpmy do czynności, skoro jest pan już gotowy. Pana tożsamość została uprzednio zweryfikowana, dlatego zaczniemy od ogłoszenia wcześniej sporządzonego postanowienia o przedstawieniu zarzutów. Draconie Lucjuszu Malfoyu, został Pan oskarżony o to, że wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, ze szczególnym okrucieństwem zabił pan siedmiu mugoli oraz dwóch czarodziejów w okresie od dnia dziesiątego do czternastego lipca 2004 roku w Broxbourne w Londynie, a następnie oznakował pan miejsca zbrodni wyczarowując nad budynkami Mroczny Znak, to jest o czyny z art. 148 w zw. z art. 18 w zw. z art. 256 Brytyjskiego Kodeksu Karnego Czarodziejów. Od tego momentu pana sytuacja procesowa ulega zmianie, staje się pan oficjalnie oskarżonym, a sprawa dotychczas prowadzona w sprawie, zmienia się w sprawę prowadzoną przeciwko określonym osobom. Teraz przejdziemy do przesłuchania pana w charakterze podejrzanego. Ma pan prawo do składania wyjaśnień, odmowy składania wyjaśnień oraz prawo do odpowiedzi na wybrane pytania. Nie ma pan obowiązku mówienia prawdy. Ma pan prawo do obrony oraz prawo do skorzystania z pomocy obrońcy. Jednocześnie wskazuję, że został pan uznany za osobę poczytalną, jednak ta okoliczność będzie potem ponownie badana przez biegłego sądowego wyznaczonego przez Wizengamot. Decyzją Najwyższej Rady Wizengamotu został pan tymczasowo aresztowany i osadzony w Azkabanie na czas trwającego procesu. Czy zrozumiał pan treść przedstawionych zarzutów, w tym opis czynu, ze wskazaniem na jego czas oraz miejsce i przyznaje się pan do popełnienia tych czynów?

– Zrozumiałem – wychrypiał Draco, lecz jego głos brzmiał tak, jakby pochodził z zaświatów. – Nie przyznaję się do winy.

Samonotujące pióra w zawrotnym tempie rozpoczęły taniec po pergaminach, spisując każde wypowiedziane słowo.

– Ach, więc idzie pan w zaparte. Czy chce pan odpowiadać na pytania w obecności obrońcy?

– Nie.

– To nie jest rozsądne, panie Malfoy. Czy jest pan świadomy zagrożenia karą za takie czyny?

– Jestem świadomy i powtarzam, jestem niewinny.

– To oceni Wizengamot. Kontynuujmy zatem przesłuchanie.

– Czy jest pan śmierciożercą?

– Nie – odpowiedział Draco, patrząc przesłuchującemu prosto w oczy.

– Czy ma pan wypalony na lewym przedramieniu mroczny znak, będący znakiem popleczników Lorda Voldemorta?

– Tak.

– Ponowię zatem pytanie, czy jest pan śmierciożercą?

– Nie – odpowiedział Draco, nie kryjąc irytacji. – Byłem śmierciożercą, a to różnica.

– Czy potrafi pan wyczarować mroczny znak? Jak pan wie tylko śmierciożercy posiedli tę tajemną wiedzę.

– Potrafię.

– Czy w okresie wskazanym w opisie zarzutu, wyczarował pan mroczny znak?

– Nie.

– Czy dobrowolnie okaże pan różdżkę do zweryfikowania tego faktu? Z tego co czytałem w protokole zatrzymania, nie miał jej pan przy sobie.

– Ja... – powiedział Draco, czując rosnące zawroty głowy i wzbierające mdłości. – Straciłem moją różdżkę w czasie akcji ratunkowej, w morzu.

– Bardzo wygodne wytłumaczenie, panie Malfoy, ale w żaden sposób panu nie pomoże.

– To po prostu prawda.

– Nie zwykłem przyjmować prawdy śmierciożerców za swoją własną – warknął auror, starając nie pokazywać swojego poirytowania i negatywnego nastawienia. – Czy w przeszłości stawiano panu zarzuty o przynależność do nielegalnej organizacji popierającej Lorda Voldemorta?

– Tak, ale zostałem uniewinniony.

– A to akurat nie jest prawdą, panie Malfoy. Uniewinniono pana matkę, ale postępowanie w stosunku do pana oraz pana ojca jedynie zostało umorzone, a to oznacza, że zasada domniemania niewinności nie została wobec pana przełamana.

– Winy również mi nie udowodniono, bo nie zostałem skazany.

– Pana przeszłość...

– Moja przeszłość jest okolicznością obciążającą, ale to jeszcze nie przesądza o mojej winie w tej sprawie – przerwał mu Dracon.

– Ależ istnieją inne okoliczności, panie Malfoy, proszę okazać nam trochę cierpliwości, a wyłożymy wszystkie karty – mruknął złośliwie Rodriguez. – Czy jest ktoś, kto widział, że mroczny znak na pana przedramieniu odrodził się i świadomie zataił ten fakt przed odpowiednimi służbami, dopuszczając się zaniechania odpowiedniego zgłoszenia?

Draco nie odpowiedział, bo w jednej chwili zapomniał o tym, w jaki sposób się mówi. Milczał, wpatrując się w aurora ze strachem, który go sparaliżował. Hermiona nie mogła zostać przez niego pociągnięta do odpowiedzialości, chociaż wiedziała, że coś się wydarzyło. Musiała o tym wiedzieć, ale to celowo zataiła, aby go ochronić.

– Panie Malfoy, czy jest taka osoba? – powtórzył pytanie siwowłosy mężczyzna. – Czekam na odpowiedź.

– Nie. Nikt o tym nie wiedział – odpowiedział Draco i w tej samej chwili odwrócił się w stronę Harry'ego, posyłając mu błagalne spojrzenie. Modlił się w duchu, żeby Potter zrozumiał znaczenie jego słów.

– Panie, Potter – przesłuchujący zwrócił się do młodszego stażem aurora. – Zabieramy oskarżonego do Azkabanu. Kolejne przesłuchanie wyznaczam na za równo tydzień.

– Nie – wyrwało się Draconowi. – Kontynuujcie. Wyjaśnijcie to teraz, bo ja nie mogę tam znowu trafić. Jestem niewinny!

Auror w tym samym czasie wyciągnął różdżkę i zaklęciem spętał jego ręce.

– Proszę nie stawiać oporu i nie pogarszać swojego dość mizernego położenia – powiedział beznamiętnie. – Życzę miłego pobytu, wraca pan na stare śmieci, tam gdzie jest pana miejsce.


Witajcie Kochani!

Chciałabym wyjaśnić kilka zagadnień. Wiem, że w kanonicznym świecie zostały przedstawione rozprawy sądowe przed Wizengamotem, ale ja potrzebowałam dla mojej fabuły stworzyć postępowanie przygotowawcze, prowadzone przez quasi – prokuratora, czyli w mojej wersji aurora śledczego. Mam nadzieję, że takie uzupełnienie postępowania się Wam spodoba i nie będzie się Wam gryzło ze światem przedstawionym przez J.K. Rowling. Wymyśliłam również Brytyjski Kodeks Karny Czarodziejów, ponieważ bardziej mi pasował do wagi czynów, o które Dracon został oskarżony.
Mam nadzieję, że bardzo nie skrytykujecie mojej wersji procesu opartej w części na polskim systemie prawa karnego materialnego i procesowego.

Trzymajcie się ciepło!

Justinemariem 🍓💚🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro