Rozdział 39. Część 2. Ich plany i marzenia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry💛💚🖤🍓!

Idziemy jak burza!

Przed Wami druga część rozdziału. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Kocham mocno i przesyłam dużo ciepła,

Wasza J.




Przyszłość Hermiony i Dracona miała być piękna i jasna, oczywiście pozbawiona tragedii i zmartwień, a wypełniona wyłącznie wzajemnym wsparciem i miłością. Uznali, że przeżyli zbyt wiele, żeby okrutny los dodatkowo ich doświadczał.

Ich marzenia miały się spełniać bez żadnych przeszkód.

Nowożeńcy mieli wiele planów, których realizację założyli sobie w określonym, nieprzekraczalnym czasie. W pierwszej kolejności chcieli rozejrzeć się za domem, ponieważ zgodnie uznali, że nadszedł czas na przeprowadzkę. Okazało się to dosyć trudnym zadaniem do wykonania, ponieważ żadna z propozycji znalezionych przez pośrednika nieruchomości, nie odpowiadała wymaganiom małżeństwa. Zależało im na tym, żeby zamieszkać blisko Londynu. Podobały im się również domy na wsi, ale nie potrafili się na żaden zdecydować. Część z nich była za duża, a pozostałe zbyt małe, co nie zgadzało się z ich kolejnym planem, czyli szybkim powiększeniem rodziny.

Przez cały okres wakacji, co kilka dni umawiali się na spotkania i okazało się, że nie przynosiły one oczekiwanych rezultatów w postaci zakupu nieruchomości. Początkowo nie wytrącało ich to z równowagi, jednak po pewnym czasie, irytacja związana z brakiem możliwości skreślenia tego zadania z listy, stawała się coraz wyraźniejsza.

Draco dostał wymarzoną pracę i przez to często wyjeżdżał z Londynu, a jego wyjazdy służbowe często się przedłużały, co nie podobało się Hermionie. Nie śmiała jednak robić mu wyrzutów, bo widziała, jak bardzo spełniał się w nowej roli i nie zamierzała mu przeszkadzać w realizacji jednego z jego marzeń.

W międzyczasie wspólnie podjęli decyzję o tym, że chcą mieć dziecko. Cieszyli się tym, że ich rodzina wkrótce się powiększy, co wzmogło ich mobilizację związaną z zakupem domu. Jednak rynek nieruchomości wciąż ich nie zadowalał i w pewnym momencie pogodzili się z myślą, że ich pierwsze dziecko pewnie przyjdzie na świat w wynajmowanym mieszkaniu. Hermiona tłumaczyła Draco, że nie powinien się tym przejmować, ale jej argumenty zaczęły docierać do niego z mniejszym skutkiem.

Do ich codzienności wkradły się kłótnie, które zaczęli wyciszać w czterech kątach sypialni.

Jednak awantury te z czasem, zaczęły przybierać na sile i dotychczasowe metody przestały przynosić im obojgu satysfakcję. Miłosne zbliżenia sprawiały, że wypowiedziane, złe słowa bladły w zakamarkach pamięci, lecz nie znikały na zawsze, powracając z jeszcze większą siłą w najmniej oczekiwanym momencie.

Sama Hermiona zatracała się w pracy, wracając coraz później do ich wspólnego mieszkania. Lubiła zostawać po godzinach, kiedy mogła na spokojnie spacerować po rozległej, ministerialnej bibliotece, zapoznając się z pozycjami książkowymi, do których nie miała dostępu nawet w ogromnej bibliotece Hogwartu.

Jesienią zorientowała się, że coś się zmieniło, chociaż nie potrafiła jasno określić, co dokładnie i co powinna zrobić, aby mogli wrócić do tego, co było.

Hermiona co miesiąc odczuwała ogromne rozczarowanie faktem, że znowu nie zaszła w ciążę. Postanowiła pójść do magomedyka, żeby sprawdził, czy wszystko jest z nią w porządku. Po konsultacji, w trakcie której przeprowadzono serię badań, otrzymała jasną odpowiedź, że jest zdrowa i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaszła w ciążę. Rozmawiała o tym z Draco, który czuł się niekomfortowo z tym faktem, ale zgodził się, że również powinien się przebadać. Magomedyk po otrzymaniu wszystkich wyników jego badań stwierdził, że również nie widzi podstaw do tego, żeby w jasny sposób wyjaśnić, dlaczego jego żona nie zachodzi w ciążę.

Oboje byli zdrowi, ale wciąż nie udawało im się począć dziecka.

Niestety sytuacja ta miała zły wpływ na ich małżeństwo, chociaż oboje zaprzeczali, że jest to jedyna i najważniejsza przyczyna ich częstych nieporozumień.

Draco czuł się nieswojo, gdy wracał do domu i nie zastawał w nim Hermiony, chociaż zgodnie z tym, co mówiła mu rano, powinna już być. Witał się zwykle z Frankiem i szedł do kuchni, gdzie zajmując czymkolwiek swoje galopujące myśli, przygotowywał im wspólną kolację. Zerkając co chwilę na zegarek, zastanawiał się, dlaczego po ich ślubie, tak wiele się pomiędzy nimi zmieniło.

Ciągle analizował wszystkie sceny, w których oboje grali główne role i szukał swoich błędów. Chciał za wszelką cenę ich więcej nie popełnić, aby znowu jej sobą nie rozczarować.

***

Kilka miesięcy później

Grudniowy, świąteczny poranek przywitał ich jasnym słońcem, odbijającym się od zasp śnieżnych pokrywających okolicę, w której mieszkali. Draco obudził się pierwszy i ruszył do salonu, aby wrzucić kilka drewienek do kominka, a następnie podpalić je różdżką. Zachowując się bardzo cicho, przeszedł do kuchni, aby przygotować śniadanie.

Produkty spożywcze fruwały nad jego głową, aby po kolei mógł je wykorzystać, przygotowując tosty francuskie, ulubione śniadanie jego żony. W zlewie radośnie podskakiwały truskawki, które udało mu się dostać w lokalnym markecie. Na koniec przygotował dwa duże kubki z kawą i mlekiem i wszystko razem przelewitował na tacy do ich wspólnej sypialni.

Wszedł cicho do pokoju i usiadł na skraju łóżka. Podniósł rękę, aby odgarnąć jej włosy opadające na twarz. Poruszyła się nieznacznie, a za chwilę otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego ciepło.

Jej szczery uśmiech sprawił, że i on poczuł się zdecydowanie lepiej. Chciał, żeby tak było już zawsze.

– Przygotowałem nam świąteczne śniadanie, bo ostatnio nie mieliśmy dla siebie czasu.

– Wspaniale – odpowiedziała, siadając wyżej. – Mam najlepszego męża pod słońcem.

Draco usiadł wygodniej i postawił przed nią tacę, rozkładając wcześniej nóżki.

– Truskawki! – pisnęła Hermiona, wyciągając dłoń, aby sięgnąć po czerwony owoc.

Wybrała najładniejszą i przysunęła ją do ust męża, aby pierwszy spróbował, a później sama zjadła resztę, oblizując ze smakiem palce.

– Jesteś niemożliwy – stwierdziła zgodnie z prawdą. – Nie mam pojęcia, gdzie o tej porze roku znalazłeś truskawki, ale to najlpszy prezent pod słońcem.

– Dla ciebie wszystko – odpowiedział, wpatrzony w nią jak w obrazek.

Gdy jedli razem śniadanie, cieszył się ze spędzonego wspólnie czasu i spokojnie toczonej rozmowy. Patrzył na nią z zachwytem, gdy opowiadała mu o tym, co ostatnio wydarzyło się u niej w pracy.

Wiedział, że nigdy nie przestanie jej kochać. Ubóstwiał ją, gdy z nastroszonymi włosami, w za dużej piżamie w kolorowe niuchacze, dzieliła się z nim swoimi przemyśleniami. Uwielbiał, gdy uśmiechała się do niego szczerze, gdy z kolei on za bardzo się zagłębiał w szczegóły dotyczące quidditcha, chociaż nie śmiała mu przerywać.

Wiedział, że nigdy nie zdobędzie się na odwagę, żeby od niej odejść. Nawet jeżeli będzie ją ranił i unieszczęśliwiał.

I to przerażało go najbardziej.

***

Ich życie przeplatane było lepszymi i gorszymi dniami. Ta huśtawka dobra i zła pozostawiła w nich wiele sprzecznych emocji, z którymi nie potrafili sobie poradzić. Do ciągłych kłótni dołączyły dni, kiedy oboje nie byli w stanie ze sobą rozmawiać.

Draco na wiele dni zamknął się w sobie, gdy Prorok Codzienny rozpisywał się na temat znalezienia przez zespół aurorów na czele z Edwardem Rodriguezem, czarnoksiężników, którzy po trwających kilka tygodni przesłuchaniach, przyznali się do dokonania morderstw na przedmieściach Londynu w lipcu dwa tysiące czwartego roku. Codziennie pojawiały się nowe artykuły na ten temat, a on wiedział, że nie zniesie więcej doniesień i domysłów prasy. Doszło nawet do tego, że dziennikarze próbowali z nim rozmawiać i przeprowadzić wywiad, chcąc wyciągnąć od niego informacje na temat niesłusznych, rzucanych przeciwko niemu oskarżeń. A Draco chciał o swoim koszmarze jedynie zapomnieć szczególnie, teraz gdy odnaleziono winnych. Hermiona nie odstępowała go w tym czasie na krok, okazując swoje bezgraniczne wsparcie, za które był jej wdzięczny.

Oddalał się od niej z każdym ciężkim dniem, w którego trakcie nie radził sobie sam ze sobą. Wierzył, że to kiedyś minie, a wtedy będzie mógł być taki, jak dawniej. Bardzo tego chciał i starał się samodzielnie uporać ze swoimi demonami.

Hermiona była przerażona kierunkiem, w jakim powoli toczyła się ich relacja. Za wszelką cenę starała się naprawić to, co ich poróżniło. Zaczęła wracać wcześniej do domu, aby więcej spędzić czasu z Draconem.

Postanowiła, że zmieni ich dietę, wzbogacając ją o zdrowe produkty. Z problemami radziła sobie, podejmując szereg działań, wierząc, że w ten właśnie sposób się z nimi szybciej upora.

Coś przeszkadzało im w zrealizowaniu marzeń związanych z rodzicielstwem, a ona zamierzała znaleźć sposób, żeby im się udało.

Jednak i ona nie mogła udawać przed całym światem, że jest silna i jest w stanie wszystko przetrzymać. Pozwalała sobie na płacz, gdy myślała, że jest sama i nikt nie będzie świadkiem jej łez i słabości.

Dwa miesiące przed ich pierwszą rocznicą ślubu Draco wrócił wcześniej do domu. Wszedł po cichu do mieszkania, odwieszając na wieszak swoją marynarkę. Zrzucił buty i nachylił się, aby podrapać Franka po czubku głowy. Był zły i zmęczony, bo jeden z nowych pracowników, zaczął go wypytywać o to, jak to jest w Azkabanie. Oczekiwał od niego mrożącej krew w żyłach opowieści, którą następnie będzie mógł opowiadać obcym ludziom. Przeklinając w duchu, najdosadniej jak umiał, kazał mu spieprzać, za co później otrzymał reprymendę od swojego szefa. A wydawało mu się ostatnio, że jego życie powoli wróciło na lepsze tory.

Coraz częściej myślał o tym, że chciałby się napić alkoholu. Nagromadzone w nim negatywne uczucia, potrzebowały ujścia, a bardzo nie chciał znowu wyładowywać swojej złości na Hermionie.

Nagle usłyszał jej cichy płacz.

Westchnął przepełniony żalem, który go zżerał od środka.

Wszedł do ich sypialni i zobaczył ją wtuloną w jego poduszkę.

Chciał do niej podejść i przytulić tak, jak tego potrzebowała, ale nie mógł się ruszyć.

– Draco, wróciłeś wcześniej... – zaczęła, podnosząc się z łóżka.

– Czy to jest powodem twojego zmartwienia? – zapytał złośliwie.

– Nie, oczywiście, że nie – odparła zbita z tropu, poprawiając zmiętą sukienkę.

Draco milczał, gdy Hermiona podeszła do niego i lekko go pocałowała.

– Tęskniłam za tobą – powiedziała, gładząc go po policzku.

– Nie wiem, czy powinienem ci wierzyć – mruknął, odsuwając się od niej. – Ostatnio jestem nieznośny.

– To prawda, jesteś, ale i tak za tobą tęsknię.

– Przestań – warknął Draco, wychodząc z pokoju.

Poszedł szybkim krokiem do salonu, gdzie stanął przy oknie, opierając się ciężko o parapet.

– Co się dzieje, Draco? Porozmawiaj ze mną – powiedziała spokojnie, stając w progu. – Nie odpychaj mnie, gdy jest ci ciężko.

– To tobie jest ciężko. Nie mogę sobie poradzić z moją przeszłością. Nie mogę dać ci dziecka. Badałaś się i z tobą jest wszystko w porządku. To musi być w takim razie moja wina. Gdybyśmy mieli dziecko tak, jak tego chcemy, to może ruszylibyśmy do przodu, a nic nie dzieje się zgodnie z naszym planem.

– Draco, ale przecież nikt nie powiedział, że nie możemy mieć dzieci. Ty też się badałeś. Musimy po prostu próbować i cały czas wierzyć w to, że nam się kiedyś uda.

– Nie powinnaś była za mnie wychodzić – wycedził.

– Nie mów tak – warknęła, podchodząc do niego bliżej. Łapała się tym, że coraz częściej traci do niego cierpliwość. – Spójrz na mnie.

Nie posłuchał jej, uparcie wpatrując się w przestrzeń za oknem.

– Spójrz na mnie – powtórzyła, nie odpuszczając.

Zrobił to, chociaż zacięty wyraz jego twarzy nie zmienił się, mimo że Hermiona próbowała się do niego uśmiechnąć. Sięgnęła do jego rąk, ciasno splecionych przed sobą i chwyciła go mocno za dłonie.

– Przetrwamy to. Przysięgałeś, że się ode mnie nie odwrócisz. Nie możesz tego zrobić, teraz gdy zrobiło się trudno.

– Nie odwracam się od ciebie, po prostu...

– Po prostu jesteś rozżalony i rozgoryczony...

– Nie – przerwał jej. – Jestem przerażony tym, że przeze mnie płaczesz. Myślisz, że tego nie widzę, ale jesteś w błędzie. Jesteś nieszczęśliwa, a to jest obraz mojego najgorszego koszmaru. Koszmaru, który codziennie nawiedzał mnie w Azkabanie. Koszmaru, który wciąż do mnie przychodzi, chociaż minęło tak wiele czasu.

– Draco... ja... To tylko chwilowe. Mamy po prostu gorszy czas. To się zdarza w małżeństwie.

– Płaczesz przeze mnie, a ja nic nie mogę z tym zrobić.

– Nie płacze przez ciebie – odpowiedziała, chociaż jej ton głosu się zmienił. – Co miesiąc mam nadzieję, że będę w ciąży, ale nam się nie udaje i... Nie będę kłamać. Czuję się z tym fatalnie, zupełnie tak, jakbym nas zawiodła. Jakby moje ciało robiło mi na złość, chociaż robimy wszystko tak, jak trzeba.

Hermiona stanęła dalej od niego, obejmując się ciasno rękami. Martwiła się o to, że czegoś im obojgu w tym małżeństwie brakuje.

– To dopiero kilka miesięcy, odkąd zaczęliśmy się starać o dziecko – stwierdziła Hermiona rzeczowo. – Wiem, że mieliśmy inne plany, ale widocznie musimy się pogodzić z tym, że nam się teraz nie uda. Potrzebujemy spokoju. Potrzebujemy wrócić do siebie. Musimy skończyć z tymi bezsensownymi kłótniami. Nigdy od ciebie nie odejdę, bo cię kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. A jeżeli to życie ma oznaczać, że będziemy tylko we dwoje, to trudno. Przyjmę je takim, jakie będzie.

– A co zrobisz, jeżeli dłużej nam się nie będzie udawało i zmienisz zdanie? – zapytał bezbarwnym głosem, intensywnie nie spuszczając wzroku z jej pleców. – Opuścisz mnie, gdy pojawi się inna opcja?

– Draco, powiedz mi, czego się teraz tak naprawdę boisz? Zawsze, gdy czujesz się z jakiegoś powodu zagrożony, sądzisz, że najlepszym wyjściem będzie odejście ode mnie – powiedziała, ponownie się do niego odwracając. – Powiedz mi – powtórzyła i podeszła do niego blisko, przytulając się mocno. Położyła dłonie na jego szerokich plecach i zaczęła go po nich gładzić, próbując w ten sposób go uspokoić.

– Boję się, że znajdziesz kiedyś powód, żeby mnie zostawić. Boję się, że popełnię błąd, który spowoduje, że ze mnie zrezygnujesz – odpowiedział na jej pytanie, przytulając ją mocniej do siebie.

– Nie zrobię tego – powiedziała szeptem, wsłuchując się w równy rytm jego serca. – Nie wątp w nas.


Trzy miesiące później


Draco siedział przy kontuarze w jednym z mugolskich barów i tępo wpatrywał się w lustro, znajdujące pomiędzy szafkami wypełnionymi różnokolorowymi butelkami z alkoholem.

Przed mężczyzną na drewnianym, miejscami wytartym, zszarzałym blatem stały dwie puste szklanki.

– Szukałem cię kilka godzin – warknął Oliver, siadając ciężko na barowym stołku stojącym bok. – Czy możesz mi powiedzieć, co ty odwalasz?

– Szukałem spokoju.

– A Hermiona szuka ciebie – odpowiedział z wyrzutem, sięgając po jedną ze szklanek. Przysunął ją blisko nosa i powąchał, wciągając mocno powietrze.

– Co robisz? – zapytał Draco, widząc dziwne zachowanie człowieka, którego mógł od niedawna nazwać swoim przyjacielem.

– Weryfikuję, czy piłeś, czy jedynie podziwiasz wyroby szklarskie – mruknął, przesuwając po blacie ciężką szklankę. – I cieszę się, że obie te szklanki były od początku puste, a nie zostały przez ciebie opróżnione. Astoria niedługo rodzi, a musiałem zostawić ją samą w domu, bo Hermiona skontaktowała się z nami przez kominek. Była bardzo zdenerwowana, szukała ciebie u nas i...

– Świetnie, możesz teraz wracać tam, skąd przyszedłeś – przerwał mu Ślizgon znudzony tą rozmową. Chciał zostać sam.

– Nie mogę. Obiecałem Hermionie, że odstawię cię do domu.

– Nie musisz tego robić, trafię do mieszkania samodzielnie.

– Co ty odpierdalasz, Draco? – powiedział Oliver, chcąc wyciągnąć od swojego przyjaciela prawdę. – Obserwuję was od dłuższego czasu i widzę, jak bardzo między wami jest źle. Astoria się też martwi, bo ze względu na ciążę, nie może sama interweniować.

– Cóż to za słownictwo, Wood? – zaczął Draco, chcąc zmienić temat. Nie zamierzał wysłuchiwać kolejnych wyrzutów.

– Odpowiednie do twojego zachowania, Malfoy – zwrócił się do niego po nazwisku, tak jak on to zrobił wcześniej.

– Jestem wściekły na Hermionę – mruknął niechętnie blondyn, bawiąc się pustą szklanką.

– Dlaczego znowu jesteś na nią wściekły? – zapytał Gryfon, starając się w odpowiednim kierunku poprowadzić tę trudną rozmowę.

– Bo spotykała się potajemnie z Potterem i Weasleyem.

– I to jest taka wielka zbrodnia? Nie bądź żałosny, Draco. Wracaj do domu.

– Ostatnio nam się nie układa – mruknął, wpatrując się w swoje lustrzane, lekko zniekształcone odbicie.

– Wracaj do domu, Draco. Wiem, że miałeś ostatnio gorszy czas. Wiem, że znowu Rodriguez wzywał cię na przesłuchania. Wiem, że się boisz, ale...

– Gówno wiesz, Oliver.

– To ty gówno wiesz – odparował bez ogródek. – Pozwalasz, żebym twoim życiem rządziła przeszłość. Odetnij ją raz i porządnie, bo stracisz to, co w takich trudach udało ci się zdobyć. Zmarnujesz życie swoje i Hermiony, a ona na to nie zasłużyła.

– Nie chciałem...

– Wiem, że nie chciałeś. Jestem pewien, że spotkała się z nimi nie po to, żeby zrobić ci na złość. To są jej najlepsi przyjaciele i widocznie potrzebowała ich towarzystwa. Nie powinieneś być o nich zazdrosny, bo ona i tak wybrała ciebie.

– Wybrała mnie?

– Oczywiście. Wybrała ciebie, gdy postanowiła się z tobą związać. Oni mogli się od niej odwrócić całkowicie. Skreśliła ich i postawiła na ciebie. Zawsze to robi. Jesteś jej mężem, do cholery. Jakiego jeszcze potwierdzenia od niej potrzebujesz?

– Ja po prostu... Nie chciałem jej rozczarować. Nie chciałem jej zranić.

– Ale robisz to, otrząśnij się, zanim będzie dla was za późno.

Oliver wstał, klepiąc przyjaciela po ramieniu, po chwili odszedł, trzaskając głośno drzwiami.

Draco długo przetrawiał usłyszane słowa i zrobiło mu się cholernie wstyd. Oliver miał rację, a Hermiona nie zasługiwała, żeby tak ją traktował jej własny mąż. Rzucił na blat kilka funtów za nieistniejący alkohol i wyszedł z baru. Wszedł w ciemny zaułek, w którym teleportował się prosto przed drzwi swojego mieszkania.

Wysuwając koniec różdżki, wypowiedział kilka zaklęć, na których skutek drzwi zgrzytnęły, a on je lekko pchnął.

– Jestem – powiedział, wchodząc do mieszkania.

Odpowiedziała mu cisza, chociaż podświadomie wiedział, że Hermiona jest w środku i na niego czeka. Zdjął marynarkę i ściągnął buty, a następnie wszedł do salonu. Na stole stały zapalone świece i przygotowana odświętna zastawa.

Hermiona siedziała na jednym z krzeseł i na niego czekała.

Była piękna. Ubrała się w jego ulubioną lawendową sukienkę, którą nosiła w czasie ich pierwszej, wspólnej wizyty w Paryżu. Włosy podkręciła, nadając swoim zwykłym falom, mocniejszy skręt. W jej uszach zauważył kolczyki z perełkami, które dostała od niego w prezencie na ich pierwsze wspólne Boże Narodzenie.

– Cieszę się, że jesteś – powiedziała, uśmiechając się do niego ciepło.

Wyglądała na rozluźnioną, pomimo tego, że długo na niego czekała i potrzebowała pomocy przyjaciół w jego odnalezieniu.

Draco zastanawiał się, dlaczego żona nie zasypuje go gradem pytań i żali, ale postanowił nie narzekać. Dostosował się do stworzonego przez nią magicznego nastroju. Zajął miejsce naprzeciwko i czekał na to, co przygotowała.

– Czekałam na ciebie z kolacją – zaczęła. – Ale musisz wiedzieć, że to ostatni raz, Draco, kiedy pozwalam ci na takie zachowanie.

– Przepraszam, nie powinienem pozwolić ci tyle czekać, ale... – powiedział z wyraźną skruchą w głosie.

– Nie chcę tego słuchać, nie teraz. Mam coś dla ciebie. – Wstała i podeszła do niego. – Wysuń obie dłonie.

Draco wykonał jej polecenie, zastanawiając się, co takiego mu przygotowała.

– Zamknij oczy – rozkazała, a następnie położyła coś na jego jednej dłoni, przykrywając przedmiot drugą.

Sięgnęła po różdżkę i wypowiedziała słowa zaklęcia, które znał doskonale, ale nie spodziewał się, co takiego mogła z nim zrobić.

– Możesz otworzyć oczy.

Otworzył je i spojrzał na swoją rękę, na której leżały dwie truskawki.

– Tylko ich nie jedz – zaleciła z uśmiechem.

Po chwili na ich oczach owoce zaczęły się zmieniać i przeobrażać.

Draco trzymał w dłoniach dwie maleńkie skarpetki.

– Skarpetki dla skrzata? – zapytał, nie rozumiejąc.

Po chwili dotarło do niego to, co Hermiona chciała mu powiedzieć.

Przez kilkanaście sekund nie mógł oddychać. Osunął się z krzesła na kolana i przytulił do swojej żony, przykładając delikatnie czoło do jej płaskiego brzucha.

– O mój Merlinie... – jęknął, przepełniony ciepłymi, dobrymi uczuciami. – Jesteś w ciąży.

– Jesteśmy – poprawiła go Hermiona, kładąc z czułością dłonie na jego głowie. – To musi się skończyć. Nigdy więcej nie możesz nawet pomyśleć o odwróceniu się ode mnie, od nas.

– Nigdy więcej tego nie zrobię. Przysięgam.

Hermiona wiedziała, że mówił prawdę.

Wiedziała również, że te ciemne chmury, które ponownie się nad nimi zebrały, wkrótce odejdą.

Znowu mogła głęboko oddychać.

Pod jej sercem rozwijało się nowe życie.

Wszystko będzie dobrze.

***


Boże Narodzenie 2006 r.


– Draco, obudź się, Draco – usłyszał naglący głos Hermiony, który raptownie wyrwał go ze snu. – Coś jest nie w porządku – dodała po chwili, obejmując czule brzuch.

– Co? – mruknął zaspany, sięgając po różdżkę, aby zapalić świecę, stojącą na szafce nocnej po jego stronie łóżka.

– Najprawdopodobniej odeszły mi wody płodowe – odpowiedziała Hermiona, ciężko siadając. – Jest tu wszędzie mokro.

– Wody płodowe? – zapytał, nie rozumiejąc tego, co do niego mówiła.

– Musisz sprawdzić, czy to wody, czy to coś innego... – szepnęła, nie potrafiąc ukryć strachu.

Draco podniósł szybko pościel i odetchnął głęboko, upewniając się, że to nie jest krew.

– Wody – odpowiedział szybko, chcąc ją w ten sposób uspokoić.

– To znaczy, że się zaczęło.

– Zaczęło? Poród? Ale to jest za wcześnie, miesiąc za wcześnie – zaczął niepewnie Draco, wciąż nie zmieniając pozycji.

– Wiem, Draco – potaknęła, lekko się krzywiąc, gdy poczuła dziwny ścisk brzucha, który przypominał jej, ten w czasie miesiączki, ale był dużo silniejszy.

– Co zrobimy? – zapytał, szybko się rozbudzając. – Nie da się tego zatrzymać?

– Nie. Musimy pojechać do Munga – stwierdziła rzeczowo, chociaż jej głos zdradzał, jak bardzo była zdenerwowana.

– Musimy udać się do szpitala, najbezpieczniej będzie przez sieć Fiuu – powiedział Draco, wyskakując z łóżka.

Podbiegł do komody, z której wyciągnął bieliznę, a później z górnej szuflady swój ulubiony szary sweter i jeansy. Następnie podszedł do Hermiony i pomógł jej nałożyć bieliznę i skarpetki, a później wysłużone, stare spodnie dresowe, w które jeszcze była w stanie się zmieścić. Z szafy przyniósł jej ulubioną bluzę z godłem Hogwartu i pomógł jej ją naciągnąć przez głowę.

– Muszę się uczesać – jęknęła Hermiona, łapiąc się za brzuch, gdy ponownie poczuła skurcz.

– Nie musisz, wyglądasz cudownie – odpowiedział szybko Draco i pomógł jej stanąć na nogi. – Wezmę torbę i idziemy do kominka.

Hermiona uśmiechnęła się do niego i oparła ciężko na jego ramieniu, gdy ponownie poczuła skurcz. Nauczyła się na pamięć całej procedury porodu i była pewna, że wszystko dzieje się zbyt szybko, dlatego nie tracąc już czasu na rozmowy, pozwoliła, żeby Draco poprowadził ją w stronę salonu, skąd mogli jak najszybciej się dostać do szpitala.

***

Draco nigdy w życiu nie spodziewał się tego, że przyjście na świat małego człowieka wymaga tak ogromnego zaangażowania ze strony matki, jak również sztabu ludzi, którzy cały czas monitorowali przebieg porodu. Wydawało mu się, że wszystko pójdzie szybko i sprawnie. Zdziwił się ogromnie, gdy po pięciu godzinach męczarni, w jakich tkwiła jego żona, magomedyk stwierdziła, że są dopiero w połowie długiej drogi. Zastanawiał się, jakim cudem, Hermiona to wszystko przetrzyma skoro on, słaniał się już na nogach ze zmęczenia i głodu. Chciało mu się spać i jeść, ale nie odważył się opuścić sali.

– Jak mogłeś mi to zrobić?! – warknęła Hermiona, gdy minął wyjątkowo długi i bolesny skurcz. – Nigdy więcej nie pójdę z tobą do łóżka. Nie namówisz mnie na to! – krzyczała głośno, a w jej oczach czaiła się nieposkromiona wściekłość.

– Proszę się nie przejmować – wtrąciła się magomedyk, która przebywała razem z nimi w sali. – Kobiety zawsze tak krzyczą, a za rok wracają do nas z tym samym problemem, który nie chce bezboleśnie opuścić ich macicy.

Po kolejnej godzinie, kiedy Hermiona krzyczała na przemian z łapaniem głębokich, uspokajających oddechów, coś zaczęło się zmieniać. Akcja porodowa nabrała rozpędu, skurcze stały częstsze i niesamowicie bolesne.

– Nie dam rady – jęknęła kobieta, zalewając się łzami, wymieszanymi z potem, który wystąpił na jej twarzy. – Nie mogę.

– Musisz przeć – poinstruowała ją magomedyk, sprawdzając rozwarcie, które wskazywało na to, że już niedługo to wszystko się skończy.

Draco stał tuż obok i bezradnie patrzył na krzątających się coraz bardziej nerwowo w pobliżu medyków. Niektórzy z nich szykowali stanowisko, na którym miało później zbadane ich dziecko.

– Skarbie, dasz radę. Jesteś silna, jesteś najsilniejsza – zaczął do niej mówić, chociaż miał wrażenie, że jego słowa w ogóle do niej nie docierają.

– Słabnie – mruknął medyk, posyłając kobiecie odbierającej poród porozumiewawcze spojrzenie. Oboje wiedzieli, że zaczęło się robić bardzo niebezpiecznie.

– Co się dzieje?! – krzyknął Draco, gdy nie mógł już wytrzymać tego trwania w niewiedzy.

– Niech się pan uspokoi, krzyk tutaj w niczym nie pomoże. – Został natychmiast upomniany przez mężczyznę, który zaczął w tym samym czasie wypowiadać nieznane Draconowi zaklęcia lecznicze, aby wzmocnić rodzącą.

– Hermiono, kochanie – powiedziała do niej magomedyk, chcąc, żeby skupiła się na tym, co chce jej przekazać. – Potrzebuję, żebyś ostatni raz użyła swojej siły. Ostatni raz musisz przeć. Jesteś mamą i musisz to zrobić dla swojego dziecka. Musisz to zrobić, aby ratować swoje dziecko. Rozumiesz mnie?

Hermiona kiwnęła głową i poprawiłą swoją pozycję na tyle, na ile mogła w tych okolicznościach.

Draco w tej właśnie chwili chciał uciec, przeczekać najgorsze na korytarzu, pozwolić, żeby Hermiona sama z pomocą wykwalifikowanych pracowników, sprowadziła bezpiecznie na świat ich dziecko.

– Niech pan stanie za żoną i mocno ją trzyma za ręce – rozkazała mu magomedyk. – NATYCHMIAST! – ryknęła, gdy zauważyła, że się nie poruszył.

Draco posłusznie stanął za Hermioną, starając się tchnąć w nią siłę, której teraz najbardziej potrzebowała.

– Kocham cię – szepnął jej prosto do ucha. – Poradzisz sobie.

– Teraz potrzebujemy jednego, ostatniego parcia – powiedziała głośno magomedyk. – Jeszcze chwila i będzie pani trzymała w ramionach swoje dziecko.

Hermiona wzięła głęboki wdech i wraz z nadejściem następnego skurczu, zmusiła swoje ciało do tego ostatniego, nadludzkiego wysiłku. Czuła obecność swojego męża, chociaż była tak zmęczona, że ciężko jej było zrozumieć to, co się działo dookoła niej. Oparła ciężko głowę o klatkę piersiową Draco i zamknęła nareszcie oczy. Potrzebowała powietrza i wody. Kręciło jej się w głowie, ale czekała jeszcze na coś, co potrzebowała usłyszeć. Za chwilę do gwaru rozmów, których nie rozumiała, dołączył krzyk jej dziecka. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Z oddali docierały do niej słowa Draco, których nie rozumiała, chociaż bardzo się starała.

– Macie piękną córeczkę! – powiedziała magomedyk, podając zakrwawione dziecko wykwalifikowanemu doktorowi, zajmującego się noworodkami.

– Hermiono, mamy córkę! – powiedział uradowany Draco. Chciał pocałować swoją żonę, ale zauważył, że jej ciało jest bezwładne.

– HERMIONO! – ryknął, szarpiąc ją za ramiona.

Medycy odsunęli go na bok i zajęli się kobietą, wypowiadając nad jej bezwładnym ciałem serię zaklęć. Kolorowe światła błyskały nad jej skórą, gdy próbowano, jak najszybciej ocenić jej stan i pobudzić jej serce do działania.

– Żyje! Mamy puls, ale jest ledwo wyczuwalny. Tracimy ją!

– Bez paniki, tylko zemdlała, ale tu jest za dużo krwi!

– Skąd to krwawienie?

– Powiadomcie patronusem salę, zabieramy ją stąd, nie mamy czasu do stracenia! Niech szykują eliksiry!

Draco stał przy ścianie, trzymając się za głowę. Chciał wyrwać sobie wszystkie włosy z tej bezsilności, która go paraliżowała. Bał się, że Hermiona umarła. Nie mogłaby mu tego zrobić, nie zostawiłaby go samego z ich dzieckiem.

– Niech pan ściągnie koszulę! – usłyszał jasne i klarowne polecenie, które wyrwało go z tego niebezpiecznego otępienia.

– Ale...

– Natychmiast! Nie mamy czasu – powiedziała kobieta, tuląc w dłoniach niemowlę. – Pana córka pana potrzebuje.

– Ale moja żona...– zaczął Draco, chociaż reszty słów nie potrafił wypowiedzieć, posłusznie rozpinając koszulę. Dotarło do niego jedynie to, że jest potrzebny swojemu dziecku.

– Niech pan siada na tym fotelu – zakomenderowała magomedyk, wskazując mu miejsce.

Stanęła przed nim i najdelikatniej, jak potrafiła, przeniosła niemowlę, aby położyć je na odsłoniętej klatce piersiowej mężczyzny.

– Co mam z nią zrobić? – zapytał przerażony tym, że najprawdopodobniej będzie musiał trzymać swoje dziecko. – Nigdy tego nie robiłem.

– To naturalne, nauczy się pan – stwierdziła sucho kobieta, chwytając go za dłoń, aby ułożyć odpowiednio dziecko w jego rękach. – Proszę podtrzymywać główkę córki i pozwolić jej się zrelaksować. Najlepiej wam to wyjdzie, jeżeli oboje się rozluźnicie.

– Ja... – zaczął Draco, patrząc wciąż Hermionę, której oddech był coraz cięższy. – Muszę być z moją żoną.

– Nie, musi pan być ze swoją córką. Ona pana potrzebuje, a my się zajmiemy żoną. Proszę nam zaufać. Córeczka urodziła się za wcześnie. Magomedyk ją zbadała i stwierdziła, że jest zdrowa. Jej płuca są odpowiednio rozwinięte i może swobodnie oddychać, nie jest konieczne przeniesienie jej na specjalną salę opieki. Potrzebuje tylko pana obecności i ciepła.

Kobieta przykryła dziecko i mężczyznę cienkim kocykiem, a później ostatni raz sprawdziła ich ułożenie.

– Musi pan jej zapewnić bezpieczeństwo. Urodziła się za wcześnie i brakuje jej ciepła mamy. Kontakt z pana ciałem, skórą, pozwoli jej się uspokoić i zredukuje stres wywołany porodem. Odgłos bicia pana serca będzie jej równie bliski, jak odgłosy bicia serca jej mamy. Wiem, że jest pan zdenerwowany i chce pan coś zrobić i ja właśnie panu mówię, co jest teraz najważniejsze i co pan teraz może robić.

– Zostanę z nią tutaj sam?

– Ktoś będzie do was zaglądał, co jakiś czas.

Draco siedział jak sparaliżowany. Nie docierało do niego, co się tak naprawdę wydarzyło. Hermiona była wyczerpana porodem i usłyszał, że straciła za dużo krwi. Podniósł głowę, gdy zorientował się, że magomedycy w pośpiechu zabrali ją razem z łóżkiem. Chciał za nimi krzyknąć i poprosić, żeby ktoś się zatrzymał i mu wszystko wyjaśnił, ale głos odmówił mu posłuszeństwa.

Otrząsnął się, gdy niewielka rączka jego córki rozprostowała się, aby za chwilę zgiąć znowu. Zastanawiał się, co ma teraz z nią zrobić. Nie miał pojęcia, co się robi z tak małym dzieckiem, bo nigdy nie trzymał takiego malucha na rękach. Mieli mieć jeszcze czas z Hermioną na przygotowanie do tej wielkiej chwili, która ich tak niespodziewanie zaskoczyła. Ich dziecko pojawiło się na świecie pięć tygodni za wcześnie.

Spojrzał w dół, gdy malutka położyła rozczapierzoną łapkę na jego skórze, delikatnie go ściskając w tym miejscu.

Nagle i niespodziewanie dotarło do niego, że już nie ma na co czekać, bo jego córeczka jest już z nimi, bezpieczna, cała i zdrowa. Przytulił ją mocniej do siebie w naturalnym odruchu, a z jego oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy, których wcale nie zamierzał ukrywać.

Płakał ze szczęścia.

Miał wrażenie, że właśnie w tej chwili jego serce się powiększyło, robiąc miejsce na tak potężną dawkę miłości. Miłości, jakiej do tej pory jeszcze nie znał. Ostrożnie drugą dłonią przykrył swoje dziecko, aby zapewnić mu maksymalny komfort.

Hermiona miała osiem miesięcy na pokochanie dziecka, rosnącego w jej łonie. On był cały czas obok, ale to nie było to samo. Draco dopiero teraz zrozumiał, że został tatą. Mógł to poczuć swoim sercem. Zastanawiał się, dlaczego dziecko nie płacze. Kątem oka widział, że leży spokojnie na jego piersi, z główką obróconą w jego stronę. Obserwował, jak jej klatka piersiowa porusza się równomiernie, co sprawiało, że sam poczuł się odrobinę lepiej. Ona też musiała czuć się dobrze, dlatego była taka spokojna.

Pomagali sobie nawzajem.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – mówił cichym, spokojnym tonem tak, aby nie przestraszyć noworodka. – Jestem tutaj. Jestem twoim tatą. Wiem, że brakuje ci mamy. Ja też się tak czuję, gdy jej nie ma blisko. Zawsze się o nią martwię i czekam, aż do mnie wróci, choćby tylko utknęła za długo w księgarni, przeglądając nowości wydawnicze.

Zamilkł, odwracając na chwilę wzrok w kierunku okna, widząc, że powoli wstaje nowy dzień. Pamiętał słowa swojej matki, kiedy powtarzała mu, że złe rzeczy zawsze dzieją się w nocy. Dlatego ta część doby zawsze napawała go niewytłumaczalnym strachem, którego nigdy nie mógł się pozbyć, chociaż był już dorosły.

Kilka godzin temu obudziła go przerażona Hermiona, tłumacząc, że coś jest nie w porządku. Później znaleźli się nagle w szpitalu i patrzył bezradnie na jej niewyobrażalne cierpienie. Nie mógł jej pomóc, chociaż widział, jak wiele siły ją to wszystko kosztuje. Mógł z nią jedynie być, pozwolić, żeby ściskała jego rękę tam mocno, że miał wrażenie, jakby łamała mu palce.

Dzisiejsza noc dała mu jednak coś dobrego. Na świecie pojawiła się jego córka. Stwierdził, że czas najwyższy odczarować to powiedzenie.

Był przepełniony strachem o Hermionę, ale również siłą, jakiej nigdy przedtem w sobie nie czuł. Wierzył, że wszystko będzie dobrze.

– Mama przygotowała dla ciebie, tak wiele imion, a ja kompletnie nie wiem, jak powinienem się do ciebie zwracać – powiedział znowu, gdy dziecko delikatnie się poruszyło w jego ramionach. – Połowa imion odpada z wiadomych przyczyn, dlatego wymienię te przeznaczone dla dziewczynek. Może któreś z nich ci się spodoba – zatrzymał się, aby przyjrzeć ponownie dziecku i skontrolować jego oddech. – To zaczynamy Edwina, ale przyznam, że mi się nie podoba. Następne w kolejności to Maisie, ale widzę, że wcale na nie, nie reagujesz. Odpada. Mnie najbardziej się podobało Shay.

Dziewczynka w tym momencie poruszyła się i lekko zakwiliła, ponownie mocniej się w niego wtulając.

– Czy to była twoja aprobata, mała Shay? Shay Malfoy. Brzmi wspaniale. Zobaczymy, co jeszcze mama na to powie, ale jestem pewien, że jej się spodoba.

– Przepraszam, że przeszkadzam przy tak poważnej rozmowie – powiedziała starsza kobieta w białym uniformie, która niespodziewanie pojawiła się w zajmowanym przez nich pokoju. – Przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku.

– Nie wiem – odparł Draco. – Nie mam pojęcia, ale żadne z nas nie zanosi się płaczem, więc sądzę, że Shay jest zadowolona.

– Zaraz zobaczymy – zwróciła się do niego uprzejmie, biorąc noworodka na ręce.

Draco stał obok, cały odrętwiały, bo przez ten czas, gdy trzymał córkę, bał się poruszyć i dopiero teraz czuł, jak krew wraca do jego krwioobiegu.

– Czy wie pani coś o stanie mojej żony? – zapytał, przyglądając się kobiecie, która delikatnie położyła dziecko na przewijaku.

– Niech się pan tak nie martwi. Czasem zdarzają się komplikacje w czasie porodu, ale kobiety są silne. Pana żona też to przetrwa – odpowiedziała spokojnym tonem. – Proszę wrócić na miejsce i wygodnie usiąść. Spróbujemy malutką pokarmić, zanim mama wróci.

– Nie wiem, czy będę potrafił, może lepiej niech pani to zrobi.

– Poradzimy sobie – powtórzyła, gdy Draco niepewnie usiadł na miejscu, a kobieta podała mu Shay ciasno zawiniętą w coś, co przypominało śpiwór.

Mężczyzna przytrzymał dziecko, wpatrując się w jego spokojną, zaróżowioną buzię. Wziął butelkę, którą podała mu kobieta i następnie zgodnie z wypowiadanymi przez nią instrukcjami, zaczął ją karmić. Zdziwił się, że wszystko poszło tak gładko.

– Wspaniale, a teraz wrócimy do przytulania. Noworodek potrzebuje ciepła rodzica.

Kobieta zabrała mu dziecko, a potem ponownie ułożyła nagie na gołej klatce piersiowej mężczyzny. Przykryła ich szczelnie kocem i zgasiła górne światło, pozostawiając kilka zapalonych świeczek w pomieszczeniu.

– Czekajcie tutaj na mamę, bo na pewno niedługo do was wróci. Za jakiś czas wpadnę, żeby sprawdzić, jak się macie.

– I znowu zostaliśmy sami – szepnął Draco, czule tuląc do siebie dziecko. – Jesteśmy cierpliwi, Shay. To znaczy, twoja mama nie jest, ale przekonasz się o tym sama, gdy ją lepiej poznasz. Twoja mama jest najlepszą osobą na świecie. Do tej pory była wiesz moją osobą, ale od teraz będzie naszą. Ona zawsze się mną opiekuje, ale teraz ja się wami zaopiekuję. Zobaczysz, będziemy szczęśliwi.

Mężczyzna zamknął na chwilę oczy, chociaż wiedział, że nie wolno mu zasnąć. Tęsknota i niepokój o Hermionę wracały do niego falami, ale nie pozwalał, żeby całkowicie zajęły jego myśli.

Z czasem czuł się o wiele swobodniej i kilka razy odważył się samodzielnie zmienić pozycję dziecka. Wsłuchiwał się w jej szybki oddech, czekając na powrót Hermiony. Nie wiedział, jak długo będzie musiał pozostawać w tej pozycji, ale było mu dobrze.

Po kilku następnych godzinach przyszła do niego kobieta, która odbierała poród. Wyjaśniła mu, że nastąpiły pewne komplikacje i dlatego musieli przeprowadzić specjalny zabieg, który się udał. Uspokoiła go, że niedługo Hermiona zostanie przewieziona na salę, ale będzie potrzebowała dużo odpoczynku.

Wielka gula bólu opuściła jego ciało, gdy usłyszał pokrzepiające słowa na temat stanu swojej żony. Uśmiechnął się, gładząc Shay delikatnie po pleckach.

Pozwolił, żeby kobieta, która ich wcześniej odwiedziła, zabrała dziecko i otuliła ją kocykiem, przygotowując do przybycia mamy.

Hermiona została przywieziona kilka minut później. Leżała spokojnie, chociaż widać było po niej, że jej ciało wiele przeszło. Jej twarz była pozbawiona kolorów, a skóra przypominała bladoszary, pozbawiony życia odcień piachu.

Draco podszedł do niej ostrożnie z Shay, wtuloną w jego ramionach. Usiadł na łóżku, wsłuchując się w oddech dwóch najważniejszych kobiet jego życia. Westchnął z ulgą, gdy Hermiona po kilkunastu minutach, ciężko rozchyliła powieki.

Zachowywała się tak, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje i co się wydarzyło. Potrzebowała kilku chwil, żeby przypomnieć sobie wszystkie okoliczności, które się wydarzyły, zanim straciła przytomność.

– Cześć – wychrypiała, nie spodziewając się, że głos tak bardzo będzie jej odmawiał posłuszeństwa.

– Cześć – odpowiedział Draco, patrząc na nią z bezgraniczną miłością. – Czas najwyższy, żebyś kogoś poznała.

Ostrożnie, najdelikatniej jak potrafił, ułożył dziecko w jej ramionach, cały czas podtrzymując główkę.

– Mamy córkę – powiedział, ocierając drugą dłonią łzy, które zaczęły spływać po jego policzkach.

– Och... – jęknęła Hermiona, tłumiąc w sobie szloch. – Nasza mała Shay – szepnęła. – Witaj na świecie, kochanie – zwróciła się do dziecka, a następnie spojrzała czule na swojego męża.

– Skąd wiedziałaś, że tak ją nazwałem? Spędziłem z nią kilka godzin i próbowałem rozmawiać, ale z marnym skutkiem. Udało nam się jednak ustalić, że z imion, które wybrałaś, najbardziej odpowiada jej właśnie to.

– Pasuje do niej idealnie – stwierdziła Hermiona, ponownie patrząc na swoje dziecko. – Ale musisz już ją ode mnie wziąć, bo nie dam rady jej trzymać. Tak bardzo mnie wszystko boli i boję się, że ją upuszczę.

Draco posłusznie wziął dziecko na ręce, naciągając na jego główkę niewielką czapeczkę w jasnozielonym kolorze.

Wyciągnął rękę w stronę Hermiony i czule przykrył ją kołdrą, a po chwili chwycił jej dłoń i złożył na niej czuły pocałunek.

– Jesteś niesamowita – powiedział z uznaniem, chcąc w ten sposób podziękować jej za to, że to dla nich przetrwała i do nich wróciła. – Jesteś moim całym światem, tak bardzo się bałem, że cię stracę.

– Nie mogłabym od was odejść, nie teraz – szepnęła, chociaż zmęczenie coraz bardziej rozlewało się po jej ciele, odbierając resztki świadomości. – To będzie piękne, wiesz, gdy będziemy patrzeć codzienne, jak Shay rośnie. Jesteśmy rodzicami, Draco.

Hermiona przymknęła oczy, gdy upewniła się, że jej mąż przejął opiekę nad dzieckiem. Przez krótką chwilę nawiedziła ją myśl, że niedawno została matką, a już popełnia jakiś błąd, oddając córkę ojcu. Tłumaczyła sobie, że robi to dla jej dobra, bo sama jest zbyt wyczerpana, żeby bezpiecznie trzymać ją w swoich ramionach. Potrzebowała snu, a kojąca obecność ukochanego sprawiała, że mogła sobie pozwolić na chwilę odpoczynku.

Była szczęśliwa i nie mogła się doczekać momentu, kiedy jej ciało się zregeneruje i będzie mogła w pełni cieszyć się tym, co ich spotkało.

– Jesteśmy rodzicami, a ty teraz odpoczywaj. Jestem tutaj – potwierdził z uśmiechem.

Draco chciał powiedzieć coś mądrego, coś, co będzie w stanie zapamiętać na całe życie i będzie mógł kiedyś opowiedzieć swojej córce. Nie potrafił jednak zebrać swoich myśli i przekuć je na odpowiednie słowa. Milczał, będąc razem ze swoją najbliższą rodziną i był szczęśliwy. Troszczył się o Hermionę i Shay, wiedząc, że one są dla niego najważniejsze. Zrozumiał, że plany i marzenia w życiu są istotne, ale ich realizacja i spełnienie, nie może przyćmić naturalnego trybu życia i tej codzienności, z której powinni czerpać to, co ważne. Ślepa pogoń za niedoścignionymi założeniami powoduje rozdarcie, niepotrzebne kłótnie i wzajemne niezrozumienie.

Codzienność, składająca się na ciepłe poranki, szybkie przygotowania do wyjścia z domu, pracę, powroty z uśmiechem na ustach oraz spokojne wieczory wypełnione rozmowami, kiedy można cieszyć się swoją obecnością i wsparciem, jest drogą do budowania szczęścia i pielęgnowania miłości.

Draco Malfoy długo błądził, szukając właściwych odpowiedzi i rozwiązań. Stawiając przed sobą zbyt wysokie wymagania, zatracał się w swoich niepowodzeniach, które pchały go w miejsca, gdzie nie chciał się już nigdy więcej znaleźć.

Wiedział, że teraz nie pozwoli na to, żeby cokolwiek zburzyło ten długo oczekiwany spokój, który niespodziewanie pojawił się w ich życiu wraz z dzieckiem.

Miłość ponownie pomogła mu odnaleźć właściwy kierunek w życiu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro