Zmiana

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chłopak:
Ona się zmieniła, z radosnej roześmianej dziewczyny którą zostawiłem osiem lat temu.
Ja ją kocham, a ona myśli, że jest to miłość rodzeństwa. Nie, ja ją kocham.
Kocham jak żonę, jak narzeczoną.

Ona stała się chłodna i pusta. Jakby ktoś wypruł z niej kolory pozostawiając tylko czerń włosów i biel skóry.
Zawsze ją opuszczałem, wyjeżdżałem. Nie była to moja wina, bycie światowej sławy pisarzem jest okrutne. Rodzice, oni teraz żyją moją sławą. "Jesteśmy jego rodzicami". "To po mnie ma talent" pokazują moje prace i sobą je podpisują.

Ona, kiedy chciałem jej pomóc zamykała drzwi. Widziałem jak wygląda, pocięta i posiniaczona. Zakrywa zapłakane oczy swoją grzywką, kryjąc się za murem szarej rzeczywistości.
Ja tego nie zniosę, zza ściany co nocy słyszę płacz, słyszę to jak krzyczy.
Nic nie robię, sam popadam w obłęd.
Gdy zasiadłem przed kartką z piórem w ręku jak psychopata zacząłem pisać na kartce i biurku zwrot "Ona jest chora" i napisałem to tysiąc siedemdziesiąt dwa razy.

Boję się zaczynam myśleć, że za mną coś się czai, to chce mnie pochłonąć to coś zmusza mnie teraz do skoku, do skoku w szaleństwo.

Dziewczyna:

Ten głos, on mówi tylko jedno. Zabij się. Nie nigdy, nigdy dla mojego brata. Zawsze chciałam być taka jak on, odnieść sukces. Tylko, że ja żyję w jego cieniu. On to gwiazda, pisarz światowej sławy. A ja siedzę w pokoju rysując. Dwie osoby trzymające się za ręce, ale nikt tego nie zobaczy. Ja nie jestem nim. Rodzice przychodzą do mnie i mówią czemu nie jestem jak on. Wzorowy uczeń, pełen manier i w dodatku wyjątkowo twórczy.

Ja wierzę, że on kiedyś się wypali, zmieni w cień mej sławy. Czemu ja tak myślę, nigdy, nigdy nigdy!

To coś ucisza się gdy się tnę lub uderzam. W tej chwili czytam książkę mojego brata, napisaliśmy ją razem osiem lat temu. To było coś, mieszkaliśmy na takim jakby odludziu. Nie byliśmy tak rozdzieleni jak dzisiaj.

Osiem lat temu

Biegli razem przez łąkę. Niski brunet i czarnowłosa dziewczynka. Biegł z tyłu. Dźwigając plecaczek i gruby zeszyt.

- Laura - prawie się potknął - Zaczekaj.

- Braciszku nie chcesz abym ci pomogła - przyłożyła palec do ust.

- Nie - zrobił krótką pauzę - dam radę.

Dwoje dzieci pod potężną wiśnią ich dziadka pisało książkę, we dwoje napisali osiemset stron i nigdy nie wydali jej drukiem.

Dziadek, człowiek, który zajął się nimi gdy rodzice pracowali. Pokazał im autorytety wielkich mężów wojen, piękne aktorki...

Później zmarł, a opowiadał historię w pubie w towarzystwie ludzi z miasteczka. Na kolanach siedziało rodzeństwo.

Dziewczyna:

To koniec, on to zrobił. Wyjechał do swojej wspaniałej akademii. Znowu będę sama. Tylko ja i moje bazgroły.
Zaraz? Co to? Wyciągam kartkę, a za nią książkę. Otwieram.

"Widziałem"

Patrzę dalej, on napisał opis każdej postaci z moich rysunków. Jest wspaniały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro