Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka dni odkąd Amara ostatni raz widziała Xaviera. A raczej odkąd z nim rozmawiała. Widywała go w szkole, wbijała w niego wzrok, siłą umysłu próbując zwrócić na siebie jego uwagę. On jednak usilnie ją ignorował, na korytarzach mijał jak nieznajomą. Sama nie wiedziała, dlaczego z tego powodu ból rozrywał jej serce. Nawet się nie przyjaźnili, można było ich nazwać jedynie znajomymi, którzy kilka razy spędzili miło czas. A mimo to żal rozlewał się po jej ciele jak zaraza. Żałowała, że ich znajomość potoczyła się w taki, a nie inny sposób. Zaczynała go lubić, naprawdę, sprawiał, że coś dziwnego działo się z jej organizmem. Wywoływał w niej jakieś niewytłumaczalne uczucia. A teraz było już za późno na cokolwiek. Wszystko zakończyło się, nim dobrze zdążyło zacząć. 

Oparła brodę o dłoń, przysłuchując się entuzjastycznej Britt. Siedzieli wszyscy w sali lekcyjnej, dopracowując ostatnie szczegóły balu. Balu, który odbywał się za tydzień. Balu, na który wybierała się sama. Balu, który będzie dla niej totalną katastrofą. Nie miała niczego — sukienki, butów, chęci ani partnera, który odgrywał kluczową rolę.

Odkąd pierwszy raz usłyszała o imprezie, którą przecież sama ogłosiła, wiedziała, że pójdzie z Evenem. Przebraliby się pewnie za jakąś bombową parę z filmów akcji, a cały wieczór spędziliby świetnie się bawiąc. Teraz sama musiała wymyślić, w jaką postać się wcielić, a przy tym nie wyglądać smutno, co było ciężkie, zważywszy na to, że ostatnio dostawała coraz więcej powodów do rozpaczy. Poza tym odechciewało jej się nie tylko balu, a również rzeczy, które niegdyś sprawiały jej przyjemność. 

Kochała czytać, a teraz stanęła na pierwszym rozdziale, który męczyła cały dzień, ukochany serial nie sprawiał jej już takiej samej radości, na wyjście z przyjaciółkami zmuszała się, aby ruszyć tyłek z łóżka. W pewnym momencie straciła sens życia, nie miała pomysłu na siebie, na swoją przyszłość, na nic. Po prostu przeżywała z dnia na dzień. Xavier, choć o tym nie wiedział, był jej odskocznią. Przełamywał jej rutynę, dodawał pikanterii.

— Amaro? — Wróciła na ziemię, słysząc głos przyjaciółki nad głową. Spojrzała na nią z roztargnieniem, przenosząc wzrok z paskudnej ściany. Powinni zdecydowanie odmalować kilka sal lekcyjnych. — Możemy pójść razem — zaproponowała z uśmiechem, siadając na ławce, przez co Amara musiała odsunąć się do tyłu i zabrać ręce.

Westchnęła sfrustrowana w odpowiedzi. Miała ochotę porządnie przywalić głową w blat ławki, przy której siedziała. Nie dość, że miała żałosne życie towarzyskie, to jeszcze miała je zniszczyć również najlepszej przyjaciółce? W życiu. Pójdzie sama z wysoko uniesioną głową, udając, że bawi się wyśmienicie. 

— Daj spokój — machnęła lekceważąco ręką. — Pewnie zaprosiło cię wielu chłopaków. — Taka była prawda i nikt nie powie, że było inaczej. Brittney Skye była najpiękniejszą dziewczyną w Mystic High School. Mogła mieć każdego, o czym sama przekonała się po brutalnym zerwaniu z Chrisem. Ale on wrócił, a ona nie miała ochoty iść na bal w towarzystwie nikogo innego. Zawsze go pragnęła, to nie uległo zmianie. Dlatego pomimo tego, że faktycznie dostała wiele zaproszeń, nie przyjęła żadnego.

— Nadal go kocham — westchnęła ciężko, bujając nogami w powietrzu jak mała dziewczynka. Zamyślona wpatrywała się przed siebie, a wspomnienia przelatywały jej przed oczami. Kochała go bez wątpienia, mocno przeżyła jego stratę. Próbowała go nienawidzić, ale prawda była taka, że nie mogła tego zrobić. Nie potrafiła. — Ostatnio zaprosił mnie na randkę. Odmówiłam.

— Dlaczego? — zdziwiła się Amara, wdzięczna, że w końcu rozmawiały o uczuciach Britt.

Amara zawsze podziwiała związek Britt i Chrisa, była ich wierną fanką, wspierała ich od początku do końca. Nigdy nie widziała tak mocno zakochanych w sobie ludzi. To była miłość od pierwszego wejrzenia, choć ukrywali się z nią przed długi czas. Byli sobie pisani, wierzyła, że nadal są. Po tylu miesiącach rozłąki, oni nadal myśleli tylko o sobie. 

— Bałam się, nadal się boję. Co, jeśli nie będzie tak jak wcześniej?

— Inaczej, nie znaczy gorzej. — Pocieszyła przyjaciółkę leniwym uśmiechem.

Oboje się zmienili, nie byli już tymi samymi osobami co kilka miesięcy temu. Nie znaczyło to jednak, że nagle nie potrafili się dogadać, albo że chemia między nimi zniknęła. Nadal gdzieś tam pomiędzy nimi wirowała, musieli tylko ją dostrzec i pozwolić jej działać.

Amara zastanawiała się, jakby wyglądało życie ich wszystkich, gdyby Chris porozmawiał z nimi wcześniej. Nie musiałby brać narkotyków, zamiast tego chodziłby na terapię, a one postarałyby się mu pomóc, żeby nie czuł się samotny. Trzymaliby się razem, jak zawsze, Amara nigdy by nie zaczęła pić, nie rozczarowałaby rodziców, nie poznałaby Evena, który złamał jej serce. A może sama sobie je złamała? Ostatecznie trwała w związku tylko dlatego, że przerażała ją wizja samotności. A on był w nim tylko po to, aby ją niańczyć. Może się kochali, ale nie w ten romantyczny sposób. Oboje zawinili. To przerażające co ludzie robią, aby poczuć się odrobinę lepiej.

— Nie chcę żeby szkoła się kończyła.

Dziewczyny spojrzały zdezorientowane na Brendę, która usiadła ławkę przed nimi. Rzuciła swoją torbę na podłogę, a wzrok wbiła w swoje pomalowane na czarno paznokcie. Zaczęła bawić się swoimi rzemykowymi bransoletkami, a to znaczyło, że coś ją dręczyło.

— Oliver i Xavier wyjeżdżają do Nowego Jorku na początku wakacji — westchnęła, zerkając przelotnie na Amarę.

Nie ruszyło jej to, nie była zaskoczona, smutna, czy zła. Może tylko trochę zazdrosna, że urwą się z tej dziury. Wiedziała, że Xavier bardzo tego chciał i mogła się domyślić, że tam gdzie on, tam Oliver. Brenda się zakochała, Amara zobaczyła to od razu. Nigdy nie chciała chłopaka, a teraz martwiła się tym, że jednego straci. Wszystko szło nie tak, jak powinno. 

— Ostatnie dni to jakiś żart — narzekała Amara. — Idziemy coś zjeść? — zaproponowała, wstając powoli z krzesła. Zajęcia się skończyły, zebranie w sprawie balu też, a one nadal siedziały w pustej sali i zadręczały się z powodu swojego nieudanego życia.

— Kupimy wino i obejrzymy u ciebie "Krzyk"? — Brenda rozchmurzyła się na swój pomysł. Dawno nie spędzały ze sobą czasu, a z Britt nie miała okazji lepiej się poznać. Czasem była o nią zazdrosna, to fakt, ale Skye wydawała się naprawdę w porządku.

— Jasne — zgodziła się Amara. Czuła się dzisiaj fatalnie i naprawdę potrzebowała towarzystwa. Musiała poczuć, że nadal kogoś przy sobie miała.

Gdy były już na parkingu, przystanęły niedaleko samochodu. Amara ze zmarszczonymi brwiami obserwowała, jak Xavier rozmawiał z Evenem. Z tej odległości nie słyszała, o co się kłócili, ale widziała złość wymalowaną na twarzy Wilde'a. Dostrzegła jak zadrżała mu ręka, gdy mówiąc coś, przybliżył się niebezpiecznie blisko Damona. Oboje wyglądali, jakby lada moment mieli się na siebie rzucić z pięściami. Nagle Xavier podniósł wzrok, trafiając prosto na nią. Przez chwilę ją sparaliżowało, jedynie co mogła robić, to stać tak i się patrzyć. Jego spojrzenie, niezależenie od sytuacji, zawsze wbijało ją w ziemię. A teraz wyglądał, jakby walczył sam ze sobą. Powiedział coś, nie spuszczając ją z oczu, na co Even cofnął się zszokowany. Odszedł, spoglądając w jej stronę raz jeszcze. To był prawdopodobnie pierwszy raz od kilku dni, kiedy zwrócił na nią uwagę.

Żadna z nich tego nie skomentowała. Spojrzały na siebie bez słowa, po czym wsiadły do samochodu. 

***

Amara nie piła przez długi czas — nie licząc ostatniego razu, gdy samotnie siedziała pod drzewem z butelką wódki. Zawsze robiła głupoty, upijała się do nieprzytomności i lądowała na dywaniku u ojca. Etap buntu jednak już dawno minął, przebolała tamte sprawy, nie zapijała smutków. Sądziła również, że wiele zależało od towarzystwa. Dlatego sącząc z przyjaciółkami już trzecią butelkę wina, była przekonana, że nie mogło wydarzyć się nic złego. Nic bardziej mylnego.

Udając, że uważnie słuchała rozmawiających przyjaciółek, wstukiwała w telefon już drugą wiadomość. Wpatrywała się intensywnie w ekran, nie wiedząc, co tak właściwie chciała przekazać. Zadała już pierwsze pytanie, które chodziło jej po głowie: "Co ja ci zrobiłam?". Teraz pisała kolejnego SMS-a, bo na poprzedniego nie dostała odpowiedzi. "Myślałam, że mnie lubisz. Ja ciebie lubię." Jutro, kiedy wstanie, by zebrać się do szkoły, z całą pewnością będzie żałowała, że zgodziła się na picie wina przy rozmowach o chłopakach. Przez to jeszcze bardziej chciała wiedzieć, dlaczego Xavier się od niej odsuwał.

Westchnęła, skupiając uwagę ponownie na Britt, która właśnie opowiadała o swoim wymarzonym partnerze. Przekrzywiła lekko głowę, kiedy wsłuchiwała się w bardzo dokładny opis. I bardzo znajomy opis. Miała ochotę krzyknąć: "Ej, to mój brat!", ale zamiast tego zaśmiała się, za co dostała kuksańca od Skye.

Odblokowała telefon, a widząc nową wiadomość, serce przyspieszyło jej stokrotnie. Nie wiedziała, czego tak właściwie się spodziewała, ale na pewno nie tego, co przeczytała. "Odwal się i przestań mnie męczyć". Rozczarowanie poczuła aż głęboko w sercu. Liczyła na wytłumaczenia, na wyznanie, że on też ją lubił, a nie na chamską odzywkę. Była głupia, okropnie głupia. Może tak właściwie wszystko sobie ubzdurała? Może cały czas kręcił się wokół niej tylko po to, aby wkurzyć jej ojca, a gdy zobaczył, że jego to już nie rusza, to postanowił odpuścić? Albo najzwyczajniej w świecie go nudziła.

— Co jest, Ami? — zapytała Brenda, szturchając ją stopą w udo.

Przed odpowiedzią wybawiło ją krótkie pukanie. Kiedy powiedziała "proszę", drzwi uchyliły się, a w nich stanął Chris. Oparł się o framugę ze zmrużonymi powiekami, wzrokiem błądząc od pustych butelek, przez Britt oraz Brendę, aż do Amary, trzymającą do połowy zapełnioną lampkę.

Britt nalała sobie do pustego naczynia. Nie mogła pozostać trzeźwą, kiedy on stał tak z umięśnionymi ramionami skrzyżowanymi na opalonej klacie i przyglądał się im tym ostrym spojrzeniem, które zawsze ją podniecało. Przypakował od ostatniego razu, a jego twarz wydawała się jeszcze bardziej męska. Nie mogła odwrócić wzroku, zupełnie jakby alkohol we krwi zmuszał ją do gapienia się.

— Miło cię widzieć, Britt — przywitał się, unosząc delikatnie kącik ust. 

Ciężko było mu ukryć, jak wielkie wrażenie na nim wywarła. Szczególnie gdy dokładnie badała wzrokiem każdą część jego ciała. Coś się w niej zmieniło przez te kilka miesięcy — nabrała pewności siebie i wyglądała, jakby wyzbyła się całej niewinności.

— Zawsze pijecie na początku tygodnia? — zapytał, wcielając się w rolę nadopiekuńczego brata.

Cień wesołości jednak przebiegł mu po twarzy, widząc miny dziewczyn. Zawsze się irytowały, gdy coś się im wytykało lub, co gorsza, zabraniało.

Nie znał Brendy, kojarzył ją raczej tylko z widzenia, czasem słyszał o niej od ojca, bo często zajmowała jego pokój. Przez jakiś czas niemal u nich mieszkała przez problemy w domu, a Misha mówił, że traktuje tę dziewczynę jak córkę. Pamiętał, że poczuł wtedy dziwny ból, bo kiedyś to Britt w jakimś stopniu należała do ich rodziny. Wtedy zdał sobie sprawę, jak wiele się zmieniło. Twierdził, że zastąpienie Britt było nie fair, ale po czasie otrząsnął się i już wiedział, że to ona odeszła. Przez niego. Bo całe to gówno trwające od wielu miesięcy to jego wina. Zniszczył wszystkich, na których mu zależało. A teraz wszystko znów wyglądało jak dawniej. Skye siedziała w pokoju Amary i posyłała mu ukradkowe spojrzenia, jak za czasów, kiedy ukrywali swój związek przed wszystkimi.

— Bawcie się dobrze. — Delikatny uśmiech ozdobił jego przystojną twarz, na co Britt otworzyła i na powrót zamknęła usta. Chciała coś powiedzieć, zatrzymać go, kiedy wychodził, ale język ugrzązł jej w gardle. Ostatni raz zachowywała się tak w chwili, kiedy zdała sobie sprawę, że zakochała się w starszym bracie najlepszej przyjaciółki.

— Idź za nim — powiedziały Brenda i Amara równocześnie, ponaglając ją zniecierpliwionymi spojrzeniami.

Britt dopiła resztkę wina, odetchnęła ciężko, jakby szykowała się na coś wymagającego wielkiego wysiłku, po czym wyszła z pokoju. Drzwi do sypialni Chrisa były uchylone. Pewnie gdyby nie piła, nawet nie miałaby odwagi by z nim porozmawiać, co było absurdalne. Znali się wiele lat, a będąc w związku byli jak papużki nierozłączki. A teraz bała się wyznać, że wciąż go kochała, co za głupota.

Chris zdejmował właśnie koszulkę. Stał tyłem do drzwi, ale w obiciu małego lusterka na biurku widział czekającą na korytarzu Britt. Uśmiechnął się na widok jej miny oraz wzroku przesuwającym się wzdłuż jego ciała. Jeszcze zanim zaczęli ze sobą chodzić, wprawiał ją w zakłopotanie, gdy tylko nadarzała się okazja. Chodził po mieszkaniu w samych bokserkach, kiedy oglądali całą trójką filmy, celowo kolanem dotykał jej uda, a gdy rozmawiał z innymi dziewczynami, zawsze patrzył na nią. Chciał tym sprawdzić, czy była nim zainteresowana równie mocno, co on nią.

— Nie wejdziesz? — zapytał, celnie trafiając koszulką do kosza na pranie. Stał teraz twarzą do niej, a ona z przekrzywioną głową jeszcze intensywniej wbijała w niego wzrok. Przytył i musiał spędzać sporo czasu na siłowni, bo wydawał się znacznie większy od ostatniego spotkania. Sama nie wiedziała, którą wersję wolała. Starą czy nową? Obie podziwiała z takim samym zapałem.

Zrobiła kilka kroków do przodu, a będąc już w jego pokoju, zamknęła za sobą drzwi. Policzki miała lekko zaróżowione, czarne kosmyki uciekły z luźnego warkocza, a usta miała nieznacznie rozchylone, jakby gotowe do rozmowy.

Podszedł do niej, nie odrywając wzroku od jej oczu. Pamiętał każde jej spojrzenie, każdy dotyk, każde emocje, które z nim dzieliła, ale tak głębokiej tęsknoty jeszcze nigdy w niej nie widział. Miał nadzieję, że dostrzegała w nim to samo, bo tęsknił jak cholera. Tak bardzo, że nie potrafił opisać tego słowami.

Założył jej włosy za ucho, a dłoń pozostawił na jej rozgrzanym policzku. Z przyjemności miał ochotę przymrużyć oczy. Tak dawno jej nie dotykał, a tak bardzo tego pragnął. Myślał o niej każdego dnia, śnił o niej po nocach z nadzieją, że ona również nie przestała go kochać. Kciukiem musnął jej pełne wargi, które kiedyś całował codziennie. Wspomnienia przebiegły mu po głowie, powodując nieopanowany chaos w sercu.

Przybliżyła się do niego nieświadomie. Jego dotyk sprawił, że coś pchnęło ją w jego stronę. Oczy błyszczały mu z pożądania, które odbijało się również na jej twarzy. Musnęła swoimi ustami jego, a ten niewinny, krótki pocałunek poczuła aż w palcach u stóp.

— Pójdziesz ze mną na bal? — wyszeptała, dłonią gładząc go po karku.

— Zawsze — odpowiedział równie cicho, zaczynając całować jej szyję. Jego ciepły oddech łaskotał ją przyjemnie. Rozkoszowała się jego pocałunkami w strachu, że znów zniknie na wiele miesięcy.

Oddalił się od niej tylko na chwilę, aby przekręcić klucz w drzwiach. Gdy znów stał obok, nie hamował się już z niczym. Wbił się w jej usta łapczywie, dłońmi błądząc po rozpalonym ciele. Dzień w dzień myślał o tym, by znów dotykać ją w ten sposób, teraz obiecał sobie, że nie wypuści jej z łóżka ani na moment.

***

— Przepadła — skomentowała Brenda, przewracając się na łóżku twarzą do przyjaciółki. Leżały tak od trzydziestu minut, czekając na powrót Britt, ale obie straciły już nadzieję. Jej zniknięcie znaczyło tylko jedno, więc nie mogły się gniewać. Wręcz przeciwnie — cieszyły się, że chociaż jednej z nich coś się udało.

Amara odblokowała swój telefon po raz setny tego wieczoru. Wiedziała, że po ostatniej wiadomości Xavier już się nie odezwie, nie znaczyło to jednak, że nie miała na to nadziei. Naprawdę chciała, aby napisał, nawet jeśli wyszła na idiotkę. Wyznała, że go lubi, a on kazał jej się odwalić.

— Mogę porozmawiać z Olim — zaproponowała Brenda, już szukając w kołdrze swojej komórki.

— Nie trzeba. Nie zależy mi. — Wzruszyła obojętnie ramionami, obracając się na plecy. Wpatrywała się w sufit obojętnym wzrokiem. Kłamała — zależało jej, wiedziała jednak, że nie było sensu się starać. Xavier jej nie lubił i tyle, znudziła mu się, więc głupotą byłoby zmuszać go do znajomości, której za wszelką cenę starał się uniknąć. Musiała sobie wmówić, że i ona nie chciała go bliżej poznać. Że te wspólne dni wcale nie były tak ekscytujące, jak myślała na początku. Mogła to zrobić, potrzebowała tylko chwili czasu. Zapomni o nim szybko, tak szybko, jak zrobił to on. 

Dźwięk powiadomienia wyrwał ją z zamyślenia, a serce przez krótką chwilę zabiło jej jak szalone. Spodziewała się zobaczyć imię Xaviera na wyświetlaczu, zamiast tego skrzywiła się na widniejący pseudonim. Nadal nie zmieniła nicków na czacie z Evenem. Teraz gdy napisał, "mój skarb" raził ją po oczach. 

Wpatrywała się w tekst beznamiętnie. To jedno zdanie, mówiące "przepraszam" nie wywołało w niej żadnych dobrych emocji. Miała ochotę przywalić sobie porządnie w twarz, bo zdała sobie sprawę, że jeszcze ponad miesiąc temu, przed pojawieniem się Xaviera, prawdopodobnie by mu wybaczyła. Zrobiłaby to, aby nie zostać sama. 

— Olej tego dupka — wymamrotała sennie Brenda pomiędzy jednym ziewnięciem a drugim. 

— Wiem — przytaknęła, sięgając po koc, który wcześniej zrzuciła na podłogę. Zarzuciła go na przyjaciółkę, która prawdopodobnie zdążyła już zasnąć. Po winie zasypiała w sekundę. Amara miała odwrotnie — nie potrafiła zmrużyć oka, a tysiąc myśli bombardowało jej głowę, nie dając spać. Tego dnia zapowiadało się na to samo. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro