Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pożegnałam się cicho z Annie i wyszłam z biblioteki. Gdybym została tam o godzinę dłużej to ręce by mi odpadły. Ta kobieta dała mi tak dużo pracy, a sama siedziała przy komputerze i coś pisała. Nie chciałam marudzić, bo była starszą kobietą i nie chciałam by sobie coś zrobiła przez tak ciężką pracę, więc wolałam się nie odzywać i to przeboleć.

— Vicki! — zauważyłam biegnącą w moją stronę przyjaciółkę.

— Co ty tu robisz? — spojrzałam na nią zaskoczona.

— Słyszałam, że dziś całą noc jest otwarte muzeum. Idziemy?

— Muzeum? — uniosłam brwi — Żartujesz? Kiedyś mnie tam zabrałaś i nic tam nie było. Same zdjęcia i jakieś ciekawostki na temat tego miasta

Eve by pomóc mi zadomowić się w nowym miejscu, zabrała mnie do muzeum. Miejsce było stare i nie było tam nic ciekawego. Jedynie zdjęcia jakiś starych budynków i informacje na ich temat. Czego się dowiedziałam? Że najstarszy budynek pochodzi z tysiąc osiemset dwudziestego trzeciego, jednak przez brak tak dużej kwoty pieniędzy, nie dało się go odrestaurować i wszyscy czekają, aż w końcu się zawali.

— Ale dzisiaj jest pełnia i będzie można patrzeć na księżyc i gwiazdy z teleskopu! — chwyciła mnie za rękę — Chodź, proszę.

Westchnęłam cicho wiedząc, że jeśli się nie zgodzę, to Eve będzie mi to wypominać przez kolejny miesiąc.

— Okej, okej — przewróciłam oczami — Ale wróćmy najpierw do mieszkania. Muszę się przebrać i umyć.

— Jesteś wspaniała! — przytuliła mnie i pociągnęła w stronę naszego mieszkania — Wstęp dzisiaj jest darmowy, ale wydarzenie jest w środku tygodnia, więc nie będzie aż tak dużo ludzi.

— Jesteś pewna? — pozwoliłam jej się ciągnąć.

— Nie, ale trzeba być pozytywnych myśli — uśmiechnęła się wesoło.

Nie rozumiałam jak Eve mogła być aż tak wesoła. Za każdym razem próbowała znaleźć coś pozytywnego. Ja tak nie potrafiłam, przez głowę przechodziło mi setki scenariuszy, które mogły się wydarzyć podczas takiej wyprawy. Mogłam zniszczyć teleskop i musiałabym płacić za nowy albo byłoby tak dużo ludzi w muzeum, że nie miałybyśmy szansy pooglądać gwiazd.

***

— Przestań mnie tak ciągnąć —westchnęłam zirytowana, gdy znowu Eve ciągnęła mnie szybko w stronę muzeum.

W mieszkaniu nie mogłam nawet chwili na odetchnięcie, bo od razu wepchnęła mnie do łazienki i kazała się pośpieszyć. Dała mi jeszcze na szybko kanapkę z dżemem, ale nie dokończyłam jeść do końca, bo ta wariatka wyciągnęła mnie z mieszkania.

— Przepraszam, jestem tak podekscytowana! — trochę zwolniła — Nigdy nie widziałam księżyca i gwiazd przez teleskop i jestem ciekawa jaki to widok.

— Pewnie ciekawy — nałożyłam kaptur na głowę — Nie musisz się tak śpieszyć, mamy na to całą noc.

— Im szybciej tam będziemy, tym więcej razy będziemy mogły pooglądać gwiazdy.

Spojrzałam na podekscytowaną przyjaciółkę, która z szerokim uśmiechem weszła do muzeum. Od razu ruszyłam za nią i zaskoczona zauważyłam, że światła są zgaszone.

— Jesteś pewna, że to dzisiaj?

— Tak było napisane na ulotce —powiedziała spokojnie — Pewnie wszystkie światła są zgaszone by był lepszy widok.

Nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam się rozglądać. Nie było tutaj żadnej osoby, która by powiedziała nam gdzie iść. Wszędzie panowała cisza i nie było żadnych zwiedzających.

— Nie podoba mi się to — chwyciłam ją za nadgarstek — Wracajmy do domu.

— Przesadzasz — wyrwała się z mojego uścisku i poszła do przodu — Pewnie są gdzieś na tyłach.

— Eve — ruszyłam za nią — Nie uważasz, że to dziwne? Nie ma tu nawet ochroniarza!

Dziewczyna mnie nie słuchała i nadal szła przez korytarz. Zirytowana jej zachowaniem ścisnęłam dłonie w pięści by powstrzymać się przed wyciągnięciem ją stąd siłą.
Nie podobała mi się ta cisza, coś tutaj było nie tak, a Eve nie chciała mnie słuchać. Była bardzo uparta i strasznie mnie wkurzała takim zachowaniem. Ona najpierw coś robiła, a później myślała, przez co wychodziły z tego później problemy.
Zamyślona wpadłam na nią i uderzyłam głową o jej ramię. Syknęłam cicho i chwyciłam się za czoło.

— Co ty wyprawiasz? — spojrzałam na nią zła, ale dziewczyna nie odpowiedziała, tylko sparaliżowana patrzyła w głąb jakiegoś pokoju — Eve, co ty...

Stanęłam obok niej i spojrzałam do pomieszczenia. Moje serce podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam widok w środku. Nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę coś takiego na żywo.
Pełno ciał wykręconych pod nienaturalnym kątem lub bez jakiejś kończyny, wszędzie pełno krwi, a jej zapach spowodował, że miałam ochotę zwymiotować. Próbowałam to powstrzymać, ale widok tych ciał jeszcze bardziej to utrudniał.
Oni wszyscy nie żyli, ich puste oczy wpatrywały się w sufit, a świeża krew wypływała z ich ciał. Meble, a raczej to co z nich zostało walały się po całym pomieszczeniu, niektóre nawet wbite w ciała tych ludzi.
Powstrzymywałam łzy widząc jak jakiś martwy mężczyzna obejmuje ochronnie swoje dziecko, oby dwoje byli nabici na nogę ze stolika.
To co tu się działo było istną rzeźnią, nikt kto tu był nie przeżył. Nawet dzieci, niewinne do cholery dzieci, które przyszły tu tylko pooglądać gwiazdy.

— Eve — szepnęłam, w końcu się otrząsając z szoku — Eve, musimy uciekać.

Dziewczyna mi nie odpowiedziała. Nadal stała w szoku, cała drżąc, a po jej policzkach spływały łzy.

— Eve! — chwyciłam ją za ramiona i szarpnęłam w moją stronę —Ogarnij się! Musimy...

Nie dokończyłam, bo za nami usłyszałam trzask. Odwróciłam się powoli w tamtym kierunku, serce biło mi niemiłosiernie szybko i czułam, że zaraz zwymiotuję. Takie rzeczy działy się tylko w horrorach do cholery!
Chwyciłam Eve mocniej za ramię i cofnęłam nas do tyłu, gdy trzask się powtórzył. Widziałam jakiś cień po drugiej stronie korytarza, ale było zbyt ciemno by zobaczyć co to było.
Byłam przerażona, moje ciało drżało i nie wiedziałam co mam zrobić. Byłyśmy w pułapce, tam gdzie stała tajemnicza postać, była droga do wyjścia. Nie miałyśmy szans uciec.

— Vi... — poczułam jak jej paznokcie wbijają mi się w skórę.

— Wiem — szepnęłam — Musimy być cicho.

Cofnęłyśmy się o kolejny krok, podłoga pod nami zaskrzypiała i cień ruszył się gwałtownie. Wiedziałam, że ta osoba na nas patrzyła i musiałyśmy uciekać, ale moje nogi nie chciały się ruszyć. Byłam sparaliżowana.
Postać powoli wychodziła z cienia i pojawiła się w świetle księżyca. Zaschło mi w gardle, a nogi się pode mną ugięły. Musiałam oprzeć się o ścianę by nie upaść.
To nie był człowiek, to coś nawet nie wiem czym było. Miało dużą głowę, nie miał ust, a jego ostre, zakrwawione zęby były wygięte w przerażający uśmiech. Potwór nie miał nosa, a jego oczy wyglądały jak czarne dziury. Posturą przypominał ogromnego wilka bez sierści, ale zamiast łap, miał ogromne dwa pazury, które były całe we krwi.
Poczułam jak Eve mną szarpnęła i cofnęłyśmy się o kolejne kilka kroków, a zwierze wydało ogromny ryk. Do oczu napłynęły mi łzy. To było niemożliwe, ale znałam ten dźwięk. Był ten sam, co z mojego koszmaru. Ryk połączony ze śmiechem.
Miałam nadzieję, że to kolejny koszmar. Zaraz miałam się obudzić i przerażona nie spać przez resztę nocy, ale błaganie w myślach o obudzeniu się nie poskutkowało i nadal stałam przed tą przerażającą postacią.
Nie wiedziałam nawet kiedy Eve chwyciła mnie za rękę i zaczęłyśmy uciekać, a stwór od razu ruszył za nami z głośnym rykiem. Moje nogi ruszały się same, byłam zbyt zszokowana by zrobić cokolwiek innego. Gdyby nie Eve to nadal stałabym w miejscu i została zabita przez to coś.

— Weź się w garść! — krzyknęła przerażona Eve i wbiła mi paznokcie tak głęboko, że skrzywiłam się z bólu.

Wiedziałam, że miała rację, ale byłam tak zszokowana, że nie byłam w stanie się odezwać.
Mój koszmar ożył i właśnie przed nim uciekałam. Mogłam zginąć, nie mogłam się wybudzić.

— Vicki! — poczułam mocny ból na policzku w momencie, gdy moja przyjaciółka uderzyła mnie w twarz — Przestań! Musimy uciekać!

Pokręciłam głową i mój obraz się wyostrzył. Te uderzenie od razu mnie ocuciło i rozglądałam się za jakimś miejscem do ucieczki z budynku. Musiałyśmy się stąd wydostać, nie mogłam dać się zabić i nie mogłam pozwolić by jedna z niewielu osób, które mi pomagały została zabita.

— Tam! — krzyknęłam wskazując na jakieś drzwi do pokoju.

Obie wbiegłyśmy to pomieszczenia i upadłyśmy na ziemię, potykając się o własne nogi. Na czworaka dostałam się do drzwi i zamknęłam je z hukiem, przekręcając klucz. Głośno dysząc, rozglądałam się i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy w potrzasku. Było to pomieszczenie ochrony, bez żadnych okien i innych drzwi. Przy biurku leżał martwy ochroniarz, a jego głowa była odwrócona pod nienaturalnym kątem.

— Eve, szafa — trzymałam z całej siły drzwi, czując jak ten potwór próbował je rozwalić — Musisz ją przesunąć do drzwi.

Eve bez słowa ruszyła do szafy i z wielkim wysiłkiem próbowała ją przesunąć. Ja nadal byłam pod drzwiami i próbowałam je przytrzymać, mając nadzieję, że temu stworowi nie uda się ich wyważyć.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że po moich policzkach spływają łzy, aż jedna z nich nie połaskotała mnie po brodzie i spadła na ziemię, robiąc małą plamę.

— Odsuń się — zasugerowała. Od razu to zrobiłam i pomogłam jej podsunąć szafę i upadłam na ziemię ciężko dysząc — Co to za stwór?!

— Nie wiem... — szepnęłam — Ale ten ryk... Był taki sam jak w moim śnie.

— Co masz na myśli? — spojrzała na mnie przerażona — Błagam nie mów, że myślisz, że to jest to samo co goniło cię we śnie.

— Nie wiem, nie wiem — chwyciłam się za głowę, czułam że zaraz zwymiotuję.

— Boże, zginiemy – zapłakała cicho.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że było duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Wytarłam drżącymi rękami łzy i spojrzałam na martwego ochroniarza. Ten stwór zabił wszystkich, którzy byli w tym budynku i my mieliśmy być następni.
Wstałam na drżących nogach i podeszłam do martwego ciała. Musiałam coś zrobić, a jeśli to był ochroniarz, pewnie miał przy sobie jakąś broń.

— Co robisz?

— Przeszukam go — mój głos był zachrypnięty, jakbym nie piła nic przez cały miesiąc.

— Co jeśli zmieni się w tego potwora? — powiedziała przerażona.

Spojrzałam na nią wściekła, a ona od razu się uciszyła. Nie mogła mnie straszyć, jeśli dostałam trochę odwagi by go przeszukać.
Drżącymi rękami wyciągnęłam z jego paska gaz pieprzony, pałkę, krótkofalówkę, latarkę i paralizator. Nie miał przy sobie żadnej broni palnej, co utrudniało całą sprawę, ale czego mogłam się spodziewać skoro w tym muzeum nie było wartościowych rzeczy.
Chwyciłam krótkofalówkę i ją włączyłam.

— Halo? Czy ktoś mnie słyszy? — spytałam drżącym głosem, ale nikt się nie odezwał — Proszę, czy ktoś mnie słyszy? — łzy bezradności znowu spłynęły po moim policzku – Jesteśmy w pomieszczeniu dla ochrony, wszyscy inni nie żyją.

Znowu spotkała mnie cisza, szlochałam cicho tak samo jak Eve i rzuciłam krótkofalówkę na stół. Jeśli każdy nie żył to użycie krótkofalówki było bezsensowne.

— Weź to — podałam przyjaciółce paralizator, który od razu chwyciła, a ja trzymałam pałkę.

Usiadłam obok niej i obie się w siebie wtuliłyśmy, słysząc przerażający ryk i bicie o drzwi. To było tylko kwestią czasu, aż potwór się tu dostanie.
Siedziałyśmy tak chyba piętnaście minut, dźwięki nie ustawały i robiły się coraz agresywniejsze. Wszystko stawało się bardziej przerażające, a ja chciałam tylko zakopać się pod kołdrą i o wszystkim zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro