ROZDZIAŁ 69

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje przemyślenia przerwał głos ich obiektu.

- Pani zechciałaby może uczynić mi ten zaszczyt i dotrzymać towarzystwa przy obiedzie?- spojrzałam na niego i zauważyłam, że rozłożył koc.

Leżały na nim dwa talerze, termosy (mogła bym się założyć o wszystko, że w jednym jest kawa) i pojemniki z różnymi potrawami. Sam kucharz zapraszał mnie do "stołu".

- To chyba najdłuższe zdanie, jakie kiedykolwiek powiedziałeś.- podeszłam i zajęłam wskazane miejsce. On usiadł koło mnie.- To urocze, ale wolę jak mówisz normalnie.

- Nie chcesz czuć się jak księżniczka?

- Lissa jak była księżniczką, nigdy nikt do niej nie mówił taką elokwentną gwarą. A ja jestem tylko jej ochroną. Więc gdzie mi do księżniczki?- zaczęliśmy nakładać sobie jedzenie.

- To fakt, nie jesteś księżniczką. Jesteś królową mojego serca.

- Dymitr, z tobą każdy dzień, to jak zakochać się na nowo, tylko wiedząc o sobie więcej.- ugryzłam kawałek kotleta.- Ymn... To jest pyszne. Z tobą nie umrę z głodu.

- Nie pozwolę, żebyś w ogóle zginęła. Nie przy mnie. Bo twoja śmierć, to koniec mojego życia.- przybrał poważną minę.

- Ja nigdy dla ciebie nie zginę. Nawet po śmierci ciała moja dusza będzie cię pilnować, a moje serce będzie zamknięte tu.- dotknęłam klatkę piersiową męża, w miejscu gdzie ma serce. Przynajmniej tak mi się zdawało.

- Może lepiej tu.- przesunął moja dłoń bardziej na swoją lewą, tam gdzie naprawdę znajduje się jego serce.

Do miejsca gdzie wbiłam kiedyś ostrze myśląc, że zabiłam kawałek siebie, gdzie prawie to zrobiłam za drugim razem i gdzie zrobiła to Lissa, ratując nasze dwie zbłąkane dusze, które okazały się być jedną. A mimo tego pomyliłam strony. Poczułam na policzkach dłonie ukochanego. Wykonał kciukami ruch, jak zawsze kiedy ociera mi łzy. Ale przecież nie płacze. A jednak. Poczułam to kiedy kolejna kropla spłonęła po mojej skórze. Jak jeden gest może przywoływać tyle złych wspomnień?

- Roza. Dlaczego płaczesz?- w głosie Dymitra usłyszałam troskę. Oczy, które tak bardzo kocham wpatrywały się we mnie z miłością i wsparciem.

Nie odpowiedziałam. Za to pocałowałam go. Bez wahania oddał pocałunek, tuląc mnie mocno do siebie. Kiedy skończyliśmy, schowałam twarz w jego ramieniu. Już nie płakałam. Poczułam jego dłoń, głaszczącą mnie po plecach.

- Nie chce o tym myśleć. To przeszłość, która ciągle wraca. Najczęściej w snach, kiedy jestem najmniej bezpieczna.

- Cii... Roza. Ze mną zawsze będziesz bezpieczna. Ja też przez to cierpię.- zrozumiał o jakiej części naszego życia myślę.- Ciągle śni mi się, że jestem... tym. Wszędzie widzę twarze swoich ofiar. Niewinnych osób. Ale wiem, że w takich chwilach mogę na ciebie liczyć. Porozmawiać szczerze. To jest najlepsze lekarstwo na ból. Chcesz o tym porozmawiać?

- Tak... Ale nie teraz, nie dziś. Mamy rocznicę którą chcę się cieszyć.

- Dobrze kochanie. I pamiętaj, że zawsze będę przy tobie.

Nagle znikąd między nami pojawiła się Gwiazdka. Szturchnęła mnie delikatnie, chcąc pocieszyć.

- Ona chyba też.- zaśmiałam się oddalając od siebie resztki smutku.- No towarzyszu. Masz konkurencję.

- Oj Gwiazdka, Gwiazdka. Przecież mocno cię przywiązałem. Ale ty zawsze znajdziesz sposób, aby się wydostać.- pogłaskał ją po chrapach.- To był mój największy problem z nią. Zawsze się mnie słuchała, szybko się uczyła, zawsze była najlepsza. Ale nigdy nie dało się jej zatrzymać w jednym miejscu. Jakich bym sposób nie użył, jakich węzłów czy supłów nie nawiązał, zawsze udało jej się wydostać. Nigdy nie lubiła stać w jednym miejscu. Hymn... w sumie jesteście bardzo podobne. No ale trzeba ją przywiązać, bo nam wszystko zje.

- Może ja spróbuję, skoro jesteśmy takie podobne?

- Nie wiem czy dasz radę, ale próbuj. A nóż ci się uda.

Podeszłam do drzewa, gdzie uprzednio mój ukochany przywiązał klacz. Podniosłam uprząż leżąca na ziemi i zawołałam na Gwiazdkę. Pod kłusowała do mnie.

- Hej, widzę, że nie lubisz siedzieć w jednym miejscu.- powiedziałam, kiedy się zatrzymała. Na moje słowa cofnęła się o jeden krok, pochyliła głowę i zatrzęsła nią, jakby miała na karku zimną szmatkę.- Ja też nie. No dobra zawrzyjmy układ. Teraz przywiążę cię do drzewa, żeby pokazać Dymitrowi, że dam sobie radę, a ty tu zostaniesz.- podczas naszego monologu robiłam to o czym mówiłam.- Pewnie zastanawiasz się, jaki będziesz miała zysk. Po pierwsze dziewczyny powinny trzymać się razem, a po drugie..., po drugie...- zaczęłam się zastanawiać. Co mogę zaoferować koniowi? Zgrzanemu koniowi w gorący dzień. Mam!- Po drugie, gdy wrócimy dostaniesz ode mnie kąpiel w morzu. Co ty na to?- Klaczka tupnęła kopytem i zarżała na znak zgody.- Dziękuję. Liczę na ciebie. - cmoknęłam ją w policzek i wróciłam na koc.

- Widzisz towarzyszu? Tak to się robi w Ameryce.

- Na początku zawsze jest spokojna. Zobaczymy później.

- Zobaczymy. To czas coś zjeść. I musisz mi coś o niej opowiedzieć.

Usiadłam koło ukochanego i zaczęliśmy na nowo jeść. Dowiedziałam się ciekawych rzeczy o Gwiazdce i ogólnie koniach. Okazało się też, że Dymitr nie tylko dorabiał w stajni, ale po kilku latach także uczył jeździectwa. Siedzieliśmy tak dwie godziny, a nasz rumak grzecznie stał i jadł trawę. Kilka razy chciał się wyrwać, ale na to też byłam przygotowana. Zaplatałam tak linę, że można ją odplątać jedynie ciągnąc za drugi koniec. Kiedy próbowała to zrobić, rzuciłam jej ukradkowo ostrzegawcze spojrzenie i się uspokajała.

- Jak ty to zrobiłaś?- mój mąż patrzył na klaczkę zdezorientowany.

- Mam swoje metody. Pamiętaj kim są moi rodzice. I to,że ja zawsze dostaję to co chcę. Ale może się zbierajmy, bo nawet te mogą zawieść.

Zaśmiał się cicho i zaczął wszystko sprzątać. Razem podeszliśmy do Gwiazdki.

- Rose, co to jest?- podniósł linę.

- Węzeł łańcuszkowy. Służy do wiązania lin na statku czy coś takiego. Kiedyś w szkole gościli u nas żeglarze. Opowiadali nam różne historie i uczyli węzłów. Między innymi tego. Pomyślałam, że pasuje tu idealnie. Patrz!- złapałam linę po stronie bliżej konia i pociągnęłam. Supeł ani drgnął.- A teraz. - odplątałam końcówkę i pociągnęłam. Ogniwa "łańcucha" prostowały się jeden po drugim. Następnie odwinęłam linę od drzewa i podałam Dymitrowi.

- No no. Pięknie. A teraz kolej na twoją lekcję.

Oddał mi uzdę, a sam poszedł po siodło. Wrzucił je na grzbiet klaczy i wytłumaczył do czego służą oraz jak się zapina poszczególne paski. Następnie wszystko na nowo odpiął i przejął ode mnie konia. Trochę się męczyłam, kilka razy pomyliłam, a wtedy tłumaczył mi to od początku, z tą swoją anielską cierpliwością. Przypomniały mi się nasze wspólne treningi Po wielu próbach w końcu przypięłam siodło.

Dymitr pomógł mi wsiąść na Gwiazdkę i poprowadził ją na środek polany. Poluzował linę tak, że gdy obracał się, klacz zataczała szeroki krąg wokół niego. Na początku zrobiliśmy rozgrzewkę i ćwiczenia na zaufanie koniowi. Następnie Przyszła kolej na inne ćwiczenia dla początkujących.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro