ROZDZIAŁ 70

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po dwóch godzinach uznaliśmy, że robi się późno i pora wracać. Jednak mój mąż nie zajął swojego poprzedniego miejsca. Uznał, że Gwiazdka jest zmęczona i lepiej, żeby jechała na niej jedna osoba. On szedł koło nas i ją prowadził. Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

Gdy wróciliśmy na plażę, klacz zatrzymała się i zarżała na znak protestu.

- Hej, Gwizdka co się dzisiaj z tobą dzieje? Słuchasz się Rose, a mnie ignorujesz.

- Widzisz towarzyszu, dziewczyny trzymają się razem.- poklepałam ją po szyi i zeszłym na ziemię. Jednak zanim zdążyłam zrobić choć jeden krok, znalazłam się w silnych ramionach.

- A gdzie to się wybierasz Roza. To jeszcze nie koniec podróży.

- Jak dla mnie koniec. A dla ciebie?- zwróciłam się do klaczy. Ta oczywiście poparła mnie w swój zwykły sposób.

- Wy coś knujecie.

- Nie, ale chyba mam już dość jazdy na dzisiaj. Trochę boli mnie pupa.- była to prawda. Siedziałam w siodle cztery godziny, jeśli nie dłużej.- Jeśli będziesz grzeczny to może pozwolę ci mnie wymasować Hej, umiesz jeździć na oklep?

- No jasne.

Zaczęłam odpisać rzemienie siodła.

- Co robisz.

- Chcę to zobaczyć.

- Ale ona jest zmęczona.

Klacz zaprotestowała gwałtownie.

- Mnie się wydaje, że ma jeszcze ochotę na małe popisy.- poparła ją.

Odpięłam ostatni pasek i chciałam ściągnąć siodło z grzbietu wierzchowca, ale przeszkodził mi Dymitr.

- Roza, wiesz że nie możesz się przemęczać.

Odsunął mnie i sam chwycił sprzęt, po czym oddalił się, żeby go odstawić. Wykorzystałam to. Podeszłam do Gwiazdki i szepnęłam jej do ucha.

- Byłaś bardzo grzeczna. Teraz czas na nagrodę.

Powiedziałam jej co ma zrobić. Kiedy Dymitr wrócił, byłyśmy gotowe.

- No kowboju. Pokaż co potrafisz.

- Coś mi się widzi, że dostałem od ciebie nowe przezwisko.- Zaśmiał się wskazując na wierzchowca.

- Spokojnie. Będzie ci służyło tylko przy koniach.- uśmiechnęłam się.

Dymitr złapał za lejce i spiął klacz. Ta posłusznie wykonywała jego polecenia. Jednak do czasu aż gwizdnęłam.

I wtedy się zaczęło.

Gwiazdka gwałtownie zmieniła kierunek i pobiegła galopem na spotkanie fal. Oczywiście nie obyło się bez protestów mojego męża, ale i tak nikt go nie słuchał. To prawda, jesteśmy podobne.

Kiedy klacz była już na dość głębokiej wodzie, zarzuciła swojego jeźdźca.

PLUSK!

Dymitr wypłynął na powierzchnię, trochę zdezorientowany. Ale szybko otrząsnął go mój śmiech.

Śmiałam się w niebo głosy, gdy widziałam jak próbuje wyciągnąć Gwiazdkę na plażę, a ta tylko się z nim droczy. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Nigdy nie widziałam nic bardziej komicznego niż scena rozgrywająca się przede mną.

Usłyszałam gwizd. Trochę się uspokoiła, więc spojrzałam w stronę oceanu. To co zobaczyłam trochę mnie zaniepokoiło. Oto mój ukochany wspierając się na rumaku, prawie że biegł po falach, jak prawdziwy bóg mórz. Postanowiłam, że to najlepsza chwila, kiedy mogę wsiąść nogi za pas. Zaczęłam uciekać przed moim Posejdonem. I pewnie udałoby mi się, gdyby drogi nie zagroziła mi jego towarzyszka. Po chwili Dymitr niósł mnie w ramionach w stronę wody. Gwiazdka kłusowała obok nas, rżąc radośnie.

- To zdrada.- rzuciłam jej gniewie spojrzenie, które jednak nie zrobiło na niej wrażenia.

- To ty ustawiłaś przeciw mnie mojego konia.

- Obiecałam jej to. A tak w ogóle to...

Nie zdążyłam zadać pytania, gdy poczułam, że spadam. Wynurzyłam się na powierzchnię, plując wodą.

- Chciałaś coś powiedzieć?- Na nowo ukochany trzymał mnie rękach.

- Tak troszkę. Ona też jest bardzo inteligentna. Jak to możliwe, że zwierzęta tak cię lubią? Normalnie uciekają przed dampirami.

- A czy to ważne. Kocham ją.- to bardzo dziwnie zabrzmiało. Ale nie byłam zazdrosna. Niby o kogo? O konia miałam się kłócić?- Oczywiście ciebie też. I widzę, że wy również się polubiłyście.

- To prawda. No przynajmniej się mnie słucha. A ja jej ufam.- Tym czasem nasza ulubienica pływała wokół. Kiedy zbliżyła się do nas bardziej, poklepałam ją po grzbiecie.- Tak, o tobie mówimy.

Kiedy odwróciłam od niej wzrok, napotkałam spojrzenie Dymitra. Patrzył na mnie, tymi swoimi, cudownymi, czekoladowymi oczami, pełnymi miłości. W tym spojrzeniu było tyle słodyczy, że mało się nie rozpłynęłam. A jednak tak. Zaczęłam topnieć kiedy na ustach poczułam jego słodkie, miękkie wargi. Na początku pocałunki były delikatne, ale przemawiało przez nas coś więcej. Delektowałam się jego bliskością, kiedy zdejmował moją sukienkę. Chciałam to samo zrobić z bluzką ukochanego, ale moje dłonie trafiły na już goły tors. Na chwilę zatrzymałam się na nim. Poczułam jak zadrżał pod moim dotykiem. Następnie zajęłam się jego spodniami. Przycisnął mnie bliżej siebie, tak że czułam jego gołe ciało przy moim. Objęlam go nogami w pasie. Całowaliśmy się coraz bardziej namiętniej. Nie liczyło się nic poza nim. Nasze ciała jak zawsze współgrały ze sobą idealnie. On jest idealny.

Po zabawie zaczęliśmy wymawiać nasze ubrania i wyszliśmy na plażę trzymając się za ręce. Położyliśmy mokre rzeczy do wyschnięcia a sami wystawiliśmy się na słońce, na kocu który rozłożył Dymitr. Ciągle trzymał mnie za dłoń. Kiedy ubrania wyschły założyliśmy je i oglądaliśmy zachód słońca. To było takie romantyczne. Siedzieliśmy, mocno wtuleni. Gwiazdka bawiła się gdzieś niedaleko.

- Kocham Cię Roza.- mąż pocałował mnie.

- Ja ciebie też konwoju.- Zaśmialiśmy się.- Zauważyłeś, że od koronacji Lissy częściej się uśmiechasz?

- Bo mam więcej powodów do radości.- uśmiechnął się do mnie znacząco.- I jak ci się podoba nasz urlop.

- Bardzo. Nie pamiętam czy kiedykolwiek wcześniej byłam na takim wyjeździe. Cieszę się, że jesteś ze mną.

- Jestem i zawsze będę. Nie pozwolę sobie, żeby coś ci się stało. Chyba pora wracać. Trzeba oporządzić Gwiazdkę.

Gwizdnął i klacz już była przy nas. Mój ukochany otrzepał koc i wrzucił jej na grzbiet.

- A gdzie siodło?- spytałam.

- Już odniosłem. Wskakuj.

- Czekaj, bez siodła?- zdziwiłam się.

- A co? Boisz się?

- Nigdy towarzyszu. Ale musisz mi pomóc.

On podszedł do mnie i podniósł jakbym nic nie ważyła. Jednym ruchem wsadził mnie na grzbiet wierzchowca.

- I jak?

- Bardzo Wygodnie.

- Tylko trzymaj się mocno, żebyś mi nie spadła.

- Spokojnie. Z większych wysokości skakałam.

Ale i tak przytuliłam się do szyi Gwiazdki, tak dla bezpieczeństwa. Dymitr dał znak i klacz ruszyła powoli za nim. Po kilku minutach byliśmy w stajni.Razem wyczyściliśmy konia. Jednak Dymitr nie pozwolił mi nieść wody i siana. Trochę denerwowało mnie to, że nie mogę robić wielu rzeczy. Jednak byłam wdzięczna mężowi za to, że mi pomaga.

Gdy w boksie znalazło się jedzenie i picie, Gwiazdka rzuciła się na nie. Widać było, że jest głodna i spragniona.

- Jedz, kochana założyłaś. I wybaczę ci to wrzucenie do wody. Wiem, że to ta niedobra dampirzyca cię namówiła.

- Hej, towarzyszu. Wiesz, że ta "niedobra dampirzyca" może cię dzisiaj wyrzucić na kanapę?- zauważyłam z cwanym uśmiechem na twarzy.

On podszedł i pocałował mnie długo i namiętnie, aż zakręciło mi się w głowie. Kiedy się odsunął oddychałam ciężko.

- Nadal może?- teraz on się uśmiechnął.

- No dobra, ale wymyślę ci inną karę.

- Już nie mogę się doczekać.

Chwycił mnie za dłoń, a nasze palce splotły się.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro