ROZDZIAŁ 81

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kobieta zaprowadziła nas na górny taras.

Byliśmy sami. Widok był cudowny. W dali widziałam góry porośnięte gęstym lasem. Poniżej lśniła toń jeziora.

Przeglądaliśmy razem kartę dań. Ja zamówiłam spaghetti, kotleta schabowego, ryż i pięć sałatek.

- Zostaw sobie miejsce na deser.- uśmiechnął się mój ukochany, kiedy kelnerka odeszła.

- Spokojnie towarzyszu. Wszystko się zmieści. Chyba chcesz, żeby nasze dziecko było zdrowe?- pogłaskałam swój brzuch.

- Oczywiście skarbie.- przykrył swoją dłonią, moją leżącą na stole i ścisnął lekko moje palce.- Ja tiebia liubliu Roza.

Poczułam się jak we śnie. Wszystko znikło, był tylko on- całe moje szczęście. Odwzajemniłam jego uścisk, chcąc pokazać mu, jak bardzo go kocham. Nie musiałam, on to wie. Nie umiałam wydobyć z siebie głosu. Patrzyłam tylko w te cudne, brązowe oczy, pełne miłości i słuchałam jego wyznania

- Nawet nie wiesz jaką radość mi dajesz. Przy tobie ciesze się każdą najmniejszą rzeczą świata. Czuję, że dla ciebie mógł bym zrobić wszystko. Nie wiem jak mogłem żyć bez ciebie. Jesteś cudowną kobietą. Tylko ty miałaś na tyle sił i odwagi, żeby mnie uratować. Dla mnie jednego poświęciłaś tak wiele, a ja tylko cię krzywdziłem.- jego oczy posmutniały.- Tak bardzo Cię przepraszam. Za późno zrozumiałem, jak bardzo Cię kocham. Nigdy nie powinienem w to wątpić. Ty zawsze chciałaś dla mnie jak najlepiej. Nie zważając na wszystko, pragnęłaś mojego szczęścia. I osiągnęłaś swój cel. Dzięki tobie jestem szczęśliwy.

Westchnęłam. Dla takich chwil się żyje. Rozpływałam się pod wpływem jego wzroku, dotyku, brzmieniem słów i ich znaczenia.

- Dymitr...- zaczęłam, ale w tej chwili kelner podał nam jedzenie.

Mój mąż wybrał sobie coś z rosyjskiej kuchni. Następnie przyszedł inny kelner z winem, które wcześniej zamówił mój ukochany. Podziękowaliśmy i poczekaliśmy, aż zostawią nas samych

- Dymitr- zaczęłam ponownie. Dzięki obsłudze miałam czas na poukładanie w głowie słów.- ja też kilka razy zwątpiłam w naszą miłość, choć nie powinnam. Ty też zawsze chciałeś dla mnie dobrze. Odsuwałeś mnie żeby oszczędzić mi bólu. I za to najbardziej Cię kocham. Dla mojego dobra, sam cierpiałeś. Nie mogłam cię nie uratować. Wiedziałam, że nawet jeśli nam nie wyjdzie, będę dumna z tego, że miałam zaszczyt poznać i uczyć się pod okiem najlepszego strażnika, nauczyciela i mężczyzny na całym świecie. Pod okiem boga. Nie obchodziło mnie co będzie dalej. I dalej nie obchodzi. Nie wiem co będzie jutro, ale wiem, że chce tak jak kiedyś cieszyć się każdą chwilą, którą dane mi jest spędzić z moją drugą połówką duszy i mojego ja. Nawet nie wiesz jak się czułam, kiedy cię straciłam. I nie chcę, żebyś się przekonywał na własnej skórze. Kocham Cię i będę szczęśliwa tylko wiedząc, że ty taki jesteś.

- Z tobą zawsze Roza.- uśmiechnął się tak, że zmiękły mi kolana.

Zaczęliśmy jeść, jednak Dymitr nie puścił mojej dłoni. Czułam, że moja przemowa nie była tak dobra jak jego, ale ukochany popatrzył na mnie jeszcze czulej. Moje słowa chyba wiele dla niego znaczą. Przez resztę obiadokolacji rozmawialiśmy o naszym życiu.

- Skarbie.-powstrzymałam się od śmiechu.- to dopiero początek czwartego miesiąca, a ty już chcesz imiona wymyślać?

- Nie lubię czekać na ostatnią chwilę.- zaprotestował.

Jednak odpuścił i uznaliśmy, że imiona będą po porodzie.

Przez ostatni miesiąc poznałam całkiem innego Dymitra. Nigdy nie był tak wyluzowany. Żadnego zagrożenia, zmartwienia, problemu. Tylko my i nasza miłość. Trochę smuciła mnie myśl, że to się kończy. Od poniedziałku wróci doświadczony, zawsze czujny i ostrożny strażnik Bielikow. Tylko w domu będzie to mój ukochany, delikatny towarzysz. Jednak w tym momencie cieszyłam się z każdej chwili z nim.

Myślałam, że po deserze wrócimy do domu. Jednak Dymitr miał inny plan. Po zapłaceniu, zeszliśmy na dół lokalu. Ale nie wyszliśmy na dwór. Ukochany pociągnął mnie do jakiś drzwi z boku. Na wejściu widniał napis "NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY". Niepewnie patrzyłam jak dampir sięga ręką do klamki.

- A gdzie twój kowbojski kodeks?- wskazałam na tabliczkę.

- Spokojnie Roza. My jesteśmy upoważnieni.- uśmiechnął się cwanie, wskazując mi co jest za drzwiami.

To co zobaczyłam, przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Były to schody prowadzące na dół. Niby nic, ale na sam widok, w mojej głowie pojawiły się straszne obrazy. Widziałam siebie schodzącą w dół. Nie samą, lecz nie towarzyszył mi ukochany, tylko Mason, Eddy, Mia i Christian. Następna scena to ściana z pierwszymi literami dwunastu rodów królewskich i krzyżyk.

Ścisnęłam mocniej rękę mojego towarzysza, wracając do rzeczywistości. Mąż patrzył na mnie ze strachem.

- Roza co się dzieje?- usłyszałam troskę w jego głosie, gdy odgarnął mi z twarzy włosy.

- Spoken.- jedno słowo, które tak wiele znaczy. Już po chwili znalazłam się w silnych ramionach.

- Roza, Różyczko moja. Nie płacz, proszę. Jestem tu. Roza kochanie, nigdy nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Kocham Cię Roza. Tak bardzo kocham. Bądź silna. Dasz radę. Wiem, że to ciężko i że Cię boli, ale najważniejsze, że wyszliście z tego cało.- podniósł moją twarz. Nie miał racji, nie płakałam. Ręką przeczesał moje włosy.- Że ty wyszłaś z tego cało.- pochylił się i nasze wargi złączyły się w delikatnym pocałunku. On był moim ukojeniem, ratunkiem. Tylko przy Dymitrze czułam się silna. Dostawałam od niego pomoc, miłość i opiekę.

Powoli się uspokoiła. Wyprostowałam się hardo. Byłam gotowa na wszystko. Jednak zauważyłam, że nie jestem tam gdzie byłam. Przede mną były inne drzwi. Obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam schody w górę. Po kilku minutach zrozumiałam, że to ukochany pomógł mi zejść, gdy byłam w niego wtulona. Popatrzyła mu głęboko w oczy. Widziałam w nich troskę i niepewność.

- Takie doświadczenia zawsze zostawiają blizny na osobowości.- powiedział z powagą.- Ale twoje tylko upiększają cię.

- Dziękuję kochanie za to, że jesteś ze mną, kiedy tego potrzebuję.

- Zawsze Roza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro