Rozdział 94

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Znowu zaczynasz?- westchnęłam ciężko.- Myślałam, że już sobie odpuściłeś.

- Co zaczynam?!- był szczerze zdziwiony.

Ach ci faceci. Wszystko trzeba im tłumaczyć.

- Swoje lekcje typu zen.- teraz zwróciłam się do siostry. Przyglądała się temu wszystkiemu z zainteresowaniem i śmiechem.- Zawsze uwielbiał je dawać. Mądre rady na przyszłość.

- A kto to jest Wiktor?- spytała Liliana.

- Był on najlepszym przyjacielem ojca Lissy, a ona mówiła na niego wujek. Ale bardzo ją skrzywdził. Chciał wykorzystać jej, hymn... talent medyczny,- nie wiedziałam, jak inaczej to nazwać.- za co trafił do więzienia, na dożywocie.- była to prawda. Nie musi wiedzieć co było później.

Reszta śniadania zeszła nam na rozmowie z dziewczynką. Pytaliśmy ja raczej o neutralne rzeczy. Czy miała koleżanki w przedszkolu i szkole? Czy miała jakieś zwierzątko? Ulubiony kolor, bajka? Takie bzdety odciągające uwagę dziecka, od tragedii. Zauważyłam następne podobieństwo między nami. To również cechowało Abe'a: Chęć bycia w centrum uwagi. Lubiła o sobie mówić. Ja też zawsze chciałam zwrócić na siebie uwagę, przede wszystkim matki. Ona najmniej się mną opiekowała. Trudno mi uwierzyć, że nasza relacja uległa takiej zmianie. Trudno mi uwierzyć w wiele innych rzeczy, które miały miejsce przez ostatni rok. Po śniadaniu, my zaczęłyśmy sprzątać, a mój ukochany szykował się do pracy. Już gotowy zszedł do nas, pożegnać się.

- Pa słońce.- pocałował mnie czule.

- Uważaj na siebie.- martwiłam się o niego.

- Spokojnie Roza, wiesz jaka jest prawdopodobieństwo na atak.

- Aż nazbyt duża.

- Hej, sama mówiłaś, że jestem niepokonany.

- Ja tylko chcę, żebyś uważał. Na siebie i Lissę.

Poprosiłam, aby podczas mojego zwolnienia to Dymitr opiekował się królową. Szybko przystali na tą propozycje. W końcu nie ma lepszego strażnika od naszej dwójki, jeśli wierzyć innym ludziom. Nasza historia i poczynania obrosły do legendy, tak samo jak my. Mój mąż kucnął przy Lilianie, która na podłodze oglądała bajkę w telewizorze. Pożegnał się z nią, całując w czoło, a ona go przytuliła.

- Uważaj na siebie.- powtórzyła za mną.

Chyba mała rozumiała, że ma niebezpieczną prace. On uśmiechnął się, jeszcze raz pocałował ją w czoło i po zapewnieniach, że nic mu nie będzie, wyszedł.

- Lili, musimy porozmawiać. To bardzo ważne.- stanęłam koło niej.

Dziewczynka podała mi rączkę i dała się zaprowadzić do pokoju obok. Nasz salon wyglądał jak z wizji Avery. Wygląd drewnianej chatki miał pokój, do którego weszłyśmy. Bardziej to była biblioteczka. Znajdowało się tam biurko z lampką, bordowe fotele i sofa, regały na trofea lub inne wyróżnienia, półki na książki oraz kominek. Na ścianach wisiały ozdoby i namalowane zostały herby rodzin królewskich. Centralnie nad kominem widniały godła Dragomirów i Ozerów. Przez wielkie okno wpadało słabe światło księżyca.

Rozpaliłam ogień w kominku i usiadłyśmy na sofie.

- Jak pewnie zauważyłaś, nie jesteśmy zwykłymi ludźmi.- zaczęłam, a mała pokiwała tylko głową.- Na pewno masz wiele pytań, ale prosiłabym, żebyś najpierw uważnie mnie wysłuchała. Później możesz pytać o co chcesz, a przez następne dni będziesz miała czas, na wybranie swojej przyszłości. Słyszałaś o wampirach...?

I tak zaczęłam wyjaśniać jej kim jesteśmy, kim ona jest, kim są Lissa i nasz ojciec, kim był mężczyzna, który zabił jej matkę i jakie jest nasze przeznaczenie. Zajęło mi to pół dnia. Opowiedziałam to bardzo ogólnie. Następnie dałam jej wybór jakie życie chce mieć.

- Ale nie musisz odpowiadać teraz. Masz czasu ile chcesz, bo to wybór na całe życie. Po ukończeniu szkolenia i złożeniu przysięgi, nie ma odwrotu.

Potem była kolej na szczegóły i pytania. Najbardziej szczegółowo zapoznałam ją ze zwyczajami, tradycjami i służbą strażników. Tak, żeby miała pełny obraz zalet i wad naszej pracy.

- Czyli zabijacie złe wampiry, aby nie zabiły... morów? Tak ich nazywacie?

- Morojów.- poprawiłam ją

- Morojów, od których zależy istnienie innych dampirów? Ale w zamian wyrzekacie się prawie wszystkiego, żeby oni byli bezpieczni?- moja siostra upewniała się, czy dobrze zrozumiała.

- Tak, oni są najważniejsi. - powtórzyłam naszą mantę.- I ważne jest, żebyś po zachodzie słońca nie wychodziła sama z domu.- ostrzegłam.

Widać było, że patrzy na to dość sceptycznie. Zastanawiała się chwilę, po czym odpowiedziała.

- Chcę zostać strażniczką.- jej głos był bardzo pewny siebie.

- Lili, chcę żeby jeszcze przemyślała temat. To bardzo poważna sprawa. I nie możesz kierować się chęcią zemsty. Musisz być gotowa, w każdej chwili oddać życie za podopiecznego, a strzygi zabijać dlatego, że są złe.

- Ale ja podjęłam decyzję.- powiedziała bardzo poważnie. Teraz zachowywała się o wiele poważniej, niż sugerował to jej wygląd. Zastanawiam się, czy to też nie jest rodzinne.

- Rozumiem, ale i tak nalegam, żebyś ją przemyślała. Jeśli za kilka dni dalej będziesz tak sądziła, to po powrocie od ojca, zaczniemy treningi. Masz tyle czasu na pomyślnie.

Po rozmowie obie poczułyśmy się głodne. W lodówce był kurczak na obiad. Kiedy mój ukochany to wszystko zrobił? Zaczęłam przygotowania do jedzenia. Odgrzałam ziemniaki, mięso i zrobiłam surówkę. O dziwo nic nie przypaliłam. Jak zawsze było pyszne.

- Opowiedz mi coś o sobie i Dymitrze.- poprosiła mała.- O waszych dzieciństwach, jak się poznaliście.

- Myślę, żeby z tym poczekać na naszego strażnika.

Posprzątałyśmy po obiedzie i wróciliśmy do pokoju z kominkiem.

Tam rozmawiałyśmy o różnych rzeczach. W jednej z szafek znalazłam jakieś gry planszowe i zaczęłyśmy zabawę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro