ROZDZIAŁ 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Dymitr, spokojnie. Jestem tu i nic mi nie jest. Umiem sobie poradzić.

- Tak wiem, ale wczoraj nic ci się nie stało, tylko dzięki Adrianowi. A to ja powinienem być wtedy przy tobie. Nie chodzi oto, że jestem zazdrosny, że to on cię uratował.- dodał, gdy chciałam mu przerwać.

Właśnie to chciałam mu zrzucić, ale z uśmiechem, aby rozładować napięcie. Szlag!

- Obwiniam się o to, że mnie nie było.- kontynuował.- Gdyby nie Adrian to nie wiadomo jakby to się skończyło. Przepraszam. Obiecałem być zawsze przy tobie. I zawiodłem. Teraz już tak nie będzie. Gdzie będziesz ty, tam będę ja.- pocałował mnie.

-Wiesz, że nie będziemy mieli służby w tym samym czasie?

-Nie obchodzi mnie to. Nikt nie zabroni mi przebywać z królową i jej chłopakiem, którego jestem strażnikiem.

- A co jak będziesz musiał gdzieś iść?- wpadłam na pomysł, jak poprawić mu humor.

- Pójdziesz tam ze mną, choćbym miał wziąć cię siłą.- uśmiechnął się cwanie.

-Tak?-odwzajemniłam uśmiech- Do łazienki też?

-Wszędzie Roza.- mruknął mi do ucha. Ale po chwili odsunął się z miną obrażonego chłopca. - Czy ty mi coś sugerujesz?

- Nie oszukujmy się, Towarzyszu. Przez całą noc, w pełnym słońcu biegałeś z moimi rodzicami po lesie.- przyznał mi rację.- A poza tym, odświeżyć się przed podróżą nikomu jeszcze nie zaszkodziło. A ja chętnie poprawię sobie humor małym prysznicem. Więc jak będzie?- spytałam kusząco.

Dymitr nic nie powiedział, ale jego usta wyrażały wiele. Po chwili, już nie siedziałam na kolanach mojego ukochanego, a stałam z nim przed prysznicem. Szybko pozbyliśmy się naszych ubrań nie przerywając pocałunków. Razem weszliśmy do kabiny, a strażnik odkręcił wodę. Po chwili, do jego rąk, jeżdżących po moich plecach, dołączyły ciepłe krople. Wyobraziłam sobie, że całujemy się w letnim deszczu. Nagle poczułam, jak jego dłonie przesuwają się na mój brzuchu, ale tym razem z pianą. Nie chcąc być gorsza, podniosłam mydło i zaczęłam mydlić jego tors. Bielikow zadrżał pod moim dotykiem. Powoli umyliśmy się nawzajem. Z trudem oderwaliśmy się od siebie, żeby założyć ubrania. Rosjanin wziął wszystkie walizki, chodź nalegałam, żeby zostawił mi przynajmniej jedną. Ale on się uparł. Ja za to wzięłam nasze torby podróżne. Oczywiście Abe był wtajemniczony. Ba, to on zorganizował transport. Wylecieliśmy z Dworu, a samolot wylądował na lotnisku nie daleko wioski Dymitra. My przespaliśmy całą podróż i zostało nam dotrzeć do Bai. Dom Bielików było pół godziny drogi od miejsca naszego ładowania, wiec postanowiliśmy się przejść. W czasie wędrówki nie rozmawialiśmy, zatopieni we własnych myślach. W końcu dotarliśmy na miejsce. Teraz najtrudniejsze.

__________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro