ROZDZIAŁ 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Roza! Roza, obudź się!- zaniepokojony głos wyrwał mnie ze snu.

Chwila. Przecież Dymitr jest z nami. Obudziłam się i zobaczyłam wpatrujące się we mnie cudowne brązowe oczy.

-Co się stało? Czemu opuściłeś wizję?- rozejrzałam się wokół siebie.- I co, do cholery, robię na podłodze?!

- Nie wiem. Obudził mnie trzask okna. Był przeciąg. Wstałem, żaby je zamknąć, a gdy wracałem zaczęłaś rzucać się po całym łóżku. W ostatniej chwili cię złapałem, a uderzyła byś głową o podłogę.

- Co ja bym zrobiła bez ciebie. Ale będę musiała pogadać o tym z Iwaszkowem.
Powtórzyłam mu co moroj powiedział mi poprzednim razem.

- Niepokoi mnie, też ilość mroku w jego umyśle.- dodałam.
- Wiem. Mnie też to martwi.
- Myślisz, że możemy coś z tym zrobić?

- Roza. Rozumiem, że chcesz pomagać przyjaciołom, ale są rzeczy, na które nie mamy wpływu.

- A jakbym brała go na siebię? Tak jak z Lissą.

- Za to cię kocham. Zawsze stawiasz szczęście innych ponad swoje życie. Ale nie chcę znowu cię stracić. A pamiętasz co się działo ostatnio.

Miał rację. Mrok jest niebezpieczny. Ale to kolejny argument za moim pomysłem.

- Wiesz- powiedziałam kusząco, patrząc mu w oczy i dotykając jego nagiego torsu- zawsze możesz mi pomóc z uporaniem się z tym. Tak jak za pierwszym razem. Albo walcząc na sali.

- Pomyślę nad tym. A teraz szykuj się. Trzeba przekazać rodzinie dobrą wiadomość.- Wskazał na mój palec z pierścionkiem.

- Co to znaczy "Pomyślę nad tym"? Pamiętaj, że to nadal moje życie.

- Po prostu martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś narażała swoje zdrowie zwłaszcza, że ten mrok nie szkodzi Adrianowi.

- Jeszcze. Pamiętasz co było ze mną. Mi też nie groził, dopóki nie został sprowokowany. Adrian pomaga nam pomimo tego, co mu zrobiłam. Jesteśmy mu to winni. - Ciekawe jak to podważy.

- Jako dampiry ratujemy mu życie. To moroje nas nie doceniają. Oczywiście, oni są nam potrzebni do przeżycia, a ja jestem gotów bronić ich bezinteresowne i wiem, że ty też. Ale do niedawna nie mieliśmy prawa czuć nic innego niż nienawiść do strzyg. To oni są nam coś winni.

- Dymitr. Wiesz, że on jest inny. Nigdy nie traktowałby nas jak maszyny do zabijania.

- Wiem, ale i tak nie podoba mi się ten pomysł. Dobra. Zastanowię się i powiem Ci, co o tym myślę wieczorem, przed ćwiczeniami. A ty zrobisz z tym, co będziesz chciała, zgoda?

Zauważyłam, że mój ukochany nie chętnie mówi na nasze spotkania z Iwaszkowem "treningi". Może dlatego, że to były nasze chwile, które spędziliśmy w akademii. To na nich rozwijały się nasze uczucia. Czyżby nasz strażnik był zazdrosny?

Nie chciałam robić czegoś, bez jego aprobaty, ale chcę pomoc Adrianowi. Nie my jesteśmy mu to winni, tylko ja sama. Mimo, że mi wybaczył, wciąż źle się czuje z tym jak go potraktowałam.

- Dobrze. A teraz się zbierajmy. Jewa pewnie o wszystkim wie, ale lepiej jak my im powiemy o zaręczynach.- zmieniłam temat, bo ciągnięcie tego nic by nie dało.

Tak, jak przypuszczałam Jewa wiedziała o naszych zaręczynach. Reszta była zaskoczona, ale i szczęśliwa. Od razu zaczęły gadać o ślubie. Uznaliśmy, że zrobimy go na Dworze. Mimo, że jestem słabo wierząca, ma być kościelny. Ale nie przeszkadza mi to. Nie ważne jaki, tylko aby połączył na zawsze w sposób formalny naszą miłość. Jewa przez cały czas milczała i obserwowała przenikliwym wzrokiem, to mnie, to mojego narzeczonego.

- Oni dostali błogosławieństwo Chorsu.- odezwała się w końcu.
Zapadła głucha cisza, a ja jak zwykle nie wiedziałam o co chodzi. Na szczęście nie byłam jedyna.

- Co chcesz przez to powiedzieć?- spytała Olena.
- Ich przedramienia.

Wszystkie pary oczu zwróciły się w naszym kierunku. Pokazaliśmy nasze znamiona. Nawet o nich zapomniałam

- Pojawiły się wczoraj, przy spotkaniu z Luną.- Dymitr streścił im swoje odkrycia związane z jeleniami księżycowymi i skąd wzięły się znaki.

- Mają błogosławieństwo Chorsu. Dostaną to, co chcą mieć mimo, że jest to niemożliwe.

Dalej nic nie rozumiałam. Czy ona zawsze musi mówić zagadkami?

- Co to jest "błogosławieństwo Chorsu"? Co ono nam da?

-Chors to słowiański bóg księżyca.- Wytłumaczył mi mój ukochany.

- A co wam da, to się okaże. Nawet ja tego nie wiem. Ale będzie to coś niezwykłego i niemożliwego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro