ROZDZIAŁ 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj miałem trzeci dzień pracy. Każdy jest taki sam. Wstaję. Tym razem coś jem. Idę zobaczyć do Rozy. Warta. Potem znowu wizyta w szpitalu, a na koniec powrót do domu, kolacja i spać. Ponowna służba pomaga mi się uspokoić. Codziennie opowiadam Rozie co dziś robiłem, licząc, że się obudzi. Lekarze mówią, że może to potrwać jeszcze dwa tygodnie. Na szczęście nie zagraża to ciąży. Wierzę w to, że się obudzi, ale i tak się o nią boję. Moje życie jest takie puste bez niej. Bez jej żartów, uwag, wybuchów, pocałunków. Z nią każdy dzień był inny. Nigdy nie mogłem się spodziewać co się dziś stanie. Tylko czemu los się tak na nas uwziął. Ciągle ktoś chce nas zabić, powstrzymać, torturować. Czemu my. Jest tyle osób, które nie mają żadnych problemów, a my, z naszym poplątanym życiem uczuciowym, mamy ich w brut. To jest nie sprawiedliwe. A najwięcej cierpi moja mała Roza. Nikt nie przeżył tyle co ona. Gdy tylko coś zaczęło się układać, ktoś musiał to zniszczyć. To wszystko budowało jej charakter, ale za jaką cenę. A ona zawsze miała siłę na żarty. Znalazła cień uśmiechu, którym podnosiła wszystkich na duchu i którego tak mi brakuje. Nie chcę więcej patrzeć na jej cierpienie. Nie chcę jej stracić. Chcę móc jej pomóc i ją bronić. Teraz wygląda tak spokojnie, jakby spała.

- Roza. Tak bardzo za tobą tęsknię. Wszyscy tęsknią. Każda noc bez ciebie jest cierpieniem. Wszyscy myślą, że jestem opanowany, że dobrze radzę sobie z uczuciami, ale to nie prawda. Ty mnie znasz, wiesz jaki jestem naprawdę. W ciągu dnia staram się być silny. Dla ciebie, kochana. Wiesz jaki jestem na służbie. Ale w domu nie umiem panować nad tym. Za dużo jest ciebie, a jednocześnie za mało. Godzinami wylewam łzy w poduszkę, prosząc, aby to był tylko sen. Liczę, że obudzę się koło ciebie, że będziesz bezpieczna w moich ramionach. Tobie mogę to powiedzieć. Ty mnie zrozumiesz, nie będziesz oceniać jak inni. Sama wiesz, że strażnicy też mają uczucia. A moje do ciebie są najsilniejsze. Wcześniej tylko raz płakałam. Po tym jak Lissa mnie odmieniła. Pomogłaś mi wtedy. Teraz ja chcę pomóc tobie.

Przez cały czas trzymałem jej dłoń. Drugą ręką postanowiłem dotknąć tych cudownych włosów. Uwielbiam je od zawsze. To ja powiedziałem, żeby ich nie ścinała. Jedwabiste w dotyku kosmyki rozpieszczały moją dłoń, kiedy przypadkiem dotknąłem jej czoła. Dostrzegłem, że kąciki jej ust poruszyły się lekko w górę. Nie dostrzegalny ruch, który zauważyły moje czujne oczy dampira. Pobiegłem do lekarza, który powiedział, że to dobry znak. Za kilka dni może się obudzić.

***

Właśnie miałem wartę, więc byłem w sali tronowej z Christianem i Królową, kiedy przez drzwi wpadł jakiś dampir. Nie znałem go.

- Wasza Wysokość.- ukłonił się.- Strażnik Bielikow jest proszony do szpitala.

Od razu się zerwałem. Spojrzałem pytająco na podopiecznego. Ozera kiwną głową na znak zgody i już mnie nie było. Popędziłem do szpitala najszybciej jak umiałem.

Przed salą Rozy zatrzymał mnie lekarz.

- Obudziła się?- spytałem.

Godziny biegania sprawiły, że mogę pędzić kilometrami i nie mieć zadyszki.

- Tak, proszę wejść.

Otworzyłem drzwi. Roza leżała patrząc w sufit. Spojrzała na mnie, a ja podszedłem do jej łóżka i się pochyliłem. Zanim zdążyła coś powiedzieć, pocałowałem ją namiętnie.

- Roza. Tak bardzo się o ciebie bałem.

- Wiem.- jej cudowny, melodyjny głos pieścił moje uszy.- Słyszałam każde twoje słowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro