ROZDZIAŁ 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- E tam. Po prostu wiem jak się czujesz. Ja przechodziłam to samo z naszą miłością w akademii. Nie miałam komu powiedzieć, że Cię Kocham, ale nie możemy być razem, a ciążyło mi to niemiłosiernie. Więc gadałam do ścian. Zawsze tak robiłam. Gdybyś widział minę Lissy, gdy przyłapała mnie, na żaleniu się na przyjazd matki, jeszcze przed ucieczką z akademii.- roześmiałam się.

Dymitr też się uśmiechnął, ale nie z tego co powiedziałam, tylko tak słodko ze wzrokiem pełnym miłości. Pewnie myślał, że znowu znalazłam powód do radości. Pocałował mnie. Moje usta też zastygły w słodkiej minie. Długo wpatrywaliśmy się w siebie, w błogiej ciszy, napawając się naszą miłością. Uwielbiam takie chwile.

- Wiesz co? Myślę, że Tasza czym bardziej chce nas od siebie oddalić, tym bardziej nas zbliża.- stwierdziłam.

- Roza jesteś niezwykła. Wszędzie widzisz dobre strony. Co ja bym bez ciebie zrobił?

Nagle rozległo się pukanie. Do pokoju wszedł lekarz, a za nim moi przyjaciele.

- Strażniku Bielikow, mogę prosić?- spytał doktor.

- Oczywiście.- pocałował mnie w czoło i poszedł.

- Jak się czujesz?- Spytała Lissa.

- Dobrze. Dzięki, że mnie uzdrowiłaś.- uścisnęłam przyjaciółkę.

- Rose, Mason mi się oświadczył!- Mia, cała w Skowronkach, pokazała mi pierścionek zaręczynowy.

- To super. Gratuluję.- udałam zaskoczoną. Nie wypadało powiedzieć, że przyjaciel przyszedł do mnie w sprawie zaręczyn.- Hej! A może zrobimy podwójny ślub?

- To świetny pomysł!- ucieszyły się moje przyjaciółki.

- Ja wszystko przygotuję. Na kiedy chcecie uroczystość?

- Najlepiej jak najszybciej. Chcę się zmieścić w suknię ślubną.- pogłaskałam się po brzuchu i wszystkie się zaśmiałyśmy.- Lissa zostaniesz moim świadkiem?

- Z przyjemnością.

- Hej, a może porozmawiacie o tym później?- wtrącił się Ozera.

- Zamiast nam zazdrościć, może sam byś się oświadczył Lissie. - odparowałam.

- Ja nie zazdroszczę. A oświadczę się kiedy przyjdzie czas.- próbował się wytłumaczyć.

Coś czuję, że czeka go długa rozmowa z młodą królową. W tej chwili na salę wrócił mój narzeczony.

- Mam dobre wieści.- powiedział na wejściu.- Lekarze uznali, że nic ci nie jest i za dwie godziny, po badaniach kontrolnych, będziesz mogła wyjść.

Ucieszyłam się. Z Lissą i Mią umówiliśmy się na następny dzień. Miałyśmy dużo do omówienia. Zabrali mnie na badania, a gdy wróciłam, przyjaciół już nie było. Znowu zostałam sam na sam z ukochanym. Rozmawialiśmy o Taszy i Robercie. Dymitr strasznie się o mnie bał.

- A co jeśli to się powtórzy? Nie wytrzymał bym kolejnych dni bez ciebie.

- Wiem, że się martwisz, ale co możemy zrobić. Przecież muszę spać.

- Wiem Roza, wiem. Musimy coś wymyślić. Nie pozwolę nikomu cię krzywdzić.

- Ani ja ciebie- uśmiechnęłam się słodko. Jednak zaraz skojarzyłam fakty. A raczej nie, bo nic mi nie pasowało.- Czegoś nie rozumiem. Skoro Tasza chce cię odzyskać, to czemu wcześniej prawie cię zabiła?

- Nie wiem. Może blefowała? Albo zmieniła zdanie?

- Tak, na pewno.- nie ukrywałam sarkazmu w moim glosie.- Kocha cię, potem chce cię zabić, a na koniec znów cię kocha. Nie, to coś więcej. Pamiętajmy, że pomysłodawcą jest brat Wiktora Daszkowa. Jego intrygi nie były jedno warstwowe. Każde posunięcie, może maskować coś istotnego.

- Nie wiem. Zastanowimy się nad tym później. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Tak strasznie się o ciebie bałem. - przytulił mnie mocno.

- Spokojnie Towarzyszu. Myślisz, że mogłabym was tutaj zostawić samych? Zanudzili byście się beze mnie.- uśmiechnęłam się.- No, ale teraz muszę się zbierać.

Wstałam z łóżka, ale zapomniałam, że dwa tygodnie leżałam bez ruchu. Zachwiałam się i gdyby nie szybka reakcja Dymitra, upadła bym na podłogę.

-Trzymam cię. Roza powinnaś bardziej na siebie uważać.

Z jego pomocą, podeszłam do torby, którą przyniósł mi podczas pierwszej wizyty. Znalazłam tam ulubioną bluzkę i spodnie. Wzięłam ubrania i udałam się do łazienki. Na półkach stały moje kosmetyki. Pewnie postawił je tam mój ukochany, kiedy mnie tu przywieźli. Szybko się wyszykowałam i wróciłam do pokoju. Potem poszliśmy odebrać wypis i do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro