ROZDZIAŁ 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ROSE

Następny nudny dzień. Dłużej nie wytrzymam. Przeczytałam już prawie wszystkie książki. Przez ostatnie dwa dni czytam westerny, bo nic lepszego nie mam do roboty. Nie wiem, czym Dymitr się tak ekscytuje. Książki jak każde inne. Na dole usłyszałam, że ktoś wchodzi. Ale nie przejęłam się tym. Do Abe'a ciągle ktoś przychodzi w jakiś sprawach, pewnie jego interesów.

- No co ja widzę?- aż podskoczyłam. Rozpoznała bym ten głos na końcu świata.- Moja Roza, czyta western.- zaśmiał się.
Odłożyłam szybko książkę i podeszłam do ukochanego. On pocałował mnie długo i namiętnie.
- Witaj, Towarzyszu. Wszystko załatwione?
- Tasza już nam nigdy nie przeszkodzi.
- A co jak znowu ucieknie z aresztu?
- Nie ma jej w areszcie. Mówiłem ci, ze nie przeżyje naszego spotkania.
- Czy ty...?- pokiwał twierdząco głową.

Nie mogłam uwierzyć. On ją zabił. Przypomniałam sobie, jak ja się czułam, kiedy zabiła Wiktora. Przytuliłam go mocno, z całym wsparciem, jakie mogłam mu dać. Odwzajemnił gest, wtulając się we mnie. Podniósł mnie, podszedł w stronę łóżka i usiadł na nim. Posadził mnie sobie na kolanach, przytulając mocniej. Siedzieliśmy tak chwilę. Postanowiłam spojrzeć w te cudowne, oczy i zobaczyłam łzy. Zdziwiłam się trochę, ale ja płakałam po zamordowaniu największego wroga. To, co on musi czuć po zadaniu śmierci przyjaciółce.

-Dymitr.- starłam krople z jego policzków.- Jestem tu i zawsze będę. Wiem, że to ciężkie, ale pomogę ci. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu.

Uśmiechnął się słabo i pocałował mnie.

-Och Roza, jak ja cię kocham. Nigdy nie chcę cię stracić. Jesteś moim światełkiem życia. Wiesz co mi powiedzieć, jak doradzić. Zachowujesz się o wiele dorosłej, niż inni twoi rówieśnicy. O wiele dorosłej niż ja.

- Żartujesz sobie. Jesteś o wiele poważniejszy niż ja. To ty mi zawsze pomagałeś swoim doświadczeniem.

- Ale to ty więcej przeżyłaś. Dziękuję za wszystko.- nasze usta znowu się spotkały.
Całował mnie coraz namiętniej. Stęsknił się za mną, ja zanim też. Zaczął podnosić moją bluzkę, ale złapałem go za ręce.

- Towarzyszu, może poczekasz, aż wrócimy do domu.- lekko się za wstydził.
Zaśmiałam się cicho. A podobno to ja nad sobą nie panuję
- Na dole jest Abe, czekający na wyjaśnienia.- dodałam.

- Ale wieczorem mi nie uciekniesz.- Szepnął mi do ucha.

- Zgoda. Z własnego doświadczenia wiem, że na mrok najlepsza jest miłość.

Pocałowałam go.

***

Dwadzieścia minut później, kiedy w końcu mnie puścił, zeszliśmy na dół do salonu.
- No,- zaczął Abe, gdy usiedliśmy za kanapie- to teraz wszystko mi pięknie opowiecie.
Usłyszał to samo, co Lissa i Adrian tydzień temu w śnie.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś. Przecież mogłem wam pomóc, namierzyć ich. Byłoby prościej i szybciej.
- Właśnie dla tego.- powiedziałam.- To była nasza sprawa, a poza tym, gdyby Robert był taki łatwy do znalezienia, to już dawno siedział by w celi. Poszukują go, od czasu wyjaśnienia sprawy zabójstwa Tatiany.
- A ponad tydzień temu- Poparł mnie ukochany.- królowa zaangażowała wszystkie służby do tego zadania i nic.
- Jak ja się tym zajmę, to nie ma miejsca, gdzie bym go nie znalazł. A Dymitr, pamiętasz jak miałeś jechać ze mną, załatwiać sprawy w interesach?- O nie.
- Tak, panie Mazur.- w jego głosie nie było leku, a zdecydowanie i hard. Chciał przejść wszystkie próby, na jakie los wystawi nas związek.
- Odwołuję to.
- Naprawdę?!- spytaliśmy, jednocześnie. Nie wierzę. Abe Mazur chce oszczędzić mojego narzeczonego.
- Naprawdę. Pokazałeś, że zasłużyłeś na nią. W odwecie za jej krzywdę, zabiłeś swoją przyjaciółkę. To musiało cię wiele kosztować, ale zrobiłeś to dla mojej Różyczki.- uśmiechnął się do mnie. - Oczywiście, w tych sprawach jej nie dorównujesz. No, ale nie każdy ma możliwość: znaleźć zaginioną siostrę królowej, zabić wroga publicznego, wskazać mordercę poprzedniej królowej, a tym bardziej posadzić na tronie przyjaciela.- Spojrzał na mnie.- Mówiłem już, że jestem z ciebie dumny?
- Przed koronacją, kiedy kłóciłeś się z mamą.
- No właśnie.- Wrócił wzrokiem do mojego narzeczonego.- Ale nie myśl, że ci się upiekło Bielikow. Znajdę czas, żeby z tobą porozmawiać.
- Po co sobie zawracać głowę. Twój grafik na pewno jest zapełniony, a i bez rozmowy możesz być pewny, że lepszego męża i obrońcy nie mogę mieć. Nikt tak nie będzie o mnie dbał. Nawet żaden z twoich najemników.
- Pozwolisz, że sam się o tym przekonam.- uparł się.
Westchnęłam zrezygnowana. A czego ja się spodziewałam?
"Masz rację córcia. Jak mogłem pomyśleć inaczej, sam chciałbym mieć takiego męża"? Przecież to mój ojciec. Sama bym tak łatwo nie opuściła, a co dopiero on. No trudno. I tak lepiej kilka godzin, niż cały dzień. Napotkałam wzrok Dymitr. spoglądał na mnie wdzięcznie i uspokajająco. Jak ja kocham, to uczucie, że zaraz utonę w brązie tych oczu. I tak, nic nie zepsuje mi tego pięknego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro