ROZDZIAŁ 42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy skończyliśmy naszą grę, nie opłacało nam się spać. To znaczy Dymitrowi nie opłacało się spać. Mnie namawiał, żebym odpoczęła. Wręcz błagał, ale ja nie dałam się przekonać, więc przez dwie godziny, przed rozpoczęciem morojskiego dnia, wspominaliśmy dawne czasy i rozmawialiśmy o dzisiejszej nocy. Tej bardziej przyjemnej jej części. Nagle coś mi się przypomniało.

- Poczekaj tu chwilę. Mam coś dla ciebie.- wstałam i poczułam się jak nowo nagrodzona.- Dymitr, ty po prostu czynisz cuda. Nigdy się tak dobrze nie czułam. Czy jest coś czego nie umiesz robić?

- Pewnie jest pełno takich rzeczy.- odwróciłam się w jego stronę, bo wyczułam dziwną, nieznaną mi nutę w jego głosie i wręcz poczułam pożądanie wołające z jego oczu.

- No i kto tutaj nie ma dosyć, Towarzyszu?

- Roza, po takiej nocy, z taką kobietą jak ty, czuję, że mógłbym nie wypuszczać cię z łóżka.- jego spojrzenie trochę mnie podniecało , a trochę onieśmielało. Ale bardziej to pierwsze. - Nic więcej mi do szczęścia nie trzeba. Teraz mógłbym umrzeć, gdyby nie to, że po śmierci nie miałbym już możliwości na powtórkę.

- Kto powiedział, że za życia będziesz miał.- droczyłam się z nim.

Mina na chwilę mu zrzedła, ale potem na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech.

- A więc tak chcesz się bawić. - wstał z łóżka i podszedł do mnie.

Zaczęłam się cofać, ale uśmiech nie schodził mi z ust. Uciekałam przed nim po całym mieszkaniu śmiejąc się w głos, ale w końcu mnie złapał i pocałował. Przelał w ten ten gest całe swoje pożądanie. Nagle wziął mnie w objęcia i zaniósł do łóżka.

- Dymitr puść mnie.- chciałam, żeby zabrzmiało to groźnie, ale nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.

- Bo co mi zrobisz?- on też świetnie się bawił.

Położył mnie delikatnie na pościeli, trzymając swoimi dłońmi w talii.

- Nie dam ci prezentu. Takiej pamiątki z pobytu u mojego ojca. A mówię ci, nie pogardzisz.

- To może poczekać, a noc powoli się kończy.- mruknął mi do ucha.

Jego dłonie wędrował od boków do środka brzucha, gdzie się spotykały i wracały na talię. Nie wiem dlaczego, ale strasznie mnie to podniecało.

- A nie masz czasem dzisiaj wolne.- próbowałam mu się wyrwać, ale wiedziałam, że to beznadziejne.

Moje myśli pędziły jak szalone. Nie mogłam się skupić na niczym innym, niż jego dłonie błądzące po moim nagim ciele.

- To prawda, ale wiesz jak inni lubią nam przeszkadzać.

Więcej się nie kłóciłam. Po pierwsze, to nie miało sensu. Obydwoje wiedzieliśmy, że to dostanie, bo ja też tego chciałam. Po drugie, nie miałam jak się sprzeciwić, ponieważ moje usta były zajęte pieszczeniem jego warg. I tak zaczęła się nasze gra wstępna. Najlepsze w nim jest to, że nigdy nie ma tego samego. Każde takie zbliżenie to poznawanie na nowo i siebie i jego. Zawsze jest coś nowego. Coś niespodziewanego. Nigdy nie wiesz co się stanie tym razem. On jest moim bogiem. Tym jedynym i tylko moim. Nikt nie zna go od tej strony. Nikt nie zna go tak dobrze jak ja. To przede mną otwiera swoje serce. Mówi mi wszystko, nawet, kiedy wie, że będę nie zadowolona. Jest ze mną szczery. Ma na to odwagę, za którą tak go cenię.

- Roza, jesteś niesamowita.- mruknął mi do ucha, kiedy się do niego przytuliłam, po skończonej zabawie.

- A ty jesteś moim bogiem. Kocham Cię.

- Ja ciebie też.- mówił coraz ciszej.

Ale nie tak podniecająco. Raczej tak jakby zasypiał. Cholera! Jak ma nie zasypiać, skoro nie spał od ataku strzyg. A nasze zabawy, chodź przyjemne, też wymagają dużo energii. Obydwoje musieliśmy w końcu odespać tę noc.

Wtuliłam się mocniej w jego tors, słuchając równego rytmu bicia jego serca. To mnie usypiało. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro