ROZDZIAŁ 75

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a potem dołączyłam do ukochanego przy szafie. Przypomniała mi się jedna z naszych rozmów podczas rocznicy. Wyciągnęłam fioletową sukienkę na ramiączkach, do kolan. Od pasa była rozszerzana. Ale to nie były zwykle ramiączka. A przodu wyglądały normalnie, ale z tyłu się krzyżowały. Ciekawe jak sobie z tym poradzi. Podeszłam do męża.

- Nie wiem jak ci poszło wczoraj, ale jeśli za pierwszym razem ubierzesz mnie dobrze, dostaniesz szóstkę.

Podałam mu materiał.

- A co w nagrodę?- uśmiechnął się cwanie.

- A satysfakcja ci nie wystarczy?

- O nie kochanie. Coś muszę dostać dodatkowo.

- No dobra. Jutro będzie niespodzianka. Jeśli ci się uda.- Byłam pewna, że nie da rady.

- A jak mi się nie uda?

- Pocałunek na pocieszenie.

- Przyjmuję wyzwanie.

Wziął ode mnie sukienkę i trochę się jej przyglądał, próbując zrozumieć jej mechanizm. Po kilku minutach podszedł i przełożył mi ją przez głowę. Podeszłam do dużego lustra w rogu pokoju.

Szlak!

Udało mu się. No i teraz będę musiała coś wymyślić dla niego.

- No dobra. To co to za niespodzianka?- spytał niecierpliwie Dymitr.

- Spokojnie towarzyszu, wszystko w swoim czasie.- uśmiechnęłam się.- A teraz idź zrobić śniadanie, a ja tu posprzątam.

- Dobrze Roza. Tylko się nie przemęczaj.- powiedział poważnie.

- Dymitr, kochanie poradzę sobie. Nie martw się tak o mnie. Wiesz, że jestem silna.

- Wiem Roza. I za to Cię kocham.- posłał mi swój czarodziejski uśmiech, od którego zmiękły mi kolana i zniknął za drzwiami. Powoli zbliżyłam się do łóżka, uspokajając moje serce, które zwiększyło obroty na wspomnienie tego, co się rano działo w pościeli. Podniosłam kołdrę z podłogi i zaczęłam ścielić nasze posłanie.

Kiedy skończyłam, zaszłam na dół, prowadzona ładnym zapachem. Na stole stały dwa talerze jajecznicy i oczywiście dwa pokrojone i posmarowane bochenki chleba.

Śniadanie spędziliśmy w miłej atmosferze, śmiejąc się i wspominając czasy z akademii.

- A pamiętasz, jak spóźniłam się na lekcję i kazałeś mi zrobić dwadzieścia okrążeń.- spytałam, zagryzając jajecznicę chlebem.

- Kochanie, ty zawsze się spóźniłaś. Podaj jakieś szczegóły.

- Co przyszedł nas oglądać Stan.

- A i ty wywróciłaś się na środku sali.

- Specjalnie ze mnie kpił ze mnie. Więc nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego.

- A jego mina, gdy po dziesięciu minutach leżał przygwożdżony przez ciebie do maty?

- Bezcenna.- zaśmialiśmy się.

- Ale muszę się przyznać, że byłem wtedy zazdrosny. Szalenie zazdrosny. Chciałem choć raz znaleźć się na jego miejscu. Ale nie mogłem dać ci wygrać, a było mało prawdopodobne, że mnie pokonasz.

- Nie ładnie. Było mieć więcej wiary we mnie. A tak nie doceniłeś moich umiejętności i leżałeś na dziedzińcu.

- I wtedy czułem się spełniony. Jako twój mentor i ukochany.

I tak minęła nam reszta śniadania.

Po sprzątnięciu naczyń, ubrałam się cieplej, bo noce stawały się coraz chłodniejsze. Zbliżała się zima. Wyszliśmy z domu i usiedliśmy w samochodzie. Dymitr prowadził, a ja zajęłam miejsce obok niego. Na początku dalej było miło, ale czym bardziej zbliżaliśmy się do siedziby morojów, tym bardziej mój ukochany się spinał.

- To powiesz mi co się stało, czy po czekasz aż dostanę szoku na widok Dworu.

- Czemu miałabyś dostać szoku.- ukochany nie odbywał wzroku od drogi. A może unikał mojego?

- Ponieważ z każdą chwilą, robisz się coraz bardziej zdenerwowany. To jak będzie.

Westchnął cicho w geście rezygnacji.

- Dokładnie nie wiem co się stało. Nie umiem tego opisać. Sama musisz to zobaczyć.

Sama zaczęłam się denerwować.

- Czyli to nie atak strzyg?- spytałam niepewnie. Brałam pod uwagę, taką możliwość. Ale mina męża starczyła mi za odpowiedź.

- Nie. To coś o wiele potężniejsze.

- Robert?

- Nie wiem. Jeśli on to ktoś musi mu pomagać. Ale nawet on nie jest tak potężny.

Teraz to już byłam przerażona. Ktoś potężniejszy od strzyg, czy Roberta? W takim razie co się stało? Po co zaatakował Dwór? Mimowolnie spięłam się na myśl o kolejnym silnym wrogu.

- Spokojnie Roza.- Dymitr spojrzał na mnie czułe, lecz po chwili jego wzrok wrócił na drogę.- Nie pozwolę, żeby coś wam się stało.

Dojeżdżaliśmy do bramy. Już z daleka widziałam wstęgi dymu unoszące się nad Dworem. Jednak, kiedy w jechaliśmy na teren pałacu, zamarłam. W okół nas był krajobraz wojenny.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro