ROZDZIAŁ 92

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dymitr bardzo Cię kocha.- zauważyła Liliana, wkładając naczynia do zmywarki. Jak na swój młody wiek, była bardzo zaradna.

- Wiem. I życzę Ci z całego serca, żebyś znalazła takiego Dymitra w swoim życiu.

- Chłopak mojej mamy nie dbał tak o nią. Ostatnio coraz bardziej się kłócili. Ale nie mogła go zostawić. Utrzymywał nas. Mama pracowała jako sprzątaczka. Nie było nas stać na wiele rzeczy. Wtedy pojawił się on. Wspomógł nas finansowo, w zamian za sprzątanie u niego. Potem mama się w nim zakochała i byli ze sobą.

- I to wszystko ci mówiła?

- Słyszałam ich jak się kłócili.

- Chodźmy może spać. To był ciężki dzień.

- Rose?-zawahała się.- Mogę spać dzisiaj z wami?

- Oczywiście. Idź się wyszukuj i przebierz w piżamkę, a ja też się wyszukuję. Ale chodźmy do nas, bo jeśli Dymitr zobaczy, że mnie nie ma, to bardzo się wystraszy.

- Dobrze.

Na górze rozdzieliłyśmy się. Ja poszłam do naszej sypialni, dokładniej łazienki, a mała zapewne też wyszykować się do spania. Zmyłam makijaż, wzięłam ciepły prysznic i umyłam głowę. Zajęło mi to prawie godzinę. Kiedy wyszłam na środku stała Lili z pluszowym tygrysem i jakąś książką.

- Mama mi ją zawsze czytała.- wyjaśniła, widząc mój wzrok na lewej ręce.

Usiadłam na łóżku i zachęciłam ją by podeszła. Po chwili dziewczynka leżała opatulona kołdrą. Zasłoniłam okna granatową zasłoną. Jak będzie za jasno, może nie zasnąć. Zapaliłam lampkę i zaczęłam czytać książkę. Był to "Kot w butach". Słyszałam kiedyś o niej, ale nie czytałam jej. Była ładna, ale nie pomogła Liliana zasnąć. Obudziła jej wspomnienia. Po jej policzkach spłynęły łzy. Otarł je szybko.

- Kim jest Mason?- chciała odwrócić moją uwagę od swojego smutku. Albo swoją.

- To dość zabawne. Jest dla mnie jak brat.

- Jak zdobywa się takich przyjaciół?

- Przede wszystkim trzeba ich słuchać, bronić, wspierać i poznawać bliżej. Chcesz wiedzieć jak zaczęła się moja przyjaźń z Lissą?- pokiwała głową.- Usiadłam z nią w ławce w przedszkolu. Nauczycielka kazała nam napisać nawzajem imiona i nazwiska. Ja jej, ona moje. Uznałam, że za dużo wymaga i rzuciłam w nią zeszytem, mówiąc, że jest szowinistyczną świnią. Tak stałyśmy się nierozłączne do dziś.

- Napisać imię i nazwisko? Nie wiem czy to tak dużo.

- Ja jestem Rosemarie Hathaway, a ona Wasylissa Dragomir. A miałyśmy z cztery lata.

- Dobra to jest dużo.- uśmiechnęła się.

Położyłam się koło niej i objęłam ją ramieniem. Lili wtuliła się mocniej we mnie, ściskając swojego tygryska, jak jakiś talizman.

- Ma jakieś imię?- spytałam łapiąc łapkę maskotki i dotykając nią twarzy dziewczynki.

- Tak. Glamour. Z francuskiego czarująca.

- Znasz francuski?

- Si.

- To niech nasza Glamour chroni cię przed złem.

- A ty mnie obronisz?

- Przed wszystkim co ci będzie grozić. Idź spać. Przy nas jesteś bezpieczna.

- Dobranoc.

- Dobranoc.

Panowała absolutna cisza. Nie podobała mi się. Było w niej coś dziwnego. Może tylko mi się zdaje. Pewnie jestem przewrażliwiona. Oddech Liliany był spokojny. Po kilku minutach spała. Już nie naciskała ciałem tak mocno na mnie, ale tygrys był uwięziony w ciasnych kleszczach jej rąk. Moje ramię również.

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Mam nadzieję, że to Dymitr. Ten ktoś kręcił się po domu, a następnie wszedł na górę. Starał się cicho chodzić, jednak słyszałam jego kroki. Drzwi do pokoju zaczęły się otwierać. Po cichu wszedł mój mąż. Odetchnęłam z ulgą. Podszedł, patrząc na nas czule.

- Czemu jeszcze nie spisz?- spytał szeptem.

- Zanim zasnęłam, usłyszałam, że ktoś wchodzi. Musiałam się upewnić, czy to mój Towarzysz.

- Słodko razem wyglądacie. A znajdzie się miejsce dla mnie?

- Zawsze. Aż tak gruba nie jestem.

- Dobrze skarbie.- ledwo powstrzymał śmiech.

Pochylił się i delikatnie musnął ustami moje wargi, a następnie ucałował czółko Lili. Później skierował się do łazienki. Słyszałam ciche lanie wody, a po jakimś czasie wyszedł. Przez kilka sekund, zanim nie zamknął drzwi i nie zgasił światła, mogłam rozkoszować się widokiem. A było czym. Z mokrych, lekko rozczochranych włosów, skapywały krople wody prosto na umięśniony, również mokry tors. Miał na sobie tylko spodnie, co- gdyby nie ośmiolatka przy nas- bardzo by mi przeszkadzało. Patrzył na nas, uśmiechając się cwanie. Musiałam mieć komiczną minę. Następnie obszedł łóżko dokoła. Nie mogłam widzieć co robi, więc zdałam się na inne zmysły. Słyszałam kroki, potem ciszę, a na końcu poczułam, jak pod ciężarem strażnika ugina się łóżko. Oczywiście temu też towarzyszył odgłos sprężyn. Silna ręką objęła mnie i Lilianę, a druga zajęła się moimi włosami. Przysunął się bliżej, pozwalając mi wtulić się w siebie, nie budząc małej. Gdy jego palce nacieszyły się dotykiem moich kosmyków, położył mi swoją rękę pod głowę. Wtuliłam się w niego, mocniej przyciskając do siebie Lili.

- Będziesz bardzo dobrą matką Roza.- szepnął mi do ucha, całując moją szyję. Słyszałam też, że dyskretnie zaciągnął się moim zapachem.- Nigdy nie miej w to wątpliwości. Ja tiebia liubliu Roza.

Po jakimś czasie zasnęłam.

Obudził mnie nagły krzyk.

Otworzyłam czujnie oczy. To Liliana. Siedziała ciężko oddychając, cała mokra. Usiadłam i przytuliłam ją. Od razu się odwróciła i wtuliła we mnie, szlochając. Kołysałam ją, uspokajająco głaszcząc po plecach.

-Cii... już dobrze. Spokojnie, to był tylko sen. Nie bój się, my cię obronimy. Cichutko. Nie jesteś sama. Nigdy nie będziesz.- szeptałam jej uspakajająco.

Odsunęła się, a ja popatrzyłam na nią pokrzepiająco.

- Już lepiej?- pokiwała smutno głową. Napotkałam zmartwiony wzrok męża.- Może chcesz spać pomiędzy nami?- znowu kiwnięcie.

Wzięłam ja na ręce i położyłam obok ukochanego. Podałam jej tygrysicę, która spadła na podłogę. Mała ścisnęła ją mocno, szepcząc coś, zapewne po francusku. Przytuliliśmy dziewczynkę, obdarzając rodzicielską opieką. Nie zastąpimy jej rodziców, ale postaramy się stworzyć kochająca, piękną rodzinę.

Dymitr pocałował nas w czoła.

- Dobranoc, moje królewny.

- Dobranoc.- odpowiedziałyśmy jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro