ROZDZIAŁ 99

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Rose, widzisz udało mi się.- Lissa mnie uścisnęła. Stałam trochę zdezorientowana, nie wiedząc o co chodzi. Wtedy mnie olśniło. Co się ze mną dzieje?

- To twój sen? Wywołany mocą ducha?- upewniałam się.

Morojka pokiwała głową.

- Gratulacje! W końcu ci się udało.- uścisnęłam przyjaciółkę.

- Tak. Ćwiczyłam to od jakiegoś czasu z Adrianem i Sonią i udało się.

- To super.- obejrzałam się, żeby wiedzieć jak mnie chciała zobaczyć.- O i nie jestem taka gruba.- zaśmiałyśmy się.- A jak się masz przyszła mamo?

- Dobrze, ale może najpierw usiądziemy?- zaproponowała.

Zgodziłam się. Liss na chwilę zamknęła oczy, a zmarszczki na czole świadczyły o wielkim skupieniu morojki. Ale nic się nie stało. Dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się rozczarowana.

- Wybacz, ale jeszcze nie do końca nad tym panuję. To moja pierwsza wizja.

- Nic nie szkodzi. Tylko powiedz mi, czy mam się czuć zaszczycona tym, że tu jestem, czy bardziej wykorzystana?

- Wykorzystany może czuć się Iwaszkow. To on miał nieprzespane noce, po to abym mogła z tobą pogadać.

- Skoro tak stawiasz sprawę, mamy całą noc.- powiedziałam z uśmiechem.

Przeleciałam dłonią powietrze, tak jakbym chciała odepchnąć coś, co lata przy mojej twarzy. Przed nami pojawiły się dwa fotele, stolik do kawy i kubki z herbatą. Przyjaciółka patrzyła na mnie z otworzoną buzią. To już druga osoba zszokowana przeze mnie tej nocy. Teraz mogłam obejrzeć otoczenie. Byliśmy w salonie w domu rodziców Lissy. A teraz jej. Od ich śmierci dom stoi pusty. Dragomirówna chciała tam zamieszkać po szkole, no ale wyszło inaczej.

Lissa w końcu się otrząsnęła z szoku.

- Jak ty to zrobiłaś?

- Nie tylko ty wykorzystywałaś Iwaszkowa.- usiadłyśmy w fotelach.- Ćwiczyłam z nim i Dymitrem na wypadek, gdyby zaatakował nas Robert.

- A właśnie, dał wam już spokój?

- Od śmierci Taszy nie daje znaku życia. Powiedziałaś o niej Christianowi?

- Wie tylko, że nie żyje. Ale nie w jakich okolicznościach został wykonany wyrok.

- Tak będzie lepiej.

Jednak było mi żal młodego Ozery. Najpierw rodzice strzygi, później ciotka morderczyni. Często się droczymy, ale lubię tego chłopaka. Tylko dlatego, że wspiera Lissę i jest dla niej ważny. Żeby nie było. Wiem, że on też mnie toleruje. Pokazał mi to podczas ataku strzyg na akademię. Wtedy musieliśmy współpracować. Postanowiłam zejść na lżejszy temat.

- A powiedziałaś mu w końcu dobrą nowinę, czy tylko załamuje się od złych?

Przyjaciółka zmarszczyła czoło. Po chwili zrozumiała o co mi chodzi. Pogłaskała swój płaski brzuch z uwielbieniem.

- Powiedziałam.- patrzyłam na nią wyczekująco.- Bardzo się ucieszył. Miałaś rację. Dlatego jesteś moim głównym doradcą. Nigdy nie sądziłam, że z nas dwóch, ja będę kochać się po raz pierwszy,  a ty będziesz szybciej w ciąży.- zaśmiałyśmy się.

Miała rację. Żadna z nas tego nie przypuszczała. Jednak po chwili odzyskałam powagę.

- I dlatego nie powiedziałaś mi o wiedźmach?- tak, wciąż miałam do niej o to urazę. Nie tylko, jako przyjaciółka, ale jako strażniczka.

- Wiem, przepraszam, ale nie chciałam cię martwić.

- Nie udało ci się. Martwiłam się jeszcze bardziej. Pomyślałaś co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało?

 - Ale nic mi nie jest.- podniosła głos. Jednak po chwili się uspokoiła. Zmartwił mnie jej wybuch.

- Mrok.-szepnęłam. Popatrzyła na mnie zdziwiona.- Mrok od mocy ducha.- Lissę nagle bardzo zainteresowała zawartość kubka. Nie miała odwagi spojrzeć mi w oczy.- Liss, on znów przejmuje nad tobą kontrolę. Musisz przestać używać mocy.

- Dzięki niej tu jesteśmy.

- No dobra. To ostatni raz. Proszę obiecaj mi to. Od jutra nie będziesz używać ducha.

- Ale...

- Żadnego "Ale". Pomyśl o dziecku. Chcesz żeby miało problemy zdrowotne lub gorzej, psychiczne?!- teraz ja podnosiłam głos.

- O tym nie pomyślałam. A to dziwne, zazwyczaj to ja jestem ta roztropna.

- Odpowiadam za twoje życie. Musiałam kiedyś zmądrzeć.- napięta atmosfera zniknęła z naszym śmiechem. Znowu rozejrzałam się po pomieszczeniu.- Rany jak ja dawno tu nie byłam.

- No, ja też.- Przyjaciółka poszła w moje ślady.

- Myślałaś co z nim zrobić?

- Zastanawiałam się czy nie wynająć komuś. Albo zrobić rodzinny dom dziecka.

Cała Lissa. Najpierw myśli o innych, ale w granicach rozsądku.

- Ciekawa ta druga propozycja. Może to być pierwszy dom dziecka dla dampiriów.- podsunęłam.- tylko na początku ktoś tu musi mieszkać.

- No tak. Kogo byś proponowała?

- Para dampiriów, którzy nie są strażnikami, lubią dzieci i sami nie mogą ich mieć. Dasz radę, przecież jesteś królową.

- Niekiedy chciałabym o tym zapomnieć. A jednak się nie da.

- Dla mnie, jesteś najlepszą królową, jakiej mogłam podlegać.

- I jedyną, której byś nie obrażała i która za wyrażanie własnego zdania nie wtrąciła by cię do więzienia.- zaśmiała się.

- Nie no, czemu od razu do więzienia?- uśmiechnęłam się.

- Bo widziałam cię w akcji za panowania Tatiany.

- Sama się o to prosiła.

- Odnosisz się tak do wszystkich, którzy mają jakiś autorytet. No chyba, że jest dla ciebie ważny. Np. Dymitr. 

- Co do tego ma Dymitr?- nie rozumiałam. 

- To, że do niego zawsze miałaś szacunek i nie podważałaś jego decyzji.

- Robiłam to na okrągło. Nie było Cię na treningach. Co innego, że nie miałam nic do gadania.- uśmiechnęłam się.

Ale miała rację, miałam do niego szacunek.

- Wiesz o czym myślę? Przez ten rok strasznie się od siebie oddaliłyśmy. Przez Twoje treningi i wyjazd do Rosji. Ale wiem, że też jestem winna. Poświęcałam czas Christianowi, a tobą się nie interesowałam. Nawet nie zauważyłam, że moja najlepsza przyjaciółka jest zakochana.

- Liss to nie ma znaczenia. Wiesz, że zawsze będę cię kochać.- podeszłam do morojki i osiadłam koło niej na sofie. Przytuliłam ją.

- Dziękuję Rose, za wszystko. Za to, że mnie broniłaś, znalazłaś informacje o duchu, uratowałaś od Wiktora, zawsze chciałaś dla mnie najlepiej. I kilka miesięcy temu znalazłaś moją siostrę, wsadziłaś na tron i uratowałaś życie.

- To mój obowiązek.- uśmiechnęłam się.

- Rose?- zagadnęła morojka.- Nauczysz mnie takiego manipulowania snem? Bo jeśli dobrze pamiętam to usiadłam na fotelu, a nie sofie.-uśmiechnęłam się.

- Po porodzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro