eighteen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Glen

   Jechaliśmy na tylnych siedzenia samochodu kierowcy, a ja nie miałam pojęcia gdzie się wybieramy. Wyglądałam przez okno, ale naprawdę nic nie przychodziło mi do głowy.

   — Glen, słuchasz mnie? — poczułam na ramieniu dłoń Harry'ego. Mrugnęłam dwa razy oczami, a następnie spojrzałam na niego pytająco. — Pytałem, o której najpóźniej możesz być w domu.

   — Muszę zadzwonić do taty — odpowiedziałam i sięgnęłam do kieszeni spodni po telefon. Wybrałam numer do wspomnianego przed chwilą rodzica i czekałam aż odbierze. — Hej, tato — powiedziałam, gdy odebrał.

   — Hej, słońce. Wszystko w porządku? — zapytał od razu, na co się uśmiechnęłam.

   — Tak, chciałam tylko spytać, o której być w domu — wyjaśniłam od razu.

   — Teraz siedzimy z mamą, ale potem chciałbym z tobą pogadać, więc bądź jakoś przed dwudziestą drugą, dobrze?

   — Jasne, kocham cię...

   — Ja ciebie też, mała — rozłączył się, więc schowałam urządzenie.

   — I jak? — zapytał Harry patrząc na mnie wyczekująco.

   — Do dwudziestej drugiej najpóźniej — odpowiedziałam, na co przeklnął pod nosem.

   — Jedź szybciej — powiedział do szofera, a ten od razu przyspieszył. Patrzyłam na księcia ze zmrużonymi oczami. Gdzie on chciał, kurwa, jechać?

   — Za ile mniej więcej będziemy? — zapytałam, bo to mogło być coś, co dałoby mi pewną wskazówkę.

   — A nie powiem ci — zaśmiał się widząc moją minę. — Nie denerwuj się, złotko — pocałował mnie w czoło. Dlaczego cały dzień był taki czuły?

   — Spadaj — powiedziałam obracając głowę w stronę okna, co również wyraźnie go bawiło. — Jesteś niemiły...

   — Ja? Niemiły? — spojrzał na mnie i udawał zaskoczenie. — Niby co takiego robię, hm?

   — Nie chcesz mi powiedzieć gdzie jedziemy — oczywiście nie byłam na niego zła, ale ta cała jazda powoli zaczynała mnie nudzić.

   — Wiesz co, chyba wiem jak ci to wynagrodzić i poprawić humor — mruknął nagle, uśmiechając się przy tym szeroko. — Wiesz jak? — pokręciłam głową. — To już ci pokażę, obrażalska księżniczko!

   Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. Jęknęłam naprawdę cicho, jednak to nie przez podniecenie, a zaskoczenie. Nie spodziewałam się tego ruchu, więc dopiero po chwili zaczynałam oddawać pocałunek. Harry się nie spieszył, poruszał powoli ustami, jednak mimo to sprawiał, że moje ciało szalało. Położyłam dłoń na jego torsie i czułam się coraz pewniej. Pocałunki księcia były naprawdę dobre, nigdy nie przeżyłam tak świetnych zbliżeń. W głowie mi szumiało, a w środku paliło. Miałam wrażenie, że płonęłam żywym ogniem.

   Brunet powoli się odsunął i spojrzał na mnie z uśmiechem. Patrzyłam na niego z dołu i delikatnie się uśmiechałam.

   — Mówiłem, że wiem jak ci poprawić humor — powiedział oblizując usta, na co się zarumieniłam.

   Pieprzone rumieńce...

***

   — Jesteśmy! — Harry momentalnie się ożywił, a ja słysząc co powiedział również to zrobiłam. Wlepiłam wzrok w obraz za oknem, ale miejsce wciąż nie wydawało mi się ani trochę znajome. Jechaliśmy jakieś dwie godziny, jednak wciąż w głowie miałam pustkę.— Wysiadamy, złotko.

   Od razu otworzyłam drzwi i rozprostowałam nogi. Poczułam wielką dłoń zielonookiego łapiącą moją mniejszą. Spojrzałam na chłopaka, a on od razu mnie pociągnął w stronę wysokiego wieżowca. Rozchyliłam delikatnie usta, jednak dałam się prowadzić. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się w stronę windy. Kiedy metalowe drzwi się otworzyły, poczekaliśmy aż niektórzy wyjdą i weszliśmy do środka. Harry nacisnął na guzik z numerek dwadzieścia cztery — czyli miał zamiar zabrać mnie na najwyższe piętro. Przełknęłam nerwowo ślinę. To nie tak, że miałam lęk wysokości, jednak nie czułam się pewnie na wysokościach tego typu.

   Harry posłał mi uśmiech, który — praktycznie jak zawsze — odwzajemniłam. Nie potrafiłam pozostać z kamienną twarzą widząc ten uroczy uśmiech, który akcentowały dodatkowo cudowne dołeczki, które sprawiały, że chłopak był jeszcze bardziej słodki.

   — Co będziemy robić tak wysoko? — zapytałam spoglądając na niego z ciekawością i lekką niepewnością.

   — Skoczymy ze spadochronu — wypalił, a mi zmroziło krew w żyłach. Nie miałam zamiaru tego robić, ani nie mogłam pozwolić skakać brunetowi. To nie moje klimaty. — Spokojnie, żartuję. Zobaczysz na górze.

   — Ale na pewno nie będzie to nic ze skakaniem, ani lataniem? — spytałam, jednak teraz nie uzyskałam odpowiedzi. — Harry, latanie?!

   Winda się otworzyła. Książę pociągnął mnie w stronę drabiny, a wtedy nogi zaczęły mi drżeć.

   — Glenny, nie bój się — brunet trzymał mnie za ramiona. — Nigdy nie pozwolę, żeby stała ci się krzywa, obiecuję...

   Patrzyłam na niego jak zaczarowana. Jego głos był ciepły, lekki i kojący. Naprawdę czułam, że mogę mu zaufać i chciałam. Pragnęłam, żeby jego słowa były prawdziwe i szczere. Od jego osoby biło coś, przez co zaczynałam czuć się bezpiecznie. Stałam już pewnie na podłodze, nie było mi niedobrze i byłam gotowa wejść na dach.

   — Glenny? — spytałam patrząc mu w oczy. Widziałam lekkie zawstydzenie i niepewność w jego spojrzeniu, ale jednocześnie iskierki ekscytacji.

   — Spodobało mi się — mruknął z uśmiechem. — Wchodzimy na górę? — kiwnęłam pewnie głową. — Wchodź pierwsza, chcę popatrzeć na twój tyłek.

   Parsknęłam śmiechem słysząc jego słowa. Złapałam drabinkę i zanim na nią weszłam, sprawdziłam czy jej konstrukcja jest stabilna. Kiedy wszystko było w porządku, uniosłam nogę i zaczęłam wchodzić na dach.

   Na górze trochę wiało, tutaj było to bardziej odczuwalne. Rozejrzałam się dookoła, jednak nie podchodziłam do krawędzi. Chwilę z tym walczyłam, po czym zaczęłam stawiać powolne kroki w jej stronę. Stanęłam kilka metrów dalej i rozchyliłam dłonie. Czułam się jednocześnie wolna i na linii pomiędzy życiem, a śmiercią. Dalej bałam się jak cholera, ale i tak stałam w tak małej odległości od końca budynku.

   — Glen, kurwa! — Harry krzyknął i odciągnął mnie od tamtego miejsca. — Nie rób tak więcej, bo wypluję serce ze strachu.

   — Chujowe porównanie, księciuniu — parsknęłam śmiechem, ale jego twarz pozostała kamienna. — Dobra już nie będę — westchnęłam i zaczęłam się rozglądać.

   — Glenny — zaczął powoli. — Po prostu się wystraszyłem, przepraszam...

   — Nie masz za co przepraszać — powiedziałam cicho, a następnie cmoknęłam go szybko w usta. — To...co tu robimy?

   Humor bruneta od razu się poprawił, co mnie ucieszyło. Bałam się, że zmiana tematu nie wyjdzie, jednak wyszło wręcz przeciwnie. Chłopak odsunął się lekko w bok, a wtedy w oczy rzucił mi się koc i kosz piknikowy.

   — Piknik na dachu wieżowca? — zaśmiałam się cicho.

   — Co? Jestem pomysłowy, musisz przyznać — również się śmiał. Pociągnął mnie w stronę kocyka, na którym po chwili siedzieliśmy. — Mam truskawki.

   — Uwielbiam cię — wypaliłam od razu, co sprawiło, że książę się uśmiechnął. Sięgnął do kosza, a po chwili podał mi pudełko owoców. Pisnęłam uradowana od razu je otwierając. Wyciągnęłam piękną truskawkę, ugryzłam ją i westchnęłam z zachwytu. Była słodziutka!

   — Hm? — wystawiłam w jego stronę ugryziony owoc. Książę pokręcił głową, po czym ugryzł duży kawałek owocka. — Słodka, co nie? — zapytałam zaraz po przełknięciu.

   — Prawie tak jak ty.

   — Nie umiesz podrywać, książę — zaśmiałam się głośno i położyłam dłoń na jego ramieniu. Zrobiłam to lewą ręką, ponieważ prawą miałam zamiar jeść truskawki i nie chciałam pobrudzić mu ubrań.

***

   Było po dziewiętnastej trzydzieści. Musieliśmy się zbierać, żebym była na czas. Nie miałam pojęcia o czym chce pogadać tata, jednak brzmiało to naprawdę poważnie. Wolałam być nawet trochę przed czasem.

   Wsiedliśmy do samochodu, a kierowca od razu ruszył. Ostatni raz spojrzałam na budynek zanim skręciliśmy na pierwszym zakręcie.

   — Jak się bawiłaś? — zapytał Harry będąc naprawdę blisko. Jego malinowe usta delikatnie ocierały się o płatek mojego ucha.

   — Było naprawdę świetnie...—odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Dziękuję, księciuniu — przechyliłam delikatnie głowę i złożyłam pocałunek na jego policzku. Był on gładki, musiał się dziś ogolić, ponieważ jeszcze wczoraj delikatnie drapał.

   — Muszę ci coś powiedzieć — wyznał po chwili. Usiadłam wygodniej i czekałam na to co mi powie. — Cieszę się, że przyszłaś wtedy na ten bankiet, bo inaczej zapewne byśmy się nie poznali. Glen, przy tobie czuję się jak zwykły chłopak, który ma beztroskie życie i..—przerwał na chwilę. — Nie chcę, żeby to się kończyło. Jesteś małym promykiem w moim nudnym, książęcym życiu. Obiecaj mi, że nie odejdziesz...

   — Harry, ja...

   — Jesteś w stanie mi to obiecać? — zapytał patrząc mi głęboko w oczy.

   — Obiecam ci to, jeśli ty zrobisz to samo — dałam warunek, który decydował o moich następnych słowach.

   — Obiecuję.

   — W takim razie, obiecuję, Harry.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro