fourteen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Glen

   Przez resztę tygodnia nic ciekawego się nie działo. Głównie siedziałam w domu i spędzałam czas z tatą, gdy tylko nie miał nic do roboty. Oprócz tego...wymieniałam się wiadomościami z Harrym. Czytając to, co pisał naprawdę miałam wrażenie, że chce, aby nasza relacja była jak najlepsza. Bardzo mnie to cieszyło i czułam ciepło w środku na samą myśl, że starał się to pielęgnować.

   Oczywiście nie zapomniałam o tym nieprzyjemnym incydencie, ale starałam się o tym nie myśleć.

   Była sobota, tata dzisiaj jechał do pałacu wcześniej niż zwykle, ponieważ ten bankiet miał się jakoś różnic od tych często wyprawianych. Dzisiejszego wieczoru miał się pojawić jakiś ważny gość, dlatego przygotowania trwały praktycznie od rana. Tyle się dowiedziałam z kartki napisanej przez mojego rodzica przed wyjściem z domu.

   Aktualnie leżałam i opychałam się chrupkami oglądając Modern Family. Chciałam się spotkać z Jenny, ale nie było jej w mieście. Do reszty nie pisałam, bo odechciało mi się wychodzić z domu. Nie wiedziałam co ich wszystkich przy mnie trzyma, ja bym dawno dostała pierdolca.

   Usłyszałam pukanie do drzwi. Strzepałam z koszulki okruchy, a następnie żwawym krokiem zeszłam na dół, w celu sprawdzenia kto to. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam przed nimi Jacksona.

   — Hej — powiedziałam i przepuściłam go w drzwiach.

   — Pomijając pytania, nudziło mi się jak zwykle, to przyszedłem — mruknął ściągając buty. Chłopak często do mnie przychodził, kiedy nie miał co robić i po prostu ze mną leżał i się objadał. Mało kto o tym wiedział, ale to nie było coś, co chcieliśmy utrzymywać w tajemnicy. Byliśmy przyjaciółmi, więc po prostu się spotykaliśmy. — A i przyniosłem paczkę ostrych!

   Poszliśmy na górę i skoczyliśmy na łóżko. Nic nie mówiąc, włączyłam serial dalej. Jackson zawsze był kilka odcinków do przodu, ale uwielbiał to oglądać tak bardzo, że nie miał nic przeciwko powtarzać ze mną.

   — Masz jakiś kontakt ze Stuartem? — zapytał wpychając garść chrupek do buzi. Pokręciłam głową, co było prawdą. Ostatnio widziałam go u Jen. Dwójka zapewne widziała się sam na sam, ale nie chciałam nic o tym mówić.

   — A ty z Dorothy? — tak naprawdę dziewczyna nie odzywała się od ostatniej imprezy. Trochę już minęło, więc brak odzewu nieco mnie niepokoił.

   — Gadałem z nią wczoraj na Face Timie — wyznał sięgając po butelkę liptona. — Poleciała do Hiszpanii, sucz nic nam nie powiedziała!

   Parsknęłam śmiechem i pokiwałam głową. Oparłam głowę o ramię chłopaka i sięgnęłam do paczki po przekąskę. Przyszło mi powiadomienie z wiadomości, więc odblokowałam telefon i sprawdziłam od kogo to.

Harry:
będziesz dzisiaj?
- H.

   — Kto to Harry i dlaczego podpisuje się jak jakiś stary dziad? To twój sugar daddy? — spytał Jackson marszcząc przy tym brwi. — Możemy się nim podzielić...

   — To znajomy, jest młody — podkreśliłam ostatnie dwa słowa.

Ja:
nie <3

   — Miałaś gdzieś iść? — spytał z pełnymi ustami.

   — Nie, spokojnie w niczym mi nie przeszkodziłeś...

   — Nawet jeśli bym to zrobił to I don't care, hoe — cmoknął, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.

— Lecz się, Bennedict — powiedziałam z rozbawieniem. Mój telefon znowu zawibrował, więc sprawdziłam co teraz napisał.

Harry:
jadę po ciebie, nie przyjmuję odmowy
- H.

— Ja pierdolę — jęknęłam i schowałam twarz w szyi przyjaciela.

— Gdzie on chce cię ciągnąc? — spytał ze śmiechem.

Nie będzie ci do śmiechu, jak zaraz wejdzie tutaj jebany książę...

— Zobaczysz, to się o mało nie posrasz.

***

— Chcesz otworzyć? — zapytałam słysząc dzwonek do drzwi z dołu.

— Zaznaj mojej dobroci, Foster — jęknął, po czym zszedł z łóżka i wyszedł z mojego pokoju. Odczekałem chwilę i siedziałam w całkowitej ciszy, bo chciałam usłyszeć co powie, gdy zobaczy przed sobą Harry'ego. — Glen?! — usłyszałam jego pisk, przez który zaczęłam się śmiać. — Złaź tu natychmiast, ty podstępna krowo!

Od śmiania zaczynał mnie powoli bolec brzuch, ale wstałam i poszłam na przedpokój. Jackson miał wystraszony wyraz twarzy, a na czole Harry'ego widniała żyła, przez którą mogłam stwierdzić, że jest na coś wkurzony.

— Cześć — przywitałam się z nim.

— Kto to?

— A może by tak zacząć od "hej Glen, jak się czujesz? Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłem" — starałam się naśladować ton jego głosu, co chyba słabo mi wychodziło, bo Jackson patrzył na mnie i ledwo powstrzymywał śmiech.

— Jackson Bennedict — odezwał się i wyciągnął dłoń w stronę księcia. Brunet spojrzał na niego nieufnie, ale podał mu rękę.

— Dlaczego nie jesteś jeszcze gotowa? — spytał przechodząc przez próg.

— Napisałeś do mnie dziesięć minut temu, że po mnie jedziesz. Jak miałam się niby wyszykować? — spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

   — Wybrałaś chociaż co ubierzesz? — zapytał wzdychając. Pokręciłam głową, co spowodowało kolejne westchnienie. — Chodź, pomogę ci.

   Harry złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić na górę. Mimo swojej siły to wciąż
trzymał mnie tak, abym nie poczuła bólu, czy dyskomfortu.

   — Idę za wami, jakby co — usłyszałam słowa przyjaciela i parsknęłam śmiechem. Książę spojrzał na mnie kątem oka, ale niczego nie skomentował.

   Weszliśmy do mojego pokoju, a wtedy zielonooki otworzył moją szafę na oścież. Zaczął przeglądać wszystkie sukienki nucąc coś pod nosem, aż w końcu wyciągnął dwa stroje. Jedna była koloru błękitnego, wyglądała delikatnie i słodko. Druga trochę się różniła, była odcieniu bordo, dzięki czemu miała pazura.

   — Ubieraj bordową — powiedział od razu Jackson, który kręcił się na fotelu przy biurku.

   — W której będziesz się lepiej czuła? — pytanie Harry'ego lekko mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że moje poczucie komfortu będzie miało dla niego znaczenie.

   — Raczej w niebieskiej...

   — W takim razie leć się przebrać — podał mi kreację. — Chyba, że wolisz tutaj — uśmiechnął się pewnie i puścił mi oczko. Palant Harry się odezwał...

   Zanim wyszłam z pokoju, zabrałam ze sobą czystą bieliznę oraz cieliste rajstopy. Planowałam wziąć jeszcze szybciutki prysznic.

  ***

   Przygotowania dobiegały końca. Aktualnie poprawiałam rzęsy tuszem, a Jackson starał się nawiązać rozmowę z Harrym. Nie wychodziło mu to, ponieważ brunet krótko odpowiadał i nie był rozmowny.

   — Możemy się w sumie nim podzielić — wypalił Jackson.

   — Co? — po mini Harry'ego widać było, że był lekko zdezorientowany.

   — Możesz być naszym sugar daddym — dodał, przez co na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Udawałam, że nie słyszę ich rozmowy, tylko skupiam się na perfekcyjnym makijażu. — Wiem, że Glen na pewno się podzieli, a ty będziesz miał nas dwóch.

   Jackson Bennedict był pieprzonym idiotą.

   Myślałam, że zapadnę się wstydu. Zielonooki nic nie powiedział, w pokoju nastąpiła cisza. Było słychać jedynie nasze oddechy. Miałam zaciskać oczy, gdy usłyszałam głośny, męski śmiech. Obserwowałam w lustrze, jak Harry nie potrafi przestać się śmiać i zaczyna być czerwony na twarzy. Jackson też się śmiał, a ja ich obserwowałam z politowaniem.

   Może Clark i Shanty mieli rację, co do chujowego poczucia humoru bruneta?

   — Idę po picie — mruknął Bennedict ledwo łapiąc oddech, po czym zeskoczył z krzesła i wyszedł z pokoju.

   Ostatnim elementem ubioru były perły. Kiedy je ubierałam, poczułam za plecami ciało księcia. Stał tuż za mną i emanował ciepłem. Starałam się zachowywać naturalnie, aby nie poznał, że w jakiś sposób ma wpływ na moje zachowanie.

   — Kim on dla ciebie jest? — zapytał kładąc dłoń na moim ramieniu.

   — Czemu pytasz? — odbiłam piłeczkę obserwując przy tym jego wyraz twarzy.

   — Po prostu chcę wiedzieć — uśmiechnęłam się pod nosem widząc, jak zaciska szczękę. Jakim cudem wyglądał jednocześnie śmiesznie i seksownie? To było chore!

   — Przyjacielem — odpowiedziałam w końcu, a wtedy się rozluźnił.

   — Całe szczęście — mruknął, co mnie zainteresowało.

   — A to dlaczego? — obróciłam się do niego przodem i spojrzałam w górę.

   Wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Książę pochylił się tak, że nasze twarze znajdowały się milimetry od siebie. Miałam wrażenie, że zetkniemy się zaraz nosami. Brunet złapał moją szczękę między palce, a następnie nachylił się do mojego ucha.

   — Bo to znaczy, że wciąż jesteś moja — szepnął ocierając przy tym ustami o jego płatek. 

   Sparaliżowało mnie. Nie potrafiłam się ruszyć, przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Nie chciałam tego kończyć, choć uważałam to za niestosowne. Było to coś świetnego. Jednak chłopak wyprostował się idealnie przed wejściem mojego przyjaciela do pokoju.

   Kiedy tamta dwójka pogrążyła się w rozmowie, ja odwróciłam się z powrotem do lustra i wypuściłam głośno powietrze.

***

mam nadzieję, że się podoba!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro