one

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Glen

— Glen, to jednorazowe! Melissa się rozchorowała i nie może wychodzić z łóżka — mówi ojciec idąc za mną do kuchni. Tato proszę cię, stop. — Córeczko...

O co chodzi? Mój tata pracuje na bankietach rodziny królewskiej jako kelner i przy okazji pilnuje, czy wszystko ma pod kontrolą. Jest ich zaufanym człowiekiem i zawsze go wybierają. Nigdy nie byłam w pałacu, ale to nie dlatego, że ojciec nie chciał mnie zabrać. Po prostu wole się trzymać z dała od tego wszystkiego. Teraz jestem błagania o to, żeby zastąpić jedną z pracownic, która na moje nieszczęście jest chora. Musiała akurat dzisiaj? Nie mogła zadzwonić wczoraj?! Wtedy tata załatwiłby inne zastępstwo, ale nie, padło na mnie! Dlaczego nie mam rodzeństwa, które mógłby tym torturować? Tato...

— Dobrze wiesz, jaki mam stosunek do pałacu...

— Obiecuje, że to pierwszy i ostatni raz! Tylko pójdź ze mną...

— Dobrze, pójdę — wzdycham, a tata przytula mnie mocno i dziękuje. — O której mam być gotowa?

— O osiemnastej mamy tam być, więc wyjedziemy pół godziny wcześniej. Dlatego...radzę ci się pospieszyć, bo mamy pół godziny.

— Żartujesz tak? — patrzę na niego szeroko otwartymi oczami. — Boże, nie żartujesz...spakuj za mnie potrzebne ciuchy i daj mi chwilę!

Nie mógł wcześniej powiedzieć, ugh!

Wbiegam do pokoju, ubieram jeansy, a do tego czarny golf — chciałam ubrać bluzę, ale muszę jakoś wyglądać — i wkładam go do spodni. Wiem, że chwile będę w tych ubraniach, ale nie mogę też iść ubrana jakbym szła po ziemniaki. Sięgam po moje ulubione perfumy i szybko się nimi psikam, czeszę włosy. Jeszcze je poprawiam, po czym biorę telefon z słuchawkami i schodzę na dół. Robię to powoli żeby jak najdłużej być w domu przed tym piekłem.

— Idealnie, musimy wychodzić — tata stoi już gotowy. — Ubieraj buty, nie mamy całego dnia.

Wywracam dyskretnie oczami, a następnie schylam się do swoich białych vansów.

— Pamiętaj, że tam będziesz musiała zmienić buty — mówi stojąc już w progu.

— A co to przedszkole?

— Miałem na myśli, że pochodzisz trochę w szpilkach — zatrzymuje się patrząc na niego w ciszy. — Melissa ma chyba ten sam rozmiar buta. Nie patrz już tak na mnie tylko chodź.

Jęczę zrezygnowana, a w myślach wyzywam samą siebie za to, że dałam się w to wciągnąć. Siadam na miejscu pasażera i patrzę w okno. Tata odpala samochód i wyjeżdża spod domu.

— Zobaczysz, że nie będzie tak źle.

***

Podjechaliśmy właśnie pod bramę pałacu, którą na widok samochodu taty od razu otworzyli. Debile, przecież ktoś mógł ukraść auto...Wchodzimy do pałacu i idziemy w stronę sali, na której jeszcze wszystko przygotowują. Wszystko jest pięknie zdobione, a pomieszczenie ogromne. Módlmy się żebym nic nie zepsuła, bo wtedy będzie źle...

— Glen, idź się przebrać — mówi tata.

— Ale w co?

— No tak...w bagażniku masz ubrania — podaje mi kluczyk do auta, a ja szybkim krokiem wychodzę z ogromnego pałacu. Nie przesadzam, jest ogromny.

A jaki piękny...

Otwieram bagażnik i wyciągam z niego torbę, w której powinny znajdować się ubrania. Dla pewności sprawdzam co w niej jest, po czym zamykam samochód. Wracam do pałacu i nie zwalniając kroku skręcam, ale nie przewidziałam tego, że na kogoś wpadnę. Co jak co, ale jestem niezdarą...

— Uważaj jak chodzisz — burczy nieznany mi brunet. Przepraszam, co?

Jest strasznie wysoki, mogę się założyć, że na pewno ma ponad metr osiemdziesiąt. Stojąc obok niego z moim metrem sześćdziesiąt siedem i tak jestem niska. Jego brązowe włosy są dość długie i cudownie się kręcą tworząc loki.

— Ja mam uważać? Kolego, to nie tylko moja wina, więc raczej ty sobie uważaj — mówię wskazując na niego palcem. W jego nieziemsko pięknych oczach widać cień rozbawienia, a kącik jego ust idzie delikatnie ku górze. Świetnie! Bawi cię to? — A teraz muszę iść, bo za chwilę się przez ciebie spóźnię.

— Czekaj! — krzyczy za mną, więc obracam głowę. Czego on jeszcze ode mnie chce? — Jak masz na imię?

Na jego pytanie uśmiecham się jedynie i nie odpowiadając wracam na salę.

— W końcu jesteś! — wzdycha tata. — Clara pokaże ci gdzie się możesz przebrać.

Mam iść jeszcze gdzieś indziej? Nie mogłeś mi tego napisać?

W sumie zgubiłabym się, więc nieważne.

Kobieta w średnim wieku macha do mnie z uśmiechem, więc żeby nie wyjść na niemiłą odwzajemniam go. Podchodzę do niej i witam się cicho.

— Chodź złotko — skręcamy w prawo i idziemy w stronę masy ogromnym, pięknie zdobionych drzwi. — Nie podoba ci się tutaj, co? — pyta patrząc na mnie kątem oka.

Aż tak to widać?

— Nie...znaczy pałac sam w sobie jest przepiękny tylko...nie chciałam tutaj przyjeżdżać.

— Bycie na królewskim bankiecie to marzenie niejednej dziewczyny — mówi widocznie zszokowana. — Dlaczego nie chcesz tutaj być? Co z pałacem nie tak?

To jakieś przesłuchanie?

— Wystarczy, że tata tutaj przyjeżdża. To wszystko mnie przeraża i wole się trzymać z dala.

— Naczytałaś się pewnie o księciu Harrym, tak? — pyta patrząc na mnie z uniesioną brwią.

— Księciu Harrym? Przepraszam, ale nie interesuje się życiem rodziny królewskiej i-

— Dziecinko nie żartuj, że o nim nie słyszałaś — czy to takie dziwne?

— Przysięgam, nigdy. Ewentualnie nie słuchałam dokładnie — a to też jest bardzo prawdopodobne, bo podczas rozmowy zbyt często się po prostu wyłączam i uciekam myślami gdzieś daleko.

— W takim razie uważaj na niego. Jest niezłym bajerantem, ale potrafi też być strasznie niemiły — ostrzega mnie, delikatnie ściskając moją dłoń.

— Zapamiętam — uśmiecham się ciepło. W końcu dochodzimy do drzwi, które Clara musi otworzyć wielkim — co wcale mnie nie dziwi — kluczem.

— Poczekam tu na ciebie, tylko musisz się trochę pospieszyć — kiwam głową.

Drzwi się zamykają, a ja wzdycham cicho wyciągając ubrania z torby. Podczas gdy ściągałam z siebie ubrania myślałam o naszej konwersacji z Clarą.

Dlaczego wcześniej nie słyszałam o tym, że jest tu jakiś książę Harry? Tata też nic o nim nie wspominał...aż dziwne, że nie zwróciłam na to uwagi podczas oglądania telewizji, czy przeglądania mediów społecznościowych.

Podczas poprawiania spódnicy zdałam sobie sprawę, że Melissa ma trochę inne kształty ode mnie przez co jest ona na mnie za mała. Na szczęście buty pasują, bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby była za małe lub jeszcze gorzej — za duże. Ostatni raz obciągam ją na dół, po czym wychodzę.

— Dobrze, chodź kochana, bo za chwile bankiet się zacznie.

Tak szybko, jak było to możliwe — przypomnę, że mam na nogach szpilki — szłam w stronę sali. Gdy już miałam wejść, poczułam dłoń Clary na ramieniu.

— Powodzenia, kochaniutka.

Nic nie mówię, jedynie się uśmiecham.

Przyda mi się...i to bardzo.

— Już myślałem, że się gdzieś zgubiłaś po drodze — marudzi tata, kiedy do niego podchodzę.

— Przypomnę ci, co ja mam na nogach zamiast butów — wskazuje na zdecydowanie za wysokie szpilki. Jak kelnerki w tym pracują?!

— Mogłaś wziąć swoje niższe — wzrusza ramionami, a we mnie się gotuje. Przepraszam bardzo, co?!

— Dzięki, że mi powiedziałeś tatku — sarkam, a on śmieje się cicho. Głupek.

— Więc tak — zaczyna — Po tańcu królewskiej pary masz chodzić po sali z szampanem na tacy. Tylko uważaj na tancerzy z parkietu, nic innego wtedy nie widzą. Kiedy wydasz wszystkie kieliszki, od razu wracasz do mnie po te zapełnione.

Kiwam głową, ale w środku cała drżę ze stresu. Najchętniej uciekłabym stąd gdzie pieprz rośnie, mogłabym nawet połamać te cholerne obcasy. Byleby być daleko od tego miejsca.

Nagle światła słabną, a wielki reflektor rozświetla środek parkietu. Każdy zaczyna się kłaniać, więc robię to samo, a po chwili zauważam parę królewską. Królowa Anna jest ubrana w zapierająca wdech w piersiach suknię, o którą wiele dziewczyn by się biło. Król Andrew dotrzymuje jej kroku i również wygląda olśniewająco. Jak na swój wiek, ta dwójka zajebiście się trzyma. Słychać pierwsze dźwięki jakiejś poważnej muzyki, a para zaczęła tańczyć. Obserwowałam każdy ich krok, a każdy z nich był wykonywany z gracją i biła od niego perfekcja. Wyobraziłam sobie teraz przy nich siebie i uznałam, że strasznie bym się wygłupiła. Gdy muzyka była szybsza oni przyspieszali, kiedy zwalniała — oni też to robili.

Piosenka się skończyła, a każdy — w tym ja — zaczął bić brawa. Para królewska skinęła głowami, a wtedy bankiet się rozpoczął. Niektórzy tańczyli, inni rozmawiali zapewne czekając na szampana, którego miałam im przynieść.

— Uważaj, mała — mówi tata patrząc niepewnie na tacę. Pewnie widzi jak drży w moich rękach, więc wzmacniam uścisk. Posyłam mu uspokajające spojrzenie i zaczynam spacer po parkiecie.

Podnosząca spódnica wprawia mnie w zakłopotanie i przynosi dyskomfort, ale nie mam jak jej poprawić. Zrobię to dopiero jak wszystko rozniosę...Ludzie brali kieliszki nie dziękując, a nawet nie zaszczycali mnie spojrzeniem. Nie było mi przykro, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, jak zachowują się osoby "wyższej rangi". Dobra, był jeden dość młody chłopak, który posłał mi ciepły uśmiech, ale reszta nic. Trochę jak maszyny.

Kiedy taca była pusta, zatrzymałam się na chwilę z boku żeby poprawić głupi materiał spódnicy. Zaczęłam mruczeć zła pod nosem, a gdy w końcu było w miarę okej i miałam odchodzić, usłyszałam za sobą znajomy głos.

   — A dla mnie nie ma szampana? — obracam się w stronę poznanego dzisiaj bruneta. Patrzy na mnie wyzywająco, na co po prostu wywracam oczami.
Cholera...zapomniałam się.

Glen, pamiętaj, że jesteś tu w pracy i nie możesz przynieść wstydu tacie...

   — Zależy kto pyta — odpowiadam uśmiechając się sztucznie w jego stronę.

   Kurwa, coś mi nie wychodzi...Glen, ugryź się w język!

    Ten prycha cicho i patrzy na mnie z wyższością. O, czyli kolejny laluś myślący, że jest panem świata.

   STOP.

   — Tak się składa, że pyta książę Harry — odpowiada patrząc na mnie z cynizmem, a mi w tej chwili zapewne odeszły kolory z twarzy.

   Jak bardzo mam przejebane?

***

Hejka!
Mamy za sobą pierwszy rozdział sksk
Mam szczerą nadzieję, że wam się spodobał 👉🏻👈🏻
Z góry przepraszam za błędy...
Do zobaczenia za 2 tygodnie!

love you all!
-luvvvharry-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro