Chapter 20
Komentujcie, gwiazdkujcie, bo wtedy następny rozdział!
✨✨✨
@StarOnline: Księżniczka Chloe z synem Gubernatora zwiedzała wczoraj stolicę Australii. Czy młody Hemmings wpadł w sidła uroczej następczyni tronu? Po dniu pełnym atrakcji zabrał ją do prestiżowej, włoskiej restauracji w Canberze. I podobno w późnych godzinach wieczornych byli widziani także w jednym z tamtejszych klubów nocnych. Czy królewska córka znalazła swojego księcia? Czy może chłopak próbuje ściągnąć ją na złą drogę? Już ponad tydzień temu było głośno o ciężkim powrocie Williams z UWAGA! Domówki organizowanej przez Lukasa. Czy mamy nową zbuntowaną księżniczkę?
Czy ludzie na prawdę mają coś nie po kolei w głowach? Kiedy przeczytałam ten wpis Lukowi, ten o mało nie popłakał się ze śmiechu.
- Moim życiowym zadaniem jest ściągnięcie cię na ciemną stronę mocy. - zarechotał złowieszczo - Zniszczę całą rodziną królewską, bo oni tylko nic nie robią i żerują na biednych podatnikach.
- Mam się bać? - zawtórowałam mu śmiechem - Czy może się zakochałeś biedaczku? W końcu jestem taka urocza - zarzuciłam teatralnie włosami.
- Prędzej wyrośnie mi róg jednorożca i zacznę się ubierać w kolory tęczy.
Śmialiśmy się jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu ktoś zapukał do pokoju.
- Proszę - krzyknął Luke, a w drzwiach pojawiła się Ana.
- Kochani nie chcę wam przerywać tej waszej karuzeli śmiechu, ale Chloe, musisz się przygotować do wyjścia. Za dwie godziny musisz się pojawić w szpitalu.
- Okej, okej już idę. Niszczycielko zabawy - powiedziałam niechętnie i zeszłam po schodkach na dół.
Jak zawsze Ana uwinęła się ze mną w trochę ponad godzinę i byłam gotowa do wyjścia przed wyznaczonym czasem. Miałam na sobie elegancką koszulkę w rozcięciem na plecach, pikowaną ramoneskę i długi srebrny naszyjnik. Do tego czarne obcisłe jeansy i botki. Chciałam, żeby było mi wygodnie, bo oprócz krótkiego wystąpienia miałam się przejść po szpitalu i odwiedzić małych pacjentów.
- Coś się dzieje między tobą, a Luke'm? - spytała Ana kiedy jechałyśmy samochodem
- Nie, nic co masz na myśli. Po prostu nie jest taki zły jaki się wydawał, ale nadal czasami jest wkurzający. - odpowiedziałam przyjaciółce, a kilka sekund później usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wyjęłam telefon. - O, o wilku mowa.
Od: Palant Hemmings
Słońce, chłopaki chcą jechać do parku rozrywki za miastem, piszecie się?
Od: Palant Hemmings
Ty i Ana, oczywiście. Muszę się jej odpłacić za wczoraj
Od: Ja
Czyli jednak kazałeś Davidowi dać jej tą dodatkową pracę?! Jesteś okropnym kłamcą Hemmings
Od: Palant Hemmings
Czy ja coś takiego powiedziałem Williams? :D
Od: Palant Hemmings
To jak? Jesteście chętne?
- Ana mamy jakieś plany na wieczór?
- Nie, raczej nie. - odpowiedziała - Chociaż nie, miałaś umówioną rozmowę z ojcem.
- A da się to może jakoś przełożyć, odwołać, cokolwiek? - Spytałam robiąc minę szczeniaczka.
- Okej dogadam się z Davidem. A co masz kolejną randkę w panem Lukasem? - uśmiechnęła się wymownie.
- No jasne. A ty będziesz w roli przyzwoitki. - sarknęłam
- Jak to ja?
- No ty też jesteś zaproszona. Hemmings z kolegami chcą się wyrwać za miasto. Jak nie chcesz jechać to nie musimy, ale myślę, że może być fajnie. - zachęcałam ją.
- No dobra. Jak dojedziemy, to zaraz zadzwonię to Wright'a.
Od: Ja
Oferta została zaakceptowana przeze mnie i moją osobistą sekretarkę, możemy jechać.
Od: Palant Hemmings
No to cieszę się niezmiernie. Przyjadę po was pod ten cały szpital czy gdzie wy tam jesteście o 6.
Od: Ja
OK.
***
- I jak mi poszło? - spytałam kiedy wsiadałyśmy do samochodu Luke'a.
- Byłaś świetna, jak zawsze. - odpowiedziała motywująco Ana.
- Czemu obiecałaś ufundować nową salę zabaw?! - zapytał za to Luke
- A co mi szkodzi? Te dzieci są na prawdę w strasznej sytuacji. Ta stara salka wygląda jak z horroru. Podejrzewam, że takimi zabawkami mogłyby się bawić zmutowane zombie z Czarnobyla.
- Zrobiłaś to na pokaz co nie? Żeby nie zepsuć swojego wizerunku? - dociekał Hemmings
- Nie! Ja nie jestem tobą Lukas. - westchnęłam, zrezygnowana jego nastawieniem.- Mi te pieniądze i tak nie są potrzebne, a im się przydadzą.
- Dobra, dobra. Ja i tak wiem swoje kochanie.
- Nie jestem twoim kochaniem - burknęłam, a on tylko zaśmiał się arogancko pod nosem - Nie ważne, idiota zawsze pozostanie idiotą.
***
Do parku rozrywki dojechaliśmy po 2 godzinach. Postanowiłam się zdrzemnąć w drodze, bo nie miałam ochoty nawet patrzeć na Hemmingsa. Wczoraj był taki miły, dzisiaj po śniadaniu też świetnie spędziliśmy czas. Czemu on nie może być taki zawsze?
- Jesteśmy na miejscu. - poinformował nas, więc wyszliśmy z samochodu.
- Cześć śliczna. - Przywitał się ze mną Calum kiedy tylko mnie zobaczył i przytulił mnie na niedźwiadka podnosząc kilka centymetrów nad ziemię. - Stęskniłem się za tobą
- Nie widzieliśmy się jakieś 15 godzin.
- Tak dokładnie do 18 i pół. Dla mnie to cała wieczność maleńka.
Uśmiechnęłam się zdawkowo pod nosem z jego głupkowatego wyrazu twarzy i poszliśmy w kierunku kas biletowych.
- Chloe? Czemu tatuś nie wysyła za tobą armii ochroniarzy? - zapytał Mike
- To był jeden z warunków naszej umowy. Chce mieć chociaż minimum prywatności. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jakaś mało rozmowna dzisiaj jesteś. - Mike ciągnął rozmowę, a ja w odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami.
Szliśmy przez labirynt uliczek zaliczając różne atrakcje. Byłam ciągle w złym humorze spowodowanym tą rozmową w samochodzie. Nie wiem czemu tak zareagowałam. Może dlatego, że jest pierwszą osobą która skrytykowała moje działania? Może, nie jestem pewna.
- Idziemy coś zjeść? Jestem głodny - zaczął marudzić Hood, więc zgodnie ruszyliśmy do jednej z restauracji.
Kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików, knajpka nagle cała się zapełniła. Ludzie podchodzili by zrobić sobie z nami zdjęcie, albo po prostu porozmawiać. Nie powiem, było to męczące. Czasami na prawdę pragnęłam spokoju.
- Za chwilę wracam - odezwał się Hemmings, ale reszta nawet nie zwróciła na niego uwagi.
Po dwudziestu minutach dostaliśmy nasze zamówienia i mogliśmy wreszcie względnie spokojnie zjeść.
- O rzesz się kurde bele. - powiedział nagle Ashton otwierając buzię ze zdziwienia. Chcąc się dowiedzieć o co chodzi spojrzałam w kierunku w którym i on patrzył. Do restauracji wszedł misiek. To znaczy Luke z takim ogromnym białym miśkiem prawie jego wzrostu.
- Chloe Charlotte Williams, przepraszam za bycie idiotą, jesteś na prawdę wspaniała, wielkoduszna i inne takie gówna. Czy możesz się wreszcie przestać być taka na mnie zła? - Powiedział, a ja prawdopodobnie wyglądałam wtedy mniej więcej jak Irwin kilka sekund temu.
- Czy ty jesteś głupi, czy głupi? - zaśmiałam się z niego. - Dawaj mi tego miśka. Jest świetny! - pisnęłam jak pięciolatka i rzuciłam mu się na szyję, sadzając uprzednio prezent na krześle.
- Mogę wam zrobić zdjęcie?! - Poprosiła jakaś dziewczynka. - Jesteście taaaaaacy uroczy!
✨✨✨
Nadrabiam zaległości, kochani <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro