Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To na pewno dobry pomysł?- zapytał Kol, już po raz tysięczny tego dnia.

Marija westchnęła zirytowana.- Na pewno. A teraz, z łaski swojej zamknij się.

Katherine prychnęła i włożyła dwie lilie do okręgu stworzonego ze świeczek.

- Możemy zaczynać?- spytała Freya. Naznaczona kiwnęła głową i położyła się obok nagrobka.

- Cholera, chyba położyłam się na psim gównie- warknęła, a Pierwotni jak i Katherine oraz Caroline wybuchnęli śmiechem.- Dobra, lecimy z koksem, bo do rana nie zdążymy.

Freya zaczęła mruczeć zaklęcie pod nosem, a Katerina patrzyła na wszystko z niepokojem, próbując ukryć emocję. Podszedł do niej Elijah.

- Nie martw się- szepnął.- Wszystko będzie dobrze.

- Obyś miał rację...

***

Marija

Otworzyłam oczy. Zobaczyłam siebie, leżącą na ziemi. Wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli na moje ciało oraz Freye. Katherine stała ramię, w ramię z Elijah, Klaus obejmował Caroline. Usłyszałam szmer za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Davinę.

- Wróciłaś...- szepnęła.

- Tak. Są wszyscy Mikaelson'owie.  Potrzebuję wskazówki. Jak nazywa się ten Naznaczony? 

-  Jest niebezpieczny. Mimo, że jest naznaczonym, poluję na ciebie. Nie chciał być naznaczonym i nienawidzi wszystkich, którzy są tacy jak on. Jest łowcą. 

- Łowcą?

- Jest ich wielu. Wszyscy na ciebie polują. Musisz na siebie uważać. 

- Właśnie coś zrozumiałam. Muszę się wskrzesić. Bez ciebie nie dam rady- szepnęłam podchodząc do brunetki.- Jak mogę to zrobić?

- Czas nam się kończy. Znajdź Księgi Esther. Naznaczony to Jeremy Gilbert...

Znów coś pociągnęło mnie w tył. Nie widziałam już niczego...

***

Narracja trzecioosobowa 

Klaus powoli podszedł do leżącej na ziemi Mary. 

Dlaczego jeszcze się nie budzi?- pomyślał.

W tym momencie dziewczyna podniosła się gwałtownie. Ona i Klaus zderzyli się czołami.

- Ał!- wrzasnęła heretyczka.

- Cholera...- mruknął Niklaus.

- Mówiłam żebyś się nie pochylał...- szepnęła Caroline.- Kobieta zawsze ma rację.

Kat, Marija, Freya oraz panna Forbes uśmiechnęły się do siebie.

- Ekchem- chrząknął Kol.- Może powiesz nam co powiedziała ci Davina?

- O, tak. Jasne- zaczęła Naznaczona.- Istnieją Łowcy Naznaczonych. Polują na mnie. Dowodzi nimi Naznaczony o którym już wam mówiłam. Nazywa się Jeremy Gilbert.

- Nigdy go nie lubiłam- wypaliła Katerina.- No co? Bachor mnie irytował.

- Jak wiecie widziałyśmy Elene, Damona oraz Jeremy'ego w kawiarni. Są tu i przygotowują się do ataku.

- Jest niebezpiecznie. Musimy uważać- rzeknął Eli, a wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.

- I jeszcze jedno- szepnęła Marija.- Muszę wskrzesić Davine. Sama nie dam rady.

Wszyscy spojrzeli uważnie na Kola. Wiedzieli, że to będzie dla mężczyzny trudne.  Brunet ledwo zauważalnie kiwnął głową.

- Pojebało was...- warknął Niklaus.

- Będziemy potrzebowali ksiąg Esther, żeby ułożyć zaklęcie.

- Nie- powiedziała Freya.- Mam potrzebną księgę. Pewne jest, że będziemy musieli ją odkopać. I potrzebujemy krwi Klausa oraz Eleny.

Marija kiwnęła głową i zerknęła na Kola, który wykazał wielkie zainteresowanie swoimi butami. Chciała wskrzesić Davine także dla Mikaelsona. Widziała jak patrzył na każde jej zdjęcie. Z tęsknotą i łzami w oczach. Nie mogła patrzeć na niego w takim stanie.

Nagle na cmentarz wpadła Rebekah. Wyglądała na przerażoną.

- Co się stało?- Caroline podbiegła do blondynki.

- To było jak masakra piłą mechaniczną... Zabili wszystkich! Marcela też!- wrzasnęła.

- Na co czekacie? Ruszajcie się!- Klaus ruszył w stronę wyjścia, a reszta za nim.

***
Widok był przerażający. Wszędzie leżały przebite ciała wampirów. Po środku na palu wisiał Marcel. Wściekły Klaus rozerwał jakieś ciało.

- To na pewno Elena, Damon oraz Jeremy- powiedziała Caroline.

- Teraz mamy pretekst żeby ich zabić.

- Wracajmy do domu. Nic tu nie zdziałamy- mruknął Elijah.- Nie jest bezpiecznie.

Szybkim krokiem ruszyli w kierunku posiadłości. Marija rozejrzała się i zobaczyła, że brakuje Kola. Początkowo chciała powiedzieć to Elijahy, ale odpuściła przeczuwając gdzie jest. Dogoniła Freye i zaczęła z nią rozmawiać.

- Kat już szykuję się do zabicia Eleny- zaczęła Naznaczona.

- Mhm. Powiedz mi, dlaczego chcesz wskrzesić Davine? To nie w twoim stylu.

- Już mówiłam, potrzebuje pomocy.

-I?

- Ech- westchnęła Pierce.- Polubiłam ją i robię to dla Kola. Codziennie widzę jak prawie płaczę patrząc na jej zdjęcie. Patrzeć na to nie mogę- powiedziała. 

Do posiadłości doszły w ciszy.

- Trzeba będzie zorganizować jakiś pochówek- mruknęła Caroline do Klausa. Ten nawet na nią nie spojrzał.- Klaus?- spróbowała go przytulić, lecz ten ją odepchnął i ruszył do swojego pokoju.

- Daj mu pobyć samemu- powiedziała Rebekah.- Traktował Marcela jak syna. To dla niego trudne.

- Dla ciebie też był kimś ważnym?

Bex kiwnęła głową i sama ruszyła do swojego pokoju. W salonie zostali: Elijah, Freya. Marija, Katerina oraz Caroline.

- Dziś wracają Hope i Hayley- mruknęła Mary.- Pójdę zrobić coś na kolację.

- Ja i Caroline pójdziemy z tobą- powiedziała Freya, złapała Caro za rękę i zaciągnęła ją do kuchni. 

Elijah i Katherine spojrzeli na siebie. Wiedzieli, że czeka ich trudna rozmowa.

***

- Dlaczego...

- Muszą pogadać, a ty pomóż mi z pizzą- powiedziała cicho Mary.

- Pizzą?- spytała zaskoczona Forbes.- Hayley będzie zła. Wiesz, że chcę dobrze odżywiać Hope.

Norweżka machnęła lekceważąco ręką i zaczęła wyciągać składniki.

- No młoda- Freya wstała z krzesła i poklepała Mariję po ramieniu.- Idę szukać tej książki.

- Powodzenia- mruknęła Pierce, która próbowała znaleźć pieczarki.

Caroline usiadła przy stole. 

Nie znała Marcela za dobrze, spotkała go może raz albo dwa, mimo to żałowała jego śmierci. Taka już była. Było jej żal każdej śmierci. Teraz szczególnie, bo Gerard zginął przez jej ,,przyjaciół".Rebekah na nim zależało, tak samo jak Klausowi. Podejrzewała, że wszyscy Pierwotni tak, jak i Katherine oraz Mary dobrze go znali. A ona? Nie znała go.

- Caro, słuchasz mnie czy nie?- stanęła przed nią zirytowana Marija.

- Co?

- Prosiłabym żebyś otworzyła drzwi, bo ktoś dzwoni.

- Och, tak. Jasne.

Blondynka ruszyła do drzwi. Otworzyła je i zobaczyła Hayley oraz jakąś rudowłosą dziewczynkę.

"To pewnie Hope"- pomyślała.

- Cześć Caroline- Marshall uśmiechnęła się do niej szeroko.

- Hej Hayley, a to pewnie jest Hope?

- Tak, Hope to Caroline Forbes.

Rudowłosa tylko kiwnęła głową i weszła do środka. Hay popatrzyła przepraszająco na pannę Forbes.

- Spokojnie, rozumiem, że może mnie nie lubić- razem weszły do środka.

- Mamo, ciocia Marija zrobiła pizze! Mogę ją zjeść?!- usłyszały wrzask z kuchni.

- Ech... Niech będzie!

- Dziękuję!

Hayley pokręciła głową, a Caroline się roześmiała.

- Gdzie są wszyscy?- spytała Hayley.

- Bardzo dużo się wydarzyło, kiedy was nie było...- Caroline opowiedziała jej wszystko.

Marshall spojrzała na nią zaniepokojona.

- Może powinnam zabrać Hope z powrotem do Nowego Jorku na jakiś czas? Boję się o nią. Z twojej relacji wynika, że w Nowym Orleanie jest niebezpiecznie.

- I to bardzo- szepnęła Forbes.

- A cóż to, za potajemne sprawki moje panie?- Klaus zszedł ze schodów.- Witaj Hay.

- Cześć Klaus.

- Muszę was o czymś poinformować- zaczął Niklaus.- Będziemy gości. Mianowicie Damona i Elene.

- Pozwolisz im tu wejść?- warknęła zaskoczona Caroline.

- Chcą rozejmu.

- Na jakich warunkach?- spytała matka Hope, świdrując Hybrydę wzrokiem.

- Marija za bezpieczeństwo Nowego Orleanu oraz Hope i całej naszej rodziny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro