Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Caroline popatrzyła na niego jak na wariata. Chciał wydać Mary. Nie mogła w to uwierzyć. Hayley także była w szoku.

- Pieprzony egoista, dupek zniewieściały!- wrzasnęła Marshall na cały głos.

Jej wrzask zbawił wszystkich do salonu. Również Mariję. Klaus popatrzył na nią jak na swoją ofiarę. Heretyczka schowała się za Elijah.

- Klaus co ty robisz?- spytał zdezorientowany wybranek Kateriny Petrovej.

- Zaraz będą tu Elena i Damon. Chcą Mariji w zamian za bezpieczeństwo Hope, nas oraz całego miasta- powiedział Niklaus.- To świetna umowa.

- Tato!- Hope wystąpiła do przodu.- Nie możesz oddać cioci Mary!

- Zrobię to- westchnęła Naznaczona.- Pójdę z nimi.

- Nie!- wrzasnęła Rebekah.- Pojebało cię?! Jesteś dla mnie jak rodzina! Dziś już straciłam jednego jej członka i nie chcę stracić kolejnego! A ty, Niklausie... Jak możesz mi to robić?! Zabijasz i niszczysz wszystkich, których kocham!

Wszyscy byli zaskoczeni wybuchem blondynki. Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.

Hayley powoli otworzyła drzwi. Mary dalej stała za Elijah, a Hope schowała się za Kolem.

- Witaj kochana Hayley!- krzyknął Damon i wszedł do domu, a Elena za nim.- Gdzie nasza kochana Marija?

Naznaczona wyszła zza starszego Mikaelsona i stanęła przed Damonem, wymieniając krótkie spojrzenie z Klausem. Posłała jeszcze niemrawy uśmiech do Hope.

- To ty tu robisz Caroline? Z NIMI?- spytała Gilbert patrząc z obrzydzeniem na Pierwotnych.

- Co robię? W tej chwili stoję- palnęła Forbes, a Kol parsknął śmiechem, lecz pod wpływem morderczego spojrzenia Hayley, spoważniał.

Damon wywrócił oczami.

- Czy możemy iść?- spytał Salvatore z diabelskim uśmieszkiem patrząc na heretyczkę.

- Chwile- zaczął Klaus.- Chcę mieć pewność, że nic nie zrobicie mojej rodzinie.

- Masz te pewność Klausie- powiedziała Elena.- Dobrze wiesz, że kiedy ja, Damon oraz Jeremy zabijemy wszystkich Naznaczonych wyjedziemy z Ameryki.

- Dobrze...- kątem oka spojrzał na Rebekah i Hope, którym łzy napłynęły do oczu.- Idźcie.

Salvatore złapał młodą Pierce mocno za ramię i pociągnął do drzwi. Elena szła obok nich.

Nagle za plecami starszego Salvatora znalazła się Katherine.

- A kuku!- krzyknęła i wbiła mu kołek w serce.

Elena krzyknęła i natychmiast ruszyła w kierunku drzwi, lecz Marija ją dogoniła.

Pierce uderzyła brunetkę w twarz, a ona nie pozostała jej dłużna. Elena kopnęła Norweżkę w brzuch. Krew polała się z ust Petrovej. Szybko wstała i z furią wbiła Gilbert w ścianę, przykładając jej kołek do piersi.

- Ostatnia lekcja w twoim marnym żywocie. Nigdy nie bądź zbyt pewna siebie.- szepnęła Naznaczona.- Będę wbijać ci ten kołek powolutku, kiedy krzykniesz będę to robić jeszcze wolniej.

Powoli zaczęła wbijać drewno w jej serce. Kol zasłonił Hope oczy. Katerina patrzyła na to z czystą satysfakcją.

- Za Marcela...- szepnęła Mary i ostatecznie przebiła brunetkę na wylot.

Odwróciła się do Pierwotnych i znowu zwymiotowała krwią.

- Cholera, chyba mi coś przebiła, albo przestawiła- szepnęła i poszła do kuchni.

Chwilowo wszyscy stali w milczeniu, kiedy odezwał się Klaus:

- Plan się udał.

- TO BYŁO ZAPLANOWANE?!!!

***

Mary siedziała na swoim łóżku przeglądając swoje księgi zaklęć. Nie mogła wskrzesić potężnej czarownicy tak po prostu, bez przygotowania. Próbowała znaleźć jakieś zioła, które wzmocnią jej moc. Wszystko się skomplikowało. Rebekah nadal była na nią zła- za ten plan. Kat, ona i Klaus chcieli aby wypadł realistycznie, więc nie wiedział o tym nikt, prócz ich trójki.

Ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę!- krzyknęła szatynka, zatrzaskując księgi

Do środka wszedł Elijah.

- Tak się czujesz?- spytał siadając na przeciw niej.

- Jest w porządku. Udało się zabić Elene i Damona. To na pewno osłabiło Jeremy'ego psychicznie. Teraz mamy także krew potrzebną do wskrzeszenia Daviny- powiedziałam cicho, wyczarowując w ręce lilie.- To może się udać.

- Na pewno się uda. Nikt już nie zginie. Oprócz łowców i Gilberta, oczywiście.

- Dzięki Elijah.

Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia. Pierce wróciła do przeglądania ksiąg.
***
W tym czasie Freya przebywała w bibliotece i próbowałam znaleźć swoją księgę, która magiczne zniknęła z jej pokoju. Przeszukała już połowę półek. Spojrzała na stół... A jej księga leżała na wierzchu.

- To chyba jakieś jaja- warknęła i zaczęła ją czytać.
***
- Gdzie jest to zioło?- warknęła Rebekah łapiąc pewną wiedźmę za szyję.

Blondynka oraz Katherine próbowały zebrać zioła z listy, którą dały im Freya i Mary.

- Po co ci to... wiedzieć?- warknęła czarownica. Mikaelson poddusiła ją jeszcze mocniej.- Dobrze... Mam trochę na zapleczu. Pokażę wam.- brunetka weszła na ,,zaplecze". Wręczyła Katerinie małą buteleczkę.

- Mam także kurze łapki na przecenie...

Pierce wywróciła oczami i wyszła ze sklepiku. Po chwili dogoniła ją Rebekah.

- To wszystko?

- Nie, jeszcze szałwia- powiedziała Kat.

- No to do spożywczaka!
***

- Caroline!- krzyknął Klaus.

- Czego?!

- Gdzie jest moje wino z 1756?

- Ja, Kat, Mary, Freya i Rebekah je wypiłyśmy! Poczęstowałyśmy też Kola!

- Odkupisz mi je!

- Jak?!

- Twój problem!!!

Zirytowany Niklaus ruszył do pokoju Elijah. Zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka.

- Elijah, mój najwspanialszy bracie, czy masz jeszcze butelkę wina z 1756?

- Nie Klaus- mruknął starszy Mikaelson, szukając koszuli na przebranie.- Ty miałeś ostatnią.

- Tak... Już nie mam. Dziewczyny je wypiły.

- Żartujesz sobie ze mnie? Pamiętasz ile wydałem na te butelki?!

- Ech... Tak. To ja pójdę.

- Caroline!
***
*Kilka godzin wcześniej*
Kol powoli przemierzał alejki cmentarza. Wiedział i rozumiał, że wskrzeszenie Daviny to tylko kwestia czasu. Był szczęśliwy, że dziewczyna, którą tak bardzo kochał wróci do życia, ale jednocześnie się bał. Zginęła przez niego.

 Czy nie będzie chciała zemsty? Czy nie będzie patrzeć na niego z nienawiścią?- zastanawiał się.

Usiadł na ławce, przed nagrobkiem. Dzisiejszego dnia, był tu pierwszy raz od jej pogrzebu.

- Czemu to tak boli?- mruknął.- To przeze mnie ciebie tu nie ma. Przepraszam...

Poczuł, że wiatr zawiał mocniej. Miał wrażenie, że ktoś usiadł obok niego i objął go ramieniem.

- Zniszczyłem cię, a jednak jesteś ze mną i czuwasz...

***

Katherine stała oparta o barierkę balkonu, popijając wódkę. Nie rozumiała, co się z nią działo. Czuła taką dziwną pustkę w sercu, choć nie wiedziała dlaczego. Przecież nienawidziła Eleny, a Damona nigdy nie kochała! Po prostu, nie wiadomo dlaczego, miała ochotę przytulić się do kogokolwiek i się rozpłakać. Jedna łza spłynęła po je policzku. Emocję z ostatnich dni w niej wybuchły. Najbardziej bała się o siostrę. Usłyszała, że ktoś wchodzi do pokoju. Szybko otarła łzy ręką.

- Katerino? Co się dzieję?- Elijah podszedł do kobiety.

- Nic się nie dzieję. Czego tu chcesz?- spytała zimno.

Mężczyzna wywrócił oczami.- Przecież widzę.

Na chwilę zapanowała cisza.

- Katherine- położył jej ręce na policzkach i obrócił twarzą do siebie.- Widzę przecież, jak martwisz się o Mary. Nic jej nie będzie,potrafi zadbać o siebie. Rebekah ostro ją przypilnuję, też się o nią martwi. Bądź spokojna. A jeśli coś będzie nie tak, będziesz się źle czuła, powiedz mi. A ja będę przy tobie.

I złożył na jej ustach tęskny pocałunek, który po chwili oddała...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro