SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Rozdział marzeń" 

Opowiadanie przygotowane na III wyzwanie z cyklu "Kroniki Przemiany", które polegało na napisaniu retellingu znanej bajki, baśni lub legendy, bez użycia czasowników "być" i "mieć".  Aby zmieścić się w krótkiej formie  wybrałam narratora  prawie ;) obiektywnego (starałam się!).

Bardzo dziękuję za wspólną zabawę i do zobaczenia w kolejnym wyzwaniu już niedługo.

Specjalne podziękowania dla @Natalia_E_Fox za betowanie opowiadania, cenne rady i rozmowy w nocy o północy.

A tu jeszcze "piosenka przewodnia" https://youtu.be/20CA_F8ewkc?si=bl3s5LAZluXAte39

Koniec października

Kołobrzeg, podobnie jak wiele innych miast na północy kraju, przywitał jesień z rozmachem. Lało nieprzerwanie przez dwa tygodnie. Błoto wylewało się z dziur w rozkopanych chodnikach, utrudniając życie przechodniom, a ulice zmieniały w rwące potoki. Nikt nie cieszył się z takiego obrotu spraw bardziej niż Mia, która z przyjemnością wyciągnęła z szafy kaszmirowe swetry. Pogoda sprzyjała pracy, a ona chętnie spędzała czas w gabinecie Marcina, na kanapie, przeglądając propozycje wydawnicze.

Mężczyzna chodził z założonym rękami, zamyślony.

— Te opowiadania sprawiają dobre wrażenie... — powiedział i ziewnął, spoglądając w okno.

— Naprawdę? Mnie nie zachwyciły. Nie dostaliśmy żadnych nowych powieści, skoro wyciągasz e-maile sprzed pół roku? — zapytała spokojnie.

— Po prostu nie chce ci się ich czytać — odparł z wyczuwalnym, ledwie ukrytym rozdrażnieniem.

— Zaraz zasnę. Nasze wydawnictwo to nie miejsce dla książek o niczym.

Nie lubiła się kłócić, kiedy brakowało jej argumentów; finalnie i tak decyzja należała do niego.

— Mia, to przecież bajki! Romantyczne, ale jednak bajki! Z potencjałem. Zapytaj, może autorka znajdzie coś jeszcze w szufladzie, a jak nie, to poszukaj, choćby na Wattpadzie. Wydamy antologię romantasy, co ty na to?

Nie pomyślał, żeby strofować ją za użycie słowa „nasze" w stosunku do wydawnictwa, chociaż zajmowała miejsce w szeregu zwykłych, etatowych pracowników. Ojciec zawsze podkreślał, że firma to wspólne dobro całej rodziny i dzięki niej co miesiąc na ich kontach w banku pojawia się wypłata.

— Posłuchaj jeszcze raz, ale tym razem ja poczytam. Najpierw stwórzmy odpowiedni nastrój. — Zasłonił żaluzje, usiadł obok na sofie i delikatnym ruchem zabrał jej z rąk tablet. — Wiem, że potrzebujesz motywacji. Czuję to przez skórę. — Jego miękki głos zdawał się przyjemnie wypełniać pomieszczenie.

Po kilku zdaniach Mia odpłynęła myślami gdzieś indziej.

Po ukończeniu studiów zamierzała założyć ze znajomymi start-up, z usługami personalizowanych książek na zamówienie, tymczasem zaszyła się w firmie prowadzonej przez Jacka Millera wraz z synami: drukarni, kilku dostawczaków i niewielkiego wydawnictwa. Tu każdy dzień przypominał spokojne, jesienne popołudnie, pełne kropli deszczu stukających o parapet, nastrojowe, o zapachu herbaty z imbirem. Praca marzeń każdej książkary. Niestety, pan Jacek zaczął chorować i coraz częściej przebywał w szpitalu. Atmosfera zaczęła się zmieniać. Oddana asystentka szefa — Dorota, starała się utrzymać firmę na powierzchni, przejmując część obowiązków; Mię zaczęła traktować jak własną sekretarkę. Trzej synowie właściciela wykorzystywali dziewczynę od marketingu i promocji niczym parasol – otwierali go, gdy nadchodził deszcz, a gdy przestawało padać, chowali bez wahania. W krótkim czasie, jej notes z pracami zleconymi zapełnił się tak, że własne obowiązki musiała wykonywać, ślęcząc po nocach.

Marcin chrząknął.

Siedział wystarczająco blisko, by położyć jej głowę na ramieniu.

"Żyli długo i szczęśliwie", koniec bajki — sapnęła z irytacją.

— Nie lubisz happy endów?

— Wolę realistyczne zakończenia. W prawdziwym życiu...

— Nikt nie da ci mapy do szczęśliwego zakończenia — wszedł jej w słowo.

Błysk determinacji mignął w oczach młodego mężczyzny i rozlał się na resztę twarzy, ociekając drwiną.

— A do czego ty już doszłaś? — zapytał znienacka. — Czy właśnie tutaj widziałaś się w kilka miesięcy po ukończeniu studiów z wyróżnieniem? Rodzinna firma na zadupiu, gdzie parzysz szefowi kawę?

— Z tą kawą to żart? — Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, dostrzegając jednocześnie irytujący uśmieszek. Otworzyła usta, jakby chciała od razu coś wytłumaczyć, ale usłyszała natarczywe pukanie.

Pani Dorota otworzyła drzwi, rozglądając się po ciemnym biurze. Ściskała w dłoni zmiętą chusteczkę.

— Ach, tu się schowaliście. Marcinku, włącz proszę telefon — powiedziała cicho, przecierając jednocześnie zaczerwienione oczy.

— Kochani, odebrałam smutną wiadomość. Dzwonili ze szpitala... pan Jacek... operacja przebiegła pomyślnie, ale pojawiły się komplikacje... Gracjan i Tomek już do niego jadą.

Ostatnie słowa wypowiedziała w biegu, goniąc za przerażonym Marcinem.

— Mia, zostań w biurze i odbieraj telefony — krzyknął, zabierając z wieszaka długą, zieloną parkę. — Chcę wydać tę książkę, choćby nie wiem co!

— Oczywiście — skinęła głową.

Usłyszała jeszcze na korytarzu stłumiony szept mężczyzny: „Marcinku, k*rwa! Jak do dziecka!", po czym drzwi wejściowe zatrzasnęły się, zostawiając ją samą na posterunku. Jak widać, nie należała do najbliższej rodziny szefa.

Mia zaklinała siły wyższe, z całego serca prosząc o zdrowie dla pana Jacka. Układała w myślach własne słowa modlitwy, pokrzepiające również jej duszę. Obawiała się najgorszego. Pocierała zmarźnięte ramiona i spoglądała przez okno na zielony żywopłot, za którym tętniło życie głównej ulicy miasta. Zapragnęła zadzwonić do swojego ojca i przeprosić za kłopoty, które notorycznie sprawiała, ale powstrzymała się siłą woli. Czekała do dwudziestej pierwszej na sygnał, ale nic nie wskazywało na to, że Michał wróci do obowiązków. Kręciła się po biurze, nie chcąc jednak zakłócać spokoju Millerów wiadomościami.

Mieszkała sama, równie dobrze mogła nocować poza domem. Zostawiła otwarte na oścież drzwi do gabinetu Marcina, usiadła na sofie i otuliła szczelnie kaszmirowym kardiganem. Czytała rozpoczętą historię, choć oczy jej się same zamykały ze znużenia.

— W życiu nie dam tego do druku — jęknęła zażenowana. — Ale jeśli wydamy antologię, zniknie w gąszczu narracyjnego bełkotu.

Skuliła się, podciągając stopy na siedzisko, objęła ozdobną poduszkę i zasnęła zdenerwowana. Czy sytuacja w firmie ulegnie zmianie, kiedy zabraknie właściciela?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro