14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jechali samochodem przez ulicę Brooklynu. Rose jakoś nie zabardzo skupiała się na detalach miasta, ale przynajmniej mogła na chwilę uspokoić myśli. Martwiła się, tak po prostu.

- Pamiętam tą ulicę - wypalił nagle Steve. - Właśnie tutaj mnie pobili, właśnie za tym kinem. - pokazał palcem, mijane miejsce, a później nastała cisza między nimi.

- Czy dla ciebie to taka hańba uciec ? - zapytała Rose, a jej oczy zabłyszczały delikatnie.

- Jak zaczniesz uciekać, wejdzie Ci to w nawyk. Lepiej odrazu się stawiać. Tak właściwie co taka laska znaczy kobieta znaczy... 

- Nie umiesz rozmawiać z kobietami. - stwierdziła Rose.  Nie długo później znaleźli się przed budynkiem, a tam czekała na nich Peggy. Młoda Stark jednak nie weszła do środka, w oddali zobaczyła Asul'a.

- Przepraszam was, na chwilę. Muszę z kimś ważnym porozmawiać - powiedziała tylko tyle i poszła w kierunku strażnika, który tak po prostu stał na przy budynku, wyglądał jakby na nią czekał.  

- Szukanie ciebie to jak igła w stogu siana. Teraz rozumiem, dlaczego Portal akurat tutaj cię wrzucił. - Brodacz poprawił swoje pierścienie na palcach.

- Co masz na myśli ? - zapytała Rose.

- Stworzyłaś nową linię czasową. Steven Grant Rogers, miał zakochać się w Peggy Carter, nie w Rose Holiday. W kobiecie która nie jest zbyt rozmowna, która stara się ukrywać że jest z innego czasu.

- Dobra już skończ. To nie moja wina, że portal akurat postanowił mnie akurat tutaj mnie wysłać ? Myślisz że to było na moje życzenie ? Oczywiście że nie. Przepraszam.

- Mogę zabrać Cię do domu, ale musisz wiedzieć, że ta linia zostanie zresetowana. - powiedział, na chwilę spojrzała budynek w którym jest Rogers i oczy jej zabłyszczały. - Coś Cię martwi ?

- Martwi mnie to, że Steve nie ma pojęcia , że istnieje w nim choć odrobinka niebieskiego płomienia. Jak nazywał się strażnik, który miał mu przekazać płomień?

- Nazywała się Hope , była moją żoną. Steve nie otrzymał daru ponieważ, Hope nie pojawiła się tego wieczoru u niego w domu. Została zabita przez Morgane.

- Mogę przecież obudzić w nim ten płomień, wystarczy tylko....

- Nie - przerwał jej Asul - Płomień wybiera, my nie możemy w to ingerować. Tak zawsze było i nie możemy tego zmieniać. - wyciągnął do niej dłoń - Czas abyś wróciła do domu. - Rose przyjęła jego dłoń, a po chwili znalazła się w tym samym miejscu, tylko że czas jakby zwolnił.

Podeszła do swojego ojca i złożyła mu delikatny pocałunek na jego policzku, gdy akurat próbował zamknąć portal. Był to istny chaos. Dziewczyna nie miała innego wyboru jak wyłączyć wtyczkę od maszyny zrobiła to, a później spaliła diabelstwo na wiór. I w tym momencie czas ruszył.  Rose stanęła gdzieś z boku. Avengersi zakuli przestępcę i oddali go w ręce policji.

W tym momencie obok niej stanął Rogers, który chciał się o coś jej spytać, nie zdążył, ponieważ młoda Stark złączyła ich usta. Było to delikatne muśnięcie.

- Błagam was - wtrącił Clint - Wiem, że nie możecie bez siebie wytrzymać chociażby 5 minut ? - zapytał Clint z politowanie w głosie

- Jeśli coś ci nie pasuje, to nie patrz. - odparła - A teraz musicie mi wybaczyć, ale muszę coś załatwić.

- O której masz zamiar wrócić ? - spytał się Stark. Zanim Rose wsiadła do swojego samochodu.

- Nie potrwa to długo, ale spokojnie.- mruknęła i wsiadła do pojazdu i ruszyła z piskiem opon.

   Chodziła przez chwilę przez Park, miała spotkać się z przyjaciółmi, ale Miko i Sebs mieli coś do zrobienia. W tym właśnie momencie jej oczy zabłyszczały i usłyszała grzmot pioruna.

- Wiedziałam że z ciebie głupie dziewczę. - powiedziała to wiedźma. Rose odrazu odwróciła się do niej, a jej oczy odrazu zabłyszczały mocniej. W jej dłoniach pojawił się płomień, była gotowa do walki.  - No proszę, czyli jednak
Arthur -Samuel III nauczył Cię wszystkiego. Jestem też pewna że znasz zaklęcie wiecznej nocy.

- Nie znam tego zaklęcia i nigdy go nie wypowiem. - warkneła ostro Rose.

- Uwierz mi nasza bitwa, zbliża się wielkimi krokami, a Ty Rose Stark będziesz jednym moich triumfów. - powiedziała to Morgana i zniknęła w mroku.
---
Robimy spidrant

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro