15/1
- Ej spokojnie - powiedział Steve, szybko unikając jej pięści która zbliżała się zbyt szybko do jego twarzy. Steve zgodził się na ich sparing, ponieważ widział że coś jego dziewczynę trapi, a nie chciała tego powiedzieć .- Zgodziłem, się z tobą na ten sparing, aby nie było Ci przykro. - złapał ją za nadgarstek, i upadli na matę. Oddychali zmęczeni po walce.
- To w końcu powiesz mi co cię trapi ? Mam wrażenie że, coś przede mną ukrywasz. Mam rację ? - Rose podniosła z maty o własnych siłach i wzięła głęboki wdech. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że spotkała Morgane. Nie chciała go martwić.
- Wyjdźmy gdzie na weekend, myślę że oboje potrzebujemy odpoczynku. Znam świetne miejsce na kemping. Co ty na to ? - zaproponowała Rose. Rogers wiedział że zmieniła temat, nie rozpoznawał jej, nigdy nie zmieniała tematu. Już miała coś powiedzieć, lecz w tym momencie pojawiła się matka Rose.
- Już skończyliście się pojedynkować ? - Rose kiwnęła głową potwierdzająco. - To świetnie, Rosie czekają na ciebie goście w salonie. - powiedziała i zniknęła
- Dziękuję za sparing. - podeszła do niego i pocałowała go delikatnie w policzek. A po chwili oddali się od niego i poszła w kierunku drzwi.
- Czekaj - złapał ją za nadgarstek - Widzę, że coś Cię trapi, możesz mi przecież powiedzieć. Mogę Ci pomóc.
- Nic mi nie jest. - nawet na niego nie spojrzała, a jej oczy co chwilę błyszczały.
- To nie wydaje się być normalne, powinnaś zostać w domu i odpocząć. Dobrze wiem, że ostatnio bardzo często się stresuje, a ten weekend o którym wspomiałaś to dobry pomysł.
- Jasne, a teraz proszę puść mój nadgarstek. Miko i Sebastian na mnie czekają. - poprosiła, nawet nie spojrzała mu w oczy. Jak miała mu powiedzieć, że jest uśpionym strażnikiem niebieskiego płomienia i że za niedługo zaatakuję Morgana.
I że czuję, jak jej płomień wariuje od jakieś czasu i nie umie nad nim zapanować, a jednostki obawiała się że stracić kontrolę. Steve puścił jej nadgarstek, a dziewczyna wyszła z pomieszczenia. Jednak w pewnym momencie dziewczyna złapała się za głowę, jej oczy co chwilę błyszczały, co mogła się spodziewać że Morgana zaniedługo zaatakuję.
Gdy tylko Rose zniknęła, Steve jeszcze przez chwilę stał w pustym pomieszczeniu. Zacisnął pięści, złapał za ręcznik, który podniósł z krzesła i wytrał pot z czoła.
- Panie Rogers - Steve aż podskoczył gdy nagle pojawił się obok niego strażnik. - Musimy porozmawiać, obawiam się że kłopoty mogą dopiero się zaczynają.
Avengersi siedzieli w salonie, rozmawiali na temat kolejnego zagrożenia. Gdy nagle rozległą się burza z piorunami, nie przejęli się tym ponieważ pogoda mogła być zmienna, choć w pogodzie nic nie wspominali na temat burzy. Miał być to spokojny wieczór. Niespodziewanie jednak z piorunów uderzył w wierzę, która spowodowała zwarcie i elektryczność zwariowała, a światła w pomieszczeniu zaczęły migać.
- Czyżby Rose, znów postanowiła wywołać burze z piorunami ? - mruknęła Natasha. Jednak po chwili poczuli ogromne trzęsienie ziemi, które młoda Stark nie była odpowiedzialna. W tym momencie pojawił się Asul wraz z Rogersem
Strażnik podszedł do okna. Krajobraz czarnych chmur, oraz niebieskie pioruny, które uderzały w każde możliwe miejsce, zaczęły go jeszcze bardziej niepokoić.
- Obawiam się, że to jest sprawka Rose. Morgana musiała ją w końcu dopaść. - powiedział, poczym od sunął się od okna. - Szykuje się walka, która będzie zaciekła.
- To w takim razie czyja to jest sprawka ? Skoro nie Rose - zapytał Stark i właśnie w tym momencie zadzwonił jego telefon. Była Rose, lecz gdy odebrał połączenie, nie usłyszał głosu swojej córki.
- Panie Stark, Rose ona.. - dyszała - Znaczy jej oczy tak nagle zabłyszczały i....
- Miko, spokojnie. Jeszcze raz. Co się dzieje ? - przerwał jej. Próbował jakoś uspokoić przyjaciółkę jej córki.
- Zaczęliśmy od gry. To był rozbierany poker, to znaczy mieliśmy w niego grać, ale nagle Rose spaliła karty i wtedy pojawiła się jakaś kobieta. Wypowiedziała jakieś zaklęcie, miałam wrażenie że przez chwilę nawet walczyły, ale to wszystko działo się szybko. Nawet nie zdążyliśmy zareagować. - Tłumaczyła mu Miko.
- Dobrze Miko, zostań cię tam gdzie jesteście i nigdzie nie wychodz cię. - położył dłoń na czole i rozłączył się . - Wygląda na to że nasza dawna znajoma znów się pojawiła - westchnął.
- Morgana, zawsze pragnęła władzy oraz wiecznej nocy, ale żeby to spełnić potrzebowała jeszcze jednego strażnika.
- I teraz go ma - podsumowała Natasha.
- Jednakże znam sposób jak można powstrzymać wieczną noc. Trzeba wybudzić Rose z transu, gdy wypowie zacznie wypowiadać zaklęcie wiecznej nocy. A jeśli to nie pomoże trzeba będzie użyć czegoś innego.
- To znaczy ? - spytał Bucky, który skrzyżował ramiona.
- Legendarny miecz Króla Artura, został stworzony przez panią z jeziora, ale tak naprawdę nawet gdy się złamał, został ulepszony przez niebieski płomień, a jego moc potrafią okiełznać tylko nie liczni.
- Bujda - powiedział Stark - Żaden badyl nie uratuje mojej córki.
- Więc jaki masz pomysł ? - zapytał go Steve - Słuchaj wiem....
- Pieprz się Rogers. - przerwał mu Tony i podszedł do okna patrząc na chmury.
- Tony, rozumiem twoje oburzenie, ale Excalibur może mieć tutaj ważną rolę, ponieważ tylko strażnik, może obudzić jego pełną moc. - powiedział i swoją mocą przywołał miecz i przekazał Rogers'owi. - Według legend jakie Brytyjczycy mówili, Excalibur posiada moc, ale tylko właściciel może go posiąść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro