4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzieli w knajpie i czekali na donuty, żaden z nich nie miał odwagi się odezwać, dopóki nie przyszło ich zamówienie.

-  Mogę wiedzieć co chce ode mnie Tarcza ? Chyba już wspomniałem, nie będę tworzył broni, która zabija, a nie pomaga.

- Stark, wiem co masz na myśli. Odkąd firmę przejęła twoja żona, mamy na ciebie oko, jakbyś planował coś odwalić - wypalił jedno oki, a po chwili przyszła znana dobrze mu osoba.

- No proszę, dorabiasz sobie jako asystentka mojej żony ? - zapytał sarkastycznie. Na co Natasha Romanoff, tylko przekręciła oczami.

- Miałam za zadanie pilnować Ciebie, aby nie zrobił żadnej głupoty, ale najwidoczniej zrobiłeś. - warkneła gdy Stark pił gorąca kawę. Oczywiście że martwił się o Lilian, ale nie pamiętał co dokładnie się działo. Zastawiał się czy zrobił jej krzywdę czy coś.

- Czy ja jej...no wiesz. Nie uderzyłem przypadkiem w brzuch? Albo... - przerwał, obawiał się że mógł zrobić jej krzywdę.

- Była na ciebie bardzo zła, tak zła że prawie myślała o rozwodzie z tobą. Zachowujesz się jak rozpieszczony  gówniarz. Nie uderzyłeś jej. - zmrużyła oczy, przez co bruneta przeszły ciarki.

- Lepiej będzie jak ją przeproszę - chciał wstać i lecieć do firmy, lecz Fury go powstrzymał.

- Najpierw musisz się tym reaktorem, a później przeprosisz swoją żonę. - powiedział i podał mu skrzynie z jakimiś notatkami. - To są notatki, niedokończone wynalazki twojego ojca. Tarcza trzymała je na specjalną okazję. Skorzystaj z nich,  resztą one należą do ciebie.

- Na co mi graty mojego ojca? Nie chce mieć z nimi nic wspólnego...Dobra wezmę je, ale najpierw wezmę prysznic. - wziął dokumenty i wyszedł z pomieszczenia.

Gdy tylko dotarł do domu, odrazu poszedł do warsztatu. Nie miał nawet siły patrzeć na pismo ojca, więc odpuścił je sobie. Wziął szybki prysznic i ubrał się elegancko. Gdy wychodził z garażu odpaliłem auto i wyjechał z posiadłości w między czasie był w kwiaciarni i w sklepie po truskawki.

Gdy tylko podjechał pod Stark Industries, zaparkował pojazd i poszedł do biura swojej żony. Nawet nie zapukał do środka tylko odrazu wszedł, wiedział że Lilian jest na niego zła. Nawet na niego nie spojrzała gdy przeglądała ważne dokumenty.

- Lili , skarbie, powinnaś się zrelaksować niż ciągle tylko pracować - zauważył, gdy włożył kolorowe chwasty do wazonu, a truskawki położył na jej biurku, a on sam stanął za nią i zaczął masować jej obolałe ramiona.

- I kto to mówi - prychnęła argentynka. Tony wiedział dobrze że jest na niego w cholerę zła. Argentynka nawet nie przejęła się tym, że jej chłopak masuje jej ramiona.

- Wiem że jesteś na mnie zła i powinien Cię przeprosić. Lilian, nie chciałem Cię w żaden sposób urazić, ludzie mają rację zachowuje się jak dupek, nie ważne jak staram się być bardzo ludzki. - przestał masować jej obolałe ramiona i usiadł na białej sofie.  Jego wzrok padł na podłogę, jakby bał się spojrzeć Lilian prosto w jej niebieskie oczy.
- Wiem co zaraz mi powiesz , aby przestał pić i zajął się pokoikiem dla naszego dziecka. Jeszcze raz przepraszam za to że jestem beznadziejnym mężem. - zakończył swój monolog,  Lilian głośno westchnęła i usiadła obok niego i położyła dłoń na jego ramieniu, delikatnie go głaszcząc.

- Masz rację jestem na ciebie bardzo zła, ale jednocześnie kocham Cię Tony. - poraz pierwszy od ich kłotni Tony spojrzał w jej oczy i położył jej dłoń na jej policzku i kciukiem delikatnie głaskał ją. A druga dłoń położył na jej brzuchu, chwilę później ją delikatnie objął i pocałował w skroń.

Ich przytulanie , nie trwało zbyt długo ponieważ Lilian, musiała wrócić do pracy i przygotować się do spotkania. Jednak w pewnym momencie Kobieta źle się poczuła i złapała się za brzuch.

- Tony...wody mi odeszły - wysapała. Była przerażona. Było jeszcze za wcześnie na narodziny dziecka. Był dopiero 20 lipca, odrazu zabrał ją do szpitala. Gdy tylko się pojawili, pielęgniarki odrazu ją zabrały na porodówkę. Oczywiście że go nie wpuścili aby być blisko swojej żony. Rozpoczęła się nerwówka. Tony siedział na ławce i czekał. Patrzył na ziemię , gdy nagle zauważył czyiś cień. Mógł się tylko domyślać że to Fury.

- Tak, masz rację Fury, powinienem być w warsztacie i znaleźć zamiennik, ale musiałem ....- przerwał. Spojrzał na mężczyznę to nie był Nick Fury. Był to ciemno skóry mężczyzna, miał długą białą brodę, był ubrany bardzo elegancko, na jego palcach widoczne były złote pierścienie, a na jego ramionach było szare futro. Teraz Stark się zastanawiał czy Nick nie ma przypadkiem brata bliźniaka.  Podszedł do niego i położył mu palec gdzie znajduje się reaktor łókowy. Jego oczy zabłyszczały , niebieskim światłem, a Stark nagle poczuł się o wiele lepiej, a tajemniczy mężczyzna zniknął, tak jak się pojawił.

Nie długo później został zawołany przez pielęgniarkę.

- Gratulacje panie Stark, ma pan bardzo śliczną córeczkę. - powiedziała wpuszczając go do sali , gdzie znajdowała się Lilian wraz z ich dzieckiem. Kobieta trzymała zawiniątko w swoich ramionach.

- Tony, jesteś...poznaj naszą mała Rose - Stark spojrzał na dziecko. Dziewczynka miała gęste brązowe włosy, które na dodatek delikatnie się kręciły, a jej oczy były niebieski, lecz były o wiele jaśniejsze niż Lilian.

- Witaj mała - delikatnie położył dłoń na jej policzku, a dziecko się uśmiechnęło, a po chwili zaczęło ryczeć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro