8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Avengersi wrócili do bazy, nie mieli innego wyboru. Tarcza zatrzymała córkę, Starka choć tak naprawdę nie było strat w ludziach. Tony pojechał do domu, aby porozmawiać z Lilian. 
Reszta natomiast siedziała na kanapie i zastawiali się co dalej, a najbardziej to Rogers. Jego zmartwienie się o młoda Stark zauważyła to Natasha.

- Steve, mówię do ciebie od 5 minut. Zastanawiam się czy ty w ogóle mnie słuchasz ? - zapytała się go rudowłosa.

- Przepraszam po prostu zamyśliłem się - mruknął Rogers. Natasha poprawiła kosmyk swoich włosów za ucho.

- Steve, każdy z nas się martwi o Rose, ale jak dobrze wiemy Rose to silna kobieta. Słuchaj nie możesz się też wypierać tego, że bardzo lubisz Rose. Ta dziewczyna wręcz za tobą szaleje, a ty za nią.

- Nie rozumiem co masz na myśli. Przecież jestem z Sharon - zaczął się wypierać.

- Steve, przestań gadać głupoty. Każdy z nas wie że zakochałeś się Rose. Rzuć w końcu Sharon i zacznij się spotykać z młodą Stark. Ta dziewczyna czasem mnie przeraża - dodał swoje 5 groszy Barnes.

- Jak się domyśli Cię, że podoba mi się Rose ? - zapytał zdezorientowany blondyn.

- Tak, szczerze Steve, to zauważyłam jak patrzysz na nią. Jak się do niej uśmiechasz. - powiedziała i poklepała go po ramieniu - Myślę że powinieneś pojechać do więzienia Tarczy i znów pogadać. Współczuję Ci gdy jej ojciec się o tym dowie.

- Furia Starka, będzie wielka - rzucił Bucky, śmiejąc się z przyjaciele, ponieważ wiedział że jego córka to oczko w głowie. Niby tacy podobni, a jednak się różnią. Czasem Lilian ma ich dosyć.

- Macie rację pojadę do Tarczy - powiedział wstając z kanapy i wziął klucze do swojego Harley Davidson i wyszedł z pomieszczenia.

******
  Dziewczyna zaczęła odzyskiwać przytomność, na twardym łóżku. Strasznie bolała ją głowa. Ubrania miała podarte, a nadgarstki miała skute kajdankami. Po chwili ogarnęła że znajduje się w więzieniu Tarczy. Jak się tutaj  znalazła kompletnie tego nie pamiętała.
Zimne pomieszczenie, oddawał klimat, który przerażał młodą Stark. Kajdanki pod wpływem jej płomienia, zaczęły się topić, a po chwili po prostu pękły i spadły o ziemię
Oczy dziewczyny przez chwilę zabłyszczały, a po chwili zaprzestały, gdy nagle usłyszała nagle westchniecie. Odwróciła się w stronę szklanych drzwi.

- Jak się czujesz ? - zapytał ją Rogers w jego głosie usłyszała  troskę i coś jeszcze. Rose zmarszczyła tylko brwi, przecież  Steve nigdy się o nią nie martwił. Nie zamierzała bu odpowiadać, ale właśnie podrzucić jej pomysł jej na ucieczkę.
- Nie powinno Cię to interysować. Przecież to nie ty wywołałeś nagłą burzę z piorunami która, mogła zniszczyć miasto. - rzuciła chłodno.

- Nie zrobiłaś nikomu krzywdy, tego możesz być pewna, słuchaj staramy się stąd wyciągnąć. Ponieważ będziemy musieli porozmawiać.

- Właśnie teraz rozmawiamy, ale teraz mam prośbę - Rogers zbliżył się do szyby i spojrzał w oczy Rose, które po chwili zabłyszczały mocniej. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył.

- Zostaw mnie w spokoju - mruknęła Rose i odsunęła się od szyby i usiadła na twardym łóżku. Steve stwierdził że to nie jest najlepszy moment na wyznawanie jej miłości, a szczególnie nie w takim miejscu.

Gdy tylko zniknął z pola widzenia brunetki, Rose wstała i przyjżała się szklanym drzwią. Zauważyła z dwa pęknięcia, od sunęła się trochę od drzwi. Jej oczy znów zabłyszczały mocniej, dziewczyna wzięła rozbieg i uderzyła ramieniem o szybę. Szyba pękła, a Rose wydostała się z klatki, upadła na kolana, a obok niej leżały odłamki szkła. To nie był jeszcze koniec jej problemów, ponieważ odrazu zabrzmiał alarm. Rose rzuciła się w stronę ucieczki. Ktoś musiał ją zauważyć.

Wiedziała bardzo dobrze, że agenci Tarczy  i tak ją złapią i jak na złość musiała wpaść na Rogers'a. Gdy tylko się spotkali, spojrzeli na siebie. Rose jednak uderzyła Rogersa poniżej pasa swoim kolanem i wyminęła go.

- Rose ! - krzyknął za nią i ruszył za dziewczyną, aby ją jak najszybciej złapać. Dziewczyna jednak była na tyle sprytna, że złapała się poręczy na drugim piętrze i podciągnęła się na niej, nie martwiąc się czy spadnie czy nie.

- Przestań, uciekać! To nic Ci nie da ! - krzyknął za nią. Znaleźli się na dachu budynku, Rose nie miała już gdzie uciekać, spojrzała tylko w dół. Rzeka.

- Już Ci mówiłem, przestań uciekać. Przed twoją ucieczką z więzienia rozmawiałem z Fury, to nie on wydał rozkaz - Próbował ją powstrzymać.

- Gadaj zdrów - powiedziała tylko sarkastycznie i skoczyła do zimnej wody. Rogers odrazu skoczył za nią. Chroniąc ją przed zimnem. Wpadli oboje do lodowatej rzeki. Nie długo później Rose i Steve wyszli zniej dostając się na drugi brzeg.

- Rose, jesteś ranna - zauważył ranę na jej biodrze. Dziewczyna spojrzała tylko na nią. Nie zemdlała ani nic nie powiedziała - Bruce powinien to zobaczyć - złapał ją za ramię.

- Nie trzeba - odparła i zwaliła jego rękę - Możesz mi wyjaśnić po jaką cholerę, tam przyszedłeś? Nie jestem bezbronną dziewczynką, która nie umie otworzyć słoika z konfiturą.

- Chciałem tylko...czekaj czy ty jesteś zazdrosna o Sharon ? - zapytał a dziewczyna przekręciła oczami. A w międzyczasie jej płomień zaczął leczyć jej skaleczenie.

- Wiesz co Rogers... możesz być pieprzonym eksperymentem mojego dziadka, ale..ughh pieprz się - rzuciła i poszła w nieznanym mu kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro