Rozstanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Łzy lały się po jej policzkach. To był ostatni dzień ich wspólnej przygody. Ostatnia szansa, żeby ich wszystkich zapamiętać. Żeby zapamiętali ją.

Płakały wszystkie dziewczyny. Nawet ta, która tak bardzo się zapierała. Łzy niszczyły ich makijaż, ale jej to nie dotyczyło. Chciała, by zapamiętano ją taką, jaka była cały ten czas, dlatego nie miała na sobie ani grama pudru.

Zdjąwszy okulary, ocierała łzy chusteczką. Opierała się o drobne ramię koleżanki. Patrzyła w oczy wychowawczyni, która również płakała. Płakali wszyscy. Dziewięć lat znajomości, kłótni i sprzeczek nie mogło pójść sobie w zapomnienie od tak. W dodatku ona była bardziej uczuciowa od reszty swojej klasy.

Bardziej sentymentalna.

Kiedy nauczycielka skończyła mówić, wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc i zaczęli żegnać.

Ona najpierw podeszła do nauczycielki. Uścisnęła ją. Potem poszła do chłopaków. Czuła się lekko zakłopotana przytulając się do tych, z którymi nawet rzadko rozmawiała, ale obiecała sobie, że to zrobi. Patrzyli na nią dziwnie. Wszyscy. Ale jako niski chochlik, nie była brana na poważnie. Ot, dzieciątko chcące się pożegnać.

Ale ona już nie była dzieckiem. Dobrze wiedziała, co robi. I bardzo chciała to zrobić. Od dawna. Chciała się z nimi wszystkimi pogodzić.

Przytuliła się do ostatniego, tego, który tak bardzo ją irytował. Odwzajemnił uścisk, jak każdy poprzedni chłopak, ale inaczej. Jakby zapanowała między nimi zgoda, nieme porozumienie o nieagresji. Niezbyt się nawzajem lubili, ale czas zakopać topór wojenny.

Uśmiechnęła się przez łzy.

Podeszła do dziewczyn. Jedną z nich zwała Królową Zołz, drugą jej Przydupasem, ale mimo wszystko jej serce nie potrafiło tak po prostu przejść obojętnie obok nich. Była zbyt sentymentalna. Przytuliła się do nich obu. Żadna nie odwzajemniła jej uścisku.

Podeszła teraz do tej najcichszej, która jak myszka przemykała między klasami, od czasu do czasu odzywając się do niej. Ją przytuliła mocniej niż innych. Lubiła tę cichą osóbkę. Pociągnęła ją za rękę do pozostałej czwórki.

Wszystkie przytuliły się w szóstkę. Płakały wszystkie, pociągały nosami i śmiały się jednocześnie. Żadna nic nie mówiła, ale wszystkie wiedziały, co czują inne. Znały się zbyt dobrze.

Do ich uścisku przyłączyli się wszyscy, smutni a jednak weseli. Nauczycielkę, która patrzyła na swoje dzieci wzruszona, także zaproszono do tego zbiorowiska.

***

Jakiś czas póżniej, ocierając łzy, wyszli przed szkołę. Chłopcy nieśli łopaty i sadzonkę. Mały dąb, który prawdopodobnie przeżyje ich wszystkich.

Dziewczęta miały tabliczkę z ich klasą i rocznikiem. Pięknym rocznikiem, nie zepsutym przez świat.

Wykopali dół w lawinie śmiechu i wspominek, ubrudzeni jak małe dzieci, ale radośni.

Wspólnie włożyli drzewko do wykopanego dołka i wrzucili doń ziemię.

„Oby tylko to nie było symbolem naszej zagrzebanen przyjaźni” — pomyślała z goryczą.

Patrzyli na drzewko dłuższa chwilę, a potem zaczęli się rozchodzić. Pierwsi odeszli chłopcy, całą piątką udając się w jedną stronę. Potem dwie do swoich ukochanych. Następnie Królowa Zołz i jej Przydupas. Na końcu ona wraz ze swoją paczką.

Były smutne, wszystkie. Pocieszały się tym, że będą miały okazję się spotykać, w wakacje jest przecież tyle czasu, ale to nie to samo...

Bały się, że w końcu przestaną się spotykać, pisać, dzwonić.

Aż w końcu znikną.

A któraś z nich zawoła, z rozpaczą ściskając przemoczoną chustkę na pogrzebie jednej z nich:

„Odnalazłam klasę całą — na wygnaniu w kraju, w grobie!”.

Kiedy wiatr zaszumi w liściach rozłożystego dębu, przypomną sobie, że choć ona ich wszystkich znalazła, sama już zniknęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro