IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wraz z pierwszym września nadszedł nie tylko początek nowego roku szkolnego, ale również początek roku "assemblage'owego", jak nazywali go młodzi miłośnicy tańca. Jak co rok, i tym razem o siedemnastej w budynku szkoły odbywał się pokaz inauguracyjny, będący ponownym wystawieniem zeszłorocznej premiery. Nutkę emocji artystom dodawał fakt, że przed tym pokazem nigdy nie było dodatkowych prób i każdy, kto się pomylił lub zagotował, zazwyczaj nosił do końca życia plamę na honorze. To taki miejscowy rodzaj chrztu bojowego.

Jednak ten pokaz miał być znacznie bardziej ekscytujący niż wszystkie minione, nie tylko dlatego, że zaraz po uczniach szkoły wystąpić miał Paco Wójcik, ale również temu, że konferansjerką miała być nowa nauczycielka tańca. Zarówno Rafał, María, Mateusz, Aniela oraz Serafina, tak też i inni długo zachodzili w głowę, kim ona u licha mogła być. Raczej nie zatrudniliby starej wuefistki z nadwagą ani tym bardziej sławnej artystki z telewizyjnych programów. To musiał być ktoś przeciętny, niczym się niewyróżniający, może jakaś fanatyczka siłowni lub porannych przebieżek — przynajmniej tak to sobie tłumaczyli.

Troszkę się jednak zdziwili, gdy o równej siedemnastej, przy pełnej sali, wyglądając zza kulisowej kotary, ujrzeli wchodzącą z widowni postać w szpilkach oraz krótkiej, idealnie dopasowanej sukience, całej w cekinach. Dziewczyna, na oko i w rzeczywistości dwudziestoletnia, o figurze fotomodelki, stawiała kroki na scenie niczym na wybiegu, wzbudzając niemałe poruszenie wśród małomiasteczkowego ludu. Najbardziej zaskoczony był jednak Rafał, poznawszy w niej tę, którą parę dni temu wyratował od złamanego obcasa. Nogi miała długie, a mięśnie na nich, jakby rzeźbione dłutem nawet nie Michała Anioła, a samego Berniniego, dostrzec można było z daleka. Te idealne wklęsłości pomiędzy kośćmi a tkankami miękkimi zdradzały, iż ich posiadaczka musiała w swym życiu sporo przetrenować. Ciało smukłe, proporcjonalne, ręce nieco przydługie, lecz w harmonii z resztą, a rysy twarzy ostre. Gdy mówiła, jej głęboki głos niósł się jak fala. Mówiła wolno, z uczuciem, jak wódz przed bitwą, a wszyscy chcieli jej słuchać. Zaczarowała ich, jakby nagle w ich małym świecie pojawił się ktoś wielki, jeździec znikąd, głos z wysokości. Taką właśnie miała siłę.

Za kulisami wrzały dyskusje wagi państwowej tak zażarte, że nie można było dojść, kto rzucał kolejnymi wielce ważnymi stwierdzeniami ani kto je oponował:

„To ona?" „Co?" „Kto to jest?" „Nie wiem." „Znacie ją?" „Nie." „Ktoś coś wie?" „Nie znam jej." „Chyba ktoś nowy." „Pewnie z daleka. Może będzie tu dojeżdżać." „Ale laska niezła." „Ci.. ucisz się!" „O czym ona gada?" „Byś siedział cicho, to byśmy wiedzieli." „Cii, no!"

Tylko Rafał stał w ciszy. Nie słuchał nikogo, ani mowy powitalnej pani instruktor, ani przyjaciół rozprawiających o niej. Nie docierały do niego żadne informacje. Zawiesił się na chwilę. Stał się odporny na bodźce bardziej niż drzwi antywłamaniowe, jak tylko zobaczył ją przed sobą. Nie spodziewał się jej w tym miejscu. Nie spodziewał się, że ona będzie go uczyć. Nie spodziewał się, że tak to na niego zadziała.

Obudził się dopiero wtedy, kiedy skończyła mówić, a światła zgasły. I tak wynurzali się powoli: María, Aniela, Serafina, Anka Mazur i Jula Osiewicz do pierwszego rzędu; do drugiego zaś Rafał, Zbyszek "Kowal" Kowalewicz, Mateusz oraz niejaki Daniel Gryka, który już pod koniec zeszłego roku zapowiedział, że ten pokaz będzie jego ostatnim w karierze.

Pokaz się już rozpoczął, kiedy nagle na salę wpadła dziewczyna, ciągnąc za sobą swojego chłopaka. Wyhaczyła wzrokiem dwa ostatnie wolne krzesła i oboje się na nich usadowili. Dziewczyną tą była Róża Chmielak, od lat zakochana w tańcu marzycielka, lecz dopiero w tym roku rodzice pozwolili jej dołączyć do zespołu Assemblage'u.

Nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa. Udało jej się nawet namówić na zajęcia jej ukochanego Antka Winiarskiego. Z ogromnym skupieniem chłonęła wszystkie ruchy tancerzy. Gdyby miała czas rozmyślać, zapewne wyobrażałaby sobie siebie na tej scenie, skaczącą i sunącą zwinnie jak antylopa. Wiedziała, że oto właśnie znalazła się w idealnym dla siebie miejscu.

Gdy wybił ostatni takt, a cała publiczność wstała do braw, Róża ze śpiewającym z zachwytu sercem odruchowo pocałowała młodzieńca siedzącego po jej prawej stronie. Światła na moment się zapaliły i jasnym — prócz sali — stało się również to, że Antek siedział niestety po jej lewej stronie, o czym najwyraźniej zapomniała.

— No taką rozrywkę to ja rozumiem — Obdarzony buziakiem nieznajomy szczerzył się do biednej, zakłopotanej Róży, oblanej uroczym rumieńcem. Na szczęście towarzyszący jej młody Winiarski nie zauważył tej pomyłki.

— Ja... to jest... um, wybacz. Myślałam, że to mój chłopak — powiedziała speszona.

— Nie szkodzi, mogę być twoim chłopakiem — odparł tamten, nie spuszczając oczu ze sceny.

— Nie, on jest tutaj...

— Hej, a o co chodzi? — wywołany zgłosił się na zawołanie.

— Nie, nic! — przytomnie wyrwała się Róża. — Szturchnęłam go... jak ty masz na imię?

— Janek — odrzekł chłopak i momentalnie przestał być nieznajomym.

— Szturchnęłam Janka przez przypadek — zapewniała.

— A, spoko. — Jej ukochany nie wyczuł nawet cienia fałszu. — Fajny występ, nie?

Tak, bardzo — przemknęło Róży przez myśl, ale nie wypowiedziała tego na głosCzuła w sercu wstyd za tę niezręczną sytuację. Klaskali jeszcze minutę lub dwie, udając, że ani ona, ani chłopak z prawej wcale na siebie nie spoglądali. Gdy jedno rzuciło spojrzenie w stronę drugiego, drugie automatycznie odwracało wzrok. Żadne jednak nie przestawało się uśmiechać. Powiedzieliby, iż to z powodu świetnego pokazu, ale co po niektórzy mieli na to inną teorię.

Gdy zeszli ze sceny, nastąpiło wielkie oczekiwanie. Aniela z prędkością światła przebrała się w strój codzienny i bocznym wyjściem wbiegła tuż pod scenę. Liczyła, że dostąpi zaszczytu bycia pierwszą zauważoną przez Paco osobą. Niedługo potem dołączyli do niej przyjaciele. Po chwili wprowadzony przez konferansjerkę pojawił się on — jej największy idol. Wysoki, chudy mężczyzna o rudawych włosach ukłonił się po lokajowemu i rozkazał zgłośnić muzykę. I tak zaczęło się widowisko.

Aniela wprost nie mogła uwierzyć, że to się działo naprawdę. Stała jak zaczarowana, machając rękami. Zdało jej się nawet, że Paco puścił do niej oczko. Serafina upierała się, że to było do niej, zaś Kowal utrzymywał, że nic takiego się nie wydarzyło. Najgłośniej piszczały Anka i Jula, ale one robiły to na widok każdego celebryty, nawet takiego znanego wyłącznie im.

Paco dawał z siebie wszystko. Dziewczyny szalały, jakby był jakimś niedoścignionym bóstwem, na chwilę tylko zesłanym na ten łez padół. Mateusza tymczasem ten gość mało obchodził i zupełnie nie rozumiał, jak można go było podziwiać. Ot, dobry z niego tancerz i tyle. Korzystając z okazji, próbował zbliżyć się do Anieli, wpatrzonej akurat w gwiazdora maślanymi oczami i dotknąć jej dłoni, otrzeć się o nią, być z nią w tej pięknej, romantycznej jak dziura w drodze chwili.

Aniela nawet tego nie poczuła. Była skupiona na Wójciku, w końcu nie często do Radzieszyńca przyjeżdżał ktoś sławny, a do tego tak przystojny. Przyjaciel próbował więc kilka razy szepnąć jej coś do ucha, ale za każdym razem się wycofywał. W końcu zrezygnował z tego zupełnie, speszony obecnością tłumu znajomych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro