LVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Styrane po sprawdzianie z historii Anka i Jula z wolna posuwały się do przodu, nie mając nawet sił się do siebie odzywać. Poprzedniej nocy aż do drugiej wisiały na telefonie, rozmawiając o wszystkim i o niczym, zaś od czwartej ślęczały nad podręcznikiem, żeby złapać przynajmniej dwóję. Oczy im się przymykały, przez co Jula o mało nie zderzyła się ze słupem. To jednak ostatecznie ją wybudziło, przynajmniej na moment — na tyle, by dotrzeć do domu bez uszczerbku na zdrowiu.

— Nudzi mi się, dawno nigdzie nie byłam — marudziła, odzyskawszy chociaż część działających szarych komórek. — Idźmy do kina, albo nie! Ogarnijmy imprę, co?

— Ale Wielki Post zaraz będzie — zauważyła przytomnie jej przyjaciółka, starając się nie przegapić sygnalizacji świetlnej, choć w ich stanie było to niełatwe.

— Jeszcze nie ma. Mówię ci, zdążymy na ostatki.

— No dobra, ale u kogo?

— Nie wiem no... Wiem, napiszę na grupie. Ktoś na pewno się zgodzi, mówię ci.

Zaraz wystukała komunikat i puściła go w świat. Z miejsca posypała się lawina odpowiedzi, niektóre nawet na temat. Anka, chcąc być na bieżąco, sięgnęła po komórkę do każdej kieszeni, lecz najwyraźniej nie miała jej przy sobie.

— Nie masz telefonu? To ci przeczytam. U Maríi nie da rady, tym razem rodzice jej nie pozwolą — streściła wiadomość od koleżanki.

— Coś jeszcze?

— Nic — orzekła, próbując oprzeć się o tył ławki. — O, o! — ożywiła się, trzepocząc w powietrzu wolną dłonią, jakby chciała ją schłodzić. — Kalina coś pisze. Mówi, że może fajnie by było noc filmową zrobić w szkole. O, może przekona Anastazję, żeby to ogarnęła.

— Poważnie? W szkole? No nie wiem.

— Ty nigdy nic nie wiesz! — zauważyła. — Będzie fajnie.

— Skoro tak mówisz, to dobra. Ale jak ona chce przekonać Anastazję? To chyba niemożliwe.

— Mam wrażenie, że one jakoś w miarę sprzyjają ze sobą. Kiedyś widziałam, jak szły razem ulicą. Ostatnio była z nami, więc mówię ci, że teraz też się uda.

Ruszyły się w stronę fontanny, by zrobić przy niej kilka zdjęć. Pstryknęły dwa lub trzy, a na każdym z nich wyglądały raczej na wczorajsze, więc w końcu dały temu spokój.

Wieczorem na niebo wspięły się deszczowe chmury, jeszcze bardziej zachęcając do zatracenia się w błogiej drzemce. Zadania z matematyki będą musiały poczekać przynajmniej do rana.

W środę zaraz po rozgrzewce po raz kolejny instruktorka i jej ulubiony uczeń zaczęli od paso doble — całą choreografię od początku do końca: od wprowadzenia na arenę byka, przez walkę z nim, aż po jego śmierć. Przetańczyli w pośpiechu dwa razy, gdy Ana stwierdziła wreszcie, że starczy. Układ był w miarę przećwiczony, należało spróbować z nowym, tym razem jive'em.

— Zgoda, ale też chcę mieć coś do powiedzenia — Rafał wtrącił się do jej idealnego planu, pomagając jej podnieść się z podłogi. — Dokształcałem się. Oglądałem filmy z turniejów.

— Uważasz, że to wystarczy? — spytała, przekręcając głowę na bok. — Proszę. Pokaż, co umiesz.

Odsunęła się w stronę ściany, zostawiając mu miejsce na parkiecie.

— Z największą przyjemnością.

Nie czekając na muzykę, zaczął podskakiwać, naśladując — jego zdaniem — najlepsze występy z telewizji i internetu. Ona poczęła się głośno śmiać, może nie tyle z jego umiejętności, a raczej jego mimiki. Ujęła ją ta jego pewna nieporadność w ruchu, zapewne improwizował. Należało tę niepewność skorygować. Jive to jeden z najprzyjemniejszych tańców, gdy się go oglądało. Wydaje się lekki i radosny, przypomina szalone zabawy lat przedwojennych. Może jeszcze nie wszystko było stracone.

— To chyba bardziej jive-style-freestyle — stwierdziła, gdy się jej skłonił.

— Z tobą może być wkrótce jive-professional — odrzekł szarmancko.

— Tego nie obiecuję, ale będziemy się starać.

Sama zaczęła tańczyć, demonstrując wyżyny swej gracji. Rafał jak zaczarowany dołączył do niej po chwili, próbując za nią nadążyć.

— Patrz i zapamiętaj choreo — poleciła. — Bo ja nigdy nie pamiętam swojego impro.

— Poważnie? Czyli jednak nie jesteś tak doskonała, jak sądziłem — odparł zaczepnie.

— Nigdy nie mówiłam, że jestem — odrzekła głębokim głosem, klaszcząc bezgłośnie, gdy jej biodra gibały się we własnym rytmie. — Jeśli ktoś inny ci to powiedział, to kłamał, więc masz powód, by przestać się z nim zadawać.

Jak zwykle zadzierała nosa, lecz nie miał jej tego za złe. Nigdy wcześniej nie poznał kobiety o tak zagmatwanej osobowości: surowej, a jednocześnie pełnej werwy. Starał się naśladować jej ruchy, dodając przy tym coś od siebie. Wyglądała na uszczęśliwioną z tego powodu.

— Nie najgorzej — przyznała, robiąc sobie przerwę. — Spróbujemy dziś z tym ruszyć. Zaczniemy daleko od siebie, potem będziemy się zbliżać.

— A co z imprezą tutaj? Już wiesz, pomożesz nam? — zagaił z innej mańki.

— Jak mnie dziś nie zawiedziesz, to może to załatwię na ten piątek — odparła tajemniczo, niecierpliwiąc się.

Zaśmiał się szczerze, kładąc ręce na biodrach.

— Wszystko już zarezerwowane, prawda? — upewniał się, rozczytawszy znaczenie tego rodzaju tonu.

— Może, ale nie masz pewności — cmoknęła na rozpoczęcie kolejnej rundy jive'a.

Udało im się skleić pół minuty układu i to przećwiczyć na tyle, by nie zapomnieć do przyszłego tygodnia. Instruktorka pierwszy raz od dawna wyszła z zajęć zadowolona. Rafaello wykazywał inicjatywę, to miła odmiana.

Wreszcie znalazł się ktoś, za kim nie musiałaby biegać. Tylko że... jakaś jej cząstka tego pragnęła. Pragnęła tej dziczy, którą sama w sobie nosiła, a w nim jej nie odnalazła. Rafał był miłą drogą do spokoju. Był uroczy, z twarzy też niczego sobie, a nawet coś więcej. Może też ciepło wspominała wszystkie spędzone z nim chwile. Może nawet się uśmiechała, gdy sięgała pamięcią do wspólnego tańca. Czuła, że jemu jedynemu naprawdę zależało na jej dobru. Tylko że... to nie wszystko. Jemu brakowało jeszcze trochę wariactwa. Bez tego nie byłaby w stanie żyć. Nawet z najpiękniejszym człowiekiem na ziemi nie byłaby w stanie wytrzymać, gdyby nie miał w sobie pierwiastka szaleństwa, tego artystycznego geniuszu, rozniecającego pożar wszędzie wokół. Od niego nie bił tak wielki ogień, a może po prostu potrzebował czasu, by go w pełni ujawnić?

Oby się to zmieniło, bo inaczej jej płomień wciąż będzie się palił dla takich zimnych drani jak Krzysztof. Dziś po jednej stronie miała dostojny walc Rafała, po drugiej ogniste tango Federica. Europejski salon przeciw latynoskiej wolności, a ona utknęła pośrodku tego bałaganu.

Victorze Hugo, ty to dla mnie zaplanowałeś?

Dlaczego nie miała prawa do miłości, której sama by pragnęła? Dlaczego musiała się schylać po czyjąś litość albo ledwie podziw? Dlaczego mogła liczyć tylko na uczucia osób, dla których ona była dawcą emocji, a na odwrót już to nie działało? Zawsze to ona była dla kogoś rozrywką, nigdy inaczej. Dlaczego nie mogła liczyć na uczucie kogoś podobnego do siebie? Była pożądana przez nudziarzy, a pogardzana przez równych jej w szaleństwie artystów. Przeciwieństwa się przyciągają, tak ludzie powiadają? Szkoda, że to wierutna bzdura. Tak ktoś ten świat urządził, iż tylko artysta może zrozumieć drugiego artystę. Zwykły człowiek może pragnąć artysty, by ten był jego nadwornym błaznem, lecz to nie przejdzie próby czasu. Artysta będzie gonić za innymi artystami, bo tylko oni dadzą mu szczęście i zrozumienie.

Zdarza się, że i artysta wybiera sobie do życia ozdobę czy też muzę, czasem natchnioną jak on sam, a czasem tylko piękny przedmiot do podziwiania i hołdowania żądzy. To także ją bolało. Bolało, że ona mogłaby zostać co najwyżej lalką wystawową dla urzędnika powiatowego, nikogo innego w tej roli nie interesowała. Artyści wybierali jeszcze piękniejsze trofea, a przede wszystkim bardziej uległe. Jej droga wiodła w stronę przepaści.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro