XL

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


     Nocą przymroziło i spadła niewielka warstwa śniegu, która zresztą stopniała do południa, lecz zdążyła wzbudzić w mieszkańcach apetyt na zimę. Tancerze z Radzieszyńca nieszczególnie się starali to ukrywać. Gdy Ana patrzyła na ich zaangażowanie podczas rozgrzewki, jej samej robiło się słabo.

— Możemy dzisiaj nic nie robić? — marudził Tadek, robiąc już dwudzieste okrążenie głową, najwyraźniej zapominając, iż nigdy nie robi się szyją pełnych kółek, co najwyżej połowy.

— Właśnie, zróbmy coś świątecznego — wtórowała mu Kala, a siostra posłała jej ukradkiem spojrzenie godne profesora przepytującego studenta.

— Co wy chcecie robić świątecznego? Tańczyć poloneza do W żłobie leży czy mazura do Z narodzenia Pana? — zdziwiła się instruktorka.

— Nie no, nie aż tak — wtrącił się Antek. — Wystarczy, że nie będziemy musieli skakać za bardzo, jakieś lżejsze ćwiczenia czy coś.

     Ana, widząc, że i tak wiele nie ugra, westchnęła ciężko i skapitulowała.

— W drodze wyjątku mogę wam dzisiaj zrobić przyspieszony kurs kadryla. Ale, ale! Pod warunkiem, że za tydzień będziemy ćwiczyć układ, żebyście przypadkiem go nie zapomnieli przez święta.

— Uuu, kadryl, zawsze chciałam się go nauczyć — ożywiła się Aniela, a piski uradowanych przyjaciółek Juli i Anki zdały się wyrażać to samo.

— Co to niby jest? — skrzywił się Kowal. — Brzmi jak nazwa konserwy.

— Powiedzmy, że taki zachodni odpowiednik poloneza, tylko trochę bardziej skoczny — Pani instruktor tego dnia miała nieprawdopodobnie dużo cierpliwości. Aż dziw, że zadała karnych ćwiczeń, zginających całe ciało w ósemkę. To pewnie ta słynna magia świąt tak działa.

— Niech będzie kadryl — Tadek postanowił już więcej się nie wykłócać. Na razie.

     Rozkazała im ustawić się w dwóch rzędach, panom po prawej, paniom po lewej, chyba że patrzyło się od drugiej strony, wtedy na odwrót. To nic, że par było ciut więcej, niż tradycyjny taniec wymagał. Anastazja nie zwracała na to uwagi, natychmiast przeszła do pokazywania kroków, wymijań, przemieszań par, czwórek i indywidualnych przejść, udowadniając przy tym, jak dobrze można się bawić podczas tańców salonowych. Wyglądało na to, że nawet początkowo niechętna temu męska część zespołu zmieniła zdanie, przyklękając na kolano i pozwalając koleżankom krążyć wokół. Z czasem na twarzach tancerzy pojawiły się iście dworskie, zalotne uśmiechy. Rafał dostrzegł coś na kształt zadowolenia także w oczach Anastazji, jednak daleko było temu do niekrytej radości, jaką tryskała Maria wraz z Jurkiem, oni, zdaje się, bawili się najlepiej. Mateusz sądził to samo o tańcu z Anielą, lecz bez wzajemności, Serafina zaś była tak sztywna w ciele, jak jeszcze nigdy. Zapewne myślała, że w ten sposób przybliży się do tych, którzy wykonywali kadryla dwieście lat wcześniej. Zabrakło jedynie stukotu obcasów, dopełniającego melodię. I może historycznych kostiumów, ale to na inny raz.

     Po dwóch godzinach szło im już całkiem przyzwoicie, przynajmniej tak powiedziała instruktorka. Gdy łaskawie pozwoliła im przejść do ćwiczeń rozluźniających, co większość potraktowała, jako zezwolenie na leżakowanie, Aniela, wyłamując się, podeszła do niej z najważniejszym pytaniem dnia, na co zmuszona była powiedzieć przykrą prawdę, iż Paco Wójcik do niej nie oddzwonił. Jeszcze.

    Po zajęciach instruktorka postanowiła pozostać chwilę dłużej w biurze. Trzymając w zębach końcówkę długopisu, patrzyła się tępo w przestrzeń za otwartymi drzwiami, być może zastanawiając się, jak korytarz wyglądałby w świątecznym wystroju, albo też myśląc o wcale nie niebieskich migdałach Federica, czy o tym, że zbliżał się kolejny beznadziejny koniec oraz początek jeszcze bardziej beznadziejnego przyszłego roku. Nigdy nie mogła zrozumieć, jak można się cieszyć z tego, że człowiek będzie znowu starszy o cały okrągły rok, pomijając już fakt, że każda przestawiona cyferka w dacie niosła tylko więcej cierpienia, więc w sylwestra powinno się raczej bić w pierś i pogrążać w żałobie. Może mentalnie blisko jej już do starego dziada, ale nie było to jej winą. To świat zmusił ją do takiego myślenia.

     Nie zauważyła, gdy w tych drzwiach pojawiła się męska sylwetka. Nieszczególnie ją to poruszyło, dopóki chłopak nie otworzył ust:

— Zgłaszam się — Rafał wyprostował się jak na defiladzie wojskowej.

— A do czego, przepraszam? — Ana wciąż jeszcze dryfowała po morzu swoich myśli.

— Do konkursu dla par.

— Poważnie? — Zmarszczyła czoło. A to dobre.

— Wiem, że nie masz nikogo odpowiedniego, a ja chcę spróbować. Udowodnię ci, że się nadaję.

     Jego zupełnie niepoparta żadnym powodem pewność siebie zbiła ją z tropu. Naprawdę myślał, że mógł ot tak po prostu powykręcać parę razy panną niczym wujek na weselu i wygrać. Och, jakże był naiwny.

— A kto ci będzie towarzyszył, święty Mikołaj? — kpiła, rzucając długopisem w stronę szafki z papierami.

Przerzucił górną część ciała przez dzielące ich biurko i patrząc jej prosto w oczy, ciszej rzekł:

— Ty.

     Jego usta zatrzymały się w pozycji samogłoski, jakby powtarzały jeszcze przez chwilę echem ten jeden, jedyny wyraz. Ona jednak była nieugięta.

— Ostro grasz, Rafaello — prychła, a mężczyzna znów się wyprostował.

— Wiem, ale jeżeli mamy mieć szansę, musisz wystąpić.

— Skąd wiesz? Myślisz, że będziesz w stanie za mną nadążyć? — zaśmiała się gorzko.

— Naucz mnie tego.

— Niech pomyślę. — Udała, że się zastanawiała nad tym, uciekając wzrokiem w sobie tylko znanym kierunku. — Hm, nie. Nie jesteś na to gotowy.

— Kto tak mówi, ty? — Tym razem to chłopak odważył się na cień ironii. — A może się boisz, że będziesz mieć tu konkurencję? Po prostu mi pozwól się wykazać.

    Ta postawa najwyraźniej jej zaimponowała, lecz tylko trochę.

— Niech będzie. Dostaniesz jedną szansę. Jeżeli uda ci się mnie przekonać, przynajmniej w najmniejszym stopniu, pozwolę ci ze mną trenować do tych zawodów.

— Tyle mi wystarczy. — Uśmiechnął się krzywo, splatając ręce za plecami. — Kiedy mam przyjść się sprawdzić?

— W środę na siedemnastą, jest wolna sala — oznajmiła i już otworzył usta, by coś odpowiedzieć, gdy dodała: — Ale po nowym roku.

    Sądziła, że w ten sposób go zniechęci lub może zdoła on do tego czasu zapomnieć, jak to bywa z terminami wizyt u lekarzy.

— Świetnie. Nie pożałujesz — Rafał wcale nie wyglądał, jakby miał zrezygnować, przynajmniej jego twarz nic podobnego nie zdradzała.

— Mam nadzieję.

    Trzeba przyznać, że ją zaskoczył. Po tym wszystkim niczego się jeszcze nie nauczył. Wciąż próbował ją oczarować. Mimo tego, co zobaczył, nadal się łudził. Nadal pozostawał pewny siebie i zadowolony. Niesamowite.

     Może wiedział więcej? Może wiedział to wszystko, co ona wyczuwała? To, że ona i Fryderyk nie mieli przyszłości? I dlatego wciąż walczył o nagrodę główną?

     Obym tylko ja w tej grze nie przegrała.

     Odprowadziła go wzrokiem, a niedługo później sama podniosła się ze starego krzesła i udała do domu, podśpiewując po cichu musicalowe hity, po raz pierwszy od dawna, od... nieważne. Wciąż sprawiało jej to ból, łącznie z powrotem do francuskiego kadryla, którego jeszcze nie tak dawno sama tańczyła na scenie. Czas mimo obiegowej opinii, wcale nie leczył ran, tylko je zabliźniał, a one wciąż istniały, tyle że były mniej widoczne. Co jakiś czas się odnawiały i potrzeba było cierpliwości, by znów je unieszkodliwić, co Ana usilnie czyniła, często niestety bezskutecznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro