XXXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


     Gdy w środę panna Nowak wróciła ze szkoły, zastała Fryderyka w kuchni ze słuchawkami na głowie, lecz jeszcze w stroju roboczym z logiem pizzerii na polówce, co zdradzało, że wrócił chwilę wcześniej i nie mógł się doczekać, by po tych kilku godzinach pracy w gastronomii wreszcie coś zjeść. Kiwał głową do rytmu, wrzucając makaron do wrzątku, lecz gdy ją spostrzegł, z miejsca zsunął sprzęt muzyczny na szyję, przerywając przy tym wszystkie inne czynności.

¡Hola, hermanita! Chcesz trochę pomidorowej?

— Pewnie! — odkrzyknęła natychmiast. Takiej propozycji się nie odmawia.

— Zaraz będzie gotowa. Możesz wyciągnąć sztućce i talerze.

     Marię nie trzeba było długo namawiać. Ustawiła cały zestaw naczyń obok kuchenki, a gdy Fede je zapełnił zupą, z gracją przeniosła je na stół wraz z łyżkami, po czym oboje zasiedli do posiłku.

Mamita jest? — spytała w oczekiwaniu na przestygnięcie obiadu.

— Na zakupach, niedługo wróci — Fede odpowiedział jej z czułością, jednak siostra spostrzegła, że jego umysł trochę odfruwał. Zgadywała, że właśnie grała mu w głowie jakaś melodia, być może coś nowego, co usiłował skomponować, mimo to postanowiła zaryzykować z czymś innym:

— Jutro znowu mamy zajęcia z Anastazją. Co o niej myślisz, hermano?

Ella es muy bella — powiedział niskim, głębokim głosem prawdziwego Latynosa, jakiego by się po nim nie spodziewała, po czym dodał: — I intrygująca.

    Nieoczekiwanie stanęła mu przed oczami. Śniła mu się ostatnio. W tej zmysłowej wizji, zawieszona na trapezie i dwóch jasnoróżowych szarfach na samym środku areny cyrkowej wiła się tylko dla niego. Uwiązana za stopę, zwisała głowa w dół, to znów wzbijała się wyżej, aby wirując spaść wprost w jego ramiona. Przypomniał sobie jej smukłe, umięśnione ciało, jej błękitne oczy; duże, malinowe usta; miękkie włosy, w których chętnie zatopiłby dłonie i subtelny zapach perfum. Pewien był, że wielu chciałoby ją złapać w talii i nie puszczać. Sam wolałby nie wyobrażać sobie jej tańczącej taniec brzucha...

, i jeszcze bajecznie się rusza. Zna się na salsie, ruedzie, tangu... — Z każdą kolejną nazwą tańca siostra przybliżała się do jego uszu, chcąc mu coś bardzo dyskretnie zasugerować.

Y canta — odrzekł, nie odrywając myśli od tej zjawy.

— Skąd to wiesz?

— Jestem wokalistą, hermanita. — stwierdził z pełnym przekonaniem. — Wokaliści wyczuwają innych wokalistów na węch.

— Ja jeszcze tego nie umiem. Nauczysz mnie, jak to się robi?

Sí, hermanita. Wiesz, że dla ciebie wszystko.

    Skończyła jeść, a słowa brata tylko ją ośmieliły.

— Skoro tak, mógłbyś zaprosić kiedyś Anastazję do nas kolację? Będzie mogła poznać mamitę i papę. Pośpiewamy trochę, potańczymy.

— Tobie chyba będzie łatwiej ją zaprosić po zajęciach.

— Ale ja bym wolała, żebyś ty ją zaprosił, queridísimo hermano. — Mówiła tak słodko, że musiał się zgodzić.

— Coś planujesz, hermanita. — Pokiwał palcem, wyczuwając jej zamiary. — Bien, zaproszę ją, jeżeli się spotkamy.

¡Maravilloso! — Ucałowała go w czoło. — To lecę, umówiłam się z Jurkiem.

¿Con este chico, hm? Bueno, tylko uważaj, hermanita, żeby się nie zakochać zbyt szybko.

Lo sé, Fede. ¡Hasta luego! — I już jej nie było.

    Czyli ja będę musiał wszystko posprzątać i umyć — westchnął Fede.

     Zawadzki, uśmiechnięty, czekał już na nią pod bramą. Widząc go, sama z miejsca się rozpromieniła i zbiegła po schodach niczym sarenka. Otworzył jej furtkę, a zaraz po tym skłonił się, wysuwając rękę niczym przedwojenny gentleman do tańca, na co ona odpowiedziała mu, kładąc nań swą delikatną dłoń.

    Ruszyli w stronę Pól Ryżowych, lecz skręcili przed nimi w boczną ulicę Hiacyntową, zwaną przez miejscowych Bewerlihils, gdyż na całej jej rozciągłości znajdowały się wille najbogatszych radzieszynian: niektóre starsze, niektóre młodsze, a wszystkie w stylu klasycznym i pięknie oświetlone. Maria bardzo lubiła tędy przechodzić. Rezydencje przypominały jej meksykańskie hacjendy, znane z opowiadań mamity. Przyrzekła sobie, że kiedyś odwiedzi jej ojczyznę, może nawet pomieszka tam jakiś czas, lecz nie za długo. Jej serce zdecydowanie należało do Radzieszyńca i nie zanosiło się na to, by miało się coś w tym względzie zmienić.

    Z Hiacyntowej zboczyli w Różaną, a stamtąd w Bohomolca, skąd przez Czachórskiego i długą ulicę Mickiewicza trafili na Krynicką, biegnącą blisko parku, a łącząc się z Mszalną, zarazem wprowadzała paradnie na rynek, obwieszony z każdej strony bożonarodzeniowymi dekoracjami.

    Zatrzymywali się kolejno przed większością sklepów, uzbrojonych w czerwień, złoto i zieleń, błagających o pozostawienie w nich swoich ostatnich oszczędności.

— Nie uważasz, że mój brat i Ana byliby doskonałą parą? — spytała nagle Maria, przerywając rutynowe rozmowy o szkole.

— Nie wiem, może? — Jurek nie bardzo wiedział, co w takiej sytuacji należałoby odpowiedzieć, więc objął ją ramieniem, gdy zatrzymali się przed witryną sklepu z pościelami i upominkami.

— Tylko pomyśl: oboje są dorośli, odważni i kochają muzykę. A pamiętasz ostatnią imprezę? Oni muszą być razem. Pomożesz mi ich zeswatać?

— Nie jestem pewien, czy powinniśmy się w to mieszać. To ich sprawa, niech sami to załatwią. Sama powiedziałaś, że są dorośli.

— Tak, ale możemy ich troszeczkę popchnąć w dobrym kierunku — zaatakowała go swoimi pięknymi, ciemnymi oczami i kurtyną rzęs. — Co ty na to?

— Wiesz, ja chyba nie mogę — odrzekł niepewnie, by zaraz zmienić kierunek rozmowy na bardziej odpowiadający jemu. — A co powiesz na tę bombonierkę z misiem? — Wskazał na pluszaka z czekoladkami.

— Śliczny. Ach, to jest myśl! Kupię go dla Anastazji i wręczę, kiedy będzie u nas na kolacji. Powiem, że jest od Fede.

— Właściwie miałem na myśli, że chciałem go kupić tobie.

— Och, naprawdę? — Dziewczyna nieco się zmieszała i spuściła wzrok. — Dziękuję, jesteś bardzo miły.

— To tylko dla ciebie, señorita. Kupiłbym dla ciebie wszystkie misie świata... o ile oczywiście miałbym za co.

— Nauczyłeś się od mojego brata? — zaśmiała się. — Dziękuję, nie trzeba aż tylu. Wystarczy jeden od serca.

— Więc chodźmy po niego. — Chwycił jej dłoń, a po chwili byli już w środku. Rozejrzeli się dookoła, a gdy zauważyli regał z misiakami, natychmiast do niego podeszli.

— W czymś pomóc? — spytała miła sprzedawczyni z włosami spiętymi w kok. — Może mogę coś polecić?

— Zastanawiamy się nad kupnem tego misia z czekoladkami, który był na wystawie — odparł Zawadzki, nie puszczając dłoni Marysieńki.

— Te z czekoladkami są obok, proszę za mną.

    Zaprowadziła ich więc w głąb do drugiego pomieszczenia, zastawionego nie tylko niedźwiadkami ze słodkościami, ale też innymi ciekawymi stworami: wielbłądami, końmi czy jakami.

— Misie z wystawy są tutaj, są z pluszu. Tu obok mamy też kozy z kaszmiru, owce. Momencik, zaraz znajdę też alpakę — ekspedientka nachyliła się pod stolik, skąd wyciągnęła kolejne mięciutkie cudo. — Proszę bardzo, prosto z Peru, z prawdziwej wełny alpaki. A czekoladki z Belgii.

— To naprawdę alpaka! — uradowała się Maria i wyglądało na to, że z miejsca się polubiły.

— Jest trochę droższa od misia — poinformowała kobieta, lecz Jurek, widząc blask w oczach przyjaciółki, nie mógł nie sprawić jej tej przyjemności. W końcu co bardziej pasowałoby do pięknej Latynoski niż maskotka z wełny równie latynoskiego zwierzęcia hodowlanego w kraju latynoskim? Tylko pochodzenie tych czekoladek nie pasowało, chyba że pomijając, że akurat te wytworzono w Europie, bo przecież kakao potrzebne do ich wyrobu zapewne pochodziło z Ameryki.

— Weźmiemy ją — zadeklarował Jurek, lecz towarzyszka z miejsca go upomniała: — Na pewno? To bardzo dużo.

— Tak, chcę to zrobić. Zresztą, tak dużo mi pomogliście z Fede przy gitarze. Gdybym zapłacił za te wszystkie godziny w studiu, wyszłoby jeszcze drożej. Chcę się odwdzięczyć, no i... zrobić coś dla ciebie.

— Zapłacę połowę — Maria obstawiała przy swoim, ale Jurek ostatecznie ją przekonał do swojej racji. Wyszli oboje zadowoleni z zakupu, bo alpaka była naprawdę przepiękna i milutka. Zawartość bombonierki zjedli po drodze. Kilka pralinki zawierające chilli spowodowały przyjemne pieczenie na językach, zaś te z cynamonem i wanilią przypomniały dziewczynie smaki, które dobrze znała z kuchni swojej mamy, zsyłając nań błogie poczucie beztroski.

    Przeszli obok kamienicy Kawskich, pod którą Nowakowie w ciepłych miesiącach spędzali wolny czas z instrumentami. Jurek westchnął, marząc, że kiedyś otrzyma szansę, by do nich dołączyć, choćby miało się to wydarzyć raz jeden w całym jego życiu. Gdy przysiedli na ławce nieopodal, pomyślał znów jeszcze o prośbie, jaką złożyła mu dziś towarzyszka. Doskonale pamiętał ostatnią imprezę — bardzo trudno było coś takiego puścić w niepamięć. Przyszło mu do głowy, że może gdyby Anastazja i Federico się zeszli, miałby jego siostrę na własność. Nasuwały się wątpliwości, czy w takim przypadku Ana odpuściłaby im na zajęciach, czy wręcz przeciwnie, dokręciłaby śrubę jeszcze mocniej.

    Postanowił nie martwić się tym zbytnio, przynajmniej nie tego dnia. Ten wieczór należał tylko i wyłącznie do ich dwojga. No i może do uroczej alpaki pomiędzy nimi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro