~☆~Rozdział IX~☆~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zerwałam się do pozycji siedzącej i zaczęłam szybko oraz ciężko oddychać. Zauważyłam, że przy oknie stoi Lady Galadriela. Gdy usłyszła, że wstałam powiedziała.

-Wiem o czym śniłaś.

-Ja nic już nie rozumiem- powiedziałam łapiąc się jednocześnie za głowę. Z oczu poleciało mi parę łez, które szybko wytarłam.

-Nie rozumiesz, ale możesz zrozumieć.

-O co chodziło w tym śnie?- zapytałam łamiącym się głosem.

-Czy na pewno chcesz to wiedzieć?- osdpowiedziała mi pytaniem na pytanie Lady Galdriela.

-Nie chcę, ale muszę- ona tylko pokiwała głową na moją odpowiedź i zaczęła mówić- ta pierwsza scena pokazywała przyszłosć, a ta druga przeszłość.

-Ta postać w czarnej pelerynie- przypomniał mi się jej uśmiech przez co przeszły mnie ciarki.

-To byłaś ty w przyszłości jak wykonasz misje, którą powierzył ci Saruman- odpowiedziała, a ja cała się spięłam. Ona wiedziała?- przede mną nic się nie ukryje dziecko- odpowiedziała jakby czytała mi w myślach.

-Ja...- chciałam coś powiedzieć lecz ona mi przerwała.

-A ta druga scena pokazywała ciebie w przeszłości.

-Mnie?- zapytałam.

-Tak. Ta kobieta na początku to była twoja matka Yocheved. A elfka, która cię potem znalazła to zmarła żona Sarumana Białego- odpowiedziała.

-Czyli on nie jest tak naprawdę moim ojcem?- zapytałam chociaż już znałam odpowiedź na to pytanie. Ona pokiwała twierdząco głową, a ja poczułam, że chyba się zaraz rozpłaczę. Byłam okłamywana całe swoje życie. Poszłabym za nim na koniec świata, a on mnie tak paskudnie okłamał.

-Ale kochał cię jak własną córkę- powiedziała elfka. Niestety to nie zmienia faktu, że mnie okłamał.

Poczułam na ramieniu dłoń, która należała do Galdrieli. Schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego ja? Zapytałam samą siebie. Poleciało mi z oczu kolejne parę łez. Wytarłam je a po chwili powiedziałam.

-Nie chcę by tak wyglądała moja przyszłość.

-Możesz ją jeszcze zmienić- stwierdziła Lady Galadriela.

-Jak?- zapytałam chociaż znałam już odpowiedź- misja- szepnęłam, a elfka kiwnęła głową po czym powiedziała:

-To od ciebie zależy przyszłość- po powiedzeniu tych słów wyszła z pokoju zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Dopiero teraz miałam okazję rozejrzeć się po pokoju, ale problem w tym, że już go nie było wszystko było białe.

----------~☆~----------

Otworzyłam oczy i gwałtownie się podniosłam do pozycji siedzącej. Okazało się że jestem w jakimś dużym namiocie z łóżkami razem z całą resztą drużyny pierścienia.

-Obudziła się- powiedział z uśmiechem Mary i już chciał do mnie podejść jak cała reszta, ale ja podniosłam gwałtownie ręke.

-Jeśli ktoś do mnie podejdzie to słowo daję, że dostanie toporem Gimliego.

-Ej- odezwał się krasnolud.

-No co? Swojego nie mam- powiedziałam wstając z łóżka. Chciałam chwilę pomyśleć, ale nie było mi to dane, ponieważ ciągle byłam czymś rozpraszana, więc postanowiłam pójść do lasu. Ubrałam swoją pelerynę i ruszyłam w kierunku wyjścia.

-Gdzie idziesz?- zapytał mnie Boromir.

-Pomyśleć- odpowiedziałam- i jeśli ktokolwiek pomyśli o tym by ruszyć za mną to dostanie toporem- podroziłam im.

-Weź ty zostaw mój topór w spokoju- powiedział naburmuszony Gimli.

Ruszyłam we wcześniej wspomnianym kierunku i gdy już byłam sama zaczęłam powoli śpiewać.

Serce prowadź mnie
Muszę mieć odwagę
Patrzeć wstecz nie warto już
Ludzie mówią mi, że mam zawsze wybór
Którą drogą mam więc pójść?
Czy w wielkim świecie zgubię się?
Jaka przyszłość czeka mnie?

Dotrę tam gdzie ktoś będzie czekał na mnie
Spełnią się nareszcie sny
Będą witać mnie
Zniknie strach i pustka
Wreszcie dom gdzie mogę żyć
Tam nowe życie zacznie się
Jaka przyszłość czeka mnie?

Wiem, że mam dom
W głębi serca czuję, że ktoś kocha mnie
Wiem, że mam dom
Gdy go znajdę będę wiedzieć już kim jestem

Z każdym krokiem w przód
Rodzi się nadzieja
Dokąd poprowadzi mnie?
Kiedy dowiem się
Kim naprawdę byłam
Znajdę wreszcie życia sens
Tak! Niech się stanie cud
Nie chcę błądzić już
Moje serce czuje to, że znajdę dom
Mój dom

Nagle poczułam, że jestem obserwowana. Odwróciłam się i zobaczyłam opierającego się o drzewo Boromira.

-Słyszałem o tym, że ładnie śpiewasz, ale nie miałem okazji jeszcze posłuchać- powiedział z uśmiechem.

-Rozumiem, że mam iść po topór Gimliego?- zapytałam z sarkazmem.

-Schował go w obawie przed tobą- zaśmiał się krótko i zaczął do mnie podchodzić.

-Czyli nie mam jak cię ukarać- powiedziałam z udawanym smutkiem.

-Niestety- powiedział z uśmiechem i podszedł jeszcze pare kroków- a wracając do wcześniejszego tematu bardzo ładnie śpiewasz.

-Dziękuje- powiedziałam i może teraz było między nami około dwóch kroków różnicy.

Nagle z drzewa spadł Pippin.

-Co ty tu robisz?- zapytałam leżącego hobbita.

-Mary, chyba zostałem namieżony- powiedział i szybko wstał po czym pobiegł w kierunku najbliższych krzaków. Zaśmiałam się razem z Boromoirem i ruszyłam w kierunku wejścia do pałacu, a on za mną.

Gdy byliśmy na miejscu usiadłam na swoim łóżku, ale o dziwo w namiocie byli wszyscy oprócz Maryego, Pippina i Legolasa. Ciekawe gdzie są hobbity i elf.

Wzięłam do ręki swoją gitarę i zaczęłam grać spokojną melodię.

(Posłuchajcie tyle ile chcecie)

Po chwili do środka wszedł Legolas, po czym usiadł obok mnie po czym zaczął słuchać i nicić. Chyba jako jedyny rozpoznał tę piosenkę. Nie dziwię się bo należy ona do elfickich pieśni. Po chwili wyjął z kieszeni małą harmonijkę i zaczął dogrywać na niej. Reszta drużyny usiadła na swoich łóżkach i z tego co zauważyłam wsłuchała się w piosenkę.

Gdy skończyliśmy grać położyłam się i zamknęłam na chwilę oczy. Muszę się zapytać Lady Galdrieli o ten sen. Czy nie był to przypadkiem wytwór mojej wyobraźni.

Otworzyłam oczy i wstałam z łóżka wyszłam na chwilę na zewnątrz i zobaczyłam siędzącego przy jednym z drzew Boromira.

-Idź na spoczynek. Granice są dobrze strzeżone- powiedziałam podchodząc do niego.

-Nie zaznam tu spokoju- stwierdzil ze zrezygnowaniem- słyszałem w myślach jej głos. Mówiła o moim ojcu i Gondorze- kontynuował- powiedziała mi: "Jeszcze jest nadzieja"- spojrzał na mnie- ale ja jej nie widzę. Straciliśmy ją dawno temu- gdy to powiedział usiadłam obok niego. Zaczął mówić dalej- ojciec to prawy człowiek. Ale jego rządy upadają. A nasi...- przerwał na chwilę-... nasi poddani tracą wiarę. Pragnie bym coś zmienił. Zrobiłbym to. Wskrzesiłbym chwałe Gondoru- znowu na mnie spojrzał- Widziałaś ją? Białą wieżę Ectheliona, połyskliwą jak iglica z pereł i srebra. Jej proporcje unosi poranny wietrzyk. Czy przyzywał cię czysty dźwięk srebrnych trąb?

-Widziałam Białe Miasto- odpowiedziałam- dawno temu.

-Pewnego dnia los nas tam zaprowadzi- powiedział- strażnik z wierzy zawoła: "Powrócił Władca Gondoru!".

Siedzieliśmy tak do późna rozmawiając na różne tematy, aż w końcu znurzył nas sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro