~☆~Rozdział XXII~☆~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam powoli oczy, ale szybko je zamknęłam, bo nagle oślepiło mnie światło. Ponowiłam próbę, która się udała. Okazało się, że jestem w jakiejś dużej sali, najwprawdopodobniej w Minas Tirith.

Spróbowałam się podnieść do pozycji siedzącej, lecz nie pozwoliło mi na tą czynność bolące ramie. Jęknęłam cicho. Zaczęły mi się przypominać wydarzenia z wojny. Orkowie, ból i  ciemność.

W tym momencie zauważyłam, że dookoła mnie znajdują się inne łóżka z osobami rannymi w bitwie, oraz to, że obok mnie siedzi Boromir. Miał zamknięte oczy, więc wywnioskowałam, że po prostu śpi.

Założyłam mu delikatnie kosmyk włosów za  ucho co sprawiło, że się obudził.

-Cassandra- powiedział jednocześnie mnie przytulając, co sprawiło, że zabolało mnie ramię, więc cicho jęknełam.

-Przepraszam- powiedział po czym szybko się ode mnie odsunął.

-Nic się nie stało- stwierdziłam i zapytałam- ile tu już leżę?

-Nie długo. Jeden dzień- odpowiedział.

Westchnęłam.

-Pomożesz mi wstać?- zadałam kolejne pytanie.

-Jasne- powiedział po czym mi pomugł stanąć na nogach.

-Na szczęście tylko lewe ramię zostało ranne- stwierdziłam.

-Choć do innych- powiedział- lepiej, żeby wiedzieli, że się obudziłaś. Wiesz jak się hobbity o ciebie zamartwiały.

-Serio?- zapytałam ze zdziwieniem- czyli jednak ktoś z nich mnie lubi- tym razem na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

Doszlismy do wielkiej sali w której znajdowali się Aragorn, Gandalf i jakiś mężczyzna, którego nie znałam. Gdy weszliśmy, czy wszystkich powędrowały w naszym kierunku.

-Cassandra!- powiedział uradowany Gandalf.

-Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie- stwierdziłam z uśmiechem.

-My się chyba nie znamy- powiedział meżczyzna jednocześnie do mnie podchodząc.

-Cassandra.

-Faramir, brat Boromira- powiedział całując delikatnie zewnetrzną część mojej prawej dłoni.

- Miło poznać- powiedziałam zerkając na Boromira. Miał poważną minę i patrzył ciągle na Faramira. Czyżby był zazdrosny?

-Nawzajem.

Do sali weszli Eomer, Legolas i Gimli.

-Cassandra- powiedzieli jednocześnie Elf i Legolas.

-Wynik- powiedział Elf. Oni tylko o jednym.

-Najpierw wasze.

- Czterdzieści jeden- powiedział krasnolud.

-Czterdzieści dwa- odezwał się elf.

-Piędziesiąt trzy- powiedziałam dumnie.

-O co chodzi?- zapytał zdezorientowany Boromir.

-Później ci powiem.

-Mój wzrok nie sięga już Froda- powiedział po chwli ze smutkiem Gandalf- ciemność się poglębia.

-Wiemy, że Sauron nie ma Pierścienia- stwierdził Aragorn.

-To tylko kwestia czasu- odparł czarodziej- tak, poniósł klęske, ale za murami Mordoru Nieprzyjaciel przegrupowuje siły.

-Niech tak tkwią- odezwał się Gimli- niech gniją! Co nam do tego?

-To, że między Frodem a Górą Przeznaczenia stoi dziesięć tysięcy orków- powiedziałam do krasnoluda.

-Posłałem go na śmierć- zaczął mówić Gandalf, lecz przerwał mu Aragorn.

-Nie. Wciąż jest nadzieja. Frodo potrzebuje czasu i bezpiecznej drogi przez Gorgoroth. Zapewnijmy mu to.

-Jak?- zapytał Gimli.

-Wywabiając armie Saurona z Mordoru. By nikt tam nie został. Zbierzmy siły i idźmy nad Czarną Bramę.

Krasnolud zakrztusił się dymem z fajki.

-Nie pisane nam zwycięstwo- stwierdził Eomer.

-Nam nie. Ale Frodo zyska wieksze szanse, jeśli Oko Saurona skupi się na nas. Niech będzie ślepe na wszelki inny ruch.

-Odciągniemy jego uwagę- odezwał się elf.

-To pewna śmierć- powiedział Gimli- nikłe szanse powodzenia. Na co czekamy?- zaśmiałam sie cicho na jego wypowiedź.

-Sauron spodziewa sie podstępu- stwierdził Gandalf- nie chwyci przynęty.

-Sądze, że chwyci- powiedział cicho  Aragorn- wszyscy zdolni do walki i uzbrojeni niech się zgromadzą przed wejściem głównym.

Wszyscy ruszyli do zbrojowni, a ja za nimi. Szłam korytarzem, ale zatrzymał mnie głos Boromira.

-Gdzie idziesz?- zapytał.

-Idę z wami- powiedziałam.

-Nie, nie idziesz. Zostałaś ciężko ranna.

-Nie będe siedzieć tu i czekać, podczas gdy wy będziecie tam ryzykować życie- dalej trzymałam na swoim. Zatrzymałam się w miejscu, a mężczyzna postąpił tak samo.

-Cassandra- powiedział cicho kładąc swoje dłonie na moich ramionach- proszę cię. Nie jesteś w stanie walczyć tylko jedną ręką- przerwał na chwile- nie chcę cię stracić.

-A ja nie chcę stracić ciebie-  przytuliłam się do jego torsu.

-Nie stracisz- szepnął. Usłyszeliśmy za sobą kroki, więc się od siebie odkleiliśmy. Okazało się, że to nie kto inny jak Gimli.

-Dobra gołabeczki- powiedział z dwuznacznym uśmiechem- Boromir choć. Aragorn cię potrzebuje przy grupowaniu żołnierzy.

-Jest wogóle co grupować?- zapytał z drwiną mężczyzna.

-Widocznie tak- odparł krasnolud.

Ruszyli korytarzem, a ja stałam jak słup soli na środku pustego korytarza, aż Boromir i Gimli nie znikną za zakrętem. Poczułam łzy w kącikach oczu. Jedna z nich spłynęła mi po policzku. Wytarłam ją i ruszyłam w kierunku jednej z sal. Stanęłam przed dużym oknem i patrzyłam jak moi przyjaciele odjeżdżają narażając swoje życie. Wypatrzyłam w tłumie Boromira, który również mnie zauważył. Uśmiechnął się pocieszająco w moim kierunku i odjechał za Aragornem.

Ktoś obok mnie stanął. Odwróciłam głowę w kierunku tej osoby. Okazało się, że to Faramir- brat Boromira.

-Zależy ci na nim- stwierdził.

-To bardzo dobry przyjaciel- powiedziałam.

-Nie w tym sensie- spojrzał na mnie.

-Może tak, ale nie wiem czy warto o tym myśleć, gdy może już nie wrócić.

-Wróci. Wszyscy wrócą. Czuję to-powiedział. Pokiwałam powoli głową. Po krótkiej chwili odwrocił się i ruszył w kierunku wyjścia.

-Faramir- powiedziałam, a on odwrócił się w moim kierunku- dziękuje.

-Za co?- zapytał zdziwiony.

-Za nadzieję- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się w jego kierunku, co on odwzajemnił po czym wyszedł.

Usiadłam, przy stojącym w rogu fortepianie. Dawno nie grałam. Dobrze mi to zrobi. Przejechałam palcami po klawiszach i zaczęłam grać po chwili dołaczając śpiew.

(Nie patrzcie na teledysk, chodzi o samą melodię i słowa)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro