|Rozdział III|*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko otworzyłam oczy poczułam lekko oślepiające promienie słońca. Jęknęłam zirytowana i przewróciłam się na drugi bok, wtulając twarz w poduszkę. Nie wiem ile tak leżałam, ale po chwili otworzyłam oczy i podniosłam się szybko do pozycji siedzącej.

Narada.

Wstałam sprawnie z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej luźne spodnie oraz ciemną koszulę. O jakieś dodatki, albo jakieś inne rzeczy nie dbałam. Nie miałam na to czasu. Wzięłam jedynie jeden ze swoich sztyletów, który schowałam do pokrowca i włożyłam za spodnie. Zawsze trzeba być przygotowanym na wszystko. Gdy już się przebrałam i rozczesałam szybko włosy to wyszłam z pokoju kierując swoje kroki na miejsce spotkania.

Gdy tylko doszłam na jeden z dziedzińców odetchnęłam z ulgą, gdyż na razie była tam jedynie połowa osób, co wywnioskowałam po liczbie zajętych miejsc. Uspokoiło mnie to, że nie przybyli jeszcze wszyscy. Czyli nie jestem ostatnia. Ucieszyłam się na tę myśl.

Podeszłam do jednego z miejsc, po czym usiadłam, zakładając nogę na nogę. Po dłuższym czasie przybyły kolejne osoby, jednak dalej nigdzie nie było widać Gandalfa, ani Elronda.

Rozejrzałam się. Dawno nie widziałam tak wielu różnych ras w jednym miejscu. Elfowie, krasnoludy, ludzie.

Znudzona, wyjęłam ze spodni sztylet i zaczęłam obracać go w dłoni, czytając jednocześnie napisany na nim tekst, który swoją drogą znam już na pamięć. Dostałam go niegdyś od Sarumana. Nie pamiętam już z jakiej okazji, gdyż było to dawno temu, ale przypuszczam, że była to ważna okazja skoro mi go dał. Wnioskuję to z tego, że jest on zrobiony z prawie niezniszczalnego metalu, ale za to bardzo lekkiego- Mithrilu.

Po jakimś czasie przybyli również przedstawiciele Gondoru w czym i Boromir z którym miałam wczoraj przyjemność zamienić kilka zdań. Usiedli niedaleko mnie, a akurat obok mnie usiadł nowo poznany mężczyzna. Przypadek?

Kątem oka go obserwowałam, jednak przestałam gdy to on zaczął się przyglądać temu co robię. Doskonale go rozumiem. Sama się strasznie nudzę, ale co ciekawego w zabawie sztyletem? W sumie... to sama mogę sobie zadać to pytanie.

-Co to za język?- zapytał, jednak ja go zignorowałam. Przynajmniej teraz znam odpowiedź na moje poprzednie pytanie, a mianowicie "co go, aż tak bardzo zainteresowało?"- odpowiesz mi?- zadał kolejne pytanie, jednak zaraz po nim sobie odpuścił.

-To czarna mowa mordoru- dopiero teraz odpowiedziałam półgłosem.

-Mordoru?- zapytał zdziwiony.

-Jak sama nazwa wskazuje posługują się nim w Mordorze- wytłumaczyłam to jak dziecku- a po jakimś czasie zaczęto również i w Isengardzie, z którego pochodzę.

-Jesteś...- nie dałam mu dokończyć.

-Wychowanką Sarumana Białego- odparłam szybko, nie odwracając wzroku od swojej broni. Byłam świadoma, że krążą o mnie różne opowieści jak i również plotki, a już szczególnie w karczmach, gdy ludziom zaczyna brakować tematów do rozmów. "W Isengardzie jest tylko jedna kobieta. Kobieta bez imienia"- mawiają. Skąd to wiem? Proste. Słyszałam te opowieści. W końcu nie raz spędzałam czas w jakiejś karczmie, gdy noc nieuhronnie się zbliżała, a ja musiałam gdzieś spędzić noc. Moje krótkie rozmyślania, przerwał głos Gondorczyka.

-Naprawdę?

Nie odpowiedziałam, jednak była to dla niego pewnego rodzaju odpowiedź.

Po niedługiej chwili przyszła cała reszta zaproszonych osób, więc rozpoczęliśmy obrady. Najbardziej zaintrygował mnie pewien hobbit, który przybył razem z Gandalfem i Elrondem. Dawno nie widziałam żadnego osobnika z tej rasy. Ostatni raz było to jakieś kilkadziesiąt lat temu, również w Rivendell.

-Nieznajomi z daleka, starzy przyjaciele- zaczął Elrond a potem znów zaczął powoli mówić- przeciwstawiamy się groźbie Mordoru. Śródziemiu grozi zagłada. Nikogo nie ominie. Musicie się zjednoczyć lub ulec. Nad wszystkimi rasami wisi jedno fatum- przejechał po wszystkich uważnym wzrokiem. Zatrzymał swój wzrok na hobbicie, który siedział tuż na przeciwko mnie. Uważnie mu się przyglądałam. Po co jest tu hobbit? To było jedyne pytanie, które krążyło w mojej głowie. Elrond kontynuował- Przynieś pierścień Frodo- zwrócił się do niego, po czym wskazał ręką na kamienny stół na środku. Hobbit wstał i posłusznie go tam położył.

Zmrużyłam oczy jednocześnie przenosząc wzrok na maleńki przedmiot. Gdy tak mu się przyglądałam dłuższą chwilę, poczułam jak moje myśli zachodzi mgła, a w głowie pojawiają się różne myśli, obiecujące wiele. Bogactwo. Władzę. To prawdziwy pierścień Saurona. Teraz byłam tego pewna.

Przymknęłam oczy, myśląc, że w ten sposób głosy w głowie znikną, jednak tak się nie stało. Z trudem postanowiłam je zignorować.

-A więc to prawda- szepnął Boromir, ale ja go usłyszałam. Po chwili wstał i zaczął mówić- śniło mi się raz... ciemniejące niebo na wschodzie... i blada poświata na zachodzie. Słyszałem głos: "Twoje przeznaczenie jest blisko. Znalazła się zguba Isildura."- pokierował rękę w stronę pierścienia i już miał go dotknąć, ale powstrzymali go Elrond i Gandalf. Ten drugi zaczął wypowiadać jakieś zaklęcia w języku, którzy znali tylko nieliczni, żyjący poza Mordorem, a wokół nas robiło się coraz ciemniej. W końcu Czarodziej się uspokoił a niebo wróciło do normy.

-Nikt się nie odważył mówić w Imladris tym językiem- powiedział Elrond.

-Nie będę prosił o wybaczenie- tym razem odezwał się Gandalf- Czarna Mowa Mordoru może jeszcze dotrzeć w najdalsze kąty Zachodu! Ten pierścień to zło wcielone!

-To dar- znów odezwał się Boromir- dar dla wrogów Mordoru. Wykorzystajmy go. Mój ojciec, Namiestnik Gondoru, długo trzymał Mordor w szachu. Krew naszych braci zapewniała bezpieczeństwo waszym ziemiom- ciągnął dalej. Wiedziałam, że mówi głupoty, jednak postanowiłam się nie wtrącać i obserwować dalszy bieg wydarzeń w odpowiedniej odległości.

-Nie posłucha żadnego z nas- tym razem odezwał się jeden z mężczyzn- pierścień zna tylko jednego pana. Saurona.

-Co strażnik może o tym wiedzieć?- zapytał z sarkazmem Boromir. W tym momencie gwałtownie zerwał się ze swojego miejsca jeden z elfów.

-To nie byle strażnik. To Aragorn syn Arathorna. Jesteś mu winien posłuszeństwo.

-Aragorn- powiedział cicho Boromir- Następca Isildura?- tak jak mężczyzna nieco się zdziwiłam. Byłam pewna, że ten ród już dawno wymarł. Najwidoczniej się myliłam. Saruman nie będzie zadowolony, gdy mu o tym powiem.

-Następca tronu Gondoru- po raz kolejny wtrącił się elf.

-Legolsie usiądź- poprosił cicho Aragorn w języku elfów.

-Gondor nie ma króla- powiedział Boromir- nie potrzebuje go- po tych słowach skierował się w kierunku swojego siedzenia i na nim usiadł. Spojrzał na Aragorna jeszcze raz wzrokiem pełnym nienawiści.

-Aragorn ma rację. Nie możemy go użyć- powiedział Gandalf Szary.

-Jest tylko jedno wyjście- zaczął mówić Elrond- Pierścień trzeba zniszczyć.

-Więc na co jeszcze czekamy?- zapytał jeden z krasnoludów. Podniósł się ze swojego miejsca i podniósł swój topór. Zamachnął się, ale zaraz po uderzeniu, jego broń rozsypała się na małe kawałeczki. Natomiast on się przewrócił plecami na podłogę. Pierścień dalej leżał, jakby nienaruszony.

-Gimli, synu Glóina, zniszczenie pierścienia przerasta nasze możliwości- powiedział Elrond- Ukuto go w ogniu Góry Przeznaczenia. I tylko tam będzie unicestwiony. Trzeba go zanieść do Mordoru i cisnąć w płomienie z których powstał. Jeden z was musi się tego podjąć.

-Nie można tak po prostu wejść do Mordoru- powiedział po chwili milczenia Boromir- jego bram nie strzegą sami orkowie. Czai się tam zło, które nie śpi. A wielkie Oko trwa na straży. To jałowe pustkowie pełne ognia, popiołu i pyłu. Powietrze to zatrute opary. I dziesięciotysięczna armia nic nie wskóra. To szaleństwo- pokręcił głową. W zupełności się z nim zgadzam.

-Nie słyszałeś Elronda?- poderwał się Legolas- trzeba go zniszczyć!- a mówią, że elfy są najspokojniejszą rasą w Śródziemiu. Nawet ja jestem bardziej spokojna.

-I ty to zrobisz co?- zapytał z gniewem Gimli.

-A jeśli się nie uda i Sauron odzyska pierścień?- krzyknął Boromir.

-Wolę śmierć niż oddać pierścień elfom!- krzyknął krasnolud i w tym momencie zaczęła się pradziwa kłótnia. Dosłownie każdy się kłócił. Głównie krasnoludy i elfy, ale ludzie jak to ludzie również musieli się wtrącić. Jedynie ja i Frodo dalej siedzieliśmy na swoim miejscu. Bawiłam się sztyletem w duchu dusząc się ze śmiechu. Podrzuciłam go do góry, przy czym zrobił kilka obrotów i z powrotem wylądował w mojej dłoni. Jeśli będzie tak dalej szło to niemal od razu zwinę im pierścień. Nagle wstał Frodo i krzyknął:

-Ja to zrobię!- wszyscy zamilkli i odwrócili się w kierunku Hobbita. Ja zdziwiłam się równie bardzo co oni- zaniosę pierścień do Mordoru. Chociaż... nie znam drogi- poważnie? Hobbit? Przecież to będzie jak zabranie dziecku zabawki. Miałam ochotę się roześmiać, jednak nie mogłam tego pokazać, więc moja twarz dalej jedyne co wyrażała to powagę i zainteresowanie, którego nie umiałam powstrzymać.

-Pomogę ci dźwigać to brzemię- powiedział Gandalf i za nim stanął- dopóki spoczywa na twoich barkach.

-Jeśli żyjąc lub ginąc mogę cię ocalić, zrobię to- powiedział Aragorn- masz mój miecz.

-I mój łuk- odezwał się Legolas.

-I mój topór- wstał Gimli. Obiecywałam Sarumanowi, że wyruszę razem z powiernikiem, więc dorzuciłam swoje trzy grosze.

-I moje sztylety- powiedziałam wstając. Trochę do niego tych istot dołączyło, ale poradzę sobie. Już nie takie rzeczy robiłam.

-Nasz los jest w twoich rękach- stwierdził Boromir- skoro taka jest wola rady, Gondor ją wesprze- przerwał spoglądając w moim kierunku- a poza tym ktoś musi mieć na nią oko- dodał za co spiorunowałam go wzrokiem.

Po chwili dołączyło do nas jeszcze trzech hobbitów i z tego co wywnioskowałam przyjaciół Froda. Nie dołączyłam tu tylko po to, żeby opiekować się dziećmi. Nie jestem jakąś opiekunką. Nieco się oburzyłam, ale dalej siedziałam cicho. Wytrzymasz- powtarzałam sobie. Wytrzymasz.

-Dziesięciu piechurów. Niech tak będzie Tworzycie Drużynę Pierścienia- powiedział z uśmiechem Elrond.

Korekta: 12.04. 2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro