|Rozdział V|*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po jednej stronie strome, gołe skały, a po drugiej szeroka rzeka, której woda mimo, że czysta zdawała się być wręcz czarna.
Słońce już dawno chyliło się ku zachodowi, a niebo spowite było ciemnymi chmurami, dając wrażenie nocy.

Po dłuższym czasie marszu dotarliśmy pod miejsce w jakim pojawiały się wrota do kopalni. Niedługo czekaliśmy na to co się stanie. Jak na zawołanie księżyc pojawił się na niebie, obdarzając wszystko dookoła swym blaskiem.W końcu rzucił swe światło również na kamienną ścianę, która stała się jakby jaśniejsza, a pod jego dotykiem pojawiały się na niej różne symbole, przypominające kształtem drzwi. Wyglądało to jakby ktoś je malował, a musiała być to ręka wprawiona, gdyż wszystko było równe względem siebie, a zarazem dobrze przemyślane.

-Drzwi do Morii- wyszeptał Gimli, okazując przy tym nielada zadowolenie. Delikatnie się uśmiechnęłam mimo, że w sercu czułam niepokój narastający się z każdą chwilą.

-Napis głosi: "Wrota Durina Władcy Morii- Gandalf zaczął czytać połyskujący błękitem napis- powiedz przyjacielu i wejdź"- dokończył dokładnie obwieszczając każde słowo.

-Co to znaczy?- zapytał Merry.

-Jeśli jesteś przyjazny i znasz hasło wrota się otworzą- wytłumaczyłam mu, podchodząc bliżej drzwi, a Gandalf zadowolony, że to nie on musiał mu to tłumaczyć zaczął próbować otworzyć drzwi za pomocą jakiegoś zaklęcia po elficku. Linie, tworzące symbole zaczęły świecić mocniej, jednak nic więcej się po tym nie wydarzyło.

Zniechęcona po kolejnych jego nieudanych próbach, postanowiłam pomóc Aragornowi i Samowi przy wypuszczaniu naszych koni. Nic nam po nich w kopalni. Tylko by zawadzały, a nasze tępo byłoby o wiele wolniejsze.

Podeszłam do swojego konia, by zdjąć z niego cały osprzęt, a gdy był już gotowy od galopować, chwyciłam go za grzywę i przysunęłam bliżej siebie.

-Czekaj na mnie przy wyjściu z kopalni. Wiesz którą drogę najlepiej wybrać- wyszeptałam po elficku, na co on bez zawahania ruszył przed siebie z galopem. Czeka go długa droga. Uśmiechnęłam się. Przyda mi się jeszcze. To wiem na pewno.

Podeszłam do jednej z dużych, płaskich skał, po chwili na niej siadając. Obok siedział Gondorczyk wpatrzony uważnym wzrokiem w wodę rzeki, jakby chciał coś w niej wypatrzeć. Poprowadzona ciekawością również chwilę utrzymałam tam swój wzrok, jednak nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy.

Zniechęcona zerknęłam na czarodzieja, próbującego coraz to nowszych zaklęć, którymi chciał przełamać magiczny zamek.

-To na nic- dosłyszałam, zaraz po tym jak usiadł niedaleko. Na jego twarzy dostrzegłam zmartwienie i niechęć.

To nie może być prawda.Wielki Mithrandir nie może się poddać. Nie w takim momencie.

Napędzona nowymi chęciami i siłami wstałam z zimnego kamienia, by zaraz po tym podejść do tajemniczych znaków.

Przeczytałam ostatnie zdanie jeszcze raz.

-Powiedz przyjacielu i wejdź- wyszeptałam, obalając w swoim mózgu wszelkie blokady. Dostałam motywację, której nie zamierzałam zmarnować i nagle mnie olśniło.- To jakaś zagadka- powiedziałam już głośniej.

-No co ty nie powiesz- stwierdził z sarkazmem Gimli, lecz ja go zignorowałam.

-Przyjaciel- wyszeptałam jeszcze raz, a po dłuższej przerwie powiedziałam głośniej- Mellon.

Drzwi się otworzyły i niemal od razu wszyscy wstali ze moich miejsc. Ich twarze wyrażały jedynie zszokowanie, podobnie zresztą jak moja. Gdy Gandalf to ujrzał, jego twarz jakby się rozjaśniła, a on sam powstał.

-Dobra robota- pochwalił mnie Boromir kładąc dłoń na moim ramieniu, jednak ja ruszyłam na przód co sprawiło, że szybko się jej stamtąd pozbyłam. Nie ufałam mu. Zresztą jak każdemu tutaj. Jedynie Gandalf budził we mnie jakiś stopień respektu. Niewielki, ale dalej nim będącym.

Zajrzałam w głąb ciemnego pomieszczenia, jednak gdy tylko czarodziej rozświetlił trochę to miejsce ujrzałam coś czego nie chciałam. Serce zaczęło mi bić szybciej.

Kamienna podłoga wyłożona była wieloma szkieletami, po których było widać lata spoczywania w tym miejscu. Pajęczyny nimi obrośnięte i dalej spoczywające na nich ubrania.

Położyłam dłoń na ustach, by nie zaszlochać i znowu poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Ponownie należała ona do Gondorczyka, który zapewne zobaczył moje zawahanie. Nieczęsto się tak zachowuję. Tym razem nie odepchnęłam jego dłoni. Nie myślałam o tym. Nie teraz.

-To nie kopalnia. To grób- powiedział z powagą.

Nie byłam przyzwyczajona do widoku tylu zmarłych ciał. Może co najwyżej orków, ale to zupełnie co innego. One są tylko bezmyślnymi stworzeniami zdolnymi jedynie do zabierania życia i niszczenia wszystkiego co napotkają na swej drodze.

Tyle ciał widziałam jedynie pod Ereborem, gdzie zginęło wiele elfów, krasnoludów, jak i ludzi. Wtedy moja reakcja była całkiem podobna. Westchnęłam głęboko i powoli odsunęłam się od Boromira.

Gimli zrozpaczony biegał wokół ciał, płacząc i wykrzykując jakieś bluzgi na tych co to uczynili.

Mimo że wyjątkowo za nim wcześniej nie przepadałam to i tak w głębi serca mu współczułam takiej straty.

Legolas podszedł do jednego z ciał i wyjął z niego strzałę po czym ją dokładnie obejrzał.

-Gobliny- powiedział z odrazą i niemal od razu wyjął broń. My postąpiliśmy jak on i po chwili byliśmy gotowi do walki.

-Nie powinniśmy tu wchodzić- stwierdził Boromir.

-Naprawdę?- zapytałam z sarkazmem.

Nagle coś pociągnęło Froda za nogę co sprawiło, że ten runął na plecy a jego ciało przesuwało si w kierunku wodnego zbiornika, którego wcześniej nie zauważyłam. Hobbit krzyczał i szamotał się co nie robiło wrażenia na tym co ciągnęło go ku wodzie. Była to jakaś bardzo długa macka jak u olbrzymiego morskiego potwora. Podbiegłam szybko i przecięłam ją w połowie. Mogłoby się wydawać, że ta sobie odpuściła, jednak ku naszemu nieszczęściu tak nie było. Z wody wynurzyła się cała reszta obślizgłych macek, które próbowały nas chwycić i wciągnąć do środka. Dość szybko uporałam się z tymi zwróconymi w moim kierunku, lecz z głębi zaczęły wynurzać się następne. Do pomocy dołączyli Boromir, Legolas i Aragorn, a po chwili ukazała sie nam praktycznie cała jej reszta, a w tym wielka odrażająca głowa, w którą po chwili strzelił Legolas. Jedynym tym skutkiem było jeszcze większe jej rozgniewane.

-Do kopalni- krzyknął Gandalf i bez większego zawahania go posłuchaliśmy. Wbiegliśmy w jeden z tuneli, a za nami starał się dostać do środka jajowatogłowy potwór, jednak na jego i nasze nieszczęście zawaliły mu się na głowę kamienie, zamykając nam przy tym jedyną drogę z powrotem.

-Nie mamy wyjścia- powiedział czarodziej zapalając na nowo swoją laskę- musimy się zmierzyć z ciemnościami Morii. Bądźcie czujni. Istoty starsze i plugawsze od orków drzemią w otchłaniach świata- ruszył powoli przed siebie, a my za nim- Bądźmy cicho. Przed nami cztery dni wędrówki. Obyśmy przeszli niepostrzeżenie- dodał.

Szliśmy tak jeszcze chwilę gdy to Gandalf ponownie zabrał głos:

-Bogactwo Morii to nie złoto czy klejnoty. Tylko Mithril.- Spojrzał niżej ku wielkiemu, podziemnemu kanionowi po jednej naszej stronie. Poszliśmy w jego ślady.- Bilbo dostał niegdyś od Thorina kolczugę z mithrilowych kółek.

-Królewski dar- skomentował Gimli.

-Tak, jednak ten nie wiedział, że była więcej warta niż wszelki bogactwa Shire'u- ciągnął dalej Gandalf, jednak przerwał gdy po jakimś czasie dotarliśmy do jednego z wielu rozgałęzień.

---

Nieco się zaniepokoiłam faktem, że już dłuższy czas stoimy w miejscu i zaczęłam nawet podejrzewać, że Gandalf zapomniał, którym korytarzem powinniśmy się udać. Podeszłam bliżej zajętego myślami czarodzieja, a ten powiedział jedynie ciche:

-Nie pamiętam tego miejsca.

---

Usadowiłam się na jednym z głazów, po chwili kładąc się plecami na nim. Głowę położyłam na miękkiej części plecaka, a nogi podkurczyłam.

Próbowałam odpocząć, naładowując prz tym energię na resztę drogi, jednak w pewnym momencie coś przykuło moją uwagę. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co tak na prawdę wspinało się po kamiennej ścianie w oddali.

Szybko się podniosłam i podeszłam do rozmawiających ze sobą Aragorna i Boromia

-Gollum- mruknęłam, przysiadając się do tej dwójki i przy okazji zwracając na siebie ich uwagę. Aragorn szybko przetrawił wiadomość i odezwał się niemal natychmiast.

-Można było się tego spodziewać- mruknął. - Zapewne śledzi nas już od dawna. Pierścień ciągnie go ku sobie. Czuje jego energię.

-Myślisz, że będzie w stanie nam go zabrać?- Tym razem odezwał się Gondorczyk.

-Racja, jednak ja nie obawiałbym się go tak bardzo. Myślę, że nie posunie się do kradzieży, gdy w pobliżu jest tak wielu dobrze wyszkolonych wojowników.- Spojrzał daleko na skały, gdzie krył się między nimi, niewielki, półnagi stwór.- Ale mimo to jest sprytny i może nas przechytrzyć, więc na wszelki będziemy musieli być bardziej czujni podczas wart, a najlepiej jakby odbywały się one dwójkami.- Ponownie przerwał.- Trzeba chronić pierścień.

---





Po dłuższej chwili siedzenia w jednym miejscu czarodziej podniósł się z głazu. Najwidoczniej rozpoznał drogę i mogliśmy kontynuować podróż, więc wstaliśmy, by zaraz po tym ruszyć  we wskazanym nam kierunku.

Po jakimś czasie doszliśmy do jak to powiedział czarodziej:

- Oto jest wielkie królestwo i stolica krasnoludów.

W pewnym momencie doszliśmy do jakichś wrót do których niemal od razu wbegł Gimli. W środku znajdował się mocno oświetlony grób. Gandalf przeczytał na nim napisany napis:

-Tu spoczął Balin, syn Fundina, władca Morii.

Gimli zaczął jeszcze bardziej płakać. Choć czy to co on robi można nazwać płakaniem? Tego nie wiem, ale wiem że mu w tym momencie współczuje jeszcze bardziej. Podeszłam do niego i połołżłam swoją dłoń na jego ramieniu.

Gandalf podniósł z ziemi jakąś starą, zakurzoną księge.

-W drogę. Nie zwlekajmy- powiedziałam, ale nikt mnie nie słuchał. Czarodziej zaczął czytać:

-Zajęli most i Drugą Salę. Zaryglowaliśmy bramy, lecz w krótce musimy ulec. Ziemia drży... bębny... bębny w głębinach- przerwał na chwilę spoglądając w naszą stronę- nie możemy wyjść. W mroku przemyka cień. Nie możemy wyjść- przerwał, ponieważ dalej były tylko jakieś bazgroły które mówiły o tym że albo ktoś bardzo szybko pisał, albo został nagle zaatakowany.

Pod naszą nieuwagę Pippin podczas oglądania jednego z trupów wrzucił fo niechcący do studni, przez co rozległ się wielki i długi hałas.

-Głupi Tuk!- powiedział ze zdenerwowaniem Gandalf zamykając jednocześnie książke- sam tam wskocz i oszczędź nam swojej głupoty.

Po chwili zaczęły dochodzić z głębiny jakieś odgłosy, przypominające bicie w bębny. Boromir ruszył w kierunku wyjścia lecz zatrzymało go kilka strzał. Miecz Froda zmienił kolor na niebieski.

-Orkowie- powiedziałam wyciągając jednocześnie swoje sztylety.

Korekta: 02.09.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro