~☆~Rozdział XIX~☆~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-W jego oczach nie było kłamstwa. Głupiec z niego, ale w dalszym ciągu uczciwy- powiedział Gandalf spoglądając jednocześnie na Pippina- nie powiedział Sauronowi o Frodzie i Pierścieniu. Mamy szczęście w nieszczęściu. Pippin ujrzał w palantirze fragment planu wroga. Sauron chce uderzyć w Minas Tirith. Klęska w Helmowym Jarze uświadomiła mu prawdę: Zjawił się dziedzic Elendila, a ludzie są silniejsi, niż myślał- tu spojrzał na Aragorna- mają dość odwagi by mu stawic wyzwanie. To go napełnia lękiem. Nie dopuści, by Śródziemie zjednoczyło się pod jednym sztandarem. Zrówna Minas Tirith z ziemią, by król nie mógł wrócić na tron ludzi. Gdy w Gondorze rozbłysną ognie , Rohan musi być gotowy do wojny.

-Dlaczegóż to mamy spieszyć z pomocą tym, którzy nas nie wspierali?- zaczął król Theoden, spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. Nie pomoże im?- co jesteśmy winni Gondorowi?

-Ja pójdę- powiedział Boromir.

-Nie- sprzeciwił się Gandalf.

-Ostrzegę ich- mężczyzna dalej stawiał na swoim.

-Będą ostrzeżeni- powiedział czarodziej po czym zbliżył się do Aragorna oraz Boromira i zaczął coś do nich szeptać, lecz ja stałam za daleko i nic nie słyszałam. W pewnym momencie Gandalf się odwrócił i powiedział już głośniej.

-Zrozumcie jedno: to co wprawione w ruch, nie da się zatrzymać. Jadę do Minas Tirith. Ale nie sam- spojrzał w kierunku Pippina.

Już pod wieczór patrzyłam na odjeżdżającego konia na którym siedzieli czaeodziej i hobbit.

~Time skip~ tydzień później~

Gandalfa i Pippina nie było już tydzień.

Siedziałam właśnie w sali głównej zamku i podgrywałam coś na gitarze, którą dostałam od Boromira. Nie wiem skąd ją wytrzasnął, ale jestem mu za nią bardzo wdzięczna. Ubrana byłam tak jak zawsze, czyli białą koszulę, brązowe luźne spodnie i pas na broń, w którym miałam pochowane sztylety. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć, więc warto być przygotowanym.

W pewnym momencie do pomieszczenia wbiegł gwałtownie Aragorn krzycząc.

-Sygnały Minas Tirith! Płonie ogień! Gondor wzywa pomocy!- wstałam ze swojego miejsca i odłożyłam gitarę. Tak jak wszyscy spojrzałam wyczekująco na odpowiedź  Theodena. Po pewnym czasie król zdecydował.

-Rohan odpowie!- powiedział, przez co mi szczerze ulżyło na sercu- zawołać Rohirrimów!

Tak jak cała reszta zaczęłam się przygotowywać do wojny. Wzięłam  plecak i spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy po czym wyszłam z pomieszczenia i skierowałam swoje kroki w kierunku stajni. Osiodłałam Hildago i wyprowadziłam go na zewnątrz. Zbroi nie założyłam, bo jest moim zdaniem bardzo niewygodna, tylko mi przeszkadza w walce i krępuje ruchy. Legolas postąpił tak samo. Widocznie elfy myślą podobnie. Chociaż ja jestem pół elfką.

W pewnym momencie stanęła obok mnie Eowena ze swoim koniem.

-Jedziesz z nami?- zapytałam.

-Tylko do obozu. Tradycja nakazuje, by kobiety żegnały mężczyzn.

Wiedziałam, że nie mówi mi prawdy, więc odkryłam kawałek koca pod którym był schowany jej miecz. Ona szybko zareagowała i go zakryła. Spojrzała na mnie.

-Ludzie znowu mają wodza. Pójdą za Aragornem, choćby na śmierć. Dał nam nadzieję- odwróciła się i wsiadła na konia. Postanowiłam jej odpuścić. Ale potem weócimy do tego tematu.  Również dosiadłam swojego wierzchowca po czym podjechałam do Legolasa i Gimliego, którzy siedzieli na jednym koniu, ponieważ Gimli jest za niski by jechać na takich wierzchowcach.

-Jeźdźcy!- prychnął krasnolud- Szkoda, że nie mogę zwołać oddziału krasnoludów, zbrojnego i niechlujnego- zaśmiałam się cicho na jego słowa.

-Nie muszą wyjeżdżać na wojnę- powiedział Legolas- obawiam się, że wojna już do nich przyszła. Gimli spóścił wzrok, a Eomer zaczął krzyczeć.

-Godzina wybiła! Jeźdźcy Rohanu! Ślubowaliście! Wypełnijcie przysięgę daną władcy i ziemi!

My na jego słowa ruszyliśmy galopem za oddziałami Rohanu, które jechały na pomoc Minas Tirith.

Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się na miejscu postoju, gdzie już były porozbijane namioty przez wcześniejsze oddziały, które przyjechały przed nami. Zostawiłam Hildago nie przywiązanego do drzewa, poniewaź wiedziałam, że mnie nie opóści. Zauważyłam że koń zaczął się dziwnie zachowywać, tak jakby się czegoś bał. Pozostałe wierzchowce zaczęły robić to samo. Mam dziwne przeczucie.

Podeszłam do niedaleko stojących Eomera, Gimliego i Legolasa.

-Konie są niespokojne- stwierdziłam

-A ludzie milczący- dodał elf.

-Cień góry napawa ich lękiem- powiedział brat Eoweny.

Gimli spojrzał na wielką szczelinę w skale niedaleko nas i zapytał.

-A tamta droga, dokąd prowadzi?

-To ścieżka umarłych- odpowiedziałam- przejście przez górę.

-Nikt kto tam wszedł nie wróci- dodał Eomer- w tej górze drzemie zło- po chwili stania brat Eoweny od nas odszedł i zaczął mowić coś do innych żołnierzy. Aragorn spojrzał na tą szczelinę jeszcze raz. Długo nie spuszczał wzroku, więc Gimli powiedział.

-Aragornie!- mężczyzna na słowa krasnoluda gwałtownie wybudził się z transu- poszukamy strawy- zaśmiałam się w duchu na jego wypowiedź, a on tylko o jednym. Poszłam szukać dla siebie jakiegoś zajęcia. Muszę się czymś zająć, by nie myślec o  nadchodzącej wojnie.

~Time skip~wieczór~

Przechodziłam właśnie obok jednego z namiotów, ale się zatrzymałam, bo usłyszałam Eowenę.

-Gotowe. Prawdziwy rycerz Rohanu.

-Jestem gotowy- powiedział Merry. Czy on chce iść na wojnę? Przecież on tam nie przetrwa nawet pięciu minut.

-Nie zabijesz nienaostrzonym mieczem wielu orków. Ruszaj!- wyszła za hobbitem z namiotu. Merry zaczął wyczyniać dziwne rzeczy z mieczem, więc na niego zawołała- do kowala, już!

-Nie powinnaś go zachęcać- powiedział Eomer. Podeszłam do rodzeństwa.

-A ty w niego wątpić.

-Serce ma wielkie, ale ramię króciutkie .

-Merry ma równie dobry powód, by iść na wojnę, jak ty- upierała się Eowena- czemu nie może walczyć za tych, których kocha?- kobieta się odwróciła i już miała ruszyć w kierunku wejścia do namiotu, lecz powstrzymał ją Eomer.

-Wiesz tyle, o wojnie co ten hobbit- wstał i zaczął iść w stronę swojej siostry, a ona na jego słowa odwróciła się w jego kierunku - kiedy zmrozi go strach... kiedy wokół nie będzie nic, tylko ktew, krzyki i zgroza wojny, muślisz że stanie do walki? Ucieknie. I dobrze zrobi. Wojna to kraina mężczyzn Eowino- położył swoją dłoń na jej ramieniu. Odchrząknełam głośno, tak że zwrócił na mnie uwagę- i Cassandry- dodał, po czym odwrócił się i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.

-On ma rację- powiedziałam z za pleców kobiety.

-A czemu ty możesz walczyć?- zapytała nie zwracając uwagi na moją wcześniejszą wypowiedź- czemu ty masz takie prawo, a ja nie?- westchnęłam.

-Ponieważ ja uczyłam się walki od dziecka. Mam to we krwi. Zostałam tak wychowana, ty nie- ona nic nie odpowiedziała, tylko weszła cicho do namiotu. Było mi jej żal. Przez ostatni czas zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Nigdy nie miałam takiej przyjaciółki jak Eowina. Zazwyczaj otaczali mnie sami faceci. Nie chciałam jej stracić- westchnęłam i ruszyłam w kierunku swojego namiotu. Czas na długo oczekiwany spoczynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro