~☆~Rozdział XX~☆~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam gwałtownie oczy po czym zerwałam się do pozycji siedzącej. Zaczęłam gwałtownie oddychać. Znowu te okropne koszmary. Mam już ich dość. Włożyłam palce we włosy. Nie zaznam spokoju dopóki Sauron nie zostanie pokonany.

Po chwili wstałam cicho z posłania i skierowałam swoje kroki w kierunku wyjścia. Nikogo na zewnątrz nie było, ale zobaczyłam, że świta, więc za niedługo obóz bedzie się budził do życia. Podeszłam do krawędzi urwiska i usiadłam na ziemi zwieszając nogi na dół. Zaczęłam wdychać świerze powietrze. Oczyściłam umysł i zamknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą spokoju. Chciałabym, by tak było już zawsze, by nie było nigdy takiego problemu jak wojna.

Po chwili poczułam, że ktoś obok mnie siada. Otworzyłam powoli oczy i odwróciłam głowę. Okazało się, że to Boromir. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego kierunku co on oczywiście odwzajemnił.

-Nie umiesz spać?- zapytał. Pokiwałam głową na tak.

-Codziennie mam koszmary. Najczęściej dotyczące wojny i mojej przeszłości. Mam już tego dosyć- on tylko objął mnie ramieniem i pocałował w czoło, przez co po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Uśmiechnęłam się delikatnie.  To było bardzo przyjemne uczucie. Chociaż on potrafi mi poprawić humor. Chciałam coś powiedzieć lecz przerwał mi stukot kopyt. Wstaliśmy zaciekawieni tym kto to jest. Przecież była bardzo wczesna godzina i wątpie, by komuś tak po prostu się zachciało wyjechać na wycieczkę.

Okazało się, że to Aragorn razem ze swoim koniem. Podeszliśmy bliżej. Mężczyzna przechodził właśnie obok Gimliego.

-A ty dokąd?- zapytał krasnolud wstając. Juź wiedziałam co się szykuje.

-Nie tym razem- zaczął kręcić głową Aragorn na nie- tym razem zostaniesz.

Obok mężczyzny pojawił się Legolas ze swoim koniem. Ja gwizdnęłam i w mgnieniu oka już przy mnie był mój wierzchowiec- Hildago.

-Nie znasz jeszcze uporu krasnoludów?- zapytałam z sarkazmem.

-Pogódź się z tym: idziemy z tobą chłopcze- powiedział Gimli.

Aragorn westchnął i się lekko uśmiechnął w naszym kierunku. Odwzajemniłam ten gest.

-Ja zostanę. Ktoś w końcu musi przypilnować hobbita- powiedział Boromir, mając na myśli Meryego,  po chwili dodał trochę ciszej w moim kierunku- uważaj na siebie.

-Umiem o siebie zadbać- stwierdziłam z uśmiechem i wsiadłam na konia.

Już po chwili byliśmy w drodze. Nawet nie wiem gdzie. Jaka ja jestem glupia. No żeby jechać na wyprawę nawet nie wiedząc gdzie. To chyba tylko ja tak robię.

Po pewnym czsie dojechaliśmy do tej wielkiej szczeliny prowafzącej przez górę o, której mówił Eomer- brat Eowiny.

Ludzie wychodzący z namiotów  zaczęli coś między sobą szeptać. Zignorowałam ich i jechałam dalej.

-Panie Aragornie- krzyknął ktoś w pewnym momencie. Lecz mężczyzna go zignorował.

Wjechaliśmy do środka szczeliny- wprawdopodobnie naszego przyszłego grobu.

Jechaliśmy tak jakiś czas, aż w pewnym momencie odezwał się krasnolud.

-Jakaż armia chciałaby tu stacionować?

-Przeklęta- odpowiedziałam z pełną powagą. Zaczęłam opowiadać- dawno temu Lud Gór ślubował ostatniemu królowi Gondoru, że pospieszy mu z pomocą w walce. Ale kiedy przyszedł czas, kiedy Gondor był w potrzebie, uciekli. Ukryli się w rozpadlinach góry.

-Więc Isildur ich przeklął- dokończył Legolas- nie zaznają spokoju, nim nie dopełnią przysięgi.

-Kto rzuci wyzwanie i lud z pomroki wskrzesi zapomniany?- znów ja zaczęłam mówić- potomek tego, któremu przysięgli. Z północy przyjdzie w wyrocznej godzinie i drzwi przekroczy na ścieżce Umarłych- po moich słowach zapadła cisza- grobowa cisza.

Dojechaliśmy do końca drogi gdzie znajdowało się wielkie kamienne wejście.

-Jakby mi coś zmroziło krew w żyłach- powiedział Gimli.

Zsiedliśmy z koni i zaczęliśmy je prowadzic jeszcze bliżej wejścia.

-Ścieżka zamknięta. Zbudowali ją umarli. I umarli jej strzegą. Droga jest zamknięta- przeczytałam napis piszacy nad drzwiami.

Konie zaczęły wierzgać i rżeć. Coś je musiało przestraszyło. Puściliśmy naszych wierzchowców, a oni odbiegli z galopem. Byle jak najdalej od tego miejsca.

-Brego!- krzyknął na swojego konia Aragorn. Po chwili się odwrócił i powiedział- nie boję się śmierci- bez wahania mężczyzna wszedł do środka, a ja za nim. Legolas i Gimli się jeszze chwilę wahali, ale weszli za nami do środka.

W tunelu było bardzo ciemno, więc Aragorn zaświcił pochodnię, którą wziął ze sobą. Gdy ją zapalił ukazał nam się korytarz, ze szczelinami zapełnionymi czaszkami.

Szliśmy powoli korytarzem, aż Gimli zaczął coś mówić.

-No co? Co widzicie?- skierował pytanie w moim i Legolasa kierunku.

-Sylwetki ludzi... i koni- odpowiedział Legolas.

-Gdzie?-zadał kolejne pytanie krasnolud, rozglądając się jednocześnir dookoła.

-Wyblakłe sztandary jak strzępy chmur- zaczęłam mówić- włucznie wznoszące się jak las zarośli w zimowej mgle. Umarli ciagną za nami. Wezwano ich.

-Umarli? Wezwano ich?- zaczął pytać przerażony Gimli- wiedziałem. Doskonale. Doskonale- zatrzymał się, lecz gdy zobaczył, że został dużo z tyłu krzyknął-  Legolasie!

Dookoła nas zaczęły się pojawiać ręce zeobione z dymu. Gimli zaczął w nie dmuchać, lecz to nic nie dało.

-Nie patrzcie w dół- powiedział Aragorn i ja go posłuchałam, ale z Gimlim było inaczej, bo po chwili zaczął jeszcze wolniej iść. Nie wiem co tam jest, ale nie zamierzam na to patrzeć.

Po jakimś czasie doszliśmy do wielkiej, opustoszałej sali.

-Kto śmie wkraczać do mojego królestwa?- odezwał się jakiś mrożący krew w żyłach, głos.

Odwróciliśmy się. Zaczął się przed nami pojawiać przerażający duch. Miał on na sobie koronę i bordowy plaszcz.

-Ten, ktoremu będziecie służyć- odpowiedział Aragorn.

-Umarli nie ścierpią, by przeszedł tedy  żywy- odparła zjawa.

-Mnie ścierpiecie.

Duch zaczął się śmiać, a dookoła nas pojawiło się pełno innych duchów.

-Droga jest zamknięta. Zbudowali ją ci którzy są Umarli. I do umarłych należy- powiedziała zjawa z uśmiechem- droga jest zamknięta- powtórzył, a duchy zaczęły się zbliżać coraz bliżej nas- teraz musicie zginąć.

Legolas strzelił w jego stronę strzałę, lecz ona mimo to, że trafiła go prosto w głowę nie zrobiła mu najmniejszej krzywdy.

-Wzywam cię byś dopełnił ślubowania!- zaczął mówic Aragorn.

-Tylko król Gondoru może mi rozkazywać- stwierdził ze zdenerwowaniem duch i zaczął podchodzić coraz bliżej mężczyzny. Aragorn wyjął z pochwy miecz. Nie migłam uwierzyć wlasnym oczom. Narsil?

Zjawa zaatakowała z krzykiem Aragorna, lecz mężczyzna odparł atak.

-To ostrze pękło- stwierdził duch spuszczając miecz.

Aragorn chwycił go za szyję i zaczął podduszać.

-Przkuto je w nowe- powiedział Aragorn i puścił ducha.

-Walczcie dla nas i odzyskacie honor. Co odpowiecie?- mężczyzna nie otrzymał odpowiedzi- co dpowiecie?!- powtórzył.

-Tracisz czas- stwierdził Gimli- bez honoru za życia, bez honoru po śmierci.

-Jestem dziedzicem Isildura- Aragorn nie zwrócił uwagi na wypowiedź krasnoluda- walczcie dla mnie. Uznam, że dopełniliście przysięgi! Co odpowiecie?

Duch znów zaczął się śmiać, a duchy znikać.

-Daje wam słowo!- krzyknął z nowu Aragorn- stańcie do walki, a wyzwolę was z okowów za życia! Co odpowiecie?- duchy całkowicie zniknęły.

-Dalej, zdrajcy!- krzyknął wkurzony Gimli.

Jedna ze ścian się zawaliła i zza niej zaczęły wylatywać czaszki. Zaczęliśmy uciekać, choć nie było to wcale łatwe zadanie. Czaszki były wszędzie, spływały z góry niczym woda. Prawie nas całych zasypały, ale udało się nam uciec do tunelu obok. Zaczęliśmy przez niego biec w kierunku wprawdopodobnie wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro