Światło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stanisław Bytnar wszedł na salę i ze wzruszeniem spojrzał na swoją żonę, która w rękach trzymała maleńkie zawiniątko. Ostrożnie podszedł do tej, jakże uroczej dwójki i czule pocałował Zdzisławę w czoło.

- Mogę? - zapytał ze zciśniętym gardłem. Kobieta pokiwała głową i podała swojemu ukochanemu  dziecko, owoc ich miłości. Stanisław poczuł słoną ciecz spływającą po policzkach. Jego synek był dla niego najbardziej uroczą istotą, jaka mogła istnieć. Włożył palec w jego otwartą dłoń, maleńkie paluszki mimowolnie zacisnęły się na niej, a delikatne powieki rozchyliły się na tyle, by Stanisław mógł dostrzec te cudowne oczka. Maleńki wykrzywił twarz w grymasie, co jego ojciec skitował delikatnym uśmiechem.

- Co maluszku? Pewnie niewygodnie ci tutaj? - Bytnar kołysał w swoich ramionach syneczka, maluszek skupił na nim całą uwagę, tak jakby doskonale go rozumiał.

- Ale pamiętaj skarbie. Obiecuję, że dam ci wszystko, co mam, nauczę wszystkiego, co znam i pamiętaj zrobię to, jak najlepiej. - Stanisław złożył czuły pocałunek na jego drobnym czółku, maluszek skrzywił się nieznacznie, wszechogarniające światło zaczęło go oślepiać. Młody tata położył swojego synka, obok jego matki i teraz jej poświęcił całą swoją uwagę.

- Jak go nazwiemy? - wyszeptał.

- Janeczek? - zapytała zmęczona porodem kobieta.

- Jan Bytnar - powtórzył mężczyzna marszcząc przy tym brwi - Pasuje - odrzekł po chwili namysłu.

****

- Chodź tutaj! - Mężczyzna usłyszał głośny krzyk swojej żony, zaniepokojony pobiegł do kuchni, gdzie niemal nie wpadł na swojego synka, który wykonywał swoje pierwsze kroki. Nie był to jakiś długi dystans, a sam maluch po wykonaniu kilku kroków klapnął na podłodze i zaśmiał się uroczo. Stanisław podszedł do swojego pierworodnego i wziął go na ręcę.

- Co maluchu? - połaskotał go po brzuszku, na co Janeczek zachichotał i zaczął wierzgać nóżkami i rączkami. Ojciec zrozumiał ten gest i postawił go na podłodze. Maleńki uważnie stawiał stópkę za stópką, aż dotarł do swojej matki, która uśmiechęła się do niego szeroko.

- Co łobuzie? - Mały uważnie przyglądał się jej twarzy. - Niech zgadnę, ktoś tu jest głodny - Kobieta chwyciła jego malutką rączkę i spojrzała na swojego męża.

- Jestem w ciąży - powiedziała spokojnie. Mężczyzna poczuł, jak jego serce bije szybciej.

- To cudowna wiadomość - odrzekł wzruszony i przytulił ją do siebie. Maluszek spojrzał na nich tymi, swoimi dużymi oczami, które zachwycały każdego.

- No Janeczku, będziesz miał rodzeństwo - powiedział i pocałował swojego synka w czółko, maluszek zmarszczył brwi, znowu to oślepiające światło.

****

Relacja między Danką, a Jankiem była dosyć specyficzna. Normalnie spierali się cały czas, jednak gdy przyszło, co do czego Janek bronił swoją siostrzyczkę, niczym lwica swoje młode.

I tak było również pewnego sierpniowego dnia, kiedy starsza od Danusi, Hanka zabrała jego siostrzyczce wiaderko z piaskiem. Zły Rudy podszedł do starszej dziewczynki i starał się odebrać przedmiot, jego młodszej siostrzyczki.

Nagle między nimi stanął wyższy od niego chłopak, który ukrócił ich spór i oddał Jankowi wiaderko. Bytnar chciał spojrzeć na jego twarz, ale znowu przeszkodziło mu w tym oślepiające światło.

****

W kamienicy, w której mieszkał Janek wprowadzili się nowi lokatorzy, jego rodzice, jak na sympatycznych ludzi przyształo postanowili powitać ich ciastem, gdy Rudy zauważył kto stał się jego sąsiadem uśmiechnął się szeroko. Była to Hanka, ta sama, która zabrała Danusi wiaderko w piaskownicy, obok niej pojawił się niejaki Tadek, który niespodziewanie zmierzwił jego włosy, Janek zmrużył oczy. Tłumaczył to sobie oślepiającym światłem.

****

- Chciałbym się kiedyś zakochać tak mocno, wiesz.... - rzekł Rudy do swojej matki. Kobieta wychyliła się znad pracy swoich uczniów.

- Janek, co przez to rozumiesz?

- Wiesz.... Chciałbym poczuć motyle w brzuchu, drżenie rąk, niepokój i jednocześnie szczęście i.....

- Jesteś za bardzo romantyczny - przerwała mu czule kobieta - Mógłbyś tańczyć w filmach - orzekła roześmiana, a Janek prawie jej uwierzył.

*****
Stanisław Bytnar spojrzał na świadectwo maturalne swojego syna. Było niemalże idealne, mężczyzna był z niego dumny, niepokoił go tylko jeden fakt.

- Janeczku, kiedy przyprowadzisz do domu jakąś dziewczynę? - spytał zainteresowany. Ojciec zauważył, jak Rudy spłonął rumieńcem, w głębi serca ucieszył się z tego niepozornego gestu.

- To może we wtorek na obiad? - zaczął delikatnie na niego naciskać. Wiedział, że nie może przesadzić.
Janek pokręcił głową.

- Dlaczego? Wstydzisz się nas? - starał się być delikatny. Nigdy nie chciał go wystraszyć, nie na tym polegało jego wychowanie.

- Nie, po prostu..... ona jest dosyć..... - Rudy zaczął się plątać - jest daleko! - wykrzyknął tryumfalnie, mrużąc przy tym oczy, znowu oślepiające światło. Stanisław zauważył, że jego syn kłamie. Gdyby tylko wiedział, że ukochana osoba jego syna mieszka za ścianą i nazywa się Tadek, którego Rudy poznał w piaskownicy, nie pytałby. Życie było przewrotne.

****

Rudy i Tadek leżeli w cieniu ogromnej brzozy, która zapewniała im ochłodzenie, w ten jakże upalny dzień. Janek delektował się smakiem truskawek, które przed chwilą zebrali z Tadkiem, a Zawadzki co jakiś czas delikatnie całował go w czoło i spoglądał głęboko w oczy, które były zdecydowanie jego ulubioną częścią ciała.

Nagle zawiał delikatny wiatr, który odsłonił gałęzie majestetycznej brzozy, co sprawiło, że na twarz Janka padały sierpniowe promienie słoneczne, do tamtego momentu światło kojarzyło mu się z dobrymi chwilami.

*****

Przymknął oczy. Miał już dosyć tego przesłuchania, jego oczy mimowolnie sklejały się ze sobą. Czuł ból, w każdej cząsteczce swojego ciała, nie potrafił się go wyzbyć. W jego głowie pojawił się obraz Tadeusza, wspomnienia z lat dziecięcych, odpłynął do swojej krainy, z której musiał powrócić przez oślepiające światło.

Miał wrażenie, że nawet ono zmieniło stronę walki.

*****

Obudził się i natychmiast zmrużył oczy, znowu to światło, tylko tym razem sufit inny, dziwnie znajomy.
Ktoś ściskał jego dłoń, delikatnie uniósł się i zauważył Tadeusza, który spał na boku jego łóżka.

- Tadziu.... - wychrypiał cichutko Janek, Zawadzki natychmiastowo uniósł się na rękąch.

- Ciii... Nic nie mów, zawołam lekarza - wybiegł szybko.

A Rudy?

Spojrzał przez okno, w głowie mu szumiało, przed utratą przytomności pamiętał tylko to oślepiające światło.

****

Jego powieki były za ciężkie, nie potrafił ich otworzyć, słyszał jednak czyjeś głosy.

- Pewnie tego nie pamiętasz - usłyszał płaczliwy głos swojego ojca, po jego ręcę spłynęły drobne krople, to właśnie były łzy - Byłeś taki mały i kruchy. Gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy wiedziałem, że będę cię chronił, byłeś taką moją maleńką kuleczką szczęścia. Boże Janek, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, nie rób nam tego. - Stanisław łkał i z troską wpatrywał się w słabnące ciało syna. Dusił się, musiał na chwilę wyjść. Zośka zastąpił w go tym całodziennym czuwaniu.

- Rudy, oj Rudy - Janek poczuł jego dłoń, która ostrożnie głaskała go po policzku. - Ciekawe co, by się stało gdybym im powiedział? Pewnie byliby w szoku, nie uważasz? - zaczął się histerycznie śmiać. Czuł się wyczerpany z nadmiaru stresu i kumulowanych negatywnych emocji.

- Przepraszam, po prostu cię kocham, nigdy o tym nie zapominaj - rzekł i pocałował go w czoło. Stanisław widział wszystko i wzruszył się jeszcze bardziej, ta miłość była tak bardzo tragiczna.

*****

Rudy poczuł nową falę bólu, już nie kontaktował. Miał wrażenie, że widzi światło. To właśnie ono poprowadziło go w dobrą stronę.

Przepraszam za wszystkie błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro