28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Darii ponownie zakręciło się w głowie, Tomek odsunął ją od kontuaru, wyprowadził na zaplecze i siłą posadził przy stoliku służbowym:
- Odpocznij. Siedź tu i nawet nie drgnij, rozumiesz!?
To nie był jego głos, wesoły i przyjemny dla ucha. To był głos pewnego siebie, dorosłego faceta, który nawet nie bierze pod uwagę, że jego polecenie może nie zostać spełnione:
- Nawet nie próbuj mi się stąd ruszyć. Przyniosę ci porządny obiad, gorącą herbatę i coś słodkiego.
Otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale kiedy popatrzył na nią groźnie.....

Po chwili przyniósł jej dużego hamburgera, takiego jak najbardziej lubiła, sałatkę ze świeżych warzyw i duży kawałek ciasta. I herbatę.

- Siedź tu w spokoju i jedz. Masz zjeść wszystko, rozumiesz?

Tego nowego, apodyktycznego i groźnego Tomka nie znała. Ale w tej chwili nie czuła się na siłach, żeby się z nim sprzeczać. Siedziała więc i powoli jadła, rozkoszując się smakiem potraw. Nie przyznała się mamie, że nie jada obiadów w barze, więc na całą zmianę musiały jej wystarczyć dwie kanapki. Do tego pracowała codziennie, przez całe dni. Wszystkim to pasowało: dwie osoby oświadczyły, że biorą urlop, więc ktoś musiał je zastąpić; menadżerka chciała, żeby była obsługa w lokalu i robota była zrobiona a ona musiała zarabiać, żeby oddać Tomkowi pieniądze.

Tomek przyszedł po dwudziestu minutach. Popatrzył groźnie na niedojedzoną sałatkę i niedopitą herbatę:

- Co to ma być? Przecież powiedziałem wyraźnie, że masz wszystko zjeść.

Odpoczęła, więc nabrała sił i energii:
- A ty co? Bóg, że mam się ciebie słuchać? - burknęła jak za dawnych czasów. Z drugiej strony, zrobiło jej się miło, że Tomek tak o nią dba. Choć pewnie będzie musiała za ten obiad zapłacić, znów odłoży mniej pieniędzy...
- A może i Bóg - uśmiechnął się i usiadł przy niej. Wziął ją za rękę:
- Teraz nie mamy czasu, musimy zakończyć zmianę. Jesteśmy tylko we dwoje, bo kucharka już sobie poszła - przypomniał. - Ale jak zamkniemy bar, wszystko mi powiesz. Choćbym miał te informacje z ciebie siłą wyciągać...

Tak na nią spojrzał, że poczuła gorąco na policzkach:
"No i czego się, głupia, czerwienisz? - zganiła samą siebie. I na fali tych myśli, odparła:
- Chciałbyś - wydała wargi, wstała i oparła dłonie na biodrach. Pochyliła się do przodu i wycedziła:
- Nie będziesz mną rządził, koleś.
A później wybuchnęła śmiechem. Tomek jej zawtórował:
- No i popsułaś wszystko - chwycił ją za przedramiona i pocałował w nos.

Wrócili na salę i zgodnie pracowali do końca zmiany. Kiedy już ostatni klienci wyszli, Tomek zamknął drzwi od środka i zasłonił rolety w oknach:
- A teraz siadaj i wszystko mi wyjaśnij. - polecił.
- Nie mam czasu - obruszyła się, ale oczy jej się śmiały. - Groźnie wyglądasz, rozumiem, że powinnam się bać?
- Dokładnie tak - podszedł i chwycił ją za przedramiona:
- Co się dzieje, młoda? Ciągle pracujesz, nie jesz... Zauważyłem - odparł w odpowiedzi na jej niezadane pytanie. 

- Muszę zarabiać i oszczędzać - odparła spokojnie. - Muszę oddać ci pieniądze. Nie mogę mieć długów, bo mi się nawarstwią i nie wyjdę z nich.
- Mówiłem ci, że mi się nie spieszy - odparł i machnął ręką:
- To tylko pieniądze i wcale nie tak dużo.
- Dla mnie "aż" pieniądze i owszem, dużo - poprawiła go. Przywykła już do różnicy pomiędzy nimi w postrzeganiu tej sprawy. Na codzień nie było tego widać; owszem, Tomek miał markowe rzeczy: ciuchy, buty, zegarek czy ajfon. Używał kosmetyków o ładnych zapachach i ogólnie sprawiał wrażenie, że wszystko można mieć. Ale w barze pracował tak ciężko jak ona a nawet ciężej, bo to on dźwigał i rozładowywał skrzynki i pudła z dostawą. 

Tę różnicę było właśnie widać w tym, że dla niego wszystko było dostępne, wszystko można kupić, zamówić... Czy to najnowszy ajfon, czy bilet na koncert ulubionego zespołu w Berlinie.
Powiedziała mu. W sumie, niczego nie musiała ukrywać.
Tomek popatrzył na nią groźnie:
- Ostatnio nie da się z tobą rozmawiać: tylko pieniądze i pieniądze, zarobić, oszczędzić, oddać. Nie chcę tak. Chcę móc z tobą pogadać o wszystkim, nie tylko o tej cholernej kasie! Jeśli jeszcze raz zobaczę, że się głodzisz albo pracujesz ponad siły, to...
- To co? - uśmiechnęła się zadziornie. 

Patrzyła, jak jego ręce przyciągają ją a w jego oczy stają się bliższe i większe. Nagle pojawiło się pomiędzy nimi jakieś napięcie a Daria poczuła gęsią skórkę.
- To co? - powtórzyła już ciszej, poddając się nastrojowi.
- To wymyślę inny sposób rozliczenia. - szepnął gardłowo, całując ją w nos. Ale tym razem jego usta zsunęły się na jej policzek a następnie na wargi.
- Jaki sposób? - nadal była zadziorna, ale zaczął jej się udzielać ten dziwny, obezwładniający nastrój.
Pocałował ją delikatnie a Daria przypomniała sobie odczucia z pamiętnej nocy nad jeziorem. Zadygotała. Ale nie ze strachu.

***
Marta wróciła opalona, zadowolona i pewna siebie:
- Laski, mam tydzień dla siebie! Tydzień wolności, bez mamy i chłopaków....
Wzięła Kleo za ręce i zakręciła się z nią dookoła.
- Jak to? Dlaczego? - dopytywała Daria.
- Mama wzięła teraz urlop i została z chłopakami nad morzem. Na tydzień. Sama mi powiedziała, że w nagrodę za to, że się nimi opiekowałam przez cały lipiec, to teraz mam wolne od nich wszystkich. Mam więc wolną chatę! Możemy robić u nas imprezy każdego dnia! 

- Mhm... My i imprezy - roześmiała się Daria. - Skończy się na oglądaniu filmów z netfliksa i chrupaniu popcornu. Alkoholu i tak nie będziemy piły, bo Ariel zabroni....
- Oj tam, zabroni - skontrowała Marta. - Ariel też człowiek i zrozumie, że jak się ma wolną chatę, to trzeba wykorzystać okazję. Zresztą, sama go zapytam.
Kleo patrzyła na koleżanki. Swobodnie rozmawiały o Arielu, nie miały też oporów i tak samo swobodnie rozmawiały z nim, ale wiedziała, że każda z nich bezdyskusyjnie mu się podporządkuje. 

Kiedy Marta wywołała go na komunikatorze, pokazał się uśmiechnięty i zrelaksowany:
- Co tam, Marta? O, widzę, że jesteście w komplecie! - dodał, gdy Marta pokazała mu na kamerce wszystkie trzy dziewczyny.
- Cześć, Ariel - odparły chórem.
Kiedy usłyszał pytanie Marty, uśmiechnął się w duchu. Udało mu się zapanować nad nimi bezwzględnie. Słuchały go jak wyroczni. Wiedział, że jeśli zakazałby im pić, uszanowałyby jego decyzję.

"Przynajmniej one dwie, bo Kleo....." - pomyślał z rezygnacją. Tak, Kleo to zupełnie inna bajka. Niby podporządkowała mu się, robiła, co chciał, ale czuł, że tli się w niej iskierka niezależności.
Dotąd nie udało mu się jej bezwarunkowo podporządkować.
Jeśli użyć porównania biologicznego, Kleo nie złamała się jak twarde drzewo, na przykład dąb, które na długo pozostaje złamane. Raczej zachowywała się jak wierzba płacząca, uginała się pod jego ręką, nawet bardzo, ale z czasem wracała do swojego zwykłego zachowania. 

Z drugiej jednak strony, od dawna już nie zależało mu na jej całkowitym podporzadkowaniu; zbyt posłuszna Kleo, bez ani krzty własnej energii, nie podobała mu się. Takiej całkiem przewidywalnej czegoś brakowało, jakiejś iskry, czegoś co sprawiało, że jest taka interesująca. Poza tym wtedy, gdy ją pierwszy raz tak porządnie ukarał i wyglądało na to, że ją złamał, jej bezdyskusyjne posłuszeństwo kusiło go, żeby ją sprowokować, żeby znaleźć u niej ten zalążek buntu.

"Poza tym, że jest bardziej interesująca, taka nie do końca ułożona czasem wymaga twardszej ręki i kolejnego ukarania" - pomyślał rozbawiony i podniecony samą myślą.
Uwielbiał te seanse dyscyplinujące, gdy mógł bezkarnie uderzać białe, delikatne ciało Kleo i patrzeć, jak dziewczyna korzy się pod jego ręką....
Odbiegł myślami od rozmowy, a dziewczyny czekały na jego decyzję:
- Jeśli nie będziecie przesadzać, jeśli to będzie jedna impreza w tygodniu.... No, niech będą dwie - poprawił się - z uwagi na to, że masz chatę wolną tylko przez tydzień... i skończycie po jednym piwie na głowę... no, jednym i trochę, to pozwalam.
- Dzięki, Ariel... - Marta uśmiechnęła się, zadowolona.

***
Darek otworzył oczy w środku nocy. Często mu się to ostatnio zdarzało. Budziły go ciężkie, męczące sny, po których zostawało mu poczucie pustki i straty.
Popatrzył na telefon, ale nowych powiadomień nie było. Mariola od dawna nie napisała ani słowa. On też nie.
Był na nią zły, czuł się niesłusznie oskarżony o coś, czego nie zrobił a poza tym wyrzucenie mu, że chciał za darmo spędzić urlop, było bardzo nie w porządku. 

Dlatego nie miał ochoty się z nią kontaktować, zanim nie pozbiera myśli. Nie tylko na temat ostatnich dwóch tygodni, ale całej łączącej ich relacji. Związek z Mariolą był ciekawy, ale nie narodził się z głębokiego uczucia. Początkowo była to chęć odreagowania zawiedzionej miłości, miłe poczucie, że komuś na nim zależy, ekscytacja nieznanym. Mariola wprowadziła na początku sporo pikanterii do ich znajomości, najpierw oczarowała go odwagą i inicjatywą podczas wspólnie spędzonej nocy a następnie wciągając go do sex miłości telefonicznej. 

Była wszystkim, czego w tamtej chwili potrzebował, żeby się pozbierać. Jak to się potocznie mówi, zajęła mu czas, głowę i ręce, pomogła odzyskać poczucie wartości i sprawiła, że znów uważał się za atrakcyjnego dla kobiet.
I to było dobre. Mariola była w jego życiu jak egzotyczny ptak, wprowadziła kolory i fajerwerki. Spróbował z nią wielu nowych dla siebie rzeczy. Niektóre mu się podobały, inne niezbyt. Bardzo ją lubił, podziwiał i czuł się zobowiązany do zachowania tej relacji.

Ale... - dopiero teraz miał czas, żeby się nad tym wszystkim zastanowić - ... brakowało mu czegoś. Nie potrafił tego nazwać. Czegoś ulotnego, co sprawia, że właśnie ta kobieta jest najważniejszą osobą w życiu mężczyzny. Tak, jak kiedyś Zośka.
Kiedyś? Czy nadal? Mariola słusznie mu wykrzyczała, że w ich związku długo unosił się duch Zośki. A może nadal się unosi? 

Przy Zośce czuł się szczęśliwy i spełniony. Była prawdziwą partnerką, nie tylko od fajerwerków, ale od zwykłego, codziennego życia, wspierania się i trwania przy kimś.
Przypomniał sobie poprzednie wakacje, spędzone razem w różnych konfiguracjach: w "jego" górach, nad morzem, u jego rodziców i u niej. Zawsze i wszędzie było im dobrze.
Zośka była taka prawdziwa i zwyczajna. Na zwyczajne życie. A Mariola... no cóż, miał wrażenie, że ona woli większe atrakcje, luksusy, karierę. I że on tak naprawdę nie pasuje do niej ani charakterem, ani upodobaniami....

Szkoła zaczynała się za półtora tygodnia. Nie zamierzał już nigdzie wyjeżdżać; zaczęły się w szkole pierwsze spotkania, rady, posiedzenia komisji, więc musiał być na miejscu.
Popatrzył na zegarek: była czwarta. Za wcześnie, żeby wstawać, ale nie chciało mu się spać. Zrobił więc sobie kąpiel, długą i ciepłą, a następnie zaległ na kanapie z ostatnio kupioną książką.

***
Zośka cieszyła się odzyskaną wolnością. Olgierd wyjechał i nie brakowało jej go. Wręcz przeciwnie, czuła ulgę. Zniknął "jak sen złoty" i nic nie zapowiadało, że mógłby wrócić.
Czuła się dumna z siebie, że potrafiła odmówić wspólnego wyjazdu. Nie tylko ona.
- Jesteś mądra, choć przez chwilę zgłupiałaś - oceniła z aprobatą Renata, gdy siedziały w kawiarni. - Teraz postaraj się, żeby Darek do ciebie wrócił. 

- Nie ma na to szans - posmutniała. - Nawet nie widzę możliwości, żebyśmy byli razem. Zrobiłam mu świństwo - przyznała uczciwie.
- Zrobiłaś - pokiwała głową przyjaciółka. - Bardzo to przeżył.
- Wiem. Mnie też nie było łatwo - Zośka podniosła głowę w obronnym geście - Przecież widziałam, że jest nieszczęśliwy.
- Zośka, wiesz, że jestem twoją najbliższą przyjaciółką - zaczęła Renata. - Płakałam razem z tobą przed dwoma laty, nikomu nie powiedziałam, co ten cwaniak ci zrobił i co musiałaś przeżyć. Ale też wkurzalam się, jak robiłaś głupoty. A największą było zerwanie z dobrym chłopakiem, żeby wrócić do eksa. Twoje życie jest mi bliskie. I z tej pozycji mówię ci, postaraj się ułożyć sytuację z Darkiem. Zrób wszystko, żeby się do niego zbliżyć. Jeszcze masz szansę. 

- No jak? A ta Mariola? - zawetowała Zośka.
- Ech, nie wydaje mi się, żeby Mariola nadal była w jego życiu - machnęła ręką Renata. - A nawet jeśli, to masz wszelkie szanse, żeby zająć jej miejsce.
- Nie wiem - pokręciła głową Zośka. - Nie wiem, czy jest jeszcze co zbierać z tamtego naszego związku. Kim jest Mariola w jego życiu. I czy oboje jesteśmy gotowi, żeby wejść w kolejny.
Renata uśmiechnęła się:
- Ale spróbować nie zaszkodzi, prawda? Przychodź na nasze spotkania w dyskotece, angażuj się w te wasze szkolne zespoły czy projekty razem z nim, bądź miła, otwarta i przyjacielska. A przede wszystkim upewnij go, że to z Olgierdem już się skończyło.

***
Koniec wakacji zawsze miał w sobie coś nieuchronnego. Dni były coraz krótsze, wieczory chłodne, coraz mniej turystów odwiedzało miasteczko, trzeba było rozejrzeć się za podręcznikami, zeszytami i takimi tam.
Marta, Daria i Kleo włóczyły się po sklepach, kupując, oglądając i przebierając. Przy okazji gadały ile wlezie: o tym, co która robiła, czego razem nie robiły, co chciałyby robić teraz i w przyszłości.
Z reguły takie włóczęgi po sklepach kończyły się w cukierni bądź w kawiarni. Okupowały wtedy stolik a ich radosne śmiechy rozbrzmiewały dookoła. 

Dziś siedziały w ogródku przed cukiernią "Amor".
- Dlaczego nigdy nie chcesz, żebyśmy poszły do twojego baru? - pytała Marta.
- Wolę iść tam, gdzie nie pracuję - roześmiała się Daria.
- Mądre słowa. - zabrzmiało za jej plecami. - Ja też unikam naszego baru a do cukierni ciotki przychodzę tylko wyjątkowo
Tomek stanął obok i uśmiechnął się:
- Cześć, piękne. Dawno nie widziałem was w komplecie.
- Cześć - odparła Kleo. - No to co tu robisz? 

- To jest właśnie ten wyjątek - roześmiał się. Zapytał, czy może się dosiąść a kiedy pokiwały głowami, zajął ostatnie krzesło:
- Zobaczyłem was przechodząc i pomyślałem, że warto zacieśnić więzi przyjaźni.
Ostatnie słowa wymówił tak patetycznie i z emfazą, że dziewczyny roześmiały się:
- Powinnyśmy się czuć dowartościowane, że pierwszy loverboy naszej szkoły szuka naszego towarzystwa?
Tomek nachmurzył się, ale odparł spokojnie:
- Widzę, że plotki mają się dobrze. Kit z tym, że nie mają pokrycia w rzeczywistości.

- Hej, ja nie chciałam - próbowała ratować sytuację Marta. - Nawiązałam nie do twojego zachowania, ale do powodzenia, jakie masz w szkole. Zresztą mnie to nie przeszkadza, w twoim towarzystwie i my robimy się bardziej popularne...
Jej żart spowodował, że zmarszczki na czole Tomka wygładziły się. Chłopak popatrzył po ich pustych talerzykach i zapytał:
- Co wam przynieść? Nie krępujcie się, wybierajcie szczodrze, loverboy stawia.....

Powiedział to tak komicznie, że wszystkie parsknęły śmiechem. Zamówiły jeszcze po firmowym napoju. Tomek popatrzył z troską na Darię:
- A tobie jeszcze ciastko? Z owocami? Pamiętaj, musisz jeść.
Dziewczęta popatrzyły na niego zdziwione.
- No co, muszę dbać o moją współpracownicę. Im będzie silniejsza, tym moja praca w barze będzie łatwiejsza - zażartował i poszedł po zamówienie. 

Za chwilę wrócił z dużą tacą. Zgrabnie rozstawił szklanki i talerzyki a następnie zebrał puste naczynia:
- Praca w barze nauczyła mnie kelnerowania - roześmiał się w odpowiedzi na aprobujące spojrzenia koleżanek.
- Po co ty właściwie pracujesz? - zapytała Marta. - Przecież nie musisz. Wieść szkolna niesie, że jesteś bogaty.
- Nie muszę - potwierdził. - Ale chcę, bo to fajne, poprawia moją opinię w oczach rodziny i pozwala podrywać Darię. 

Daria zarumieniła się pod jego wzrokiem.
- Eeej, nie było mnie ponad miesiąc i co widzę? Czegoś nie wiem? Co się działo na tym waszym obozie? - zaczęła dopytywać Marta.
- Nic - szybko odparła Daria. - Tomek żartuje.
- Nie żartuję - odparł poważnie. - Daria ma rację, na obozie nic się nie działo. - tu Daria ponownie się zarumieniła. - Ale teraz się będzie działo. A co? Zobaczycie. 

- Ej, teraz rozpaliłeś moja ciekawość - odgryzła się Marta.
- Mówię wam, że Tomek żartuje - stanowczo ucięła Daria.
Chłopak popatrzył na nią z uśmiechem, ale nie skomentował.
Posiedzieli jeszcze chwilę, później Tomek się pożegnał a dziewczyny wróciły do dyskusji.
- Mama wróciła z chłopakami wczoraj wieczorem. Przywiózł ją znajomy z Ustki.
- O, to chyba dobry znajomy, skoro przyjechał taki kawał kraju? - zaśmiała się Daria.

- Tak. On jest kierownikiem tamtego sklepu, gdzie mama pracowała w lipcu. Dużo jej pomagał, takie przenosiny nie były łatwe.... - opowiadała Marta. - No i kilkakrotnie wybrali się po pracy na spacer, do kina, na obiad.... Mama mówiła, że on wziął sobie urlop w tym samym czasie, co ona.
- Szkoda tylko, że tak daleko pracuje - puściła oko Kleo.
- No... Też go polubiłam, jest zupełnie inny niż ojciec. - przyznała Marta. - Z chłopakami się bardzo dobrze dogadywał. On też jest rozwiedziony, ale nie ma własnych dzieci. Chłopcy też go bardzo polubili.
- No co, twoja mama jest jeszcze młoda, a po związku z twoim ojcem, damskim bokserem.... wybacz, Marta.... to twojej mamie przyda się miła znajomość. - podsumowała Daria.

***
Wieczorem, gdy Daria wracał do domu, dostała wiadomość:
"Nie żartowałem dziś po południu. Przyzwyczaj się do myśli, że będzie się działo...." .
Uśmiechnęła się i nie odpisała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro