29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia Tomek zachowywał się tak, jakby nie był autorem wczorajszych niejasnych obietnic. Ramię w ramię z nią pracował przez całą zmianę. Tak, jak przez ostatnie tygodnie. Stanowili dobry zespół, uzupełniając się i wspierając. Menadżerka doceniła ich zaangażowanie, gdyż coraz częściej zostawiała na ich barkach zamykanie baru. Tak jak dziś.
Dopiero tuż przed zamknięciem, gdy Tomek grzecznie wyprosił ostatnich klientów, odwrócił się i popatrzył na nią kpiąco:
- Zżera cię ciekawość?
- Odnośnie czego? - na chwilę przerwała sprzątanie stolików:
- Ogarnę tutaj, a ty posprzątaj za barem. - poleciła.
Uśmiechnął się, ale posłusznie wykonał polecenie.

Kiedy skończyli, bar był gotowy na nowych gości następnego dnia a oni zdjęli firmowe ubrania, chłopak stanął przed nią i założył dłonie na piersi:
- Porozmawiamy?
- No przecież rozmawiamy - stanęła podobnie jak on. Podniosła głowę i wysunęła lekko brodę do przodu.
- Masz pozdrowienia od Myszy. I zaproszenie, gdybyś chciała do niej przyjechać na kilka dni, zanim się szkoła nie zacznie.
- Dzięki. To miłe. Ale nie przewiduję już wyjazdów. Byłam na obozie i wystarczy mi wrażeń. - uśmiechnęła się.

- Nie mów tak, jakby ten obóz był czymś wyjątkowym w twoim życiu. Możesz pojechać jeszcze wiele razy i tam, gdzie będziesz chciała. - nachmurzył się.
- To prawda - zgodziła się. - W przyszłości, gdy będę już dorosła, zarobię na inne wyjazdy. Będę podróżować. Pojadę do Afryki, Ameryki Południowej i Azji.... No, i jeszcze na Hawaje, bo tam pięknie. I wtedy ten obóz nie będzie czymś najważniejszym. Ale w tej chwili jest. Warto było ponieść pewne zobowiązania, żeby móc pojechać. I będę ci wdzięczna zawsze, że mi to umożliwiłeś.

Po chwili dodała:
- Podziękuj Myszy w moim imieniu za zaproszenie. Słodka jest, ale .....
Podszedł do niej bliżej. Ujął ją za przedramiona i patrzył w jej lekko zmęczone o tej porze oczy:
- Ale nie dla ciebie. - dokończył. - Ty nie potrzebujesz dziewczyny, nawet tak dobrej, jak Mysza, tylko chłopaka. Który się tobą zaopiekuje.

Miała wrażenie, że Tomek ma gorące ręce. I że to ciepło poprzez ich dotyk zaczyna się rozlewać po jej ciele:
- Skąd wniosek, że potrzebuję kogokolwiek? - zakpiła.
- Bo ja tak mówię. Jestem starszy, na razie bardziej doświadczony i więcej wiem o życiu.
Prychnęła. Podobała jej się ta wymiana zdań, to przyjacielskie przekomarzanie.
- Rozumiem, że to nie był wyraz uznania? - uśmiechnął się. Pokręciła głową i wydęła lekceważąco wargi. Chłopak popatrzył na nią z uznaniem:
- Jesteś dzielna, Daria. Radzisz sobie ze wszystkim, a nie masz łatwego życia. Ale nie musisz walczyć samotnie, pozwól sobie pomóc.

- Tomek, dzięki ci za zainteresowanie. I za dobre słowo. Ale nie ma powodu czy konieczności, żebyś mi pomagał. Nic złego się nie dzieje. - odparła rzeczowo. Ale zrobiło jej się bardzo przyjemnie, kiedy usłyszała jego ostatnie słowa.
- Zgadzam się. Nie ma takiej potrzeby, radzisz sobie koncertowo. - zgodził się. - Ale po co tak się szarpać w pojedynkę? Nie łatwiej we dwoje?

Mówił poważnie. Znała go już trochę, widziała w różnych nastrojach i w tej chwili nie żartował:
- Co masz na myśli?
Wziął głęboki oddech, popatrzył jej w oczy:
- Wiemy oboje, że grasz takimi kartami, jakie dał ci los. Dał ci kiepskie. Ale grasz nimi rewelacyjnie. Jesteś dzielna. Ale jeśli pozwolisz mi sobie pomóc, będzie ci łatwiej.
- Do rzeczy, Tomek - miało zabrzmieć zdecydowanie. Przynajmniej w teorii.
- Będę twoim chłopakiem. Nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała. A ułatwię ci życie.

Zirytował ją. Strząsnęła jego ręce i odsunęła się o krok:
- Słuchaj, koleś. Nie wiem, co masz na myśli i chyba nie chcę wiedzieć. Nie potrzebuję chłopaka, który będzie mi pokazywał, jaką mam kiepską sytuację i że sobie bez niego nie poradzę.
Była zła. Wydawało jej się, że radzi sobie ze wszystkim. I nie potrzebuje pomocy. A on, ten paniczyk ze stolicy województwa, pokazuje, gdzie jej miejsce w szeregu. Dlatego te słowa zabrzmiały dość ostro. Ostrzej, niż zamierzała.

- Nie zrozumiałaś... - zaczął, ale mu przerwała:
- Zrozumiałam. Myślę, że możemy ten temat zamknąć. Możesz mnie nie odprowadzać do domu.
Zamknęli bar. Daria ruszyła przed siebie, nie oglądając się. Tomek westchnął, odczekał chwilę i tak, jak kiedyś, ruszył za nią. Utrzymywał odległość kilkunastu metrów od niej.
- Po co za mną idziesz? - zapytała.
- Nie idę za tobą. Po prostu przypadkiem idę w tę samą stronę. - odparł spokojnie.

- To głupie, wiesz? - mimowolnie zacytowała jego słowa sprzed kilku miesięcy.
- No i...? - uśmiechnął się nieznacznie. Lubił ją, jej przekomarzania, siłę wewnętrzną i uczciwość.
- No i nic. Idź sobie, jak chcesz - od tej pory przestała go zauważać.
Przypomniała sobie poprzedni raz, gdy Tomek tak samo wędrował za nią, nie mogąc iść obok a nie chcąc zostawić jej samej. Zrobiło jej się ciepło na sercu.

"Jaka wtedy byłam głupia - pomyślała z ubolewaniem. - Jak się dałam wkręcić tym trzem manipulantkom. Co one mogły mi zrobić? Tomek też dobry, wymyślił intrygę. W mojej obronie - przyznała sprawiedliwie. - Zależy mu na mnie. Ciekawe, czemu? Co takiego zobaczył we mnie, takiej zwykłej dziewczynie, ten synek bogatej rodziny?" - zastanawiała się. Musiała przyznać, choć idącemu za nią chłopakowi nie powiedziałaby nigdy w życiu, że czuła się bezpieczniej na ciemnych ulicach, mając go za plecami.

Tomek doszedł za nią do drzwi hotelu pracowniczego i poczekał, aż Daria otworzy drzwi wejściowe. Zawahała się:
- Co, wejdziesz za mną? A może chcesz u mnie nocować? - zapytała ironicznie.
- Jeszcze nie teraz - odparł spokojnie. - Ale kiedyś tak.
- Po moim trupie. - prychnęła i już nie odwracając się, weszła do budynku. Chłopak uśmiechnął się do swoich myśli i odszedł powoli, pogwizdując.

***
Zośka odetchnęła trzy razy, nabierając odwagi. Kilkakrotnie brała do ręki telefon, żeby zadzwonić, ale za każdym razem jej palec zamierał nad przyciskiem "połącz".
W końcu wybrała formę bezpieczniejszą, nie wymagającą osobistego kontaktu. Napisała: "Chciałabym się z tobą spotkać i pogadać. Daj znać, czy możesz". I szybko wysłała, póki odwagą jej nie opuściła. Niedługo telefon zawirował odpowiedzią: "Dam znać".
"Więcej w tym momencie pewnie nie mogę oczekiwać - pomyślała uczciwie. - Dla Darka taka decyzja też pewnie nie jest łatwa".

Zbierała się do tej rozmowy od dawna, od kiedy wróciła z Warszawy. Postanowiła wszystko powiedzieć Darkowi, wyjaśnić wszelkie tajemnice i wątpliwości. Nie wiedziała, czy jest w tym sens i jaki to przyniesie skutek. Ale uznała, że to jedyny sposób, żeby ostatecznie dojść z sobą do ładu i pożegnać przeszłość.
Nie miała złudzeń, że kiedy już wszystko powie, "będą żyli długo i szczęśliwie". Co to, to nie. Aż tak naiwna nie była. Ale miała nadzieję, że ta rozmowa ostatecznie przyniesie im obydwojgu spokój.

Czekała na odpowiedź prawie dobę. Telefon zawibrował powiadomieniem dopiero następnego dnia:
"Przyjdź do mnie o 16tej".

***
Przyszła. Z duszą na ramieniu, ale zdecydowana. Darek przywitał ją w drzwiach. Z uznaniem obrzucił jej smukłą sylwetkę w szortach i bluzeczce w kwiatki. Biała tkanina spodenek dobrze kontrastowała z opalonym ciałem:
- Wyjeżdżałaś gdzieś? - wskazał jej opaleniznę.
- Tak, na własny taras - roześmiała się nerwowo.
- Zrobię nam kawę a ty się rozgość - zaproponował.
- Kupiłam ciastka dla złagodzenia atmosfery - podała mu paczuszkę trzymana w ręku.
Po chwili siedzieli oboje w salonie, ona na kanapie, on w fotelu i prowadziło niezobowiązującą rozmowę "o modzie, wodzie i pogodzie".

W pewnym momencie Zośka westchnęła:
- Nie da się tej rozmowy odwlekać. Choćbym bardzo chciała.
Popatrzył wyczekująco, ale jego twarz się ściągnęła, jakby w oczekiwaniu na nieprzyjemne wieści.
- Mamy znów razem pracować i żyć w tym samym miasteczku. Żeby nie było niepotrzebnych emocji, musimy wiedzieć oboje, na czym stoimy.
Zadrżała. Darek widział jej przejęcie, czekał.
- Nie wiem, po co właściwie przyszłam. Nie wiem, czego oczekuję od tej rozmowy i od ciebie.
- Może wybaczenia? - podsunął cicho.
- Może....

Popłynęła opowieść, sięgająca jej czasów szkolnych:
- Z Olgierdem znałam się od zawsze. Ot, chłopak z sąsiedztwa, kilka lat starszy, który najpierw nie zwracał na mnie uwagi a ja patrzyłam na niego cielęcym wzrokiem. To był mój wyśniony książę z bajki, który podrywał siostry moich przyjaciółek a ja siedziałam w kąciku i patrzyłam, jak z kolejną dziewczyną daje czadu na parkiecie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Pisałam powieść o wielkiej miłości, gdzie głównymi bohaterami byliśmy my oboje. Ozdabiałam zeszyty szkolne inicjałami jego i moimi, serduszkami, podpisywałam się jego nazwiskiem. Ot, takie zadurzenie wieku cielęcego, znasz to ze szkoły. Dziewczęta się nie zmieniają. A później zaczęłam go spotykać na dyskotekach, imprezach w domach, ogniskach. To już było w liceum. I wtedy pierwszy raz popatrzył na mnie tak, jak na siostry moich przyjaciółek... Wpadłam po uszy w tę znajomość. Oszczędzę ci szczegółów, powiem tylko, że był moim pierwszym chłopakiem, w każdym znaczeniu tego słowa. Byliśmy razem przez kilka lat. On już pracował, ja się jeszcze uczyłam. Dostałam się na studia, dzienne, do Lublina. Ale nie wyobrażałam sobie wyjazdu i rozstania z nim. Powiem krótko: kiedy Olgierd mnie dotykał, pękały moje wszelkie zahamowania. Byłam jego, ciałem i duszą. Ale przede wszystkim ciałem...

Spuściła głowę, nerwowo dłubała rąbek bluzki. Zagryzła wargi. Darek wstał i nalał obydwojgu whisky:
- Tobie będzie łatwiej mówić, a mnie słuchać - podsunął jej szklaneczkę. Przyjęła z wdzięcznością:
- Od jednego dotyku dostawałam małpiego rozumu. Nie wiem, czy to była miłość, raczej jakiś rodzaj uzależnienia. Byłam gotowa iść za nim na koniec świata. Trochę pomagał mojemu tacie w gospodarstwie, wydawał się zainteresowany. Rok przed twoim przyjazdem... No, trochę więcej....

Urwała i upiła kilka łyków ze szklaneczki. Uśmiechnęła się blado:
- Teraz będzie najtrudniejsze... Okazało się, że jestem w ciąży....
Darek mimowolnie zacisnął dłoń na szklaneczce. Bał się zapytać.
- Cieszyłam się jak głupia. Wyobrażałam sobie, że Olgierd padnie przede mną na kolana, wyzna miłość i poprosi o moją rękę. I będziemy żyć długo i szczęśliwie.....
Zamilkła, a później podniosła szklaneczkę:
- Zrób mi drugiego drinka, bo na trzeźwo tego nie opowiem....

Zrobił. Sobie też. I usiadł obok niej. Zośka podjęła opowieść:
- Zaprosiłam go na kolację.... Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia, zrobiło się twarde i nieprzystępne. Zrobił mi awanturę.
- O co? - zdziwił się Darek. Czuł, że alkohol przytępia jego zmysły, znieczula, pozwala dalej słuchać tej historii.
- Że go oszukałam, że to nie jego dziecko, że nie można mi ufać... Wyszedł trzaskając drzwiami, a następnego dnia wyjechał.

- A to sk... - Darek zmęłł w ustach przekleństwo.
- Rozchorowałam się z tego wszystkiego. Nie byłam w stanie ruszyć ręką ani nogą, nie jadłam... Poroniłam. Chyba z tego stresu. To była wczesna ciąża, więc jeszcze nie zdążyłam iść do lekarza. Dlatego nikt nie wiedział. Poza Renatą, to ona mnie doglądała. Nie chciałam widzieć nawet rodziców. Przez tydzień leżałam i marzyłam, żeby śmierć mnie zabrała. Nie miałam siły, żeby żyć. Jak już.... - Zośka, nawet znieczulona przez alkohol, mówiła powoli i z trudem:
- Po tym wszystkim straciłam chęć do życia. Renata, myśląc, że mi to pomoże, pozbierała plotki o Olgierdzie. Okazało się, że nie tylko ze mną się spotykał. Ale tylko ja byłam tak głupia, żeby zajść z nim w ciążę.

Ostatnie słowa wybrzmiały mocno. A następne jeszcze mocniej:
- Kiedy wrócił.... Nie wiem, co mnie opętało. Chyba wycięłam ten najtrudniejszy okres mojego życia, normalnie jakbym miała amnezję. Zatrzymałam się na tym początkowym etapie związku, marzeniach, pragnieniach i pierwszych uniesieniach. Nie byłam w stanie się z tego wyrwać. Zupełnie, jakby Olgierd rzucił na mnie jakieś zaklęcie...
- Starałaś się - przerwał jej. - Ten pierwszy okres po jego powrocie, kiedy jeszcze byliśmy razem. Nie zerwałaś już wtedy. Jeszcze przez jakiś czas...

Zdziwiła się, że to zapamiętał. To fakt, starała się.
- I w końcu postanowiłaś z nim zerwać. Przyszłaś do mnie....
Uśmiechnęła się. To prawda. Nie była dumna ze swoich postępków, ale w końcu zebrała siły i zrobiła pierwszy krok w celu uniezależnienia się od toksycznego związku:
- Jesteś kochany, że to mówisz. - uśmiechnęła się. Dotknęła dłonią jego policzka. Ujął tę rękę i położył na jej kolanie. Delikatnie, jakby trzymał zranionego ptaka. Ale stanowczo.

- To chyba tyle. Te pół roku, które przeżyłam z Olgierdem, były takim złym zaklęciem - powtórzyła - którego nie byłam w stanie przerwać. To nie był związek, tylko jakieś chore uzależnienie. Od jego obecności, od pieszczot, od miłości fizycznej. I tylko wtedy czułam się dobrze z Olgierdem.
Tym razem nie odezwał się, nie skomentował i nie zaprzeczył.
Zapadła cisza. Siedzieli w milczeniu, nie patrząc sobie w oczy.

***
Kleo siedziała wtulona w Ariela. Mężczyzna głaskał ją po plecach, a ona zamknęła oczy i czuła się jak w niebie.
Jemu też było dobrze. Przywykł do tej nastolatki, która patrzyła w niego jak w obraz a jego słowo było dla niej wyrocznią. Kleo nie była kłopotliwa, za to wdzięczna za każdy przejaw jego uwagi. Wystarczyło jej, że on jest przy niej. Była głodna obecności i uwagi dorosłego mężczyzny; prawdopodobnie z powodu braku ojca i mało interesującego się jej sprawami ojczyma. Dlatego w tej znajomości leciała jak ćma do światła.

Jego znajomość z Kleo była odpowiedzią na klasyczne emocjonalne zaniedbanie dziecka przez rodziców. Gdyby dziewczyna była jego córką, nigdy nie pozwoliłby na poszukiwanie zrozumienia w przepaściach internetu. Byłby dla niej wzorem i punktem odniesienia, poświęcałby jej tyle czasu i uwagi, ile by potrzebowała. Nie byłoby ani możliwe, ani potrzebne, żeby znalazła sobie kogoś innego, kto by jej objaśniał świat.

Zdawał sobie sprawę, że został jej "sugar daddy"; nie miał nic przeciwko temu. Już teraz w dużej mierze inwestował w tę znajomość: wynajem mieszkania, ubrania, buty i bielizna dla Kleo, laptop z odpowiednim oprogramowaniem do kontaktu z nim, drobne sumy dla dziewczyny, która uparła się kupować dla niego słodkie bułeczki.... A przede wszystkim robił to, co powinni robić jej rodzice - miał dla niej czas, uczył, wychowywał, słuchał.... Po prostu był przy niej, towarzyszył jej w problemach i trudnościach, uczył jak sobie z nimi radzić. Kupował jej ubrania, w których ładnie wyglądała. Krótko mówiąc, robił to, co powinien zrobić jej ojciec.

Za pół roku czy rok, kiedy Kleo już będzie pełnoletnia, planował poszerzyć tę znajomość o finansowanie wspólnych wyjazdów i dużo większe nakłady dla dziewczyny: na ciuchy, fryzjera, kosmetyczkę i wszystko, czego nastolatka będzie potrzebowała. Będzie ją utrzymywał i nadal wychowywał, a w zamian spodziewał się otrzymywać jej posłuszeństwo i uległość.
Wystarczyło jej, że on jest, że może się do niego przytulić, że on ją obejmie, że zapyta o jej nastoletnie sprawy i zainteresuje się potrzebami. Nawet cała ta sfera intymna, do której ją wciągnął, nie była jej potrzebna. Wiedział to od samego początku. Kleo pozwoliła mu wciągnąć się w te praktyki seksualne, bo w ten sposób mogła spędzać z nim czas. Zdawał sobie z tego sprawę. Ale był dorosły, Kleo też za chwilę będzie, nie widział powodu, żeby sobie odmawiać przyjemności wprowadzenia ją w życie.

Uświadomił sobie, że z dużą niechęcią będzie wracał do Warszawy, kiedy zacznie się rok akademicki. Zamiast spędzać samotne wieczory w pustym apartamencie, wolałby być z nią: uczyć ją życia, sycić się jej podziwem i poddaniem.
Kleo była taka młoda i jeszcze nieskażona, jak tylko może być nastolatka. Pod jego wpływem nabrała już wielu cech młodej kobiety, ale nadal była niewinna i delikatna. I działała na niego... Znów poczuł, jak jego "klejnoty" twardnieją w spodniach. Ale jeszcze przez dłuższą chwilę nic nie zrobił, znosząc tę niedogodność. Dopiero później wziął rękę dziewczyny i położył sobie na kroczu.

Kleo, wyrwana z rozmyślań, popatrzyła na niego:
- Jak sobie życzysz?
- Klęknij przede mną - szepnął gardłowo. Uwielbiał te momenty, gdy dziewczyna spełniała jego prośbę, walcząc z własną niechęcią i przełamując ją, żeby spełnić jego polecenie i dać mu przyjemność.
Nie była dobrą kochanką, nadal nie potrafiła w pełni go zaspokoić, nawet słuchając jego wskazówek. Tak samo jak nie potrafiła ukryć swojego braku ochoty na pewne praktyki. Ale, nawet niechętna, nie sprzeciwiała mu się. Doceniał to i trzymał swoje upodobania na wodzy, żeby jej nie przestraszyć.

Tak jak teraz. Kiedy poczuł jej wargi na swoim przyrodzeniu, wiedział, że musi być delikatny.
Dlatego nie zmuszał jej do mocniejszych pieszczot, zadowalając się jeszcze niewprawnymi, które nastolatka na razie była w stanie mu dać.
W pewnym momencie odsunął jej głowę, pochylił się i zaczął ją całować, żeby niechcianą, wymuszoną pieszczotę zastąpić czymś, co rozpalało jej zmysły. Później pociągnął ją do góry i na siebie, osuwając się razem z nią na kanapę i przygniatając ją swoim ciałem. Uwielbiał dotyk jej jędrnych piersi, płaskiego brzucha i lekko umięśnionych ud. Wiedział, że ona też odczuwa jego ciężar, twardość i siłę.

- Och, Ariel - jęknęła cicho, nadal poddając się jego pocałunkom.
A on, całując ją jak dorosły, doświadczony mężczyzna, którym był, puszczał wodze wyobraźni, fantazjując, jak już niedługo weźmie ją w ramiona i zostanie jej pierwszym kochankiem. Jak zobaczy na jej twarzy najpierw strach i ból, a później uśmiech spełnienia.
Ma pół roku, żeby przygotować ją do wyrwania się z domu. Kiedy już Kleo będzie pełnoletnia, przeprowadzi się tutaj, czasem wyjedzie z nim gdzieś, a on będzie ją rozpieszczał. Wtedy już raczej nie ukryje swojej roli w jej życiu. To z pewnością wywoła w jej domu burzę, może rodzice postawią ją przed koniecznością wyboru i Kleo musi być silna, żeby opowiedzieć się za nim.
"Kończ szybciej te osiemnaście lat" - pomyślą z niecierpliwością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro