Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiszące głowy. Wiszące głowy skrzatów. Widok który sprawiał, że Audrey chciała uciec i już nigdy tam nie wrócić. Ale przychodziła. Bo musiała. Ale przychodziła.

- BOO! - krzyknął jej Luke do ucha, na co dziewczyna omal nie zeszła na zawał.

- ZABIJĘ CIĘ! - wrzasnęła, goniąc za bratem, który dusząc się ze śmiechu, uciekał, ale mimo to gryfonka zaraz go dogoniła i wręcz się na niego rzuciła, wywalając się wraz z nim, zmiażdżyła go. - No i co teraz? - zapytała Audrey, która dalej była wściekła.

- Nic - powiedział nad wyraz spokojnie Luke, na co dziewczyna zmarszczyła zaskoczona brwi, a zaraz poczuła, że zostaje ciągnięta i położona obok.

- No kurde! BRIELLE! - wrzasnęła Audrey, na wysoką ciemnowłosą dziewczynę z czarnymi oczami.

- Oh no nie przesadzaj! - zawołała wspomniana dziewczyna, uśmiechając się do niej szeroko, na co Anderson, miała ochotę przewrócić oczami. Tak naprawdę od małego z Luke'iem prowadziła wojnę, a Mike prowadził ją z Theą. Była tak od zawsze, ale nikt na to nie narzekał. A przynajmniej już przestał, przyzwyczajając się do tego.

- No dobra, dobra - mruknęła gryfonka, wiedząc, że krukonka jest uparta jak osioł.

- No i fajnie! Idziemy podsłuchiwać Zakon nie? - zapytała już ciszej tak, aby nikt nie usłyszał, lecz z marnym skutkiem.

- Ja Ci dam cwaniaro mała - powiedziała wysoka, praktycznie taka sama kobieta jak dziewczyna, tylko starsza.

- No mamo weź! - zawołała Brielle, zakładając ręce na piersi. - Jestem już prawie dorosła!

- Prawie robi wielką różnice - odpowiedziała kobieta po czym odeszła w swoją stronę.

- I tak to zrobię - wymruczała dziewczyna i skierowała się do bliźniaków Weasley z którymi planowała podsłuchiwanie zakonu.

- Ta to jest dopiero wariatka - mruknęła Audrey. Lubiła Brielle, ale dla niej taki bunt w stronę własnej matki był po prostu nie możliwy w żaden sposób. Zastanawiała się sama czy to głupota czy odwaga, a może głupia odwaga? Sama nie wiedziała.

- Audrey idziesz? - zapytała Brielle przyglądając się gryfonce na którą czekała.

- Jasne - odpowiedziała jej i skierowała się wraz z nią do pokoju bliźniaków.

- Fred, George! - krzyknęła dziewczyna, a bliźniacy którzy już byli obok nicb spojrzeli na obie dziewczyny.

- Brielle! Po co ją tu przyprowadziłaś?! - zapytał Fred z pretensją w głosie. - Nie chcemy jej tu w żadnym stopniu! - krzyknął ponownie, a George ciągle milczał przyglądając się im w niezrozumieniu. Wiedział, że jego bliźniak ostatnimi czasy ciągle kłócił się z Taylor, ale się już nie wtrącał, ponieważ Brielle i bez tego się na niego denerwowała, mówiąc, że pewnie zgadza się ze swoim bliźniakiem. I miała rację, bo w większości przypadków rzeczywiście tak było.

- Słucham? Co to koncert życzeń, Fred? I musisz być dla niej taki wredny? - zapytała wściekła już Brielle na chłopaka, za to, że zachowuje się strasznie wrednie w stronę gryfonki.

- A żebyś wiedziała, że tak! Ciągle na nas wrzeszczy nawet jak nic nie zrobimy! - krzyknął Fred ponownie, a Audrey w tym momencie zaczęła się naprawdę denerwować. Zawsze jak na nich krzyczała, albo ich upominała, robili coś naprawdę złego.

- Przepraszam? Wywieszenie do góry nogami jakiegoś młodszego ucznia to nie jest nic! - zawołała Audrey, ale jednak nie wrzeszczała, ani krzyczała.

- TO BYŁ MALFOY! - wrzasnął Fred, jakby to miało być wytłumaczenie wszystkiego, ale Audrey nie uznawała takiego wytłumaczenia.

- To nadal uczeń - powiedziała bardzo spokojnie Anderson, a Fred wyglądał jakby się w nim zagotowało.

- Chodź - powiedziała Brielle łapiąc Audrey za ramię. - Nie będę się z głupim o wiedzę kłócić - oświadczyła i wyszły z pomieszczenia. Mimo tego, że Audrey na Brielle też kilka razy naskarżyła czy upomniała, to w większości przypadków najzwyczajniej w świecie miała rację, więc pomimo początkowej wściekłości, zazwyczaj kończyło się na tym, że po prostu się godziły, a można by powiedzieć, że przez to skarżenie wytworzyła się pomiędzy nimi silna relacja, ale bliźniacy mieli inne zdanie. Nie widzieli zła w swoich czynach, nawet po tym jak zrobili niemiły żart jakiejś ślizgoncę, która tak się wściekła, że zawsze gdy ich tylko zobaczyła, wyzywała ich, ale oni dalej nie widzieli w tym nic złego.

- Chciałaś znowu podsłuchać zakon? - zapytała chcąc zmienić temat Audrey.

- Nie chciałam, zrobię to - odparła uparcie Brielle, a Anderson pokręciła głową niedowierzając w czyny krukonki. - No co? - zapytała, a Audrey się uśmiechnęła.

- Nic - odpowiedziała, a Brielle na nią spojrzała, pytającym wzrokiem, oczekując wyjaśnienia, którego jednak nie otrzymała.

- Jesteś niemiła w tej chwili - powiedziała Taylor, bo chciała wiedzieć o co chodzi gryfonce, ale ta wymijała odpowiedź, nie chcąc nic powiedzieć.

- Oj nie przesadzaj. Tylko nie mówię Ci wszystkiego, a nie zaraz, że ja niemiła - powiedziała Audrey, a Brielle pokręciła głową, już nawet nie naciskając pomimo ciekawości, która rozpierała ją od środka. - Jest już zebranie?

- Nie. Będzie dopiero za dwadzieścia minut - powiedział Syriusz Black, a blondynka podskoczyła. Mężczyzna pomimo tego, że był niewinny, przerażał ją, samym swoim optymistycznym nastawieniem do praktycznie wszystkiego. - Rose, Remusowi i Claire coś wypadło - odparł uprzedzając pytanie Brielle.

- Claire? A ona nie z Charliem w Rumunii, czy gdzieś tam? - zapytała zaskoczona Brielle, a Syriusz pokiwał głową, właściwie sam nie znając odpowiedzi.

- Woli dostać informacje do ust, więc zazwyczaj się teleportuje. Już zaczyna powoli zaczyna marudzić, bo mówi, że za każdym razem ma ochotę zwymiotować. Nie chcę jej już nawet dobijać, że zebrania będą coraz częściej - powiedział Bill, który wtrącił się do rozmowy.

- Czemu coraz częściej? - zapytała Audrey, a Bill był widocznie zaskoczony tym pytaniem, które tak naprawdę wyrwała z kontekstu.

- Musicie być obie takie ciekawskie drogie panny i wprowadzać ludzi w zakłopotanie? - zapytał niejaki Ben Williams, obejmując swoją partnerkę, Ashley Matheiu z uśmiechem jakiego w życiu jeszcze Audrey nie widziała. Owszem, zawsze był szczęśliwy, ale nigdy nie aż tak.

- Ty lepiej nie mieszaj, a powiedz co odwaliłeś paniczu Williams! - zawołała Brielle wskazując oskarżająco palcem w stronę Bena z którym miała dosyć dobrą relacje, a nawet kiedyś była zauroczona w ów chłopaku i zazdrościła starszej kuzynce Williamsa, jak tylko potrafiła, lecz nie była to perfidna zazdrość. Chciała również mieć Bena, ale cieszyła się ich szczęściem.

- Kradnę Ci kuzynkę! - odparł zadowolony, obejmując Ashley, która z każdą sekundą czerwieniła się coraz bardziej.

- Co to kradnę ma oznaczać? - zapytała skupiając swój zaciekawiony wzrok na brunecie, a zaraz na blondynce, która zaczęła się czerwienić, jak dorodny burak.

- Otóż... - zaczął brunet i wziął głęboki oddech, a zaraz jego wzrok spoczął na Matheiu.

- Mamy zamiar się pobrać - powiedziała Ashley nie mogąc już wytrzymać i wszystko zadziało się w jednej chwili. Susan, która miała przyjść po członków Zakonu, aby rozpocząć już zebranie wydarła się na cały dom POBIERACIE SIĘ?! i szybko pobiegała w stronę salonu krzycząc tą dobrą nowinę, Brielle i Syriusz owi opadła szczęka i nie dowierzali w to co usłyszeli, a Bill w szoku zaczął gratulować dwójce. Po chwili Brielle się otrząsnęła i wsunęła się pomiędzy Ashley oraz Bena, tym samym odsuwając ich od siebie.

- Nie oddam! - zawołała krukonka wojowniczym tonem i przytuliła mocno kuzynkę, która oddała przytulasa.

- Chyba nie będziesz miała wyboru - zaśmiała się cicho Ashley, głaszcząc krukonkę po głowie.

- To ty nie masz! Zostałaś już ukradnięta... Nie... Okradnięta... Nie... OJ NIE WAŻNE! Moja jesteś - powiedziała dziewczyna, a Ashley zaczęła się śmiać.

- W takim razie gratulacje - powiedziała Audrey, która wzięła przykład z Billa i pogratulowała dwójce, a zaraz zaczęło się tam zbierać pełno osób i również zaczęło im gratulować.

- Myślę, że nie tylko ja uważam, że powinniśmy przełożyć zebranie na jutro i świętować tą piękną informację - powiedziała Susan, a każdy pokiwał głową. Nawet Claire nie odezwała się, że będzie musiała się teleportować po kilka razy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro