Ruchome Piaski

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yugo obudził się nic nie widząc, a jego nogi zdawały się być przygniecione czymś ciężkim. Poczuł ręce naokoło swoich ramion, próbujące wyciągnąć go spod tego, pod czym był przysypany, ale nie widział wystarczająco dobrze, aby odróżnić coś oprócz szarego, fioletowego oraz sylwetki jakiejś osoby. Nie było to jednak ważne, sam chcąc wyjść spod tego wszystkiego, próbował przesunąć się w stronę postaci, aby w jakikolwiek sposób jej pomóc.

Burknął, kiedy wreszcie udało mu się wydostać a ból w jego nogach nagle dał o sobie znać. Druga osoba od razu podniosła Yugo na swoje plecy. Chłopak pomagał jej w tym. Nie było to łatwe, ale wreszcie usadowił się z łokciami na jej biodrach a jej rękami pod jego udami.

Ktokolwiek to był, kto go uratował, nie był zainteresowany rozmową, bo zaczął iść bez żadnego słowa. Yugo otworzył usta, aby zacząć narzekać, ale zauważył, że jego gardło było suche i bolało, jakby krzyczał od kilku godzin. Pochylił się, mając nadzieję, że ta osoba usłyszy jak szepcze, nagle jednak syknął z bólu, kiedy napotkał zimny, okrągły przedmiot na jej biodrach, który wbił się w jego ramię.

- Jesteś niewiarygodnie słaby jak na kogoś kto nosi tą twarz.

Yugo usłyszawszy ten glos instynktownie odsunął się, prawie spadając na ziemię, jednak jego wybawca – nie, porywacz – utrzymał go w jednym miejscu.

- Czego... do cholery... chcesz? – Wybełkotał słabo; co i tak dla Yugo było wielkim wysiłkiem.

Porywacz zamruczał – Nie dostanę żadnego „Dziękuję"? Tak długo mnie goniłeś, więc to teraz ja przyszedłem po ciebie.

- Ty nie... - Yugo spróbował złapać tego drania za gardło, ale ledwo miał siły, aby nie zamknąć swoich oczu. Jego ramiona opadły ponownie na biodra drugiego. – Ty... nie chcesz... nic... dobrego.

- Jeśli tak chcesz to ująć, droga wolna. Czy znowu chodzi ci o Rin? Mówiłem, gówno mogę z tym zrobić.

Yugo z wysiłkiem podniósł swoją głowę i rozejrzał się. Jego wzrok się wyostrzył na tyle, żeby mógł rozpoznać szare barwy naokoło siebie. Okazały się to być zdewastowane budynki; chodzili przez wąską, krętą drogę opuszczonego miasta. – Heart...land...?

Porywacz zaśmiał się – wysokim, szczerym śmiechem, tak głośnym, że Yugo zdawało się, że czuje jego wibracje w swojej piersi – Naprawdę nie umiesz rozpoznać co zrobiłeś ze swoim własnym miastem?

Pierwszą reakcją Yugo było niedowierzenie.
- ... Nie.
To nie miało sensu. Nawet najgorsze miejsca, w których żył Plebs nie były w takim... złym stanie. Owszem, Slumsy były można by rzec – zniszczone bo nikt nie miał pieniędzy aby je naprawić albo choćby w miarę utrzymać. To wszystko jednak było zamierzone. Topsi specjalnie do tego doprowadzili.

Kiedy wzniósł wzrok w górę, ignorując nagły, rwący ból w szyji, rozpoznał tak znane mu drogi Miasta. Wciąż gdzieniegdzie stojące, ale większość przeciętych w pół, ale na pewno te same drogi jego domu.

Coś przeszło przez to miasto. Coś olbrzymiego i wściekłego. Ciemne, zwiastujące zło chmury powoli znikały, ale posępne niebo dalej opłakiwało swoje dziecko.

-Jak...? – Wspomnienia Yugo zaczęły do niego wracać jak powódź. Przypomniał sobie pojedynek, który rozpoczął ze swoim fioletowym klonem, Jego Potwora – Smoka Fuzji Głodnego Jadu i nagłą furię, a potem... pustkę. Cokolwiek stało się pomiędzy tym wydarzeniem a zniszczeniem jego domu, nie mógł sobie przypomnieć. – Czy ty... pamiętasz...? – Nie spodziewał się usłyszeć jakiejś przydatnej odpowiedzi, albo jakiejkolwiek, ale i tak już nie miał nic do stracenia.

- Nic a nic!

- Czemu... do cholery... się z tego... tak cieszysz...?

- Mienie dziur w pamięci jest dla mnie tak samo irytujące, jak dla ciebie. Ale to jest ekscytujące, nie sądzisz?

- ...Huh...? – Yugo nie był w stanie zrozumieć toku myślenia tego gościa. Spróbował walnąć swoim czołem w tył głowy kretyna, ale nie miał na to wystarczająco energii i tylko ponownie prawie nie zwalił się z jego pleców. – Co... się tu stało...?

- My.

Yugo osunął się na biodra tej osoby. Domyślał się już tego, ale nie wierzył, aby to była prawda.

- Hej, nie rób tak. Jesteś ciężki jak worek ziemniaków. Nie potrzebuję dodatkowego ciężaru. – Słysząc to w tym momencie z jakiegoś powodu zirytowało go – właśnie zrównali miasto, a może i cały wymiar Synchro, z ziemią, a tego – tego ohydnego drania nie obchodzi to-

- Nienawidzę cię. – Zasyczał, próbując nie pozwolić palącym łzom wyjść z jego oczu – N-Nienawidzę cię – zaszlochał cicho – N-

- Słyszałem za pierwszym razem. Jeśli zamierzasz płakać, to nie brudź mojego mundurka.

- Jesteś... jesteś nienormalny. – Wydukał Yugo z niedowierzeniem. – Jak- jak możesz nic nie czuć widząc – spróbował wskazać swoimi rękami otoczenie, ale skończył tylko z machnięciem nadgarstka – to wszystko?

- A czemu miałbym? Nie wiem, może Profesor będzie zadowolony. To trochę ułatwi inwazję; Szczury nie będą miały gdzie się schować. I powstanie następny plac zabaw.

Yugo spróbował nie oburzyć się na słowo szczury i skupił się na pytaniu, które już od dłuższej chwili chciał zadać. – Gdzie... są wszyscy? – Szli już od jakiegoś czasu, a jednak nie widzieli żadnej żywej duszy.

- Zabici. Może w kartach. Ja... nie byłem tym zbyt zainteresowany. Ten inny chłopak z moją twarzą – uciekł wraz z synem Profesora.

- ... i dobrze. – Yugo mruknął. Spróbował kopnąć swoje porywacza w bok, ale jego nogi były tak samo bezużyteczne, jak jego ręce. – Utknąłeś... tu ze mną.

Na tą uwagę jednak, ku jego zdziwieniu, uzyskał następny wybuch śmiechu. Nie był jednak tak złośliwy, ale bardziej lekki. Rozbawiony. – Jesteś ciekawszy, niż zdawało mi się na początku.

Yugo użył całej swojej energii aby uderzyć w udo tej osoby i zauważył, że bycie przygniecionym pod czymś przez nieokreślony czas zostawiało po sobie dużo siniaków. Polizał swoje spękane usta. – Co to... w ogóle ma znaczyć...?

- Yuri.

Ten non-sequitur zaskoczył Yugo na chwilę – Co?

- To moje imię.

- ... Czemu?

-Jeśli byłbyś nudny, nie zdradziłbym ci go. Ale myślę, że lubię ciebie najbardziej z twoim nieziemskim smokiem na polu.~

Yugo wyprostował się, ignorując ból w swoich plecach. – W takim razie... Znowu z tobą będę walczył! I tym razem zrównam ciebie z ziemią, przysięgam! Za Rin, Yuzu i ... wszystkich... z Miasta... - O nie, znowu zanosiło mu się na płacz. – Yugo ugryzł się w język i przyłożył głowę do kołnierza Yuri'ego. Sztywny materiał zmarszczył się niemiło pod skórą Yugo, ale nie obchodziło go teraz nic.

Miasta nie ma. Wszyscy, których znał zostali od niego odebranie. Przez Yuri'ego i jego samego, pochłonięci przez gniew Czystego Skrzydła.

- Jedna łza na mnie, a ciebie upuszczę tu i teraz.

Yugo rzucił piorunujące spojrzenie w tył głowy chłopaka. – Nic ciebie nie obchodzi. Tylko dbasz o siebie. – chociaż mógł coraz łatwiej mówić.

- Czy to zła rzecz? – Słysząc taką odpowiedź od kogokolwiek innego, Yugo przypuszczałby, że ta osoba mówi sarkastycznie. Yuri natomiast brzmiał... jakby był zdziwiony.

- Tak! – Wykrzyknął zfrustrowany. – Miasto jest zburzone a ty nawet nie jesteś tym wzruszony!

- Już widziałem takie krajobrazy. – Yuri odparł poważnym głosem.

Yugo szturchnął kretyna swoim udem, co zdawało się dawać najlepsze rezultat z jego wszystkich prób – To jeszcze gorzej!

- Przez właśnie takie nudne zachowanie nie chciałem się z tobą pojedynkować. Masz jakiś inny temat? – Yuri mruknął z cieniem poirytowania.

- Nie możesz od tak- gah! – Yugo krzyknął, kiedy został upuszczony bez żadnego ostrzeżenia. Yuri jednego ponownie go złapał i przywrócił do wcześniejszej pozycji, zanim dotknął ziemi. – Dupku! Za co to było!?

- Powiedziałem – Zaczął Yuri jeszcze bardziej zirytowany. – Jeśli będziesz nudny, to odstawię cię z powrotem pod tamten budynek, gdzie ciebie znalazłem.

Dobra, Yugo nie będzie zastanawiał się nad brakiem jakichkolwiek celów moralnych czy/i empatii. Cokolwiek – Gdzie ty mnie zabierasz?

- Szukam dysku do pojedynków który ma działający transporter. Ekran mojego jest doszczętnie zniszczony i jeśli jakiegoś nie znajdziemy, utkniemy tu na dobre.

- Przezroczyste Skrzydło umie mnie teleportować – Yugo wypalił, chociaż później żałował tego, kiedy Yuri nagle wyprostował się i obrócił głowę tak, że teraz wpatrywał się w niego z zainteresowaniem. – Doprawdy? Umiesz go kontrolować?

- Nie. – wybełkotał ponuro – Ma swoje zachcianki.

Yuri, straciwszy zainteresowanie i jakikolwiek respekt, który mógłby mieć w tamtym momencie dla Yugo, odwrócił głowę znowu w stronę drogi, przez co tamten czuł się trochę zawiedziony. – Oh.

- Co chcesz ze mną zrobić? – Yugo zapytał się go, powtarzając swoje pierwsze pytanie.

Yuri zdawał się zadrżeć z zadowolenia. – Oh, Yugo. – Zamruczał – Ja nic – ale to co my zrobimy razem.

- Nie rozumiesz? – kontynuował, nie dając czasu na odpowiedź – To miasto – to wszystko zrobiliśmy my, Yugo. Można tylko sobie wyobrazić ile jesteśmy w stanie osiągnąć...

Yugo, czując dreszcz strachu spróbował o tym właśnie nie myśleć. – Nigdy. – warknął. – Nigdy – Nigdy ci nie pomogę w czymś takim-

Śmiech Yuri'ego zaczął być przerażający – Nie będziesz miał wybory. Tak jak tym razem, prawda?~

Mały pęk światła przedostał się przez chmury, a nagłe ciepło od tych promieni były jak ogień dla wilgotnej skóry Yugo. – Nienawidzę cię. – wykrzyknął – Nienawidzę cię, Yuri!

- To dobrze. – Chłopak odparł wesoło. – Proszę, nienawidź mnie. W ten sposób będziemy mogli siać spustoszenie, który jeszcze nie zaznał żadny wymiar.

Nieważne, co Yugo by zrobił, nigdy by nie wygrał. Rozglądnął się po ruinach swojego miasta, swojego domu, swojego świata. Przyciemnione przez chmury słońce ku jego niezadowoleniu pogłębiało tą ponurą atmosferę. Rozważył swoją niedaleką przyszłość; co Yuri by mu zrobił lub zmusił do zrobienia. Yugo był zmęczony a jego całe ciało niemiłosiernie bolało.

Oparł brodę na biodrach Yuri'ego, chociaż jego żebra protestowały. – Nie pozwolę ci na to. – Przysięgnął.

Yuri ponownie zachichotał – Yugo już zaczął nienawidzić tego dźwięku. – Powiedz mi to, kiedy chociaż będziesz mógł sam chodzić.

Yugo zamknął swoje oczy i pozwolił się omamić piekącemu bólowi z tyłu swojej głowy. To było tak ironiczne. Był teraz jak Rin, kiedy Yuri ją porwał; miał nadzieję, że wszystko jest z nią w porządku, gdziekolwiek on ją zabrał.

- Nienawidzę cię – Yugo wybełkotał ponownie, a niskie wibrację od nucenia Yuri'ego nie pomogły mu zasnąć. Wcale.

-------------------------------------------------------------------------------
hmhm.

Tak naprawdę to pierwszy raz kiedy udało mi się coś przetłumaczyć co nie jest komiksem do końcaaaaaaa
Autorem jest Waxpet. Naprawdę polecam każdą opowieść od tej osoby na AO3 chociaż tam tylko jest kilka związanych z Arc-V ale ldjhvaldhaldvf
so good.
It is a shame they don't write anymore.

Tutaj może być trochę błędów bo. BELIEVE IT OR NOT. Tłumaczenie tekstu jest inne niż tłumaczenie komiksu.
wow.
:D
Alright, am going byeee.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro