2.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzałam jeszcze raz na młodego czarodzieja. Faktycznie przypominał pana Meadowes, ale był bardziej opalony. Miał również o wiele jaśniejsze włosy niż Dor i ich rodzice, ale po chwili zobaczyłam odrosty, co znaczyło, że się farbował.

- Nie wiedziałam, że masz brata - syknęłam cicho tak, żeby mnie nie usłyszał. Niestety nie wyszło.

- W tym sęk, droga ślicznotko - powiedział, a ja uniosłam wyniośle brwi. - Raczej się tu o mnie nie wspomina. A przecież jestem taką osobistością, którą ciężko jest przeoczyć.

Rzuciłam Dor spojrzenie z ukosa, a ta wywróciła oczami.

- Oczywiście tacy zadufani w sobie czystokrwiści nie będą w stanie zrozumieć, dlaczego świat mugoli jest pod pewnymi względami lepszy. - Wzruszył ramionami, rzucając nam wszystkim spojrzenie nieco nasączone jadem. - A w Turcji mają tak pyszne jedzenie, że aż szkoda się nie zniżyć do ich poziomu, by skosztować tych pyszności.

Co za zadufany w sobie... gamoń.

- Ale ciebie to nigdy nie spotkałem - powiedział do mnie, ignorując całkowicie mordercze spojrzenie ojca na swoich plecach. Zmarszczył nieco nos i się skrzywił, jakbym śmierdziała. - Z którego rodu jesteś? Nie to, żeby mnie to obchodziło, bo nie przepadam za takimi jak wy, pytam z grzeczności.

Wymieniłam z Dorcas znaczące spojrzenia, a potem znowu przeniosłam wzrok na niego.

- Witaj w domu, synu - powiedziała czule Amarantha, łapiąc syna w objęcia.

- Czemu on tak mówi o czarodziejach czystej krwi? - wyszeptałam do Dorcas. - Przecież sam ma czystą krew.

- Ponieważ, droga nieznajoma - odrzekł tamten, znowu mnie dosłyszając. - Doświadczyłem na własnej skórze, jak bardzo nieprzyjemni mogą być czarodzieje. - Uniósł rękaw swojej kurtki do góry, odsłaniając wąską bliznę z napisem "zdrajca". - Ale to już dawno i nieprawda. Teraz wróciłem i jestem okropnie gło... - urwał nagle, wytrzeszczając na mnie oczy.

- Co jest? - spytałam, odwracając się, by zobaczyć, czy ktoś za mną nie stoi.

- Chyba cię źle oceniłem, nieznajoma piękności - powiedział, a potem wskazał ręką na moją bliznę. - Jak widzę, nie jestem jedyny, który doświadczył przyjaźni od innych czarodziejów.

Zmarszczyłam brwi, a potem spojrzałam na swoją rękę.

- Dosyć już tego - powiedziała cicho Amarantha. - Usiądź do stołu, Darrylu.

Na jej twarzy, po raz pierwszy od kiedy ją poznałam, byłam w stanie zobaczyć jakąś emocję. Matczyną miłość.

- Matka go uwielbia - szepnęła mi Dor do ucha. - Przez rok nie mogła się pozbierać po jego odejściu.

Kolacja się zaczęła, a ja, zamiast jeść, cały czas rzucałam ukradkowe spojrzenia w kierunku brata Dorcas. Ten prowadził żywiołową rozmowę ze swoją matką i czasem rzucał kpiące uśmieszki w kierunku Oriona i swojego ojca. Raz mnie złapał na wpatrywaniu się w niego i puścił mi oczko, więc spuściłam wzrok speszona i już więcej na niego nie spojrzałam. Poczułam również, że moje policzki nieco się czerwienią, ale tak było zawsze, gdy ktoś na mnie patrzył. Nie znosiłam tego.

- Czy ty się rumienisz na wzrok mojego brata - spytała Dorcas cicho, ale Syriusz to usłyszał i zakrztusił się łykiem herbaty. - To jest obrzydliwe, przestań.

Zaśmiałam się głośno, a James spojrzał na mnie i powiedział bezgłośnie: "foka", uśmiechając się po huncwocku. Przewróciłam oczami, ale wszyscy dorośli odwrócili się, słysząc mój śmiech.

- Co się tak wszyscy na nią gapicie? - spytał głośno Darryl, a potem uśmiechnął się nieco kpiąco. - Zaraz się biedna poczuje jak foka w zoo.

Parsknęłam śmiechem, tak samoj jak James, ale nikt inny nie zrozumiał żartu. Może nie dla wszystkich brzmiałam jak dusząca się foka.

- Co to jest zoo? - Bellatriks zmarszczyła brwi.

- To takie miejsce, gdzie są wybiegi dla zwierząt, a mugole chodzą tam z dziećmi je obserwować.

- Ale po co? - spytała Andromeda, marszcząc nos.

- Niektórych nie stać na to, żeby lecieć do Afryki, by zobaczyć lwa na żywo, więc idzie do zoo, żeby zobaczyć go na żywo za niewielkie pieniądze - wytłumaczyłam.

- Mugole są dziwni - podsumowała Narcyza i zakończyła tym samym rozmowę. Znowu zapadła cisza, więc zaczęłam grzebać w swoim mięsie, próbując zignorować natarczywe spojrzenia, które na sobie czułam. z całym szacunkiem dla państwa Meadowes, to była najgorsza kolacja, w której brałam udział.

Jedliśmy w ciszy, jak nakazywała etykieta, a gdy ostatnia osoba zjadła i skrzaty zabrały miski że stołu zabraliśmy się do rozmów. Kobiety usiadły obok siebie, zamieniając się miejscami z mężczyznami. Panowie rozmawiali o polityce, finansach i tym podobnych, a panie o ubraniach, domach i kosmetykach.

- Dorcas, zabierz gości na górę do bawialni. Zawołamy was za godzinę na deser.

- Tak, mamo - powiedziała Dorcas, kiwając głową. - Chodźcie za mną.

Dor wstała i ruszyła w kierunku schodów, a ja szybko do niej dołączyłam, czując na sobie spojrzenie Darryla. Poszliśmy na górę, jak zauważyłam wszyscy chętnie, prosto do części Dorcas. Zerknęłam za ramię, a po chwili poczułam, jak ktoś mnie obejmuje w pasie.

- Darryl - warknęła Dorcas. - Zabieraj to łapsko z mojej przyjaciółki.

- Wyluzuj, siostra - stęknął tamten i jeszcze bardziej mnie przyciągnął do swojego boku. - Ja tylko chcę się bardziej zapoznać z osobą, która tak zaszła za skórę śmierciożercom.

- Skąd niby o tym wiesz? - Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego spod byka.

- Jestem legilimentem, kochanie - wyszeptał mi do ucha, nachylając się. - Orion cię bardzo, ale to bardzo nie znosi. A, jak to mówią mugole, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.

- Ona ma jedenaście lat, Darryl - warknęła Dorcas, odciągając mnie od niego. - Nawet nie próbuj.

- Ja nic nie próbuję, siostrzyczko - odparł tamten, unosząc ręce do góry. - Nic a nic.

Ta spojrzała na niego morderczym wzrokiem, co uciszyło go na tyle skutecznie, że całą drogę do skrzydła Dory spędziliśmy w ciszy. Gdy tam dotarliśmy, Dorcas otworzyła drzwi i wpuściła wszystkich do bawialni.

- Eee... to co chcecie robić? - spytała, gdy wszyscy się wygodnie umieściliśmy na kanapach i fotelach.

- Nie wiem - powiedziałam po dłuższej ciszy.

- Dzięki za wsparcie - syknęła przez zaciśnięte zęby, a potem zaczęła patrzeć na wszystkich w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby jej pomóc ze znalezieniem zabawy.

- Coś z podziałem na drużyny - zaproponował Syriusz, drapiąc się po podbródku.

- W sensie ślizgoni na gryfoni? - spytał James, uśmiechając się złośliwie do Lucjusza.

- Nas jest o dwie osoby za mało - powiedziałam, szybko nas przeliczając.

My z Dorcas, Syriuszem i Jamesem przeciwko Regulusowi, Rabastanowi, Rudolfowi, Bellatriks, Narcyzie i Andromedzie. To nie mogło się skończyć dobrze.

- Boisz się, szlamo? - spytał Lucjusz, szczerząc zęby.

- Lucjuszu - skarciła go Narcyza.

Ten nic nie powiedział, ale rzucił jej mordercze spojrzenie. Z tego co wiedziałam, kochali się ponad życie... ale teraz zaczęłam mieć wątpliwości.

- Razem ze mną jest przewaga tylko dwóch osób - wtrącił Darryl, a gdy zobaczył, że Dorcas już chce zaprotestować, dodał. - I ja zdecydowanie jestem równie wspaniały co nawet trzech ślizgonów, co daje przewagę nam.

Syriusz parsknął śmiechem, a James obruszył się nieco. On i Darryl chyba się nie polubili za bardzo.

- Proponuję chowanego - powiedziałam, rzucając niepewne spojrzenia w kierunku tej dwójki.

- Co to niby jest? - syknął Lucjusz, a Narcyza nieco szturchnęła go łokciem. Lucjusz złapał jej łokieć i nachylił się, szepcząc coś do niej z wściekłym wyrazem twarzy, na co ona pobladła. Czy on jej właśnie groził?

- Jeden się chowa, a reszta szuka - wyjaśniłam. - Albo tak jak w naszym przypadku jeden zespół szuka, a drugi się chowa.

- Mugole nie mają lepszych zabaw? A co z łapu-capu-gnom? Albo smokowanie? Przecież to klasyki.

- Nie znam tych gier - syknęłam, piorunując go wzrokiem.

- Czyli mamy grać w jakieś mugolskie bzdety, tylko dlatego, że ty nie masz w sobie tyle wyrafinowania, żeby grać w czarodziejskie gry?

- Te, Lucek - warknął Syriusz, podnosząc się powoli.

- Jeśli chcesz zagrać w którąś z czarodziejskich gier, to nie ma sprawy. Dostosuję się.

- Wspaniale - powiedział, wykrzywiając kącik ust w półuśmiechu. - A więc zagrajmy w magiczny klucz.

Nie wiedziałam, co to jest za gra, ale Dorcas i Syri wciągnęli ostro powietrze, a James zmrużył gniewnie oczy. Andromeda wyglądała, jakby ją uderzono w twarz, ale nic nie powiedziała. Narcyza zacisnęła gniewnie wargi, ale nic nie zrobiła. Rudolf, Rabastan i Regulus wyglądali na całkiem zadowolonych podobnie jak Bellatriks.

- Nie ośmieliłeś się - wysyczał Darryl, który, cały czerwony na twarzy, wstał z zaciśniętymi pięściami.

- Sama się zgodziła, więc co to za problem? - spytała niewinnie Bellatriks.

- Na czym polega ta gra? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie musisz tego wiedzieć - powiedziała wyniośle Dorcas, patrząc cały czas na Lucjusza. - Bo nie będziemy w to grać.

- Oh, czyli teraz mała szlamka nie dotrzyma swojego słowa? Bo z tego co pamiętam, mówiła, że zagra.

- To nie jest gra. To barbarzyństwo - warknął James.

- Na czym to polega? - zapytałam raz jeszcze.

- To gra z czasów, gdy mugole polowali na czarownice - westchnęła Dorcas. - Czarodzieje czystej krwi, w zemście za polowania, wyłapywali pojedynczych mugoli i bawili się nimi. Bardzo wtedy lubili gonić swoje ofiary. - Spojrzała na mnie niepewnie, po czym opuściła wzrok na kolana. - Stworzono grę. Kilku czarodziejów wypuszczało na określonym terenie mugola, który miał dziesięć minut, żeby się schować. Potem czarodzieje dawali sobie pół godziny na znalezienie go. Gdy znaleźli go po pięciu minutach, mogli go torturować pozostałe dwadzieścia pięć.

- Chcecie, żebym torturowała jakiegoś mugola? - Zmarszczyłam brwi. - Niby jak zamierzacie jakiegoś tu znaleźć?

Bellatriks parsknęła śmiechem.

- Twoja przyjaciółeczka zapomniała dodać najlepszą część. Teraz nie praktykuje się polowań na mugoli... tylko polowania na szlamy. - Wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu.

Wytrzeszczyłam lekko oczy, a potem spojrzałam z przerażeniem na nich wszystkich kolejno. Rudolf, Rabastan i Regulus wyglądali na nieco zadowolonych. Bellatriks cały czas szczerzyła zęby w uśmiechu. Narcyza wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć, a twarz Andromedy była na powrót nieprzenikniona. Lucjusz uśmiechał się kącikiem ust, zerkając triumfalnie na Jamesa, Darryla i Syriusza. Na twarzach tej trójki była tylko wściekłość.

- Więc jak będzie, szlamo? - zapytał Lucjusz.

- Lucjuszu - wyszeptała Narcyza, łapiąc swoją wątłą dłonią jego kolano.

- Mówiłem ci chyba - wysyczał tamten. - Że masz się zamknąć.

Zapadła cisza. Szczęka mi opadła, gdy zobaczyłam takie traktowanie. Co za dupek.

- Stchórzyłaś, gryfonko? - spytała Bellatriks, jakby nie zauważając tego, jak właśnie została potraktowana jej siostra.

I wtedy w mojej głowie zaświtała pewna myśl. Zacisnęłam pięści, po czym spojrzałam na nich wyzywająco, unosząc podbródek.

- Zgadzam się.

*** (Chwilowa zmiana narracji na trzecioosobową.)

Po dziesięciominutowych naradach gryfonów i Darrena w sypialni Dorcas wszyscy powrócili do bawialni, gdzie czekali na nich triumfujący ślizgoni.

- Lily nie opuści tego skrzydła - powiedziała Dorcas sucho, odwracając się wyniośle do Lucjusza. - Skrzat domowy ma rozkaz tego pilnować.

- Daj swoje słowo - syknął Lucjusz, marszcząc brwi.

- Masz moje słowo.

- Obyś nie splamiła swojego honoru. - Lucjusz wstał i spojrzał na wszystkich w tym pomieszczeniu. - Rebastan, Rudolf, Regulus, Bellatriks i ja będziemy szukać. Narcyzo, ty zostaniesz tutaj i będziesz pilnować, żeby żadne z nich nie opuściło tego pomieszczenia. Nikt nie może tu również wchodzić, jasne? - warknął, na co ta pokiwała głową z grobowym wyrazem twarzy. - Wspaniale. Andromedo, pilnuj jej.

Gdy piątka ślizgonów opuściła to pomieszczenie i rozległ się na korytarzu radosny krzyk Belli ogłaszający rozpoczęcie polowania, Narcyza odetchnęła z ulgą, a maska Andromedy opadła, okazując głębokie obrzydzenie. Wyprostowała nieco plecy, odwróciła głowę, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Narcyzą, po czym obie wbiły swoje przeszywające spojrzenia w Dorcas.

- I jak się bawisz w ciele Dorcas, Lily? - spytała najstarsza z sióstr Black, zakładając ręce na piersi.

***

Zapadła cisza. James zerwał się na równe nogi i zacisnął pięści i stanął przede mną, pochylając się nieco.

- Spróbujcie ją wydać... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Opanuj się, Potter - powiedziałam, wstając. Z zadowoleniem stwierdziłam, że dzięki wzrostowi Dory nie musiałam już patrzeć w górę, by z nim porozmawiać. - One nic nie powiedzą. Prawda?

Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu w stronę sióstr Black, na co one odpowiedziały mi tym samym.

- C-co? - zapytał James, wodząc wzrokiem pomiędzy nami. - One są ślizgonkami. Córkami fanatyków! Same są fanatyczkami! Nie możesz im ufać!

- Uspokój się, Potter - powiedziałyśmy wszystkie trzy równocześnie, na co ten opadł w osłupieniu na swój fotel. Na twarzach Syriusza i Darrena pojawiło się to samo - szok i dezorientacja.

- Czy ktoś mi może to wyjaśnić? - spytał słabo Syriusz. - Jeszcze dwa lata temu widziałem, jak razem z Bellą torturowałyście jakiegoś mugola. A teraz... trzymacie sztamę z mugolaczką?

- Powiedzmy... - zaczęłam. - Że stało się pewne coś, co sprawiło, że zaprzyjaźniłam się w zeszłym roku z Andri. - Wyszczerzyłam się do niej na samo wspomnienie, a ta zarumieniła się lekko, ale odwzajemniła łobuzerski uśmieszek. - A Cyzia pomaga mi w przedostawaniu się do dormitorium ślizgonów, gdy z Severusem jest naprawdę źle.

Rzuciłam wymowne spojrzenie w kierunku Pottera.

- Pewne coś? - spytała Andromeda, przekrzywiając głowę na bok. - Mój romans z Tedem jest od teraz pewnym czymś?

- TEDEM TONKSEM? - wykrzyknął Syriusz w osłupieniu. - Ten puchon? Przecież to jest...

- Mugolak - powiedziała Andromeda, kiwając głową. - Dokładnie.

- Jesteś zaręczona z Fenrirem Greybackiem - wyszeptał Darryl.

- Traktuje mnie jak zabawkę, którą może bić, gdy tylko chce. Jestem jego służącą, dziwką i workiem treningowym - powiedziała sucho, unosząc rękaw do góry.

- Zabiję gnoja - warknął Darren, gdy zobaczył posiniaczone przedramię.

- Nie ma potrzeby - odparła, uśmiechając się złośliwie. - Jak tylko skończę szkołę, wychodzę za Teda. W momencie, gdy powiem to Greybackowi, złoję mu skórę tak, że się przez długi czas nie pozbiera.

- Zostaniesz wydziedziczona, wiesz o tym? - spytał ponuro Syriusz.

- I co mnie to obchodzi, kuzynie? - spytała, wzruszając ramionami. - Mam swoją własną skrytkę, gdzie zebrała się mała fortuna z wszystkich moich kieszonkowych, a także prezentów od Greybacka. - Wzdrygnęła się teatralnie. - Ted pracuje jako uzdrowiciel w jednej z klinik, a ja dostałam się do ministerstwa na dość dobrze płatne stanowisko. Na moje urodziny Teddy sprezentował mi mały, przytulny domek, więc czego więcej nam trzeba?

Rozmawialiśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, gdy nagle rozległ się gong oznaczający koniec polowania. Andromeda przybrała na swoją twarz maskę, a Narcyza skuliła się lekko i opuściła wzrok. Dokładnie w tym momencie do bawialni wpadła piątka ślizgonów. Bellatriks miała dłonie zaciśnięte w pięści, Rudolf próbował ją pocieszać, Rabastan i Regulus usiedli na swoich miejscach z lekkim zawodem na twarzach, a Lucjusz opadł wściekle obok Narcyzy, która skuliła się jeszcze mocniej. Gnój.

- No, dobra. Szlama wygrała - powiedział w końcu Rabastan, gdy nikt inny się nie odzywał. - Gdzie ją schowaliście?

Cała nasza czwórka zaśmiała się, po czym Darryl podszedł do drzwi i otworzył je szeroko. Jakieś było zdziwienie na ich twarzach, gdy wmaszerowała przez nie Dorcas.

- C-co? - wyjęczała Bella, wodząc wzrokiem pomiędzy nami.

- Ja cały czas tutaj byłam - powiedziałam cicho. - Nie mogłam opuścić skrzydła Dorcas... ale Dor zrobić to mogła. Zamieniłyśmy się po prostu.

- To oszustwo! - wykrzyknął Lucjusz, wstając gwałtownie.

- Nie było żadnych zasad poza tą jedną, która mówiła, że nie mogę opuścić skrzydła - odparłam spokojnie. - Nie złamałam żadnej z reguł. To ty nie przewidziałeś po prostu eliksiru wielosokowego.

Malfoy poczerwieniał na twarzy i zrobił krok do przodu, lecz Darryl go zatrzymał.

- Jeszcze jeden krok, dzieciaczku, a porozmawiamy inaczej - wysyczał przeraźliwym głosem.

W tym momencie eliksir przestał działać, a ja powróciłam do swojej prawdziwej postaci.

- Przegrałeś, Lucjuszu, ale zgodnie z moją obietnicą zagrałam w twoją grę. Teraz ty zagraj, proszę, w chowanego.

Ten zacisnął wargi z wściekłości, ale po chwili spojrzał na Narcyzę i rozluźnił się nieco. Blady odcień powrócił na jego policzki, gdy skinął głową.

- Dobrze. Zagrajmy więc w tego twojego chowanego.

Po minucie zaczęliśmy rozgrywkę w tych samych składach. Ruszyłam do garderoby Dorcas, gdzie skuliłam się pod jednym z wieszaków. Siedziałam tak w ciszy, dopóki nie usłyszałam poruszającej się cicho klamki i potem krótkiego trzasku zamykanych drzwi. Ktoś przekręcił klucz, a potem ruszył przed siebie. Słyszałam odgłosy ciężkich butów i szelest ciężkiej peleryny.

- Wiem, że tu jesteś, mała szlamo - wyszeptał Orion Black, a po chwili sukienki, za którymi się skuliłam, rozsunęły się, ukazując jego twarz z triumfującym uśmiechem. - Mam cię.

- C-co pan tu robi? - wyszeptałam przerażona.

- Pamiętasz o długu? - wysyczał, łapiąc mnie za włosy i przyciągając do siebie.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa, ale skinąć głową też nie mogłam, bo trzymał mnie mocno.

- Odpowiedz - warknął mi do ucha, ciągnąc jeszcze mocniej za moje włosy.

- T-tak, pamiętam - zakwiliłam cicho, a potem przymknęłam oczy, by zatrzymać łzy, które zaczęły się gromadzić pod rzęsami.

Zaśmiał się okrutnie, po czym nachylił się jeszcze mocniej, tak że jego nos praktycznie stykał się z moim.

- Widzę, że się boisz - wyszeptał, na co zadrżałam. - Zdecydowanie się boisz. Ale dam ci radę, szlamo. Jeśli się czegoś boisz, nie okazuj tego, bo to tylko nakręca drapieżniki. - Kłapnął zębami przy mojej twarzy, a potem odsunął się, szczerząc żółtawe zęby w parszywym uśmiechu.

Moje serce biło jak oszalałe i choć próbowałam je uspokoić, wiedziałam, że to nic nie da. Cofnęłam się nieco do ściany, ale Orion to zauważył i w sekundę pochwycił moje ramię i szarpnął nim tak, że wypadłam ze swojej kryjówki i uderzyłam głową o długi wieszak stojący na środku garderoby. Sukienka mi się podwinęła, odsłaniając uda, a włosy potargały potwornie. Mężczyzna pochylił się nade mną.

- A nie ostrzegałem, żebyś nie uciekała? - zapytał mściwie. - Mała, nędzna szlama myśli, że ma jakieś szanse w starciu ze mną? - Spojrzał mi prosto w oczy, po czym położył swoją obleśną dłoń na moim udzie i sunął nią powoli do góry. - Odbiorę swój dług, mała szlamo... gdy będziesz nieco krąglejsza.

Wierzgnęłam lekko, próbując strącić jego dłoń, ale ten przytrzymał mnie z taką siłą, że przez chwilę myślałam, że zaraz mi złamie nogę. Patrzył tak na mnie przez chwilę, po czym klepnął mnie w udo i wyszedł z garderoby. Zwinęłam się w kulkę i zaczęłam drżeć. Nie dość, że jest obleśnym śmierciożercą, to jeszcze... pedofilem, gwałcicielem i zboczeńcem. Otarłam łzy, które pociekły mi po policzkach, po czym wstałam. Stanęłam przed lustrem, wzięłam głęboki wdech i wytarłam skrawkiem sukienki łzy z policzków.

- O! Tu jesteś! - Usłyszałam krzyk Andromedy, na który odwróciłam się gwałtownie. - Aż dziwne, że znaleźliśmy cię ostatnią. Na gacie Marlina, ty się w ogóle nie schowałaś! - Podeszła do mnie i dotknęła mojego ramienia. - Lily, wszystko okej?

- Tak, tak - powiedziałam i pogratulowałam sobie w duchu, że mój głos się nie załamał.

Ta pokiwała nieco podejrzliwie dłonią, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła do bawialni. W pomieszczeniu czekali już na nas wszyscy.

- Lily! Myśleliśmy, że coś ci się stało! - zawołał Syriusz.

Dorcas podeszła do mnie i przytuliła.

- On zwariował - wyszeptała mi do ucha. - Cały czas ględził, by sprawdzić, czy jego ojciec jest na dole.

I słusznie.

- On się po prostu martwi - odpowiedziałam, również szeptem, na co ta wywróciła oczami i odsunęła się ode mnie.

- No, widzisz Syriuszu - zawołała, gdy się odwróciła w kierunku chłopaka - Mówiłam, że nikt nie dostanie się na to piętro, jeśli tego nie będę chciała.

Oj, coś chyba się stało z twoim systemem bezpieczeństwa Dor.

- A co ich powstrzyma? - prychnął tamten w odpowiedzi, po czym uśmiechnął się nieco złośliwie. - Kartka "nieupoważnionym wstęp wzbroniony" na drzwiach?

Gdy wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem, do pomieszczenia wbiegł Zgredek, kłaniając się po pas.

- Panienko Meadowes, pani Meadowes prosi aby panienka z gośćmi zeszła na dół.

Dorcas wzruszyła ramionami.

- Ta, już idziemy. Nie dokończymy gry jak widać, no cóż.

- Czy to jest to, co mam przekazać? - spytało stworzenie, zdziwionym głosem.

- Nie musisz nic przekazywać - westchnęła Dorcas. - My już idziemy.

Minęła skrzata w drzwiach i usłyszeliśmy jej kroki na korytarzu. Syriusz wzruszył ramionami i poszedł za nią, a po chwili zrobiliśmy to wszyscy. Zeszliśmy na dół prosto do jadalni. Połowa dorosłych nie zwróciła na nas uwagi i do tej części wliczał się Orion Black. Usiedliśmy na swoich miejscach i skrzaty wniosły jakieś lody.

- Nie znoszę tej dziewczyny. - Usłyszałam ciche prychnięcie ze stołu dorosłych. Wszystkie inne dzieciaki były pogrążone w rozmowie, więc tylko ja to usłyszałam.

- Której? - zapytała Euphemia Potter, marszcząc brwi. - Lily Evans?

- Tak, jej. Mój mąż miał przez nią trzy rozprawy - powiedziała Walburga, ściszając nieco głos. - Został skazany na miesięczny areszt domowy.

Zmarszczyłam lekko brwi i wytężyłam słuch.

- I bardzo słusznie - powiedział Darryl, ale został zignorowany przez Euphemię, dla której informacja o areszcie była jak widać nowością.

- Naprawdę? - spytała zaciekawiona, po czym rzuciła spojrzenie na Oriona, który rozmawiał z pozostałymi mężczyznami. - Nie słyszałam o tym.

- Nie chcieliśmy rozgłaszać, że jakaś mugolaczka stwierdziła, że Orion przypatrywał się jej torturom - prychnęła pogardliwie. - On wtedy był na spotkaniu służbowym z Avarą.

- Która przyznała się do bycia śmierciożerczynią, Walburgo - stwierdziła Euphemia. - I ona również była tej nocy w wieży gryfonów.

- Czy ty sugerujesz, że mój mąż torturował niewinne dziecko, Euphemio? - Głos pani Black był tak nasączony jadem, że aż się wzdrygnęłam.

- Skądże, Walburgo. - Pani Potter machnęłą ręką nieco lekceważąco, a potem uśmiechnęła się. - Ja tylko stwierdzam fakt.

- Wątpisz w moją prawdomówność? - ciągnęła tamta, mrużąc oczy.

- Wierzę ci, Walburgo... - zaczęła Euphemia, zmieniając głos na o wiele twardszy. Jeśli wcześniej zachowywała pozory miłej, tak teraz zrzuciła to kompletnie i stała się zupełnie inną osobą. - A faktem jest to, że Avara przyznała się i do bycia śmierciożerczynią, i także do torturowania tej biednej dziewczynki.

- To fakt - zawahała się Walburga, widząc, że wszystkie kobiety zaczęły potakiwać głowami. - Ale na spotkaniu była również Meredith.

- Meredith również została oskarżona - wtrąciła Amarantha, co dostatecznie dobiło panią Black. - Aczkolwiek nie mogą wsadzić jej do Azkabanu gdyż jest osobą chorą na umyśle.

Walburga poczerwieniała leciutko i rzuciła rozpaczliwe spojrzenie na Oriona, który jednak nie słuchał. "Sama się o to prosiłaś", pomyślałam. "Zaczęłaś ten temat, a to inaczej nie mogło się skończyć". Moje usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiech, więc wsadziłam sobie łyżeczkę lodów do ust, by to zakryć.

- Ale Avara nie może być tak złą osobą, skoro powstrzymała twojego męża przed spoliczkowaniem tej dziewczyny. - Na twarzy Walburgi zawitał triumfalny uśmieszek, a Euphemia przekrzywiła głowę lekko w prawo, unosząc brwi w nieskrywanej pogardzie.

- W którym momencie naszej rozmowy nazwałam ją złą osobą, Walburgo?

Uśmiech pani Black stał się jeszcze szerszy i jeszcze bardziej triumfalny.

- A więc to zrobił? Zamierzył się na tę biedną dziewczynę?

- Owszem - powiedziała pani Potter, wzruszając smukłym ramieniem. - Tego samego dnia jego brat został zamordowany przez śmierciożerców - wyszeptała ponuro, spuszczając wzrok, a potem uniosła go i wbiła w Walburgę. - Był podenerwowany, a gdy Lily prowokowała, podając wymijne odpowiedzi na temat morderców jego brata, stracił panowanie nad nerwami i owszem zamachnął się - powiedziała cicho, ale w jej głosie słychać było taką moc, że uniosłam głowę i wpatrywałam się w nią jak zaczarowana. - Ale wątpię by ją uderzył, nawet gdyby Avara go nie powstrzymała.

- Wątpisz? - spytała Walburga, próbując jeszcze bronić resztki swojego honoru. - Ja wątpię, by się powstrzymał w ostatniej chwili.

- Skoro tak uważasz, to nie będę próbować cię przekonywać - odparła sucho Euphemia. - Ale zważ na fakt, że Lily Evans chroniła twojego męża. Dobrze wiesz, że on tam był razem z Avarą i Meredith, ale ta mała szlama go nie wydała. Czemu? Bo mugole nie są tak jadowici jak czarodzieje czystej krwi.

Tą wypowiedzią zatkała usta Walburgi Black. Gdy Amarantha i Cynthia kiwnęły głowami ponuro, potwierdzając jej słowa, a potem na twarzach ich wszystkich na nowo zagościły maski, gdy zajęły się swoimi lodami.

Ani Walburga, ani Euphemia nie kontynuowały tej rozmowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro