Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kalipso

Miażdżący wzrok Artemis nie był wcale niczym przyjemnym. Wyczuwała w nim wrogość i żal, a to przecież stało się tak dawno temu...

Alli, mała dziewczynka, którą przygarnęli, stała obok niej, przytulając się do jej nogi i niepewnie spoglądając na boginię łowów. Kalipso, jak na razie, stwierdziła, że między nimi może panować względny rozejm – dalej nie zamierzała dzielić się Leonem i planowała pozbyć się dziewczynki przy najlżejszej okazji, ale mogła ją tolerować. Tak naprawdę miała straszną słabość do małych dzieci i bała się, ze Alli prędzej czy później skradnie jej serce... A to było bardzo niebezpieczne...

– Zapamiętałaś, co masz przekazać herosom? – zapytała Artemis, patrząc na nią z taką wrogością, że Kalipso miała ochotę uciec od niej z krzykiem i zaszyć się w swojej jaskini. A nigdy nie podejrzewałaby siebie o lęk do kogoś, kto wyglądał jak trzynastolatka... Jednak, głównie z braku dostępu do jej pięknej jaskini, uniosła hardo głowę i wytrzymała spojrzenie bogini.

– Oczywiście. Zły Oktawian, onagery, potwory, zagrożony obóz i tak dalej – odpowiedziała i uklękła koło Alli; zaczęła pleść kręcone, ciemne włosy dziewczynki, starając się nie myśleć, komu ostatnim razem to robiła...

Mała ufnie oparła się o nią plecami, a Kalipso, głównie dla zabicia czasu, plotła warkocza. Leo wciąż rozmawiał z Apollem; ciekawe, o co chodziło? Będzie musiała wypytać się o to Valdeza – jeśli ten zechce z nią rozmawiać.

Skończyła robić małej fryzurę, gdy poczuła, że powinna spojrzeć w dół – stała na szczycie amfiteatru. Jej oczy spotkały się z oczami Leona, który trzymał w dłoniach jakieś ustrojstwo. To spojrzenie było takie... nie potrafiła go opisać. Ale ugodziło w serce dziewczyny, sprawiając, że tak mocno za nim zatęskniła – chociaż przecież wciąż przebywali razem. Nie zamierzała go stracić. Zbyt wiele osób już ją opuściło.

Nim się zorientowała, Artemis zniknęła, a Leo biegł do nich z wielkim uśmiechem na ustach, choć w jego oczach wciąż grały te intensywne emocje.

– Mam kwiatka, to znaczy przekleństwo delijskie – wykrzyknął, wymachując niewielką roślinką z żółtymi płatkami. – I mogę się pochwalić, że zostałem genialnym wynalazcą muzycznych instrumentów.

Opowiedział im o swojej rozmowie z Apollem, o bogu medycyny, do którego muszą się udać i o Valdezinatorze.

Valdezinator? – Kalipso musiała parsknąć śmiechem. – Nie za bardzo to samochwalne?

– Nie znasz się, kobieto – powiedział Leo, biorąc Allę na ręce i patrząc na dziewczynę z delikatnym uśmiechem. Kalipso aż serce na ten widok stanęło. Może nie wszystko stracone...

Opowiedziała mu o tym, co przekazała Artemis. Bardzo to zmartwiło chłopaka.

– Przeklęty Oktawian – mruknął i dodał do tego jakieś przekleństwo po hiszpańsku. – To znaczy, że mój plan...

– Jaki plan? – wcięła mu się w zdanie, patrząc na niego nieufnie. Nie cierpiała planów Leona.

Valdez drgnął lekko, wyrywając się z zamyślenia i wymusił na swoich ustach uśmiech. Nienawidziła, jak tak robił, gdy był z nią nieszczery. Znała go jednak zbyt dobrze, by się na to nabrać.

– Valdez... – powiedziała niebezpiecznie.

– Co, Alli? Mamy iść na statek, bo nie mamy czasu do stracenia, a musimy dostać się do Epidauros, spotkać moich przyjaciół i boga Asklepiosa? Masz rację! – Leo zwrócił się do dziewczynki, która wybuchnęła śmiechem i zaczęła szczebiotać do niego po grecku.

Razem skierowali się w kierunku zatoki, a Kalipso – niezadowolona, zgrzytająca zębami, tak naprawdę zmartwiona – podążyła za nimi.

Leo

Nie wiedział, czy powinien powiedzieć Kalipso o swoim planie. Rozmowa z Apollem utwierdziła go w przekonaniu, że jest to nieuniknione. A znając dziewczynę... nie spodoba się jej to. Mało powiedziane! Nie pozwoli mu na to albo będzie chciała zamienić się z nim miejscem – a na to on nigdy się nie zgodzi. Ale z drugiej strony... nie mógł jej nie powiedzieć. Potrzebował pomocy Kalipso w dokończeniu Festusa – zbyt długo nie było go na Argo II; nie zdąży sam, a dziewczyna jako jedyna potrafiła tak dobrze z nim pracować.

Siedział na statku, opierając się plecami o burtę. Alli usnęła, gdy weszli na pokład, więc położyli małą na ławeczce, gdzie uwili jej gniazdko z koców. Kalipso stała nieruchomo po przeciwnej stronie łódki, opierając się łokciami o barierkę; krótkie włosy powiewały, wiatr szarpał białą koszulkę, a ona patrzyła na zachodzące słońce.

Nie potrafił się długo gniewać – w gruncie rzeczy to nawet nie był zły. Po prostu... czuł się winny. To zbyt wielkie poświęcenie. Wiedział, że ona będzie się upierała, że to nic wielkiego. Ale... to za wiele. Co jeżeli w przyszłości, zda sobie sprawę, że ma dość takiego idioty jak on i że żałuje tego, że poświęciła dla niego nieśmiertelność? To by go zabiło.

Nawet się nie zorientował, kiedy odwróciła głowę i złapała jego spojrzenie. Tak samo jak w amfiteatrze, gdy z Valdezinatora wydobyła się pieśń, którą śpiewała na wyspie. O bólu, tęsknocie, samotności. Nie powinna nigdy się tak czuć. A teraz? Był dla niej taki oschły, ignorował ją. Taki z niego idiota...

Jakby świadoma jego myśli, odwróciła się do niego, podeszła i usiadła obok. Objął ją ramieniem, a ona oparła mu głowę na barku.

– Przepraszam... – zaczął, ale mu przerwała.

– Ciii... – mruknęła, całując go w szyję. – Muszę ci coś powiedzieć.

Posłał jej pytające spojrzenie i zmarszczył brwi, gdy zauważył, jak bardzo zdenerwowana była.

– O co chodzi?

Wzięła głęboki oddech i rzekła:

– Powiem ci prawdę. Prawdę o tym, dlaczego zostałam uwięziona i tak srogo ukarana. Dlaczego w ogóle przyłączyłam się do mojego ojca, chociaż go nienawidziłam i nigdy nie popierałam jego idei. Prawdę, o której wszyscy starali się zapomnieć, wymazać z historii, udawać, że nigdy się nie wydarzyła...

Rozpoczęła swoją opowieść...

Mój ojciec, Atlas, był tytanem – jak zapewne wiesz. Nienawidził bogów z całego serca, zwłaszcza, że zabili oni moją matkę – jedyną kobietę, którą kochał. Nie mógł, i nawet nie zamierzał, im tego przebaczać.

Tytani... oni nie byli źli. Żyli po prostu w bardziej brutalnych czasach, nauczeni inaczej reagować. Traktowali innych jako wrogów, ale dla swoich... byli cudowni. Najbardziej kochałam mojego prapradziadka, Japeta, a także Prometeusza, który nauczył mnie wszystkie, co potrafię. Bardzo inteligentny, uczony – przekazywał mi swoją wiedzę. Mogłeś znaleźć tam wiele przyjaznych duszyczek; to była moja rodzina.

Nie ograniczałam się tylko do ich towarzystwa. Wtedy utrzymywałam w miarę normalne stosunki z bogami. Wychowywałam się z Hermesem, który stał się moim najlepszym przyjacielem, a także... z Erazmem. (głos jej niebezpiecznie zadrgał; chwycił ją mocno za rękę, a ona zamknęła oczy, oddając się wspomnieniom). Nie usłyszysz już nigdy o nim – został wymazany przez innych bogów z historii. Ale dla mnie... był niesamowicie ważny.

Nie miałam pojęcia, że ojciec obiecał moją rękę Aresowi, który niezwykle mnie pożądał. Zawarł umowę z Herą. Atlas nie zamierzał mnie o tym informować; liczył na to, że niewypełnienie obietnicy tak rozzłości bogów, że ci złamią cienką nić porozumienia, która ich oplatała. I nie mylił się. Ale wiele się jeszcze do tego czasu wydarzyło.

A ja zakochałam się w trzecim synu Hery i Zeusa, w Erazmie. Był... niesamowity. W niczym nie przypominał Aresa i Hefajstosa. Zawsze miły, kochany, zabawny... rozśmieszał mnie do łez. Wszyscy go uwielbiali. Potrafił w jakiś sposób zjednać bogów, sprawić, że nie kłócili się tak bardzo. Nie opiszę go bardziej szczegółowo, bo to zbyt bolesne... Był dla mnie niesamowicie ważny. Obiecałam sobie, że nie będę więcej o nim myślała, ale chcę, żebyś wiedział. Mogę ci tylko powiedzieć, że posiadał złociste włosy, które później odziedziczyła nasza córeczka...

W tym momencie z oczu Kalipso popłynęły łzy. Ale dzielnie się trzymała. Starała się uśmiechnąć – tak jakby były to gorzko-słodkie wspomnienia.

Wiem. To szokujące. Ale miałam moją małą... która dość szybko została mi odebrana. Gdy chcieliśmy się pobrać, na jaw wyszła prawda o umowie Atlasa i Hery. Nie zamierzałam jej spełnić. Nigdy w życiu! Ale to sprawiło, że bogowie zaczęli patrzeć na tytanów w inny sposób – zawsze takie głupstwa, zwykłe błahostki, powodowały, że wariowali. A mój ojciec wykorzystał to, by wywołać wojnę. To był tylko bodziec, ale wystarczający. Już przedtem stosunki tytanów i bogów cechowały się napięciem, ale dopiero to wydarzenie wszystko rozpoczęło.

Nie miałam zamiaru angażować się w tę wojnę, Erazm tak samo. Zaszyliśmy się w moim pałacu na Malcie, gdzie zamierzaliśmy to wszystko przeczekać. Ale nie dane nam to było.

Pamiętam, że tego dnia Erazm poszedł spotkać się z Hermesem, naszym wspólnym przyjacielem, który miał nam przekazać wieści z frontu. Moja mała... Idalia... miała może tyle lat, co ma teraz Alli. Siedziałyśmy w mojej komnacie; czesałam jej włosy. Posiadała takie piękne złote loki... Służba zajęta była przygotowywaniem kolacji; nie zwróciłam uwagi, że brakuje straży. Mój przeklęty błąd. Nigdzie nie mogłam znaleźć ulubionego grzebienia małej, więc zostawiłam ją na chwilę samą i udałam się do jej pokoju. Zajęło mi to może dwie minuty. I już wracałam, niosąc w jednej ręce grzebyk, a w drugiej tackę z ciastkami, które naszykowała nam kucharka. Pamiętam, jak beztrosko, jak bezpiecznie się wtedy czułam. Weszłam do komnaty...

Co było dalej? Z rąk wypadły mi rzeczy, gardło rozerwały krzyk i szloch. Rzuciłam się do ciała małej – całej zakrwawionej. Bogów nie da się zabić, ale... istnieje kilka sposobów. Między innymi za pomocą jednego, niebezpiecznego ostrza, które dawno temu zostało już zniszczone. Nigdy nie widziałam tyle złocistej krwi. Życie z niej uleciało, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Rozejrzałam się i przez łzy zauważyłam Aresa stojącego przy oknie, z ostrzem w ręku i tym uśmieszkiem. Coś powiedział, ale rozpacz nie pozwoliła mi tego zarejestrować. Rzuciłam się na niego, wezwałam straże, ale on już zniknął, pozostawiając mnie z ciałem mojego jedynego dziecka...

Objął ją mocno, gdy jej ciałem wstrząsnął szloch. Nawet sobie nie wyobrażał, że ona... Nie. To było zbyt straszne.

– Nie musisz kończyć. Mogę się domyślić, co się dalej stało – mruknął, głaszcząc ją po włosach.

Kapitan patrzył trochę zbyt ciekawsko na nich, więc Leo posłał mu wrogie spojrzenie, które sprawiło, że wrócił do swoich spraw.

– Nie... Opowiem do końca – powiedziała zachrypniętym głosem i wzięła kilka drżących oddechów, by się uspokoić.

W takim stanie znalazł mnie Erazm. Z natury był bardzo łagodną osobą, ale wieść o tym, co się stało, wprawiła go w prawdziwą wściekłość. Obiecywał mi, że się zemści, że zamorduje swojego brata, jeśli będzie musiał. Ale ja... stałam się taka pusta. Powiedziałam mu, że nie musi. Popatrzył na mnie zdziwiony i chciał wziąć mnie w ramiona. Potrzebował mnie równie mocno, ale się odsunęłam. Nie mogłam znieść jego dotyku. Nie po tym, co się stało...

Znienawidziłam bogów. Wiedziałam, że to był pomysł Hery, że tak postanowiła mnie ukarać za to, że odrzuciłam jednego z jej synów, odbierając drugiego. Postanowiłam przyłączyć się do ojca, który był generałem i głównym strategiem wszystkich bitew. Zamierzałam walczyć.

Erazm... nie chciał tego. To, że go odrzuciłam, że nie mogłam na niego spojrzeć, bez wspominania naszej córeczki, która była tak do niego podobna, to go niszczyło. Ale ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić. I dopiero po latach zrozumiałam, że my wtedy naprawdę mocno potrzebowaliśmy siebie nawzajem.

On... rzucił się w czeluści Tartaru. To drugi w miarę skuteczny sposób na skończenie swojego żywota. Stracił córkę, a jego ukochana stała się bezuczuciowym potworem... To była moja wina. To ja go zabiłam. I w przeciągu roku straciłam narzeczonego i córkę...

Dalej chyba nie muszę ci opowiadać. Była wielka bitwa. Przegraliśmy. Zostaliśmy ukarani. A ja za karę, za to, że sprawiłam, że utracili ukochanego syna, brata, wujka... członka rodziny, zostałam zesłana na Ogygię. Miał mnie opuszczać każdy mężczyzna, którego pokocham. Każdy wielki herosów, w którym będę musiała się zakochać. Tak jak ja opuściłam Erazma....

Nie zdziwię się, jeśli teraz mnie znienawidzisz. Zrobiłam coś strasznego. Bogowie nigdy mi tego nie wybaczą – udają, że Erazm nie istniał, że to wszystko nie miało miejsca. Niewielu pamięta jeszcze, jak było naprawdę...

ię dze

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro