chapter 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❝The Greatest Show❞ - from ❝The Greatest Showman❞
━❍──────────────────
↻ ⊲ Ⅱ ⊳ ↺

      Już poprzedniego dnia Hazel miała wszystkiego absolutnie dość. Afrodyta kazała jej ograniczyć jedzenie do minimum, by w dzień występu wyglądać na szczuplejszą, co było zwyrodnialskim posunięciem, nawet, jeśli dawało efekty wizualne.

Hazel była głodna, zmęczona i chciało jej się płakać. Cały poranek spędziła w ciszy, próbując opanować stres. Kiedy już siedziała w samochodzie, a w słuchawkach miała zapętlony podkład muzyczny do swojego występu, poczuła wyraźnie, jak bardzo rozbita jest. Ciężko było jej stawiać kroki, mięśnie jakby się zastały - wiedziała, że nie jest ani trochę gotowa na wystąpienie. Nie była nawet pewna, czy w ogóle uda jej się wykonać jakiekolwiek trudniejsze ruchy.

Na hali wykonała dokładnie swoją rozgrzewkę, starając się jak najbardziej skupić na własnych ruchach i nie myśleć o niczym innym.

— Co z tobą dzisiaj? — Afrodyta cmoknęła z niezadowoleniem i zmarszczyła idealnie wykonturowane brwi. — Skup się, Hazel, to twój pierwszy występ w sezonie i ze mną jako trenerką, przecież nie możesz go zawalić, od niego zależy twoja i moja reputacja...

— Nie pomaga pani — mruknęła złośliwie Hazel. Zwykle starała się zachowywać kulturalnie wobec trenerki i traktować ją z szacunkiem, ale teraz Afrodyta naprawdę zaczynała ją denerwować.

Levesque wiedziała, że powinna czuć się zaszczycona faktem, że tak znana i podziwiana osoba postanowiła wziąć ją pod swoje skrzydła. Jednak już po kilku miesiącach zabójczych treningów zrozumiała, że choć Afrodyta jest istotnie profesjonalistką i pomogłaby jej dojść wszędzie, gdzie Hazel by chciała, jest również straszliwie wymagająca, a poza tym nie toleruje sprzeciwu. O ile poprzedniej trenerki miała w dużej mierze wolną rękę jeśli chodzi o interpretację, zmiany w programie i część wizualną, tak Afrodyta zarysowała wokół nowej podopiecznej wyraźne granice, w których Hazel musiała koniecznie się zmieścić, co w ostateczności znaczyło ni mniej, ni więcej, jak tylko wykonywanie poleceń. Niekiedy czuła się jak pajacyk na sznurkach z zaszytymi ustami i ograniczonymi ruchami. Miała wrażenie, że Afrodyta trochę tak ją traktuje - jak lalkę, którą może do woli czesać, ubierać i kazać jej bezwzględnie wykonywać polecenia.

— Ależ Hazel, o czym ty mówisz? Widzę, że nie jesteś najwidoczniej świadoma tego, co cię dzisiaj czeka, bo gdybyś była, z pewnością przestałabyś użalać się nad sobą i wzięła do roboty! Nie mam racji?

Afrodyta zawsze mówiła przesłodzonym tonem i nigdy nie przestawała się uśmiechać, nawet rzucając w jej stronę obelgi, co wysnuwało wniosek, że albo próbowała zmanipulować ją do uwierzenia, że nie chce sprawić, by Hazel poczuła się źle, albo sama w to wierzyła.

— Dobrze — wycedziła Hazel, starając się nie zaciskać szczęki, co na pewno nie umknęłoby uwadze trenerki, która w jakiś sposob wychwytywała wszystko, za co mogłaby ją skarcić. — Poprawię się.

— Mam nadzieję — Afrodyta posłała jej szeroki, sztuczny uśmiech pomalowanych na pudrowy róż ust. — Idę porozmawiać z prasą, podejrzewam, że tylko czekają, aż się pojawię. Przebierz się i uspokój, za dwie godziny zaczynamy oficjalny trening przed występem.

Po tych słowach trzasnęły drzwi do szatni, a Hazel odetchnęła z ulgą. Wyjęła z torby telefon i zaczęła przeglądać media, które teraz roiły się od relacji i wywiadów z zawodów. Gdzieś dostrzegła, że Afrodyta już zdążyła powiedzieć prasie kilka słów o tym, że Hazel bezdyskusyjnie wygra. Cóż, jeśli zawali, rzeczywiście reputacja może jej podupaść - choć, szczerze mówiąc, nie martwiłaby się aż tak bardzo, gdyby pogorszyło się przy okazji mniemanie ludzi o jej trenerce.

Westchnęła i weszła w czat z Leo, który pisał, że niedługo dojeżdżają. Podała mu lokalizację szatni i poleciła, żeby przyszedł pod specjalne wejście przeznaczone dla występujących, gdzie może go odebrać.

Po drodze z szatni natknęła się na Rachel, rudowłosą łyżwiarkę z Nowego Jorku, razem ze swoją żoną i przy okazji trenerką, Annabeth. Hazel zazdrościła im tej relacji, a przede wszystkim zazdrościła Rachel zdrowego podejścia Chase do treningów i zawodów. Pogadały chwilę, Annabeth rzuciła nawet kilkoma radami, po czym z cwanym uśmiechem oznajmiła, że Rachel w tym roku rozłoży ich wszystkich na łopatki. Ledwo się pożegnały, a już machał do niej Leo, którego chwilę później trzymała w ramionach. Zapiekły ją oczy - w końcu poczuła jakiś skrawek czegoś znajomego, domu.

— Hej — wymamrotała mu w ramię, pociągnąwszy nosem. — Czuję się okropnie.

Leo uniósł głowę i kciukiem delikatnie starł jej z policzka pierwsze łzy.

— Chcesz o tym pogadać?

Był pewien, że odmówi, ale Hazel tego dnia nie była gotowa na wyjście na lód bez wyrzucenia z siebie wszystkiego, co ciążyło jej na sercu. Zwykle starała się przed zawodami spychać wszelkie emocje wgłąb siebie, jednak tego dnia czuła, że nie jest to możliwe.

— Chcę — odparła cicho, łapiąc go za rękę i prowadząc do szatni.

Od momentu, w którym upadła podczas wykonywania Axla na treningu przed rozpoczęciem występów, Hazel była już całkowicie rozbita. Wiedziała, że nie może płakać, bo spłynie jej cały makijaż, ale miała naprawdę, naprawdę dość. Afrodyta kręciła się wokół niej, nadając jak katarynka, poprawiając włosy i sprawdzając po raz milionowy czy strój dobrze na niej wygląda, a Hazel chciała po prostu zniknąć.

Rozmowa z Leo nie pomogła. Tak naprawdę skończyła się kilkunastominutowym płaczem, przez który potem miała zapuchnięte oczy. Kiedy Afrodyta to zobaczyła, była bliska zamordowania swojej podopiecznej i wyprawiła jej takie kazanie, że Hazel ostatecznie odechciało się występować.

Trenerka gdzieś obok udzielała wywiadu do lokalnej telewizji, a Levesque wpatrywała się tępo w ekran, na którym na żywo wyświetlano zawody. Teraz jechała osiemnastolatka o azjatyckiej urodzie, której Hazel zupełnie nie kojarzyła. Jej program nie był wyjątkowy ani ogromnie trudny, ale wszystkie ruchy wykonywała precyzyjnie i zapowiadało się na idealne wykonanie. Wyglądała na pewną siebie. Zakończyła występ z rękami w górze i szerokim uśmiechem na twarzy.

— Hazel! — Afrodyta zaszczebiotała jej nad uchem, po czym poprawiła niesforny lok, który postanowił uciec spod wsuwki. — Chodź już, niedługo twoja kolej.

Hazel skrzywiła się, ale posłusznie podążyła za trenerką. Światło białych lamp odbijało się od brokatowych ozdób na jej spódnicy, a szorstki tiul falował delikatnie, gdy gładziła go palcami. Czuła, że pocą jej się dłonie. Wzrok miała zupełnie pusty i niemal słyszała szum krwi w swoich żyłach. A jeśli Afrodyta miała rację, jeśli zepsucie tego występu będzie oznaczało koniec jej dobrej passy i sławy? Czy przesadzała, a może świat celebrytów właśnie tak działał?

Trenerka ścisnęła mocno jej nadgarstek. Zatrzymały się blisko wyjścia na lodowisko. Stąd Hazel mogła dotrzeć kolejny program, jednak teraz patrzyła na zaciśnięte w wąską linię usta kobiety pomalowanie idealnie czerwoną szminką. Nie była w stanie spojrzeć wyżej, a już na pewno nie w oczy Afrodyty, pełne chłodu i sztucznej życzliwości.

— Zaufałam ci z tym programem, Hazel. Jest trudny, ale miałam nadzieję, że dasz sobie z nim radę, skoro tak dobrze sobie kiedyś radziłaś — Afrodyta złapała ją za brodę i zmusiła do przecięcia wzroku z jej błękitnymi tęczówkami. — Więc wyjdź tam i pokaż mi, że postąpiłam słusznie.

Hazel zacisnęła szczękę tak mocno, że aż zatrzeszczały jej zęby. Oczywiście, że Afrodycie chodzi tylko o jej własną reputację!

— Dobrze — powiedziała tylko.

Rozległy się brawa i wiwaty. Odwróciła głowę, by zobaczyć, jak zawodniczka schodząca z lodowiska przytula się do swojej trenerki.

Nie słuchała wyników, nie chciała nawet patrzeć na płaczącą z radości łyżwiarkę, którą pokazało przybliżenie na Kiss and Cry na wielkim ekranie. Wiedziała tylko, że jest dobrze i to ją przytłaczało.

Afrodyta pociągnęła ją do przodu. Hazel czuła się jak robot, serce podeszło jej do gardła, a mięśnie zdawały się zupełnie zwiotczeć. Czy da w ogóle radę jechać?

Wymusiła na twarzy uśmiech, gdy ryk tłumu wdarł się do jej uszu. Pomachała widzom, tym samym wznowiwszy wiwaty. Komentator coś mówił, Afrodyta też, ale dźwięki zdawały się na siebie nakładać, a ona nie rozumiała żadnego z wypowiadanych w jej stronę słów. Trenerka objęła ją ramionami, gdy błysnął flesz, a potem pchnęła ją między łopatki. Hazel zdjęła plastik chroniący płozy łyżew i weszła na lód. Rozpoczęła się muzyka.

Bała się, to prawda, ale lodowisko było jej domem. Wsłuchując się dokładnie w dźwięki zaczęła sunąć po lodzie, czując przyjemne uczucie powracania do czegoś znajomego. Jej myśli powoli odpłynęły w stronę największych sukcesów i najpiękniejszych lat jej występowania, kiedy to ustanawiała światowe rekordy na porządku dziennym. Muzyka płynęła spokojnie, a Hazel czuła się jak łódka na falach, kierowana bardziej przed naturę i zrządzenia losu, niż siebie samą.

Pierwszy skok. Muzyka przyspieszyła, Hazel zaczęła podchodzić do najazdu i wyskoczyła niemal odruchowo, jeszcze zanim zdążyła o tym pomyśleć. Mimo, że była zestresowana, nie mogła oszukać profesjonalizmu i miesięcy ostrych ćwiczeń. Jej ciało niemal samo wiedziało, co robić.

Komentator krzyczał do mikrofonu, a tłum na trybunach wiwatował, gdy Hazel robiła trzy obroty w powietrzu. Przy lądowaniu zachwiała się, adrenalina momentalnie wzrosła, jednak udało jej się uratować płynność ruchów. Powoli przeszła do dalszej części. Kolory hali śmigały jej przed oczami, gdy rozpoczynała kolejną kombinację. Kolejny skok potrójny, potem Salchow. Przestała myśleć, po prostu rozpoczęła swój taniec, który miał opowiedzieć widzom wspaniałą historię o kobiecie wzrastającej w swoich ambicjach.

Nim się spostrzegła, przeszła przez fazę płynnych piruetów. Choć nie była w najlepszej formie, a ruszała się raczej jak lalka na sznurkach niż artystka, to powoli zaczynała wchodzić w dawny rytm. Tafla lodu błyszczała w świetle reflektorów, a barwny tłum falował wokół niej, wznosząc okrzyki, gdy skakała do piruetu kończącego pierwszą połowę.

Była już bardzo zmęczona. Czuła pot spływający jej po plecach i czole, jednak wcale nie miała dość. Kochała to charakterystyczne zmęczenie, satysfakcjonujące jak nic innego. Wzięła głęboki oddech, gdy podkład muzyczny znów przyspieszył i rozpoczęła wymagającą, energiczną sekwencję obrotów i skoków.

Cały program zaplanowany był tak, by pierwsza połowa pokazała bardziej wartość artystyczną i stała się pewnego rodzaju wprowadzeniem do właściwej treści. Druga zaś skupiała się przede wszystkim na zdobywaniu punktów.

Hazel spięła wszystkie mięśnie, trochę chwiejnie wylądowawszy po poczwórnym skoku. Czuła się tak, jakby zaraz miała paść na ziemię, a wiedziała, że przed nią najtrudniejszy fragment - potrójny Axel, gwoźdź programu, który mógł obrócić do góry nogami wszystko, co udało jej się poznać i osiągnąć przed ten rok.

Przygotowała się do najazdu, by zaraz płynnie w niego przejść. Zebrała w sobie całą resztę pokładów energii i wyskoczyła. Wirując w powietrzu, czuła się po prostu wolna. Tak, jakby nic nie mogło jej powstrzymać. Trzy i pół obrotu, a potem opadała na ziemię. Czuła się jak w zwolnionym tempie. Noga dotknęła lodu i omsknęła się. Serce podskoczyło jej do gardła, przed oczami na sekundę zrobiło się ciemno, ale nim panika ogarnęła ją na dobre, ciało samo poderwało się do działania. Podparłszy się ręką, uratowała skok. Zadrżały jej usta. Nie było idealnie, ale było dobrze.

Ostatnie sekundy przeznaczyła na sekwencję kroków po serpentynie, by zatrzymać się na końcu w ostatecznej, artystycznej pozycji.

Wzięła kilka szybkich oddechów, nim ze zmęczenia padła na kolana. Chciała płakać, ale łzy nie wydostały się z jej oczu. Widownia szalała. Komentator wrzeszczał. Błyskały flesze.

Dała radę.

— Hazel! — Afrodyta ruchem ręki przywołała ją do siebie. Hazel wstała, podjechała do niej i pozwoliła się objąć, a potem zaprowadzić do Kiss and Cry.

Czekając na wyniki, czuła, jakby mijały wieki. W końcu jednak wielki ekran wyświetlił punktację, a Hazel już dłużej nie powstrzymywała łez.

— Drodzy państwo, siedemdziesiąt siedem i pięćdziesiąt osiem setnych! — rozległ się głos przez mikrofon. — Hazel Levesque jak zwykle nas nie zawiodła!

— Uważam, że mogło być lepiej — Afrodyta spojrzała na nią sceptycznie, a potem wyjęła z torby mokre chusteczki i zaczęła wycierać z policzków Hazel smugi cieni do powiek. — No już, nie możesz tak przecież wyglądać na zdjęciach...

— Haz!

Kobieta uniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko, wstając z krzesełka, gdy ujrzała biegnącego w jej stronę Leo. Wpadli sobie w objęcia, a Hazel już oczami wyobraźni widziała wszystkie edity z amatorskimi nagraniami tego momentu.

— Byłaś niesamowita — wymamrotał przyjaciel w jej włosy. — Po prostu idealna.

Hazel uśmiechnęła się.

— No, do tej idealności jeszcze trochę mi brakuje.

Wśród krzyków podnieconej widowni Annabeth Chase przyciągnęła do siebie rudowłosą łyżwiarkę w śliskim, zielonym stroju i namiętnie pocałowała ją w usta. Fani zaczęli piszczeć, robić zdjęcia i nagrywać, a Hazel tylko się uśmiechnęła. Rachel weszła na lód.

Jej program był żywy, bardzo w stylu Dare. Szybkie, często skomplikowane sekwencje sprawiły, że Hazel zaczęła rzeczywiście wierzyć w zapewnienia kobiet o sukcesywności tego występu. Trzeba było przyznać, że Annabeth potrafiła wyciągnąć z Rachel wszystko, co najlepsze nie tylko w kwestiach prywatnych. Rok temu łyżwiarka ledwo lądowała nieliczne skoki poczwórne, a teraz nie tylko udawało jej się to z łatwością, ale w programie wylądowała również podwójnego Axla, który kiedyś wykraczałby daleko poza jej umiejętności. Hazel czuła, że kobieta dogania ją w umiejętnościach, jednak z jakiegoś powodu jej się to podobało.

Od swojego występu była wciąż na nogach, krążąc między kamerami, udzielając wywiadów i robiąc sobie zdjęcia z fanami. Nie miała chwili wytchnienia, chociażby, żeby przywitać się z Jasonem i jego przyjacielem, którego on i Leo tym razem ze sobą zabrali. Hazel udało się dostrzec mężczyznę na trybunach - miał jasną karnację i azjatyckie rysy, był wysoki i chyba nawet bardziej umięśniony od Jasona, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie ze względu na szerokie barki. Sprawiał wrażenie miłego człowieka.

W końcu przystanęła przy ekranie, podczas gdy Afrodyta nagrywała relację na Instagrama, akurat na czas, by obejrzeć występ Rachel. Udał się on niemal idealnie, a teraz łyżwiarka razem z trenerką czekały na wyniki. Kiedy komentator ogłosił, że Rachel zdobyła sześćdziesiąt osiem i dziewięćdziesiąt dwie setne punktów, znów się pocałowały, a błyski fleszy oświetliły ich rozjaśnione uśmiechami twarze.

To był ostatni występ na dziś. Jutro czekały ich jeszcze programy dowolne, ale na razie Leo obiecał jej, że pójdą gdzieś na miasto. Bardzo chciał, żeby poznała przyjaciela Jasona, a ona już wiedziała, co się święci. Wciąż był taki, odkąd zerwała z Octavianem. Leo nigdy nie mógł długo wytrzymać, nie będąc w związku, ale miał problemy z zaakceptowaniem, że ona nie czuje potrzeby znajdowania sobie kolejnego chłopaka od razu po tym, jak rozstała się z jednym.

— Będę się zbierać — przekazała Afrodycie, która tylko kiwnęła głową, zbyt zajęta tworzeniem opisu do posta.

— Tylko się jutro nie spóźnij. Bądź na trzynastą.

— Jasne. Dziękuję za dzisiaj.

Afrodyta uśmiechnęła się i skinęła jej głową.

— Idź.

— Do widzenia!

W drodze do szatni napisała Leo, że wraca do hotelu się przebrać i żeby zadzwonił, kiedy już wydostaną się z morderczego tłumu, który teraz wylewał się z głównej hali we wszystkie strony budynku, a potem zamówiła sobie taksówkę. Liczyła, że może uda jej się jeszcze spotkać Rachel i jej pogratulować, ale ta najwyraźniej wciąż była zajęta prasą. Hazel nie chciała na nią czekać, bo jej taksówka już podjechała, więc zabrała rzeczy i wyszła. Jadąc do hotelu, wstawiła posta na Instagrama i udostępniła kilka relacji. Napisała również gratulacje kilku z występujących dzisiaj łyżwiarek, które zapamiętała. Przy okazji dowiedziała się, że jest idolką jednej z nich - ciemnowłosej azjatki, tej, którą widziała dzisiaj po raz pierwszy. Dziewczyna miała osiemnaście lat, nazywała się Drew Tanaka i pochodziła z Japonii. Hazel zaczęła z nią pisać i właśnie wtedy dojechali pod hotel.

Ledwo opadła na łóżko w swoim pokoju, a zadzwonił Leo.

— Hej, znaleźliśmy fajną restaurację, pójdziemy dzisiaj? Wypożyczyłem samochód, możemy po ciebie podjechać, tylko wyślij adres tego hotelu.

— Jasne, tylko dajcie mi się ogarnąć, bo jestem w dresie i śmierdzę, jakbym się nie myła tydzień — parsknęła Hazel.

— Będziemy za dwie godziny, zdążysz?

— Postaram się.

A/N

TAK, W KONCU TO NAPISALEM

Nawet nie wiecie, jaką katorgą jest pisanie opisów programu łyżwiarskiego, kiedy się nie ma zielonego pojęcia o łyżwiarstwie figurowym xD

Jak się podobało? :))


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro