Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dawno mnie tu nie było, za co bardzo przepraszam. Miłej nocy!

***

Ravil wykazał zainteresowanie moją skromną osobą już na następny dzień. Wszedł do pokoju, niczym król i rozsiadł się na krześle z miną przypominającą dzieciaka, któremu odebrano cukierka.

Też nie byłam zachwycona naszym spotkaniem, ale co począć?

– Ubieraj się – naskoczył na mnie.

– Proszę?

– No już, nie mam całego dnia. – Noga mężczyzny drgała szybko, zupełnie, jakby żyła własnym życiem. Palce nerwowo stukały w dolną część krzesła, co powoli doprowadzało mnie do szału.

Nie byłam krową, którą mógł gonić z jednego miejsca na drugie. Takie numery nie ze mną.

Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i westchnęłam ostentacyjnie. Zadarłam głowę i zrobiłam zniecierpliwioną minę godną prawdziwej księżniczki.

– Nie słyszałaś?

– Nie jestem twoim sługusem, aby wykonywać twoje polecenia. W dodatku, w co miałabym się ubrać? – warknęłam mimowolnie i zerknęłam wkurzona w jego stronę.

– Nie wierzę, że to się dzieje – szepnął do siebie i uniósł brwi. – Twoje ubrania są w szafie... – Podszedł do mebla i wyciągnął z nich zwykły dres i bieliznę.

– Gdzie idziemy?

– Podobno zaciekle kryłaś mnie przed ojcem, a on docenia lojalność. Jako nagrodę, nakazał mi zabranie cię na świeże powietrze. Dlaczego to zrobiłaś?

– Nie rozumiem...

– Wiesz, o czym mówię. Śmiem wątpić, że chroniłaś mnie przed ojcem z sympatii do mojej skromnej osoby lub całkiem bezinteresownie. Potrafię wyczuć podstęp, więc możesz mi powiedzieć, co chciałaś ugrać tym sposobem.

Nie wiedziałam, czego tu nie rozumieć. Chciałam wyjść tylko na zewnątrz. Jeśli Ravil doszukiwał się w tym jakiś ukrytych motywów, to albo był głupi, albo nad wyraz dociekliwy, a obie opcje nie napawały mnie optymizmem. Wiedza, że mój... opiekun, jest taki drobnostkowy, jeszcze bardziej mnie od niego odrzucała. Świadomość, że mógłby mnie kontrolować na każdym kroku, co prawdopodobnie będzie miało miejsce, sprawiała, że odechciewało mi się z nim jakiejkolwiek interakcji.

– Naprawdę muszę ci to tłumaczyć? – zapytałam z przekąsem. – Siedzę to od wielu dni, a moim jedynym zajęciem jest wędrówka od łóżka do łazienki, od łazienki do okna i od okna do...

– Dobra, rozumiem, nie musisz być taka dobitna – westchnął i przeczesał swe kruczoczarne włosy. – Wyjdę z sali, a ty się przebierz, tylko szybko, żebym nie musiał zbyt długo czekać.

Nie poczekał, aż odpowiem na jego przytyk, lecz wyszedł z pokoju, uprzednio rzucając mi znaczące spojrzenie.

Wywróciłam oczami i weszłam do łazienki, wcześniej ją zamykając. Szybko założyłam ubrania i z zadowoleniem spojrzałam na siebie w lustrze. Siniaki bledły, a ciemny odcień skóry zaczął żółknąć. Pomimo sprzeczki z Aristowem, byłam zadowolona, gdyż to znaczyło, że wracałam do zdrowia i będę mogła pomóc w poszukiwaniach Raymonda.

Wychodząc z pomieszczenia, zastałam Ravila rozmawiającego z ochroniarzami przed moją salą. Rozumiałam obawy Nicolaia i obecność jego ludzi przed pokojem, lecz po tylu dniach powinien wiedzieć, że nie ucieknę i nie zrobię nic przeciwko jego rodzinie. Za bardzo zależało mi na ojcu, aby teraz to sknocić. Przeszłam długą drogę, żeby być w tym miejscu i nie zamierzałam tego zepsuć. Czułam, że z czasem senior Aristow się do mnie przekona, jednak na razie nie powinnam się wychylać, a tym bardziej sprawiać problemów. Musiałam godzić się na wszystkie jego propozycje, chyba że byłyby niezgodne z moimi preferencjami.

– Gotowa?

– Jak widać, tak. Możemy iść – zapewniłam, a on nie czekając na mnie, ruszył przed siebie.

Po raz pierwszy odkąd tu trafiłam, miałam możliwość lepszego przyjrzenia się posiadłości. Byłam pod wrażeniem harmonii i elegancji, jaka biła od wszystkich pomieszczeń, które mijaliśmy. Widać, że ktoś włożył serce w wystrój wnętrz i zadbał o najmniejsze detale. Uwielbiałam mieszankę starego stylu z nowoczesnością i wiedziałam, że chcąc osiągnąć taki, efekt potrzebna jest wiedza i dobry gust.

– Ktoś, kto zajął się wystrojem waszego domu, musi być niesamowity – powiedziałam dość głośno, nie zwracając uwagi na mężczyznę przede mną. Ravil stanął, a ja wpadłam na jego plecy i prawie upadłam, lecz jego refleks i silne ramiona powstrzymały katastrofę.

– To Audrey, ona wszystkim się zajęła i tak, ma niesamowite wyczucie stylu. Z tego, co słyszałem, ojciec początkowo nie chciał się zgodzić na ten wystrój, jednak w końcu uległ, gdy zobaczył, jak wszystko ze sobą współgra – odparł szczerze puszczając mnie i jednocześnie patrząc na jeden z obrazów na ścianie przedstawiający martwą naturę. Zdziwiła mnie jego otwartość i lekkość, z jaką to powiedział. Zerknęłam na niego z ukosa i dostrzegłam, jak czule spoglądał na dzieło swojej matki. Było jasne, że kochał swoich rodziców i liczył się z ich zdaniem. Ta maleńka informacja, którą przyswoiłam, nie mogła jednak ocieplić jego wizerunku. Nie znałam go, ale widać, iż ten mężczyzna był zmienny niczym wiatr. Ta wiedza naświetlała mi minimalnie jego charakter, lecz nie dostatecznie, aby go rozszyfrować.

Po kilku chwilach stania przy dziele sztuki, mój towarzysz ruszył i ponownie nie oglądał się, czy za nim idę. Lekko mnie to zdenerwowało, ponieważ wiedział, że mój bok nie był wyleczony i nie byłam w stanie nadążyć za szybkim tempem jego kroków. Wywróciwszy oczami, pokazałam język jego plecom i nie przejmując się nim, zaczęłam ostrożnie stawiać stopy na schodach. Podczas gdy ja byłam zaledwie w połowie, on był przy ich końcu i leniwie obrócił się, sprawdzając moją pozycję.

– Guzdrasz się – powiedział i obrzucił mnie zirytowanym spojrzeniem. Nie odpowiedziałam na ten przytyk i dalej kroczyłam, nie przejmując się jego rozeźleniem. – Na zewnątrz jest chłodno, ale to, co masz na sobie, powinno wystarczyć.

– Od kiedy ty taki troskliwy?

– Odkąd ojciec kazał mi cię niańczyć – odburknął i cierpliwie czekał, aż w końcu pojawię się obok niego.

– Gdyby to ode mnie zależało, zwolniłabym cię z tej funkcji. Ja również za tobą nie przepadam, ale będąc skazana na twą obecność, muszę się uczyć tolerancji. – Widząc jego zdezorientowany wzrok, dodałam po chwili wytłumaczenie mych słów. – Nie bądź zdziwiony, wiem, że zabieram cenną część twojego czasu, a sądząc po tym, że nie było cię u mnie przez parę dni i prawdopodobnie uschłabym z pragnienia i głodu, gdyby nie twoja mama, to musiało zatrzymać cię coś ważnego.

– Nie będę rozmawiał z tobą na ten temat, nie było mnie, nie roztrząsaj tego.

– Właśnie to robisz. Nie obchodzi mnie, co czynisz, dopóki mam co włożyć do ust. Następnym razem upewnij się, że oprócz facetów pod drzwiami, zostawiłeś mi, chociaż suchy chleb. Nie jestem wymagająca i nie muszę mieć na obiad chińszczyzny, ale...

– Dobra. Rozumiem, że zawaliłem – westchnął i ku mojemu zdziwieniu posłał mi przepraszające spojrzenie. – Nie pierwszy raz zostałem postawiony pod murem przez ojca, ale to pierwsza taka sytuacja, gdy muszę kimś się zajmować. Zawsze to były jednorazowe zadania, ty jesteś na dłużej i szczerze mówiąc, nie wiem co robić w tym przypadku.

Kolejny raz zaskoczył mnie swoją szczerością i łagodnością. Był taki zdecydowany w tym, co mówił, ale jego czyny były ruchami ślepca. Błądził po omacku, szukając najwłaściwszej drogi.

– Doceniam twoją szczerość, nie chcę mieć w tobie wroga, ale rozumiem, dlaczego za mną nie przepadasz. – Również postawiłam na szczerość, która tym razem u niego wywołała zdziwienie. Otworzył mi drzwi, przez które ochoczo przeszłam, mijając go skonsternowanego.

Wyszłam na zewnątrz, a za sobą poczułam obecność mężczyzny. Był niepokojąco blisko mnie, gdybym zrobiła krok w tył, wpadłabym w jego klatę. Zaciągnęłam się świeżym, chłodnym powietrzem, które natychmiastowo napełniło moje płuca. Dzięki temu poczułam, jakbym zbudziła się z długiego snu. Ściągnęłam łopatki, a ból, który natychmiastowo rozszedł się po moich plecach oraz boku, zignorowałam. Któryś z moich kręgów chrupnął, co wywołało niezidentyfikowany dźwięk ze strony Ravila.

– Nie zapędzaj się tak sarenko – wyszeptał obok mojej głowy. Był wyższy ode mnie o co najmniej czterdzieści centymetrów, więc wyglądało to nieco komicznie w jego wydaniu. – Jeśli zrobisz sobie coś na mojej zmianie, to mi się dostanie.

– Twoja zmiana nieustannie trwa – wzruszyłam ramionami i zwiększyłam dystans. – Ale bez obaw, nie pogruchoczę sobie kości, aż taka zła nie jestem. Zresztą nie jestem masochistką, żeby samoistnie wywoływać u siebie ból i jest jeszcze kwestia mojego taty. Liczę, że szybko dołączę do poszukiwań – wyznałam.

Przez chwilę pojawiła się między nami cisza. W milczeniu podążyłam za nim, drepcząc po zimnej trawie, aż dotarliśmy pod rozłożyste drzewo na tyle ogrodu, na którym zwisała pojedyncza huśtawka. Gestem dłoni zachęcił, abym na niej usiadła. Posłałam mu niepewne spojrzenie, które zignorował i nadal wskazywał na wiszący przedmiot.

– Może to ty tak naprawdę chcesz mnie załatwić. – Uniosłam jedną brew. – To nie wygląda stabilnie.

– Zapewniam, że ta huśtawka przeżyła niejedno i jestem pewny, że jeszcze Igor się na niej pohuśta. To solidna konstrukcja – pokiwał głową, jakby sam siebie chciał przekonać do swojej racji.

– Jeśli umrę, będę cię nawiedzała w snach i będziesz miał mnie na sumieniu, chociaż jesteś gangsterem.

Słowa wypowiedziane w jego stronę sprawiły, że odrobinę się spiął, a jego i tak wątpliwy dobry humor uleciał. Nie byłam głupia, żeby nie zauważyć, iż coś, co powiedziałam, go ubodło. Niemniej, zaskoczyła mnie propozycja, jakoby miał mnie kołysać. Nie potrafiłam opisać tego, co poczułam, ponieważ podchodziło to niemal pod abstrakcję.

Ostrożnie usiadłam i z ulgą stwierdziłam, że nic pode mną się nie załamało, a sama deska była wygodna. Ravil stanął za mną i lekko pchnął moje plecy, przez co pisnęłam strachliwie. Nie byłam przygotowana na ten ruch, a co dopiero jego poufałość.

– Mogłeś mnie ostrzec – powiedziałam z wyrzutem. On jak gdyby nigdy nic, nadal kołysał huśtawkę i najwyraźniej nie miał zamiaru tego przerywać.

– Dzięki temu szybciej się dotlenisz i będę miał cię z głowy.

– Nie wierzę, że to powiedziałeś i w ogóle o tym pomyślałeś. Nie chcę, żebyś zajmował się mną dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale przynajmniej powinieneś stwarzać pozory troski.

– Stwarzam je, zabierając cię na zewnątrz. Mógłbym zostawić cię w pokoju i tkwiłabyś tam nadal, dopóki twoje rany by się nie zagoiły.

– Prawdziwy z ciebie gentelman – zironizowałam. – Jeśli twój brat, jest podobny do ciebie, to współczuję jego partnerce. – Ledwo skończyłam mówić, gdy zostałam odwrócona gwałtownie w jego stronę i obdarzona najbardziej nienawistnym spojrzeniem, jakiego doświadczyłam w życiu.

– Nie mieszaj w to Rodiona, nic nie wiesz o mojej rodzinie, a tym bardziej o mnie, więc daruj sobie te sarkastyczne insynuacje, dobrze ci radzę. To, że mój ojciec przyrzekł, że ci pomoże, nie świadczy o tym, iż będę tolerował twoje szczeniackie zachowanie. Dorośnij. Świat nie kręci się wokół ciebie i nie każdy ma obowiązek ci pomóc.

Jego słowa mnie rozjuszyły na tyle, abym pchnęła jego ciało, a tym samym zeskoczyła z huśtawki. Ten manewr był niebezpieczny i go nie przemyślałam. Rana na boku bolała podobnie, jak na początku, co niedobrze wróżyło. Zacisnęłam powieki i przygryzłam dolną wargę z bólu, który rozchodził się po moim ciele i promieniował. Ravil natychmiast chwycił mnie ostrożnie w talii, uważając, aby nie dotknąć zranienia. Fakt, iż był niebezpiecznie blisko mojej twarzy, niczego nie ułatwiał. Peszyła mnie ta nadmierna poufałość, nawet pomimo braku podtekstu.

– Właśnie tak skończył się twój spacer. Zapomnij, że w najbliższym czasie gdziekolwiek cię wezmę. Jesteś nieodpowiedzialna i nie dbasz o swoje zdrowie.

– Proszę cię... gdyby nie twój wybuch, nic takiego nie miałoby miejsca. Twoje zachowanie jest niedorzeczne i momentami mam cię naprawdę dość. Nie chcesz ze mną przebywać, to tego nie rób. Denerwuję cię? To uczucie jest wzajemne – wysyczałam wprost do jego ucha, na co wyraźnie się skrzywił.

– Skończmy tę bezsensowną kłótnię o nic. Przepraszam cię za moją opryskliwość, ale ostatnio nic nie układa się po mojej myśli i jestem rozdrażniony.

Zaskoczyła mnie szybka zmiana tematu.

– Również przepraszam – zeszłam z tonu. – Sytuacja z moim ojcem, jest dla mnie uciążliwa i nie wiem, na czym stoję. Boję się trochę decyzji twojego ojca, co zrobi, jak faktycznie znajdzie Raymonda. Złożył mi obietnicę, ale...

– Dotrzyma jej. Mój ojciec pod tym względem jest honorowy. Nigdy nie zdarzyło się, aby nie dotrzymał danego słowa. – Chwycił mnie pewniej w pasie i pomógł mi dojść do pobliskiej ławki, której wcześniej nie zauważyłam. – Bardzo cię boli? – sprawnie przekierował rozmowę na inne tory, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie ufaliśmy sobie, a mnie samej trudno wyrażać uczucia. – Możemy pójść do twojego pokoju i tam odpoczniesz. Mogły puścić ci szwy przez to skakanie – zganił mnie.

– Jest dobrze, nie chcę wracać. Dawno nie byłam na zewnątrz, to miła odmiana. – Odchyliłam się i spojrzałam w niebo. Było identyczne jak w mojej ojczyźnie, a jednocześnie inne.

Ravil milczał i pozwolił na chwilowe zawieszenie. Cisza towarzyszyła mi ostatnio przez większość czasu, a pomimo tego, była błoga i czułam w pewnym sensie wolność. Nawet świadomość braku możliwości samodzielnego poruszania się po posiadłości nie mogła zepsuć mi humoru. Beztroska i rozleniwienie to dwie rzeczy, których nie czułam od dzieciństwa. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczułam ulgę. Może moja sytuacja, nie była tak krytyczna?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro